MICHAŁ KOLANKIEWICZ
Wilno to nie tylko miejsce, w którym tradycja spotyka się z nowoczesnością, lecz także miasto, w którym każdy znajdzie coś dla siebie, również podczas nietuzinkowego Festiwalu Chłodnika Litewskiego, którego tegoroczna edycja miała miejsce 31 maja. Była to 3. edycja tego wydarzenia, ale z pewnością nie ostatnia! Tegoroczne obchody Vilnius Pink Soup Fest stały się i moim udziałem, dzięki zaproszeniu od Go Vilnius, czyli oficjalnej agencji rozwoju miasta Wilna.
Celebrowanie święta najsłynniejszej litewskiej potrawy dostarcza licznych atrakcji, które czekają nie tylko na turystów z Europy i całego świata, lecz także na samych mieszkańców stolicy Litwy, odkrywających na nowo uroki swojej małej ojczyzny.
Chłodnikowe świętowanie zacząłem już 29 maja 2025 r. kolacją w restauracji „Džiaugsmas”, szczycącej się gwiazdką Michelin, którą otrzymała w czerwcu 2024 r., jako wyróżnienie za wysokiej jakości gotowanie, spójność dań, styl szefa kuchni oraz w uznaniu za to, że stanowi „miejsce warte zatrzymania się”. Lokal ten, usytuowany przy ulicy Vilniaus 28, mieści się w zabytkowym domu w samym centrum Wilna, charakteryzującym się klasyczną fasadą kontrastującą z nowoczesnym industrialnym wnętrzem. Restauracja serwuje zarówno dania à la carte, jak i starannie skomponowane menu degustacyjne.
Miałem przyjemność uczestniczyć w wyjątkowej kulinarnej podróży od delikatnej bezy cytrynowej z musem z przegrzebków, wodorostami i kawiorem z limonki, przez tradycyjne bliny z tatarem z wołowiny, barbecue z selera, z serem i kremem yuzu kosho (tradycyjną, fermentowaną japońską pastą przyprawową, która łączy aromatyczną skórkę cytrusa yuzu, papryczki chili i sól) po polędwicę jagnięcą z sosem z jagnięciny, grzybami maitake i purée z grzybów. Na zakończenie delektowałem się deserem z lodów z palonego masła, musu z korzenia mniszka lekarskiego, panna cotty z orzechów laskowych i kruszonki z białej czekolady oraz migdałów. Smak i aromat serwowanych dań dopełniła ich efektowna prezentacja, która stanowiła prawdziwą ucztę dla zmysłów. Polecam to miejsce wszystkim odwiedzającym Wilno, pragnącym odkryć wyjątkowe oblicze litewskiej kuchni w nowoczesnym wydaniu.
Spacer wileńskimi ulicami
Piątek, 30 maja 2025 r. rozpoczęliśmy już o 9.00 spacerem ulicami Wilna z Julią Baniukiewicz, prezeską Wileńskiego Towarzystwa Dobroczynności. Litewska stolica to miasto pełne kontrastów, w którym historyczne kamienice i brukowane uliczki Starego Miasta harmonijnie łączą się z nowoczesnymi kawiarniami, galeriami i przestrzeniami kulturalnymi. Podczas spaceru można poczuć wyjątkową atmosferę tego miejsca, odkrywać ukryte zakątki i obserwować, jak na każdym kroku historia splata się ze współczesnością. Co koniecznie warto tutaj zobaczyć?
