Złoto w sandałach Francuzki było więcej warte niż główna wygrana w totka w Indiach.

W czwartek, w kocioł wpadło trzech chłopaków i dwie dziewczyny…

Cezary Borowy, autor książki Spowiedź Hana Solo. Byłem przemytnikiem w Indiach, wraca z kolejną barwną, soczystą i szczerą relacją ze świata polskich „przewalaczy”. Tym razem oddaje głos kobietom, a gra toczy się o większą stawkę. Przemytniczki złotych kości to opowieść o kulisach przemytu złota w Azji i dziewczynach z PRL-u, które miały w sobie dość odwagi (czy też szaleństwa), by w sandałach przewozić przez „zieloną” po cztery kilogramy „blachy”. Premiera 17 listopada.

Przemyt elektroniki na trasie Singapur-Indie w latach 80. można uznać za wstęp do działalności przemytniczej na większą skalę. Pod koniec lat osiemdziesiątych polskich przewalaczy interesowało już tylko złoto, a to groziło o wiele poważniejszymi konsekwencjami. W książce Cezarego Borowego znajdują się opowieści o wyrafinowanych patentach, bezczelnych ściemach, siostrzeństwie i życiu z oddechem indyjskich służb na plecach. A także nowi bohaterowie na scenie – autor oddaje głos kobietom, uczestniczkom wydarzeń.

Poznajcie Matę Hari, Krisznę, Ankę Lotówkę, Basię Obserwatorkę, Szachistkę, Francuzkę, Ewę Okulistkę i inne dziewczyny, które nie chciały wyklejać okolicznościowych gazetek na korytarzach biur PRL-u ani parzyć kaw dyrektororom. Na innym kontynencie, z fałszywymi paszportami podjęły niebezpieczną grę o lepsze życie.

– Ja nigdy nie czułam się pewnie w tych sandałach – dzieli się dziś wrażeniami Mata Hari. – Wydawało mi się, że zaraz się coś urwie i podeszwy odpadną. Wyczaiłam takie trampki do kostek, granatowe, materiałowe, z grubą gumową podeszwą. Kupowałam oczywiście o numer większe. Ponieważ miałam dużą stopę, po wydrążeniu gumy wkładałam nawet po dwie kilogramowe sztabki albo dwadzieścia dwie małe kości do jednego buta. Następnie zawiązywałam je mocno i wychodziłam na zakupy.

W książce znajdują się m.in. odnalezione po latach listy wysyłane przez jedną z bohaterek książki, Anię Lotówkę, z największego więzienia w Azji Południowej Tichar Jail. Szczere, często zabawne, a czasem bardzo bolesne fragmenty opowieści zabierają czytelnika do innego świata. W tej historii nie wszystko idzie zgodnie z planem, zwłaszcza że gdy w grę wchodzi złoto, wpadka oznacza utratę wszystkiego.

Z takim ryzykiem nie mógł pogodzić się Chudy – student geografii, który gotów był wyruszyć na poszukiwanie kamienia filozoficznego, by znaleźć sposób na przemyt doskonały…

Wracała rikszą z torbą pełną kapusty, gdy zaprzyjaźniony recepcjonista Pilaj wyskoczył przed hotel i zaczął machać do niej ręką: „Jedź, jedź”. Minęła hotel, wysiadła kilkadziesiąt metrów dalej. Pilaj przybiegł za nią i powiedział, żeby nie wracała teraz do hotelu. W ich pokoju jest rewizja, bo Dora zwinęli u Sarupa.

***

Ile może zająć „łamanie kawy”? Adwokat mówił soon madam, wkrótce, ale wiedziała, że w ustach Indusa to nic nie znaczyło. Obiecał za to Macie Hari załatwić nieformalne widzenie. „To przynajmniej konkret” – pomyślała.

***

– Tak naprawdę nie miałam dużego wyboru, jeżeli chodzi o trasę ucieczki – mówi patrząc na mnie. Kiwam głową z akceptacją, bo już wiem, do czego zmierza.  – Tylko autobusem do Nepalu.

