Michał Szulim
www.MiejsceZaMiejscem.pl
« Tegoroczne lato będzie nie lada gratką dla tysięcy kibiców, zwłaszcza z Polski. Otóż jeden z najważniejszych turniejów piłkarskich świata zostanie rozegrany tuż za miedzą, u naszych zachodnich sąsiadów. Oprócz biletów na wybrane mecze warto sobie zarezerwować także większą ilość wolnego czasu. Tak się składa, że trzy duże niemieckie miasta, areny zmagań polskiej drużyny, a więc Berlin, Hamburg i Dortmund, mają do zaoferowania mnóstwo atrakcji, również pozasportowych. A mój subiektywny przewodnik pomoże je odkryć wszystkim zainteresowanym. »
Mogłoby się wydawać, że nie będzie już lepszej okazji do zobaczenia na własne oczy najistotniejszego piłkarskiego widowiska na naszym kontynencie niż UEFA Euro 2012. Wówczas mecze rozgrywano w Warszawie, Gdańsku, Wrocławiu, Poznaniu i czterech ukraińskich miastach – Kijowie, Doniecku, Charkowie i Lwowie. Ale przecież Berlin dzieli od stolicy Polski raptem 6 godz. drogi samochodem, a do Hamburga można dojechać ze Szczecina szybciej niż do Warszawy!
Zatem po raz kolejny trafia się naszym kibicom możliwość podziwiania na własne oczy najważniejszego turnieju piłkarskiego tego roku, bez konieczności odbywania dalekich i kosztownych podróży. A jeśli ktoś z państwa nie miał jeszcze okazji zwiedzić niemieckich miast, w których odbędą się najistotniejsze (z perspektywy Polaków) zmagania – radzę przedłużyć sobie pobyt w Niemczech. Otóż w Berlinie, Hamburgu i Dortmundzie naprawdę jest co oglądać.
Portowy Hamburg, czyli St. Pauli, piękne spichlerze i droga Filharmonia nad Łabą
To miasto, położone w północnych Niemczech, już 16 czerwca stanie się areną pierwszego ważnego wydarzenia dla polskich kibiców w ramach UEFA Euro 2024. Tego dnia nasza reprezentacja stoczy tam pojedynek z drużyną Holandii. W ciemno można obstawiać, że mnóstwo fanów futbolu z Polski przyjedzie z tej okazji do Hamburga i być może część z nich odkryje, że to miasto jest naprawdę wyjątkowe. Warto tu spędzić minimum dwa dni. Hamburg słynie z urokliwych kanałów oraz licznych mostów i kładek, których jest aż 2,5 tys.!
Pierwsze, co zwraca uwagę w tym mieście, to jego wybitnie portowy charakter. Mimo iż do brzegów Morza Północnego jest stąd ok. 120 km, to jednak wpływająca do niego szeroka rzeka Łaba umożliwiła rozwój miasta na bazie portu morskiego. I to nie byle jakiego, bo największego w Niemczech i trzeciego pod względem wielkości w Europie (po niderlandzkim Rotterdamie i belgijskiej Antwerpii).
Aby sobie uświadomić, z jakim gigantem mamy do czynienia, należy udać się do miejsca, które stanowi największy magnes dla turystów przybywających do Hamburga, czyli Landungsbrücken (St. Pauli-Landungsbrücken). Jest to reprezentacyjne nabrzeże Łaby, usytuowane niemalże w samym centrum miasta, przy którym cumują statki wycieczkowe i jachty. Znajdziemy tu też dziesiątki restauracji, knajp i kawiarni z widokiem na wodę oraz na wspomniany port, którego fragment widać po drugiej stronie brzegu jak na dłoni.
Kilka firm obsługuje regularne rejsy statkami wycieczkowymi, które startują właśnie z tego miejsca. Trasa jest niezmiernie malownicza, a największe wrażenie robi ogrom terenów portowych mijanych po drodze oraz wielkie żurawie, które stanowią w Hamburgu nieodłączony element krajobrazu.
Będąc na nabrzeżu Landungsbrücken, nie sposób nie zwrócić uwagi na pewien charakterystyczny budynek wznoszący się nieopodal. To słynna hamburska Filharmonia nad Łabą (Elbphilharmonie) – najnowszy symbol miasta. Jeszcze dekadę temu nowo powstająca budowla stanowiła w Niemczech obiekt złośliwych żartów i dowcipów. Co było ich przyczyną? Głównie to, że rodziła się ona w bólach: zarówno pod względem znacznie przekroczonego terminu trwania budowy, jak i budżetu, sporo wyższego, niż pierwotnie zakładano. Filharmonia miała kosztować 76 mln euro, a finalnie jej koszt okazał się… ponad 10-krotnie wyższy – wyniósł aż 866 mln euro!