Zwiedzanie Wilna polecam rozpocząć od placu Katedralnego, serca miasta, z Bazyliką Archikatedralną św. Stanisława Biskupa i św. Władysława, której początki sięgają 1387 r., czyli roku po chrzcie Władysława Jagiełły. Obecny klasycystyczny wygląd katedra otrzymała ostatecznie w 1801 r. Z kolei na fasadzie Kościoła św. Piotra i Pawła na Antokolu w stolicy Litwy, po renowacji w 1996 r., umieszczono XVII-wieczne rzeźby św. Augustyna i św. Stanisława Kazimierczyka (1433–1489). Te figury zostały pierwotnie zainstalowane w 1673 r., a ich autorem był najprawdopodobniej Jędrzej Nowotny. Po usunięciu ich w czasach radzieckich, powróciły na fasadę po gruntownej konserwacji przeprowadzonej we Wrocławiu. Rzeźby te są unikatowe w regionie ze względu na technikę wykonania oraz brak analogii w tej części Europy. Za wileńską katedrą znajduje się Zamek Dolny, czyli dawna siedziba wielkich książąt litewskich i królów polskich. Zamek został zniszczony przez wojska moskiewskie podczas wojny polsko-rosyjskiej (1654–1667) i nie został odbudowany, popadając w coraz większą ruinę. Po zajęciu Wilna przez Rosję po III rozbiorze Polski w 1795 r. jego pozostałości rozebrano w latach 1799–1803 na polecenie rosyjskiego gubernatora Jana Friesela. W 2001 r. Sejm Republiki Litewskiej podjął decyzję o odbudowie Zamku Dolnego z przeznaczeniem na siedzibę prezydenta i muzea. W lipcu 2009 r. dokonano jego symbolicznego otwarcia. Nad Zamkiem Dolnym i Bazyliką Archikatedralną św. Stanisława Biskupa i św. Władysława dominuje Góra Zamkowa (Góra Giedymina) z Basztą Giedymina, skąd rozciąga się wspaniały widok na Wilno. Obok katedry wznosi się 57-metrowa dzwonnica, której historia sięga połowy XIII stulecia, kiedy stanowiła część muru obronnego. Zbudowano ją na bazie dawnej wieży Zamku Dolnego, a obecny wygląd uzyskała na początku XIX w. W XVII stuleciu w jednej z najstarszych i najwyższych wież Starego Miasta zainstalowano zegar i dwa dzwony. Do dziś duży dzwon wybija godziny, a mały kwadranse. W czasach radzieckich katedra nie pełniła funkcji sanktuarium, a sama dzwonnica funkcjonowała jako galeria zdjęć. W 1989 r., po okresie komunistycznym, dzwonnica odzyskała ponownie krzyż.
Następny punkt zwiedzania stanowiło Zarzecze (Užupis) – artystyczna część Wilna, która od kwietnia 1997 r. ogłosiła się Republiką Zarzecza z własnym prezydentem, walutą i konstytucją wyrytą na murze na ulicy Paupio w 23 językach. To miejsce sztuki, bohemy i klimatycznych kawiarni, które przypomina mi krakowski Kazimierz. Wracając do Starego Miasta, po drodze z Zarzecza zobaczyliśmy pomnik Adama Mickiewicza, odsłonięty 18 kwietnia 1984 r., oraz piękny, powstały na przełomie XV i XVI w., Kościół św. Anny, z fasadą w stylu płomiennego gotyku gdańskiego. Napoleon podczas wyprawy na Moskwę zachwycał się jego misternie zdobioną elewacją.
Z tej świątyni skierowaliśmy się na ulicę Literacką i doszliśmy do Uniwersytetu Wileńskiego, założonego w 1579 r. przez króla Stefana Batorego (1533–1586) jako Akademia i Uniwersytet Wileński Towarzystwa Jezusowego. Na dziedzińcu uczelni warto zobaczyć Kościół św. Jana z unikatowymi globusami z XVII i XVIII w. sprowadzonymi przez Joachima Lelewela (1786–1861). Stąd udaliśmy się w stronę ulicy Szklarskiej. Obecnie to ciche i niepozorne miejsce w centrum litewskiej stolicy, ale w czasie II wojny światowej stanowiło część wileńskiego getta, istniejącego w latach 1941–1943. Przed wojną mieszkały tu liczne żydowskie rodziny, które współtworzyły różnorodną społeczność. Dziś, spacerując wąskimi uliczkami po tej okolicy, można dostrzec pamiątkowe tablice, napisy na murach i symbole, które przypominają zarówno o tragicznych losach mieszkańców, jak i o bogatym dziedzictwie kulturowym dawnej żydowskiej dzielnicy Wilna. Niedaleko niej znajduje się plac Ratuszowy z klasycystycznym gmachem Ratusza (pierwotnie gotyckim), który w przeszłości mieścił teatr i muzeum, a dziś pełni funkcje reprezentacyjne. Następnie, idąc ulicą Wielką, dotarliśmy do Ostrej Bramy z kaplicą z obrazem Matki Boskiej Ostrobramskiej Królowej Korony Polskiej (Matki Boskiej Miłosierdzia). Jej wizerunek, pochodzący prawdopodobnie z XVII stulecia, przez wiernych uważany jest za cudowny. To jeden z symboli chrześcijaństwa w Polsce i na Litwie. Kaplica Ostrobramska stanowi miejsce szczególnego kultu i modlitwy, do którego od wieków pielgrzymują wierni z całego świata, a zwłaszcza Polacy. W lipcu 1927 r. metropolita warszawski, kardynał Aleksander Kakowski (1862–1938), w obecności marszałka Józefa Piłsudskiego (1867–1935) i prezydenta Ignacego Mościckiego (1867–1946), dokonał koronacji obrazu złotymi koronami, ufundowanymi ze składek społecznych. Z Ostrej Bramy było już tylko kilkaset metrów do ostatniego punktu naszej wycieczki – Hali Targowej, która znajduje się przy ulicy Bazyliańskiej. Została ona wybudowana w 1906 r. i łączy tradycję z nowoczesnością. Można w niej kupić regionalne sery, mięsa i inne lokalne produkty. To również świetne miejsce na kawę i poznanie codziennego życia mieszkańców Wilna.