Relacje bohaterek autor przeplata licznymi marginaliami, Czytelnikowi – nie tylko miłośnikom Wschodu – oferuje prawdziwą ucztę złożoną z niezwykle barwnych pejzaży, zabawnych anegdot, wróżb, przepowiedni i wszelkiego rodzaju ciekawostek. Od szczególnych powodów miłości Indusów do złota, przez miasto szlifierzy diamentów, historię handlu opium, po najdroższe olejki eteryczne na świecie i rzemieślników, którzy potrafią zakląć w butelce nawet petrichor – zapach ziemi po pierwszym monsunie.

Te moje zwięzłe notatki, opisy bogów, kultury, zwyczajów, drzew, kosmetyków, wydarzeń historycznych, to takie zapiski na marginesie głównej historii. Dlatego nazwałem je marginaliami – wyjaśnia autor i dodaje – Przychodzi moment, gdy tych kropek mam na tyle dużo, że zaczynam je łączyć kreską, tworzę w miarę spójny obraz tego, czego doświadczam. Mogę wtedy powiedzieć, że zbliżyłem się do poznania i zrozumienia Innego. A czyż nie o to chodzi w prawdziwej podróży? Jego Przemytniczki złotych kości są tym właśnie – podróżą w czasie i w przestrzeni.

Fragment książki:

Przez cztery dni, od poniedziałku 19 września do czwartku 22 września 1989 roku, kilkudziesięciu indyjskich celników w cywilu oraz setka umundurowanych policjantów trzymało kocioł na dworcu kolejowym w New Delhi. Każdego dnia czekali w napięciu na nadjeżdżający ze wschodu pociąg. Obstawiali wszystkie możliwe drogi ucieczki. Pasażerowie wychodzący z wagonów na peron byli lustrowani przez tajniaków, którzy szukali wzrokiem cudzoziemców. Zatrzymywali każdego białasa, legitymowali, sprawdzali uważnie bagaże, prosili o opróżnienie kieszeni i pasów z dokumentami. To była od dawna precyzyjnie przygotowywana obława na przemytników złota wracających z Nepalu drogą lądową do stolicy Indii.

(…)

Jak podawały gazety w Indiach, w feralnym tygodniu łącznie zatrzymano 15 osób, w tym 13 obywateli PRL-u. Jak informował dziennikarz: „niestety samych kurierów[1], żadnego szefa”. Oprócz Ani Lotówki był jeszcze jeden chłopak z Lublina na szwedzkim paszporcie. Skonfiskowano 23 kg złota i dziewięć kamer wideo.

Masowe aresztowania na dworcu miały zakończyć działalność polskich grup przemytniczych raz na zawsze.  Niestety bardziej prawdopodobne było, że zatrzymani dostaną najlepszych prawników i całe możliwe wsparcie, a pozostali na wolności z jeszcze większą determinacją będą odrabiać straty. Tak to będzie wyglądało, tak podpowiadało oficerom DRI doświadczenie. Ale złoto to już bardzo poważna sprawa, a oficerowie DRI byli dobrze zmotywowani wysoką premią od wartości skonfiskowanych sztabek. Zaczynała się nowa odsłona wojny o złoto, która z dużą intensywnością miała trwać przez następne cztery lata.

***

Poranny pociąg z Gorakhpuru wtoczył się wolno na peron i z głośnym, nieprzyjemnym dla ucha zgrzytem hamulców zatrzymał się po chwili.

Irmina, szczupła szatynka z Poznania, studentka trzeciego roku germanistyki o wyglądzie młodej podróżniczki z Niemiec albo Szwajcarii, siedziała spokojnie w wagonie  sypialnym razem z trzema kolegami: Darkiem, Markiem i Piotrkiem. Czekali, aż tłum niecierpliwych Indusów opuści wagon. Po dwóch dobach w podróży byli zbyt zmęczeni, aby przeciskać się w tłoku. Nie czuli już też napięcia,  spokojni, wręcz znudzeni, bo najtrudniejsza część zadania była za nimi. Wiedzieli, że tak naprawdę odpoczną dopiero za kolejne dziesięć godzin, gdy zamówią drinka na pokładzie samolotu odlatującego  do Singapuru, z międzynarodowego lotniska imienia Indiri Ghandii w stolicy Indii. Wtedy dopiero będą mogli powiedzieć, że zamknęli kółko.