Ale kiedy w styczniu 2017 r. oficjalnie otwarto budynek, szybko się okazało, że powstało coś absolutnie unikatowego. Dość powiedzieć, że w ciągu zaledwie kilku lat Elbphilharmonie stała się symbolem Hamburga i jedną z trzech najpopularniejszych atrakcji w całych Niemczech. Gmach Filharmonii nad Łabą to przede wszystkim genialny przykład architektury łączącej tradycję i nowoczesność, który zwraca na siebie uwagę niemalże od razu. Dolna część budowli powstała na bazie zniszczonego w czasie II wojny światowej starego ceglanego spichlerza cesarskiego z XIX w. (potem XX-wiecznego magazynu kakao), a nadbudowa to (pod względem architektonicznym) bez wątpienia XXI stulecie. Szklaną fasadę pokryto nieregularnymi taflami szkła, które się wyginają, niczym żagiel albo fale. Nawiązują w ten sposób do tradycji portowych miasta. Zakrzywionych szklanych elementów jest w sumie 1096. Każdy z nich waży ponad 1 t. Koszt takiego pojedynczego okna to ok. 72 tys. euro.
Szklane elementy fasady mają nieregularne krzywości, bo twórcom budynku chodziło o to, żeby elewacja skrzyła się w słońcu, co jeszcze bardziej dodaje jej lekkości. Filharmonia ma wysokość 110 m i jest to obecnie druga najwyższa budowla w mieście (pokonuje ją jedynie 276,5-metrowa wieża radiowo-telekomunikacyjna Heinrich-Hertz-Turm). Piszę o tym nieprzypadkowo, bo polecam wejść do środka gmachu i wjechać efektownymi schodami ruchomymi na obszerny taras widokowy, z którego rozpościera się jeden z najpiękniejszych i najbardziej spektakularnych widoków na niemal cały Hamburg.
A jeśli ktoś chce zobaczyć najsłynniejszy historyczny fragment miasta, koniecznie powinien się udać na spacer po Dzielnicy Spichlerzy (Speicherstadt), czyli zabytkowym kwartale ceglanych budynków wybudowanych na drewnianych palach, tuż nad kanałami rzecznymi. Niegdyś mieściły się w nich magazyny towarów przypływających do Hamburga na statkach – zboża, kawy, herbaty, przypraw czy tytoniu. Z kolei najlepsze zdjęcie zrobimy na moście Poggenmühlen, w samym sercu Speicherstadt.
No ale obraz miasta nie byłby pełny bez wizyty w jego najsłynniejszej dzielnicy, czyli St. Pauli. To miejsce zaliczane przez turystów do kategorii must see, nazywane też „dzielnicą czerwonych latarni”. Dystrykt położony na północ od opisywanego wcześniej Landungsbrücken zasłynął z tego, że zapewniał marynarzom przypływającym do Hamburga rozrywkę. I to wszelkiego rodzaju, bo oprócz setek barów, kawiarni, restauracji, kabaretów i klubów muzycznych powstały tutaj również liczne sex shopy oraz lokale ze striptizem, a także kina wyświetlające filmy dla dorosłych. Najwięcej dzieje się na ulicy Reeperbahn, którą można uznać za centrum tej barwnej dzielnicy.
Najciekawiej jest tu po zmroku, kiedy zapalają się setki neonów, tłumy ludzi chodzą od baru do baru, ubrane w odblaskowe stroje panie zagadują podchmielonych mężczyzn, a zewsząd słychać głośną muzykę. St. Pauli nigdy nie śpi i zapewne ta imprezowa dzielnica skusi też wielu kibiców przybywających do Hamburga na mecze UEFA Euro 2024.
