NORBERT SKRZYŃSKI

 

8. etap sztafety śladami Kazimierza Nowaka wiódł przez Zambię – do słynnych wodospadów Wiktorii (Victoria Falls) na rzece Zambezi. Jakie było pierwsze wrażenie jego uczestników po dotarciu do tego południowoafrykańskiego kraju? Wszyscy odpowiadają zgodnie: Zambia jest cudowna! Tutejsi kierowcy są życzliwi, a ludzie tak serdeczni i otwarci, że niemal ochrypliśmy od odwzajemniania pozdrowień. Jako pierwszy punkt programu obraliśmy Chimfunshi – rezerwat-schronisko dla szympansów. Miejsce niezwykłe…

Od mijanych po drodze uśmiechniętych Zambijczyków słyszeliśmy co chwilę pozdrowienia: Muli shani!, co oznacza w języku ludu Bemba (najliczniejszej grupy etnicznej w tym kraju) Witaj! Czasami zadawali nam oni także tak samo brzmiące pytanie: Muli shani? – jak się okazało, zwrot ten to z kolei polskie Jak się masz? Szybko nauczyliśmy się im odpowiadać bwino, czyli dobrze.   

Uczestnicy zambijskiego etapu sztafety „Afryka Nowaka” początkowo obrali trasę Chingola –Chimfunshi – Kansoka – Kitwe – Ndola, która ciągnie się przez środkowo-północną część kraju, wzdłuż granicy z Demokratyczną Republiką Konga. Jest to zagłębie miedziowe, najbardziej uprzemysłowiony region Zambii, oddalony od popularnych tras turystycznych, mający jednak wspaniałą atrakcję, jaką jest największy na świecie rezerwat-przytułek dla szympansów.

Jego początki sięgają 1983 r., kiedy to Sheila i David Siddle’owie przygarnęli pierwszą małpę o imieniu Pal. Wkrótce zaczęły do niej dołączać kolejne osobniki zabierane handlarzom zwierząt, trafiające tu z innych schronisk, cyrków, a także niechciane „maskotki” – obecnie w Chimfunshi przebywa ponad 120 szympansów. Po nieoczekiwanym zaproszeniu do rezydencji założycielki tego niezwykłego przytułku, która opiekuje się również oswojoną hipopotamicą Billy, ekipa zdecydowała się kontynuować swoją podróż, omijając zatłoczoną szosę. Dalsza droga, zaznaczona na tylko jednej z trzech posiadanych przez nich map, okazała się mniej wygodną, ale i spokojniejszą szutrówką. Do miejscowości Kansoka, mającej ponad tysiąc mieszkańców, dotarli na pół godziny przed afrykańskim zmierzchem, o 17.30. Prawie 70 km po piaskach i w pyle dało im w kość, ale szef wioski zaskoczył ich miłą niespodzianką, udostępniając całkiem przyzwoity niewykończony jeszcze budynek, w którym bezpiecznie i wygodnie mogli odpocząć oraz zregenerować swoje siły. Przez następne dni pokonują 130-kilometrowy odcinek, poruszając się dalej trasami o nawierzchni szutrowo-piaskowej. Z Kitwe do Ndoli przejeżdżają jednak sprawnie i komfortowo po najlepszej zambijskiej dwupasmowej autostradzie z szerokim poboczem. Organizmy przyzwyczajają się szybko do miejscowej diety (jajek, smażonego kurczaka z popularną tutaj nsimą, czyli rozgotowaną papką z mąki kukurydzianej, oraz racuchów i Coca-Coli), a ubrania – do otoczenia, przybierając czerwono-rdzawy kolor tutejszej ziemi. Twarze stają się coraz bardziej opalone, męska część ekipy zapuszcza brody – wszyscy zaczynają odczuwać powoli trudy trasy śladami Kazimierza Nowaka.