Teraz czekali, żeby spokojnie bez tłoku opuścić pociąg, następnie wejść schodami na żelazną kładkę nad torami i przejść w kierunku budynku dworca. Po drodze jak zawsze będą opędzać się od natarczywych kulisów w czerwonych kubraczkach, którzy koniecznie chcą pomóc podróżnym w niesieniu bagaży, żeby zarobić parę rupii na miskę ryżu dla rodziny. Potem przejdą na drugą stronę ulicy, wsiądą do riksz rowerowych i pojadą piętnaście minut ulicą Main Bazar do hotelu Vishal. Oddadzą kości rezydentowi, każdy swojemu, bo przecież byli z różnych grup. Wezmą prysznic, pójdą do Koshli na polskie racuchy, poplotkują przy tym z przypadkowo spotkanymi znajomymi, a po południu dostaną swoją porcję waluty do przeszmuglowania. Będą musieli to uważnie spakować, dwadzieścia, czterdzieści tysięcy dolarów, i każde z nich zrobi to na swój sposób. To ważna cześć zadania, bo do Indii można przywieźć bez deklaracji tylko tysiąc dolarów w gotówce i tyle samo wywieźć. Zatem w jedną stronę okrężną drogą przez Nepal przemycają złoto, a w drugą banknoty. Różne były zdania na temat, kiedy jest większe ryzyko.

(…)

Po kilku godzinach przesłuchań, gdy wielokrotnie wykrzyczano im w twarz, że popełnili very serious offence, a w Indiach za przemyt złota dostaną pięć lat („Five years czy Ty rozumiesz? Zaczniesz mówić? Komu to miałeś dostarczyć? Wolisz zgnić w więzieniu? Wiesz co tam robią z takimi jak ty?  Przerażeni młodzi ludzie wiedzieli, że w pokoju hotelowym czeka na nich pewnie już mocno zaniepokojony szef grupy albo jego rezydent, ale nie pisnęli słowa. Tylko tego brakowało, żeby tamtych zgarnęli, kto by wtedy wynajął prawników, ewentualnie wpłacił kaucję? Trzymali się historii, że kupili w Singapurze złoto, które zamierzali zawieźć do Polski, po drodze chcieli zwiedzić Indie. Przyznawali się do błędu „bo nie znali przepisów celnych, nie przypuszczali, że przywóz złota do Indii jest zabroniony” , tyle. Zresztą wiedzieli, że to bez znaczenia, że nikt w to nie wierzy.

O autorze:

Cezary Borowy. Rocznik 1960. Absolwent Wydziału Ogrodnictwa SGGW, miłośnik dendrologii. W latach osiemdziesiątych przez trzy lata mieszkał w południowej Azji, w Indiach i Singapurze, gdzie zajmował się przemytem.

Brązowy medalista Mistrzostw Świata Nordic Walking w Austrii 2009 rok na dystansie 20 km. Mistrz Polski w Nordic Walking 2009 roku. Zapalony biegacz, w ostatnich latach ukończył dwa maratony, jest w trakcie przygotowań do kolejnego.

Obecnie często odwiedza Indie zarówno jako organizator wyjazdów i przewodnik grup, jak również samotnie na kilkutygodniowe wyjazdy. W ostatnich pięciu latach odbył dwie piesze wędrówki przez interior subkontynentu. Prowadzi bloga podróżniczego „Azjatycki Obserwator”.

Wydawnictwo: Tourist Baggage Re-eksport Publishing

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Liczba stron: ok. 410

Cena: 54,90 zł

Premiera: listopad 2021