default
Z warsztatów kulinarnych do więzienia
Po kilkugodzinnym spacerze nieco zgłodnieliśmy, przyszedł zatem czas na lekcję gotowania cepelinów (po litewsku didžkukuliai albo cepelinai) i chłodnika (šaltibarščiai) w restauracji „Bernelių užeiga”, mieszczącej się przy reprezentacyjnym Prospekcie Giedymina 19 / ulicy Joachima Lelewela 6. Serwuje się tutaj wykwintną kuchnię litewską opartą na produktach z Listy Dziedzictwa Narodowego oraz potrawy certyfikowane przez Fundację Dziedzictwa Kulturowego. Miejsce to przyciąga nie tylko mieszkańców Wilna, lecz także turystów, którzy doceniają autentyczne i smaczne jedzenie. Poprzez programy edukacyjne restauracja „Bernelių užeiga” opowiada historię lokalnej kuchni i produktów, które trafiają na talerze gości. Warsztaty kulinarne stanowią świetną okazję do poznania litewskiej tradycji kulinarnej. Cieszą się zainteresowaniem zarówno wśród dzieci, jak i dorosłych, a szczególną atrakcją są dla turystów zagranicznych, którzy dzięki nim mogą lepiej zrozumieć lokalną kulturę. Podczas warsztatów mieliśmy samodzielnie przygotować tradycyjny litewski obiad: chłodnik i cepeliny. Całość uzupełniła degustacja lokalnego kwasu chlebowego oraz deserów. Moja opinia o restauracji? To miejsce z bogatą ofertą litewskich dań w przystępnych cenach. Smak i jakość potraw zasługują na pochwałę. Zdecydowanie polecam!
Po prawdziwie regionalnym litewskim obiedzie nabraliśmy sił na zwiedzanie więzienia na Łukiszkach. Obiekt ten usytuowany jest w samym sercu Wilna, wybudowano go po 1837 r. i zmodernizowano w latach 1867–1890. Rosnące szybko potrzeby zmusiły władze carskie do wzniesienia tutaj na początku XX w. całego kompleksu budynków na łącznie 700 osadzonych. Więzienie na Łukiszkach służyło jako miejsce odbywania kary zarówno dla zwykłych przestępców, jak i więźniów politycznych oraz zesłańców. Na tle innych zakładów karnych było szczególne, bo jako jedyne pozwalało na praktykowanie wyznań: prawosławnego, rzymskokatolickiego i żydowskiego, co świadczyło o wielokulturowości Wilna. Przetrwało obie wojny światowe, zmiany polityczne oraz okupację sowiecką. W czasach Związku Radzieckiego słynęło z surowych warunków i represji wobec więźniów politycznych. Po odzyskaniu niepodległości przez Litwę zostało oficjalnie zamknięte w lipcu 2019 r. Obecnie dawny zakład karny działa pod nazwą Więzienie na Łukiszkach 2.0 (Lukiškių kalėjimas 2.0), co symbolizuje nową, kulturalną erę tego obiektu. W budynku swoje pracownie założyło już ponad 250 artystów, muzyków i twórców. Cały kompleks służy jako miejsce wydarzeń muzycznych, kulturalnych i artystycznych. Zarówno wnętrze, jak i fasady więzienia zostały zachowane, tak aby uszanować jego bogatą historię oraz pamięć o licznych politykach, działaczach społecznych i literatach, których tu więziono. Dodatkowo obiekt ten zyskał popularność także jako plan filmowy, gdyż stanowił tło do zdjęć do 4. sezonu amerykańskiego serialu Stranger Things.