 

POLSKIE ŚLADY W ZAMBII

Bwana Mkumbwa koło niemal 500-tysięcznej Ndoli – to właśnie tutaj mieściła się kiedyś włoska misja franciszkanów, w której zatrzymał się w listopadzie 1933 r. nasz słynny podróżnik. Mimo iż dzisiaj nie ma już po niej śladu, to uczestnicy sztafety odnajdują jednak w tych okolicach polskie ślady… Natrafiają na cmentarz uchodźców wojennych z Polski, których los rzucił w 1944 r. do dalekiej Zambii (wówczas Rodezji Północnej znajdującej się pod brytyjskim protektoratem). Obecnie wznosi się przy nim skromny pomnik upamiętniający przebywających tu naszych rodaków. Jest to godne miejsce do zawieszenia tabliczki pamiątkowej informującej o podróży Kazimierza Nowaka przez te tereny. W pobliskiej Ndoli, zambijskiej stolicy miedzi, ekipa odwiedza franciszkańską misję, świetnie funkcjonującą szkołę, oficynę wydawniczą i oczywiście kościół. Kolejne 130 km trasy przebiega po nieopisanym w przewodnikach obszarze kraju, bez większych miejscowości, żadnych wygód i pewnych noclegów.

W Kapiri Mposhi (na północ od stołecznej Lusaki) uczestnicy wyprawy goszczą w szkole laureatki Orderu Uśmiechu – siostry Angeliki Tabuły. Placówka ta, nosząca nazwę Kalulu School, cieszy się zasłużoną sławą w całej Zambii, utrzymuje wysoki poziom nauczania, wciąż się rozwija i modernizuje. Szkoda tylko, że nie wszystkie zambijskie szkoły są tak dobrze wyposażone i prowadzone.

Na odcinku prowadzącym z Kapiri Mposhi do Lusaki polscy rowerzyści spotykają samotnego cyklistę z Francji – Gérarda Zagara. Oczarowują go historią wielkiej podróży po Afryce Kazimierza Nowaka. Dochodzi on także do wniosku, że 5-letnia, samotna wyprawa rowerowa naszego dzielnego rodaka po tym wspaniałym kontynencie jest zdumiewającym wyczynem, trudnym do powtórzenia i naśladowania – nie tylko wtedy, w latach 30. XX w., ale również i teraz.

W Kabwe (dawniej Broken Hill), 200-tysięcznej stolicy zambijskiej Prowincji Centralnej, podróżnicy odwiedzają kościół, w którym 11 listopada 1933 r. Kazimierz Nowak uczestniczył we mszy. W dalszym ciągu działa tu salezjańska misja i tak jak przed laty pracują w niej polscy misjonarze. Jest to doskonałe miejsce do umieszczenia drugiej tabliczki wspominającej wielką wyprawę Polaka. W mieście odnaleźć można jeszcze jeden budynek pamiętający prawie tygodniowy pobyt na tych terenach Nowaka – starą pocztę, którą odwiedzał, czekając na listy od żony z Polski.

Do Chisamby ekipa jedzie historyczną trasą Kazika z 1933 r. W gościnnych progach parafii prowadzonej przez ks. Dominique’a Dagijimanę umieszcza kolejną tabliczkę, a następnego dnia jeszcze jedną – tym razem w Kasisi koło Lusaki, u polskich misjonarek. Siostry Służebniczki Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej prowadzą tutaj największy i najbardziej znany w Zambii sierociniec (założony w 1926 r.) oraz szkołę. To najdzielniejsze z matek spotkanych przez rowerzystów podczas ich podróży – mają pod opieką aż 250 dzieci!

 

W STOŁECZNEJ LUSACE

Lusaka to najbrzydsze miasto, jakie w życiu odwiedziliśmy – to zgodna opinia całej 4-osobowej ekipy. Współczesna stolica Zambii, w której mieszka obecnie ok. 1,8 mln ludzi, zachowała podobny charakter do tego z lat 30. XX w. Jest to ogromna wioska zabudowana chatkami z gliny, desek, dykty lub blachy falistej. W takich skrajnie nieprzyjaznych warunkach żyje większość mieszkańców Lusaki. Oczywiście, są tu też bogate dzielnice, ich schludne, strzeżone i zamknięte osiedla świadczą o ogromnych różnicach w poziomie zamożności Zambijczyków. Mimo szaro-bagiennych kolorów budynków, braku terenów zielonych oraz brudu panującego na ulicach, podróżnicy w sumie nienajgorzej wspominają to miasto, głównie dzięki wspaniałym ludziom, których spotykali. Najwyżej cenią brata Jacka Rakowskiego ze Zgromadzenia Misjonarzy Afryki – Ojców Białych, dyrektora Domu Nadziei w Lusace, ośrodka dla „dzieci ulicy”. Jest to niezwykły człowiek czynu, którego wielkość objawia się w codziennej wytrwałości w pomaganiu swoim bezdomnym podopiecznym, narażonym na pokusy prostytucji i narkomanii.