A skoro jesteśmy w temacie futbolu, to trzeba wspomnieć o tutejszym legendarnym klubie sportowym. To FC St. Pauli, założony w maju 1910 r. Na jego czarnej fladze widnieje nazwa klubu oraz czaszka ze skrzyżowanymi piszczelami. Kibice St. Pauli są znani ze swoich lewicowych poglądów, zatem w ich szeregach można znaleźć wielu przedstawicieli subkultur młodzieżowych. Chodząc ulicami tej dzielnicy, nie sposób nie zauważyć bezgranicznej miłości fanów do swojej drużyny. Charakterystyczne logo FC St. Pauli, „Piratów Ligi”, zdobi fasady wielu budynków, a gadżety klubowe można tu kupić niemalże wszędzie.
No i jeszcze ważna informacja dla wszystkich fanów muzyki, którzy zawitają do tej portowej dzielnicy. Otóż 17 sierpnia 1960 r. w niewielkim klubie „Indra” (istniejącym do dziś przy Große Freiheit 64) po raz pierwszy w Hamburgu wystąpił pewien, mało wówczas znany, zespół muzyczny. Chłopcy przyjechali tutaj prosto z Wielkiej Brytanii i przez następny rok zagrali ok. 300 koncertów, prezentując swoje umiejętności przed podchmieloną publicznością w okolicznych spelunkach. I nikt chyba się wówczas nie spodziewał, że już za kilkanaście miesięcy ten zespół stanie się najsłynniejszą grupą muzyczną świata. Mowa tu o Beatlesach, którzy w dużym stopniu przyczynili się do popularności dzielnicy St. Pauli. Ba, powstał tutaj nawet ich pomnik, który stanął na – nomen omen – Placu Beatlesów.
Na koniec warto dodać, że hamburską areną UEFA Euro 2024 będzie stadion Volksparkstadion. To obiekt mogący pomieścić podczas międzynarodowych meczów piłkarskich 51,5 tys. kibiców. Na co dzień występuje na nim drużyna Hamburger SV (w skrócie HSV). Na stadionie warto zwiedzić muzeum klubowe, gdzie znajdziemy mnóstwo pamiątek związanych z HSV. To klub z bogatą historią, która rozpoczęła się we wrześniu 1887 r. Do dziś stanowi on największą dumę hamburskich kibiców.
Dortmund, czyli ulubione miasto polskich zawodników
Według Map Google z Warszawy do Dortmundu jedzie się 10 godz. samochodem. To sporo, ale przecież można tu także dolecieć samolotem lub dojechać pociągiem. Dla chcącego nic trudnego, tym bardziej że to właśnie w tym mieście rozegra się kolejny ważny mecz dla Polaków na UEFA Euro 2024. W Dortmundzie 25 czerwca nasza reprezentacja zmierzy się z drużyną Francji na stadionie Signal Iduna Park (wcześniej Westfalenstadion – Stadion Westfalii). To gigantyczny obiekt, który może pomieścić podczas międzynarodowych meczów 66 099 kibiców. Na co dzień gra tutaj słynna drużyna Borussia Dortmund (w skrócie BVB). Ta sama, w której barwach przez wiele lat (od 2010 do 2014 r.) biegał po murawie najbardziej znany obecnie polski piłkarz Robert Lewandowski. Ale ten stadion jest szczególnie bliski kibicom z Polski, bo w pewnym momencie w Borussii grała „święta trójca” naszego rodzimego futbolu, czyli Jakub Błaszczykowski, Łukasz Piszczek i wspomniany przed chwilą Robert Lewandowski (tzw. polskie trio z Dortmundu). Ale – podobnie jak w przypadku Hamburga – w Dortmundzie warto sobie zarezerwować minimum dwa dni na pobyt, bo oferuje on sporo interesujących atrakcji do zobaczenia.
Punkt centralny tego największego, 600-tysięcznego miasta Zagłębia Ruhry i Westfalii stanowi obszar Starego Miasta, gdzie znajdziemy kilka zabytkowych świątyń, z XII-wiecznym Kościołem Mariackim (Marienkirche) oraz Kościołem św. Rajnolda (St. Reinoldi lub Reinoldikirche) z XIII stulecia na czele, a także wiele innych historycznych budowli. I choć trzeba przyznać, że akurat Dortmund nie należy do najpiękniejszych miast w Niemczech, to jednak można tu odnaleźć urokliwe i ciekawe miejsca. Najważniejszym placem miasta jest Friedensplatz, przy którym wznosi się m.in. budynek Starego Ratusza (Altes Stadthaus) z 1899 r., i to tutaj zbierają się zawsze kibice po zwycięstwach BVB.