Z chmur na kolację
Kolejną atrakcją tego dnia była wileńska wieża telewizyjna (Vilniaus televizijos bokštas), najwyższa wolno stojąca budowla w kraju, 8. w Europie i 26. na świecie. Ma ona 326,47 m wysokości. Została ukończona w 1980 r. i od początku służyła do nadawania sygnału telewizyjnego i radiowego na całą Litwę oraz regiony sąsiednie. W czasie wydarzeń związanych z walką o niepodległość Litwy wieża stała się miejscem oporu mieszkańców Wilna, gdyż w nocy z 12 na 13 stycznia 1991 r. była celem ataku wojsk radzieckich. Mimo ostrzału i zniszczeń, Litwini bronili wieży, przez co dziś postrzega się ją jako symbol wolności i niezłomności, a podkreślenie wagi tamtych chwil stanowi ekspozycja Walka o wolność. Obecnie ta potężna konstrukcja przyciąga zwiedzających, którzy mogą podziwiać zapierające dech w piersiach widoki litewskiej stolicy i okolic z tarasu bistra „Toliai” na 67. piętrze (na wysokości 170 m) lub ze strefy biznesowo-rekreacyjnej „Debesys” na 68. Piętrze (na wysokości 175 m). Dodatkowo dla miłośników ekstremalnych wrażeń dostępna jest niezwykła atrakcja, spacer (z zabezpieczeniem) po krawędzi czaszy wieży telewizyjnej na poziomie 170 m. Oczywiście nie omieszkałem spróbować przełamać swojego lęku wysokości. Bez poręczy i barierek ochronnych zobaczyłem rozciągające się pode mną Wilno, widziane z unikatowej perspektywy, lepszej niż z najlepszego drona. To doświadczenie polecam nawet tym, którym wydaje się, że to dla nich niewykonalne!
Po „spacerze w chmurach” zostaliśmy zaproszeni na kolację w „Panama Food Garden” przy ulicy Vykinto 17a. To przytulny lokal w dzielnicy Zwierzyniec (Žvėrynas) znanej z drewnianych willi. Niegdyś były tu tereny łowieckie cara. Teraz to elegancka część Wilna z ambasadami, sklepami i licznymi restauracjami z kuchniami różnych krajów. „Panama Food Garden” to wspaniałe miejsce, do którego warto się wybrać, będąc w stolicy Litwy! Wszystkie serwowane dania wyróżniały się znakomitym smakiem, doskonałym wyważeniem składników i przypraw oraz bardzo estetycznym sposobem podania. Ja skusiłem się na grillowaną ośmiornicę. Był to bardzo dobry wybór, bo smakowała tak, jakbym był we włoskiej Apulii, z której niedawno wróciłem. Sama restauracja zachęca niezwykłym klimatem, ma absolutnie niesamowitą, żywą energię, ciekawą kartę menu oraz przemiłą obsługę. Katarina, nasza kelnerka, cały czas upewniała się, czy wszystko jest w porządku i była absolutnie cudowna. Polecam to wyjątkowe miejsce na kulinarnej mapie Wilna! Po kolacji udaliśmy się do hotelu na szybki sen, gdyż przed nami był najważniejszy dzień wyjazdu, czyli 31 maja – Festiwal Chłodnika Litewskiego!