W stolicy polscy rowerzyści odwiedzają też Zambijski Związek Cyklistów. Narodowa reprezentacja kolarzy asystuje przy przykręcaniu kolejnej tablicy pamiątkowej poświęconej Kazimierzowi Nowakowi – tym razem na budynku Muzeum Narodowego. Ta placówka muzealna wzbogaca się o przetłumaczony na język angielski, oczywiście, dotyczący Zambii, rozdział książki Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd z relacjami naszego dzielnego rodaka z jego wielkiej podróży afrykańskiej z lat 1931–1936, a także o zeskanowane listy, zdjęcia i czasopisma z lat 30. XX w., ilustrujące historię tego kraju!

 

NAD WODOSPADAMI WIKTORII

Z Lusaki czas skierować się w stronę granicy z Zimbabwe. Najpierw jednak do pokonania jest 220-kilometrowa trasa do Chikuni, która biegnie głównie po tzw. tarce, najgorszym rodzaju szutrówki. W tej rolniczej osadzie znajduje się kościół sfotografowany w listopadzie 1933 r. przez Nowaka. Tak naprawdę pozostała już z niego jedynie wieża – resztę zjadły żarłoczne termity. Do 100-tysięcznego Livingstone nad wodospadami Wiktorii pozostaje już „tylko” 300 km, po drodze jednak strudzeni rowerzyści postanawiają zboczyć trochę z trasy, żeby po przejechaniu 70 km skorzystać z kąpieli w ogromnym sztucznym jeziorze Kariba, leżącym na granicy Zambii i Zimbabwe. Po dokładniejszym wczytaniu się w przewodniki okazuje się, że kąpiele w tutejszych wodach zarezerwowane są dla dzikich zwierząt! Trzy dni spędzone nad brzegami jeziora upłynęły na odzyskiwaniu sił, wypoczynku, wędkowaniu i obserwacji przyrody – słoni, krokodyli, hipopotamów…

Przed ujrzeniem niesamowitych wodospadów Wiktorii uczestników wyprawy śladami Kazimierza Nowaka czekało jeszcze jedno niespodziewane spotkanie… W wiosce Tara koło Kariby trafili do chatki 83-letniego staruszka Siasumbwe Chakolwy, który przypomniał sobie, że jako mały chłopiec biegł z rówieśnikami za muzungu (białym człowiekiem) na rowerze. Bez wątpienia musiał to być nasz dzielny rodak! Na koniec całej trasy podróżnicy pokonują rekordowo długi odcinek w ciągu jednego dnia – 130 km z Kalomo do Livingstone. Łącznie przejechali po zambijskich drogach 1240 km, a dokonali tego w niecałe 4 tygodnie!

Za metę 8. etapu sztafety śladami Kazimierza Nowaka obrano słynny most graniczny na rzece Zambezi. Łączy on zambijskie miasto Livingstone z zimbabweńskim Victoria Falls. Tuż obok tej przeprawy znajduje się prawdziwy cud natury – zapierające dech w piersiach wodospady Wiktorii. Atrakcję tę zwiedza się przeważnie od strony Zimbabwe, gdzie utworzono Park Narodowy Wodospadów Wiktorii (Victoria Falls National Park), doskonale przygotowany na przyjęcie licznych turystów, którzy pragną zanurzyć się w nieopadającej mgle wzbijanej przez wody Zambezi. Huk największych wodospadów Afryki słychać już z daleka. Po zbliżeniu się do ponad 100-metrowej ściany niesamowity, głuchy grzmot spadającej z niej wody wprawia wszystkich w osłupienie. Tak o tym nieprawdopodobnym miejscu pisał 8 grudnia 1933 r. Kazimierz Nowak: Dziś po raz pierwszy widziałem ten cud przyrody! Opisać trudno wrażenie, jakiego doznałem na widok majestatu wodospadu VICTORIA. Trudno się wysłowić…