Z kolei najbardziej znaną budowlą w Dortmundzie i zarazem jednym z tutejszych symboli jest tzw. U-Tower. Nazwa pochodzi od wielkiej litery „U”, ustawionej na dachu budynku. Od blisko stu lat jest to główny punkt orientacyjny zarówno dla mieszkańców, jak i przyjezdnych. Kiedyś mieścił się tu browar, a od kilkunastu lat gmach pełni funkcję siedziby Museum Ostwall (MO), centrum sztuki i kreatywności, gdzie odbywa się mnóstwo wydarzeń.
Polscy entuzjaści futbolu będą na pewno zainteresowani zwiedzeniem interaktywnego Niemieckiego Muzeum Piłki Nożnej (Deutsches Fußballmuseum). Można tutaj zobaczyć interesującą ekspozycję związaną z historią, nie tylko niemiecką, tej najpopularniejszej gry drużynowej na świecie. I tak np. znajduje się tu oryginalna piłka, którą uszyto na początku XX w., lub też czerwone i żółte kartki, wymyślone przez angielskiego sędziego piłkarskiego Kena Astona (1915–2001) i zastosowane po raz pierwszy podczas Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej w Meksyku w 1970 r. W Niemieckim Muzeum Piłki Nożnej zgromadzono mnóstwo ciekawych eksponatów, zdjęć, strojów z epoki i dokumentów, dzięki którym – nie bez powodu – placówka cieszy się dużą popularnością. Nie brakuje tutaj także pamiątek związanych z legendarnym Kaiserem (Cesarzem) Franzem Beckenbauerem (1945–2024), dwukrotnym zdobywcą Złotej Piłki (w 1972 i 1976 r.), i z innymi znanymi zawodnikami Bundesligi. Ciekawą częścią ekspozycji jest też ta, w której urządzono wystawę futbolowych artefaktów z czasów nazistowskich, a także sala, gdzie wyeksponowano najważniejsze historyczne trofea zdobyte przez reprezentację Niemiec. Warto również odwiedzić studio sportowe, w którym każdy gość może spróbować swoich sił w roli komentatora i poczuć się jak Dariusz Szpakowski.
Jeśli ktoś lubi odpocząć i jednocześnie ceni sobie mocniejsze wrażenia, to polecam wizytę na wieży widokowej i telewizyjnej Florianturm. Znajduje się ona na terenie Westfalenpark, czyli „zielonych płuc” Dortmundu. Park jest naprawdę spory, bo zajmuje powierzchnię 70 ha i idealnie nadaje się na odpoczynek pod chmurką (nie tylko przed lub po emocjonującym meczu!). Wspomniana wieża to jedna z najbardziej rozpoznawalnych i najbardziej widocznych budowli w mieście. Nie ma się co dziwić, bo ma niemal 209 m wysokości. Warto wjechać na platformę widokową, z której rozpościera się piękny widok na okolicę. Można sobie wówczas uświadomić, że to największe miasto Westfalii stanowi ważną część Zagłębia Ruhry, bo aż po horyzont widać stąd kominy licznych zakładów przemysłowych.
Ale jeśli miałbym komuś polecić jakieś miejsce w Dortmundzie, które uwiodło mnie w zasadzie od razu, to jest nim niewątpliwie Hörde, okręg administracyjny leżący na południe od centrum. Najciekawsza dzielnica na tym obszarze to Syburg. Będąc tutaj, czujemy się jak w urokliwym miasteczku. Można tu godzinami chodzić na spacery lub jeździć rowerem i oglądać po drodze pozostałości bogatej przeszłości miasta, takie jak zamek Hohensyburg z ok. 700 r. czy też Kościół św. Piotra (St. Peter zu Syburg) z VIII stulecia. Obie te budowle powstały w czasach romańskich. Ale Syburg to także piękna kamienna zabudowa domów, jakże różna od nowoczesnej (w większości) architektury w centrum Dortmundu. A drewniane niebieskie okiennice w starych budynkach dopełniają tylko uroku tego pięknego i spokojnego fragmentu miasta.