Festiwal Chłodnika Litewskiego
Czego najbardziej brakuje Litwinom? Przeważnie lata, bo zawsze jest za krótkie. Do tego słońca, które zimą potrafi pokazać się w litewskiej stolicy zaledwie przez pół dnia w ciągu całego miesiąca. No i oczywiście chłodnika, bo Litwini nigdy nie mają go dość. Wilno przywitało gości Festiwalu Chłodnika Litewskiego, malując i podświetlając na różowo swoje najbardziej rozpoznawalne obiekty – m.in. wieżę telewizyjną, Litewski Narodowy Teatr Opery i Baletu, Grand Hotel Vilnius, Curio Collection by Hilton, dworzec kolejowy, mosty i fontanny oraz wąziutką aleję Jonasa Mekasa i ulicę Szklaną (Stiklių) – tę ostatnią pokryto nawet różowym dywanem! Chłodnik litewski to zimna, orzeźwiająca zupa z buraków, której koniecznie trzeba spróbować, będąc na Litwie. Jej podstawą jest kefir (czyli sfermentowane mleko), do którego dodaje się obficie starte buraki, pokrojone chrupiące ogórki, świeży koperek oraz jajko na twardo. I właśnie buraki nadają jej charakterystyczny, tak uwielbiany przez wszystkich jasnoróżowy kolor. Dla Litwinów ta zupa to niemal danie sakralne, tak jak cepeliny, babka ziemniaczana czy placki ziemniaczane. Wszystkie te potrawy łączy jedno: gotowane lub smażone ziemniaki, które świetnie podkreślają smak chłodnika. Pierwszy znany przepis na zupę, którą w XIX w. zaczęto określać mianem „chłodnika litewskiego”, został zapisany w Warszawie pod koniec XVIII stulecia. Królewski kucharz Stanisława Augusta Poniatowskiego uwiecznił recepturę w swojej książce kucharskiej, nazywając ją „chłodnikiem”, jeszcze bez przymiotnika „litewski”. Przymiotnik odnoszący się do naszych północno-wschodnich sąsiadów po raz pierwszy pojawia się za sprawą Adama Mickiewicza (1798–1855). Określenie „chłodnik litewski” znajdziemy w Panu Tadeuszu: Mężczyznom dano wódkę; wtenczas wszyscy siedli I chołodziec litewski milcząc żwawo jedli. Tym samym poeta znacząco przyczynił się do popularyzacji tej nazwy. Na cześć chłodnika powstają obrazy, mapy miejsc jego przygotowywania, wręcza się też nagrody. I choć podstawowe składniki są niemal wszędzie te same, smak każdej porcji jest inny. Wszystko zależy od proporcji, interpretacji, a nawet drobnych dodatków. Co ciekawe, Litwini są przekonani, że z chłodnika można zrobić nawet… ciasta i lody! Nawet jeśli obcokrajowcy początkowo podchodzą nieco z rezerwą do cepelinów, chłodnik zachwyca ich od pierwszej łyżki.
Festiwal Chłodnika Litewskiego to długo wyczekiwane wydarzenie, które oddaje hołd jednej z najukochańszych litewskich potraw. W globalnym rankingu portalu TasteAtlas „The world’s best cold soups” šaltibarščiai zajął 1. miejsce, przewyższając takie klasyki jak hiszpańskie gazpacho czy bułgarski tarator ogórkowy, a zeszłoroczna rywalizacja Litwinów z Łotyszami o „własność” dania zainspirowała nawet łotewski rapowy utwór. Wilno odpowiedziało szybko – również piosenką, w lekkim i żartobliwym tonie. Różowa zupa to nieodłączny element litewskiego lata, a Vilnius Pink Soup Fest to idealny sposób na przywitanie sezonu.
W dniu festiwalu, zaraz po wyjściu na ulicę, uderzył mnie widok tłumu ludzi ubranych w różowe stroje. Niektórzy nosili również skarpetki z motywem chłodnika albo czapki ozdobione nadrukiem przedstawiającym zupę. Atmosfera była tak podniosła, że przypominała mi obchody świąt narodowych. Najważniejszą atrakcję wydarzenia stanowił oczywiście chłodnik litewski, który serwowano prosto z wielkich kotłów i rozlewano litrami do miseczek, które natychmiast trafiały do rąk uczestników. Nic dziwnego, że to właśnie przy stoiskach z różową zupą ustawiały się najdłuższe kolejki, a liczba odwiedzających była tak duża, że chwilami trzeba było przeciskać się przez tłum, aby ruszyć dalej. Jedną z głównych „chłodnikowych” atrakcji, którą zorganizowano tego dnia, była „Parada Chłodnika Litewskiego”, która ruszyła z placu Łukiskiego i dotarła na targ Tymas, przechodząc przez Prospekt Giedymina i Stare Miasto. Parada stanowiła nowość w programie festiwalu w 2025 r. Jej różowy kolor rozświetlił całe Wilno i zainaugurował główne obchody święta. Podczas przemarszu barwnego korowodu wmieszałem się w różowy tłum, sam mając różowe akcenty ubioru, dzięki czemu mogłem poczuć tę ludzką, „chłodnikową”, rozśpiewaną falę.
Po zakończeniu parady popędziłem na „Maraton Różowych Kelnerów”, który odbywał się na ulicy Aukštaičių i prowadził w kierunku targu Tymas. To było wydarzenie dla tych, którzy lubią łączyć ruch ze świetną zabawą. Bieg inspirowany był paryskimi wyścigami kelnerów i bawarskimi konkursami noszenia piwa, gdyż zawodnicy musieli utrzymać w równowadze miski z chłodnikiem i nie rozlać zupy na swoje różowe koszulki. Jako że nie wszyscy uczestnicy podjęli się tego zadania, miałem okazję skosztować kolejnej porcji chłodnika. Po posiłku ruszyłem w stronę największej atrakcji przygotowanej głównie z myślą o najmłodszych – Różowej Zjeżdżalni (Pink Slide) na Wzgórzu Bastionu. To właśnie ona dostarczała najwięcej radości i śmiechu, bo była to imponująca, 50-metrowa konstrukcja pokryta pianą, prowadząca wprost do gigantycznej, nadmuchiwanej miski chłodnika. Śmiałkowie mknęli w dół na kolorowych kołach, a zabawa przyciągała zarówno dzieci, jak i dorosłych. Dodatkową atrakcję stanowiły maskotki festiwalu, które zjeżdżały razem z uczestnikami, można więc było spotkać pędzącego ogórka, botwinkę, jajko czy nawet kefir. Tuż obok zjeżdżalni, na specjalnie przygotowanej scenie, odbył się konkurs na najpiękniejszy kostium Vilnius Pink Soup Fest. Wydarzenie przyciągnęło tłumy widzów, a uczestnicy z ogromnym entuzjazmem prezentowali swoje kreacje, od delikatnych pastelowych stylizacji po spektakularne, intensywnie różowe kostiumy. Nie zabrakło też zabawnych przebrań inspirowanych składnikami zupy, dzięki czemu publiczność mogła zobaczyć spacerujące buraki, jajka czy butelki kefiru. Jury stanęło przed trudnym zadaniem, aby wybrać zwycięzców, ponieważ kreatywność uczestników naprawdę zaskakiwała. Najciekawsze stroje zostały nagrodzone, a sam konkurs stał się nie tylko barwnym widowiskiem, lecz także dowodem na to, że mieszkańcy Wilna i goście potrafią łączyć tradycję z radosną, nowoczesną zabawą. Zwieńczenie dnia stanowił wieczorny koncert na placu Ratuszowym, który trwał do godz. 21.00. Na scenie pojawili się popularni litewscy muzycy – zespoły Black Biceps, The Roop oraz piosenkarz Justinas Jarutis. Publiczność bawiła się doskonale, a wspólne śpiewanie największych przebojów wypełniło plac wyjątkową atmosferą. To był niezapomniany finał festiwalu, dnia pełnego smaków, kolorów i muzyki.
W ubiegłym roku Festiwal Chłodnika Litewskiego zgromadził ponad 42 tys. uczestników, lecz tegoroczna edycja okazała się rekordowa. Według danych Go Vilnius w wydarzenie w 2025 r. włączyło się aż 85 tys. osób, a w samej Pink Parade maszerowało blisko 10 tys. ludzi. Dla porównania, w 2023 r. całe święto przyciągnęło zaledwie 13 tys. uczestników. Już dziś wiadomo, że kolejna edycja Festiwalu Chłodnika Litewskiego odbędzie się 30 maja 2026 r. Warto zapisać tę datę w kalendarzu, bo szykuje się wyjątkowa impreza!

The Cathedral Square, main square of the Vilnius Old Town, Vilnius, Lithuania
Kolacja na dworcu kolejowym
Na zakończenie „różowego dnia” czekała nas prawdziwa kulinarna perełka, niezwykła kolacja na dworcu kolejowym w Wilnie pod hasłem „Dinner in Pink”. Wydarzenie przygotowała restauracja „Gastrolės”, na co dzień mieszcząca się przy ulicy Manufaktūrų 20 i znana z organizowania niebanalnych doświadczeń kulinarnych. Wieczerza na peronie była absolutnie wyjątkowa, ponieważ posiłek podawano w otoczeniu przejeżdżających pociągów, przy dźwiękach różowego fortepianu, co tworzyło niepowtarzalną atmosferę. Nazwa „Gastrolės” działała niczym zaproszenie w podróż, to prawdziwa kulinarna wyprawa przez smaki świata. Kolacja serwowana w tak zaskakującym miejscu była niezmiernie kreatywnym wydarzeniem. Dzięki współpracy z Go Vilnius udało się tchnąć nowe życie w przestrzeń dworca kolejowego. W ten magiczny wieczór miejsce to zmieniło się w centrum spotkań dziennikarzy z całej Europy i wyjątkowych doznań kulinarnych.