Berlin, czyli unikatowy miks wszystkiego
Prawdopodobnie najwięcej polskich kibiców odwiedzi jednak ostatnie z opisywanych przeze mnie miast turniejowych, czyli Berlin. Oczywiście głównie ze względu na to, że stolica Niemiec jest położona zaledwie 1,5 godz. drogi samochodem od granicy z Polską. To właśnie tutaj, na Stadionie Olimpijskim (Olympiastadion) w dzielnicy Charlottenburg, 21 czerwca nasza narodowa reprezentacja zmierzy się z drużyną Austrii. Tu również odbędzie się najważniejszy, bo finałowy mecz UEFA Euro 2024. Otóż 14 lipca, o godz. 21.00, na murawę blisko 75-tysięcznego stadionu wyjdą dwa najlepsze zespoły turnieju, a oczy całego piłkarskiego świata będą tego dnia zwrócone na Berlin.
Ale jest jeszcze jeden powód, dla którego to właśnie miasto ściągnie prawdopodobnie największą liczbę fanów futbolu spośród wszystkich miast turniejowych. To tu właśnie stanie najbardziej reprezentacyjna strefa kibica, w której będą wyświetlane na wielkich telebimach mecze. Mimo iż podobne miejsca powstaną także w Dortmundzie czy Hamburgu, to jednak to w Berlinie nie będzie miało sobie równych. Zostanie stworzone tuż obok najsłynniejszej budowli miasta, czyli Bramy Brandenburskiej. Poczynając od niej, wzdłuż szerokiej Straße des 17. Juni, czyli ulicy 17 Czerwca, powstanie zielona murawa, na której zbiorą się kibice, aby wspólnie przeżywać piłkarskie emocje, których zapewne podczas turnieju UEFA Euro 2024 nie zabraknie. A mecze będą mogli oglądać na kilku telebimach, w tym także na tym najbardziej spektakularnym, który zostanie zamontowany obok Bramy Brandenburskiej. Organizatorzy zapowiadają, że będzie to największy ekran świata!
Stolica Niemiec stanowi jedno z najciekawszych miast Europy, pełne energii, ciekawych i oryginalnych ludzi, kontrastów i dużej liczby atrakcji. Miasto nieoczywiste, które przyciąga jak magnes, mimo iż daleko mu do urody Rzymu czy Paryża.
Punktem obowiązkowym zwiedzania dla większości turystów jest Wyspa Muzeów (Museumsinsel), czyli położony na rozlewisku Sprewy kompleks najważniejszych berlińskich placówek muzealnych, gdzie znajduje się m.in. Stara Galeria Narodowa (Alte Nationalgalerie) czy też Muzeum Pergamońskie (Pergamonmuseum) ze zrekonstruowanym Wielkim Ołtarzem Zeusa w środku. Ale nawet jeśli nie mamy w planach zwiedzania, to i tak warto tu przyjść, bo to jeden z najpiękniejszych fragmentów miasta. Poza tym koniecznie trzeba zajrzeć do wnętrza Katedry Berlińskiej (Berliner Dom, oficjalnie Oberpfarr- und Domkirche zu Berlin) z przełomu XIX i XX w. i obejrzeć niesamowite organy oraz grobowce ok. 90 członków niemieckiej dynastii Hohenzollernów, a także wejść na taras widokowy położony w kopule świątyni.
Najciekawsze jest to, że od majestatycznych i reprezentacyjnych budynków Wyspy Muzeów jest tylko kilkaset metrów do placu Aleksandra (Alexanderplatz), gdzie… odkryjemy zupełnie inny świat. Przed 1989 r. był to główny plac wschodniej części Berlina, słynący z wysokiej na 368 m wieży telewizyjnej Berliner Fernsehturm, która jest symbolem miasta i najwyższą budowlą w Niemczech. To dwa odrębne światy leżące niedaleko od siebie, ale nie zapominajmy, że jesteśmy w niemieckiej stolicy, znanej z kontrastów. A miks architektoniczny jest niemalże wpisany w tkankę Berlina.
W niemieckiej metropolii warto poszukać również śladów słynnego Muru Berlińskiego, który od 13 sierpnia 1961 do 9 listopada 1989 r. dzielił miasto na pół. Tym bardziej, że w tym roku przypada 35. rocznica zburzenia tej budowli. Wycieczkę trzeba rozpocząć od legendarnego już Checkpoint Charlie (na skrzyżowaniu ulic Friedrichstraße i Zimmerstraße), gdzie niegdyś mieściło się znane przejście graniczne między ówczesnym Wschodem a Zachodem Europy. Stoi tutaj kopia budki strażniczej z czasów podziału Berlina, a tuż obok znajduje się tablica informująca (w zależności od tego, od której strony ją oglądamy), że właśnie wchodzimy do amerykańskiego sektora lub też go opuszczamy.