Podczas kolacji na peronie szef kuchni Dmitrij Urbanovič przygotował specjalne menu, które krok po kroku odkrywało przed gośćmi różne smaki i formy. Na początek pojawiła się pochodząca z wód Francji ostryga Gillardeau z różowymi perłami szampana, jako drobny, ale wyrazisty akcent otwierający wieczór. Następnie podano chłodną zupę z buraków, tym razem w nowoczesnym wydaniu, z dodatkiem trufli i chrupiących chipsów buraczanych. Kolejny punkt stanowiło różowe risotto z krewetkami tygrysimi oraz kawiorem stracciatella. W mojej ocenie było to danie lekkie, a jednocześnie o bardzo wyrazistym smaku. W części głównej zaserwowano ośmiornicę z pianką z wędzonego ziemniaka w odcieniu różu, z karmelizowanymi burakami i dekoracyjnym różowym śniegiem. Potrawa ta przyciągała uwagę nie tylko smakiem, lecz także wyglądem. Wieczór zwieńczył deser nazwany różową fantazją szefa cukierni. Kolacja na peronie miała w sobie coś wyjątkowego, gdyż była jednocześnie elegancka i swobodna, a każdy kolejny talerz wzbudzał ciekawość i uśmiechy przy stołach. Ponieważ wieczór miał charakter międzynarodowej integracji dziennikarskiej, mogę śmiało stwierdzić, że pomysł spotkał się ze smakowitym przyjęciem wśród wszystkich uczestników.
Lot balonem nad Trokami
Ostatni dzień w Wilnie rozpoczęliśmy bardzo wcześnie, bo już o godz. 4.45. Wyruszyliśmy wtedy do Trok (lit. Trakai) na lot balonem, który zapewnił nowe doświadczenia i wyjątkowe widoki. Pozwolił on zobaczyć rejon trocki z zupełnie innej perspektywy. Obsługa wyróżniała się dużym profesjonalizmem i zadbała o każdy szczegół, dzięki czemu cała przygoda była bezpieczna. Przelot nad zamkami, jeziorami i okoliczną przyrodą dostarczył cudownych wrażeń i pokazał Troki w nowym świetle. Był to mój pierwszy lot balonem, a więc stanowiło to dla mnie niezapomniane przeżycie. Wśród miłośników baloniarstwa na całym świecie kultywuje się wyjątkowy rytuał, zwany „chrztem balonowym” lub „pasowaniem na aeronautę”. Po bezpiecznym lądowaniu każdy nowy pasażer przechodzi symboliczny obrzęd, łączący humor i tradycję. Najpierw klęka na ziemi, a pilot polewa mu głowę szampanem lub, dla osób preferujących wersję bezalkoholową, wodą. Następnie delikatnie spala się końcówkę kosmyka włosów uczestnika, co symbolizuje ogień z palnika balonu, który dostarcza ciepła i siły unoszącej kosz. Pilot nadaje nowemu aeronaucie zabawne i dostojne tytuły, takie jak „Księżna Przestworzy” czy „Baron Prądów Wznoszących”. Mnie nazwano „Duke of Trakai”, czyli „Księciem Trok”. Na zakończenie każdy uczestnik otrzymuje pamiątkowy certyfikat pierwszego lotu z datą, miejscem startu i lądowania oraz nazwiskiem pilota. To bezcenna pamiątka z dziennikarskiej wyprawy. Całość wieńczy tradycyjny toast szampanem za udany lot i bezpieczny powrót na ziemię.
Teraz kilka zdań o samych Trokach. To blisko 6-tysięczne miasteczko leży na Pojezierzu Wileńskim, ok. 30 km od litewskiej stolicy i jest znane przede wszystkim z gotyckiego zamku z początku XV w. wzniesionego na wyspie na jeziorze Galwe (lit. Galvė). Warownia ta była niegdyś siedzibą wielkich książąt litewskich i dziś należy do najważniejszych atrakcji kraju, przyciągając turystów z całego świata. W środku działa interesujące muzeum (Trakų istorijos muziejus), które prezentuje historię regionu i całej Litwy. Warto również odwiedzić ruiny drugiego zamku, tzw. lądowego, usytuowanego na półwyspie jeziora Galwe, oraz tradycyjną karaimską dzielnicę z zachowanymi drewnianymi domami, gdzie można poznać kulturę tej unikatowej grupy etnicznej i religijnej. Dla chętnych są lokalne specjały, w tym kibiny (lit. kibinas) – kruche pierogi z ciasta drożdżowego nadziewane farszem mięsnym (tradycyjnie z jagnięciny ze względu na religię wyznawaną przez Karaimów) pomieszanym z cebulą. Obecnie faszeruje się je przeróżnymi rodzajami mięs, a nawet jedynie warzywami, grzybami czy słodkim nadzieniem. W Trokach znajduje się też Bazylika Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny, świątynia ufundowana w 1409 r. przez wielkiego księcia litewskiego Witolda Kiejstutowicza (ok. 1350–1430). Nadał on obecne wezwanie temu kościołowi, który był kilkukrotnie przebudowywany – w 1718 r. został odrestaurowany w stylu barokowym. We wrześniu 2017 r. papież Franciszek (1936–2025) nadał trockiej świątyni tytuł bazyliki mniejszej. W jej wnętrzu, w ołtarzu głównym, uwagę przyciąga obraz przedstawiający Matkę Bożą trzymającą dzieciątko Jezus. Pochodzi on z drugiej połowy XVI w., chociaż według legendy jest darem cesarza Bizancjum Manuela II Paleologa (1350–1425) dla Witolda z okazji jego chrztu. We wrześniu 1718 r., w rok po koronacji Matki Bożej Częstochowskiej, na mocy aktu papieża Klemensa XI (1649–1721) biskup wileński Konstanty Kazimierz Brzostowski (1644–1722) dokonał koronacji obrazu Matki Bożej Trockiej. Jej wizerunek uważany jest przez wiernych za cudowny i stanowi ważny obiekt kultu religijnego w regionie. Troki to malownicze miejsce, w którym historia łączy się z przyrodą, idealne na spacer i jednodniową wycieczkę z litewskiej stolicy.
Kuchnia litwacka w różowym Wilnie
Po pełnym wrażeń locie balonem wróciliśmy do Wilna i przyszedł czas na ostatni posiłek w mieście, czyli brunch w restauracji „Baleboste” przy ulicy Pylimo 58. Baleboste (balebuste lub balabusta) to określenie pochodzące z języka jidysz, oznaczające zdolną i wydajną gospodynię, dbającą o utrzymanie dobrze zorganizowanego i prowadzonego domu. Wileńska restauracja nawiązuje do tej tradycji, serwując smaki litewskiej kuchni żydowskiej, znanej również jako kuchnia litwacka. W menu natrafić można na przepisy przekazywane z pokolenia na pokolenie, a obsługa lokalu wita gości z uśmiechem, pomaga w wyborze dań i w razie potrzeby nakarmi jak w domu. Hasło „Baleboste” brzmi „Dobre jedzenie, dobra atmosfera, dobrzy ludzie” i naprawdę odzwierciedla panujący w tym miejscu klimat. Ciepła, rodzinna atmosfera, domowe bajgle i kwas chlebowy sprawiają, że opuszczenie restauracji bez uśmiechu jest praktycznie niemożliwe. To było idealne, kulinarne dopełnienie naszego pobytu.
Wilno w różowym wydaniu to wyjątkowe wydarzenie, które można śmiało porównać do słynnych kwietniowych obchodów Dnia Króla (Koningsdag) w Amsterdamie. Tego majowego dnia litewska stolica rozkwita kolorami, a atmosfera przypomina wielkie narodowe święto pełne radości, muzyki i pozytywnej energii. Tegoroczny Festiwal Chłodnika Litewskiego przyciągnął tłumy turystów nie tylko z Łotwy, Estonii, Polski, Niemiec czy Wielkiej Brytanii, lecz także z dalekich zakątków świata, takich jak Chiny czy Japonia. To doświadczenie, które warto przeżyć na własnej skórze. Do zobaczenia zatem w Wilnie za rok. Go Vilnius, wielkie gratulacje za Vilnius Pink Soup Fest!