A skoro tu dotarliśmy, to przed nami kolejny obowiązkowy punkt programu: Muzeum Muru Berlińskiego (Mauermuseum – Museum Haus am Checkpoint Charlie), którego nie wolno nam pominąć! To bez wątpienia jedna z najciekawszych placówek muzealnych w całym mieście. To tutaj możemy poznać całą historię budowy muru i okoliczności polityczne, które do niej doprowadziły. Setki zdjęć dokumentują proces powstawania znienawidzonej budowli, a mapy pozwalają zwiedzającym uświadomić sobie dokładne umiejscowienie betonowej zapory. Największe wrażenie robią jednak przedmioty ukazujące próby ucieczki Niemców z NRD do RFN. A zatem można tu zobaczyć samochody wyposażone w najbardziej pomysłowe i nieoczywiste skrytki na ludzi, a nawet lotnię, którą próbowano przelecieć na drugą stronę muru. Cała wystawa robi piorunujące wrażenie i pozwala nam zrozumieć złożoność historii Berlina.
A sam mur? Mimo iż oficjalnie runął wieczorem 9 listopada 1989 r., to jednak w kilku miejscach w Berlinie wciąż można trafić na jego mniejsze lub większe fragmenty. I tak oto w niewielkiej odległości od Checkpoint Charlie, przy ulicy Niederkirchnerstraße, odnajdziemy okazały fragment najsłynniejszego muru świata. Tuż obok znajduje się budynek z ciekawą wystawą o nazwie Topografia Terroru (Topographie des Terrors), gdzie można poznać dzieje nazistowskich Niemiec i obejrzeć wstrząsające zdjęcia z czasów II wojny światowej.
Najbardziej znany ocalały fragment Muru Berlińskiego to ten o nazwie East Side Gallery. Betonowa ściana ciągnie się wzdłuż rzeki Sprewy na długości ponad 1,3 tys. m i jest – jak sama nazwa wskazuje – galerią sztuki ulicznej. To tutaj najróżniejsi artyści namalowali w sumie ponad 100 obrazów, które odczarowały nieco ponury mur. Najsłynniejszym graffiti jest to ukazujące „namiętny” pocałunek Leonida Breżniewa (1906–1982) z przywódcą NRD Erichem Honeckerem (1912–1994). Dziś to jedna z ikon miasta.
A gdzie w Berlinie odpocząć po emocjonującym meczu? Najlepiej – korzystając z letniej pogody – podjechać metrem lub autobusem miejskim do miejsca, które jest obecnie bardzo modne wśród mieszkańców. Mowa o ogromnym terenie zielonym, zwanym Tempelhofer Feld. Do 2008 r. działało tutaj lotnisko Tempelhof. Kilka lat później ten ponad 300-hektarowy teren został oddany berlińczykom jako miejsce rekreacji. W pogodny dzień spotkamy tu tysiące ludzi jeżdżących na rowerach, rolkach czy też biegających po alejkach lub po prostu siedzących w gronie znajomych i popijających znakomite niemieckie piwo. Zapewne zawitają tutaj także kibice piłkarscy przybywający do Berlina na turniej UEFA Euro 2024 i miejsca dla nich na pewno nie zabraknie.
Na koniec chciałbym polecić pewne sekretne berlińskie miejsce, które mieści się… w niepozornym centrum handlowym przy ulicy Karl-Marx-Straße 66, niedaleko Tempelhofer Feld. Trzeba tu wsiąść do windy i wjechać na ostatnie piętro, czyli na poziom parkingu. Na samej górze budynku znajduje się Klunkerkranich – najgorętsza obecnie miejscówka w mieście. Pomysłowo urządzony hipsterski bar z piwem, drinkami i prostymi przekąskami, gdzie odbywają się koncerty, potańcówki, wieczory poetyckie i inne wydarzenia. Ale najważniejsze jest to, że Klunkerkranich mieści się na dachu, skąd rozciąga się piękny widok na całe miasto. Warto tutaj przyjść zwłaszcza tuż przed zachodem słońca, które latem w Berlinie prezentuje się naprawdę pięknie.
A ja z całego serca życzę czytelnikom magazynu All Inclusive nie tylko piłkarskich emocji, lecz także tego, żeby czas spędzony w Berlinie, Hamburgu czy Dortmundzie zaowocował odkryciem fascynujących miejsc, również na własną rękę.