
Kijów żyje dziś w dwóch nakładających się na siebie światach.
Jeden z nich kształtują syreny alarmowe, godziny policyjne i świadomość wojny, która wykracza daleko poza wyobrażenia.
Drugi świat to Kijów, jako tętniąca życiem europejska stolica – być może nawet bardziej niż wcześniej. Nadal to miejsce pełne twórczej energii, gdzie otwierają się kawiarnie, w piwnicach trwają wystawy, a starsi i młodsi planują udział w festiwalach pod gołym niebem.
Pomiędzy tymi dwoma rzeczywistościami trwa krucha normalność. Ukraina nie zamknęła się na świat. Cudzoziemcy nadal odwiedzają kraj, a co najważniejsze, nie jako poszukiwacze wrażeń, ale jako świadkowie i zwolennicy.
Kto odwiedza Kijów?
Jak podaje Państwowa Służba Graniczna, w pierwszej połowie 2025 r. cudzoziemcy wjechali na terytorium Ukrainy prawie 1,2 mln razy. Ta liczba pozostała niemal niezmieniona w porównaniu z 2024 r.
Dziesięć krajów, z których przybywa najwięcej osób, to miejsca dobrze znane. Są wśród nich Mołdawia, Rumunia i Polska (na trzecim miejscu), a następnie Węgry i Słowacja. Dalej plasują się Izrael, Niemcy, Turcja, Stany Zjednoczone i Wielka Brytania.
Powody przyjazdu są tak różne tak, jak sami ludzie. Niektórzy przyjeżdżają, aby spotkać się z rodziną, inni pracują w misjach pomocowych lub wykonują zadania dziennikarskie. Niektórzy przyjeżdżają z ciekawości, ale w większości przypadków nie jest to chorobliwa fascynacja, ale empatia. To szczere pragnienie zrozumienia, jak ludzie żyją w obliczu niebezpieczeństwa, jak radzą sobie, gdy tak wiele zostało zniszczone.
Polska wyróżnia się nie tylko bliskością geograficzną i wspólną przeszłością. Ma ogromną diasporę ukraińską, a jej położenie jako pomostu do UE sprawia, że jest ona kołem ratunkowym dla dzisiejszej Ukrainy. Codziennie przez kraj przejeżdżają pociągi, konwoje z pomocą humanitarną i transporty z przedsiębiorstw. Przewożą one zarówno towary, jak i ludzi, niektórzy przyjeżdżają z powodów zawodowych, a wielu innych z czystej solidarności.
Turystyka solidarnościowa a turystyka katastroficzna
Wraz z wybuchem pełnej inwazji pojawił się nowy rodzaj podróży: turystyka solidarnościowa. Jej przeciwieństwem jest „turystyka katastroficzna”, w ramach której osoby z zewnątrz przyjeżdżają, aby przyglądać się krajowi dotkniętemu tragedią. Z drugiej strony, turystyka solidarnościowa polega na okazywaniu szacunku mieszkańcom. Jak to zrobić? Wspierając lokalne sklepy, słuchając prawdziwych historii ludzi i odmawiając postrzegania Ukrainy wyłącznie przez pryzmat wojny.
Amerykański fotograf John Guillemin jest doskonałym przykładem turysty solidarnościowego. Od 2022 roku kilkakrotnie odwiedził Kijów, a jego podróże, jak sam twierdzi, nie mają nic wspólnego z poszukiwaniem wrażeń. Jak wyjaśnia, wizyta na Ukrainie jest dla niego raczej jak odwiedziny przyjaciela w szpitalu. To znak troski, cichy sposób na przypomnienie: Jestem tutaj, nie zapomniałem o tobie, nie jesteś sam.
Odkrywanie odwagi w Kijowie: historia Klaudii Brzezińskiej
Dla Klaudii Brzezińskiej, polskiej specjalistki IT i trenerki akrobatyki powietrznej, Kijów nigdy nie był tylko kolejnym miastem na mapie. Przyjechała tu po raz pierwszy już podczas wojny. Wkrótce zaczęła uczyć akrobatyki powietrznej ukraińskich weteranów w ramach programów rehabilitacyjnych. To, co zaczęło się jako projekt zawodowy, stało się dla niej czymś głęboko osobistym.
„Zawsze myślałam, że nie jestem odważna” – mówi Klaudia. „Dla mnie odważni ludzie to ci, którzy walczą na froncie lub przeprowadzają akcje sabotażowe. Ale w Kijowie zdałam sobie sprawę, że odwaga to nie tylko wielkie heroiczne czyny. To sytuacja, w której działasz mimo strachu. Okazało się, że mam o wiele więcej odwagi, niż myślałam”.
Podczas jej zajęć szum generatorów czasami zastępuje muzykę podczas przerw w dostawie prądu. Jednak pomimo syren w tle słychać śmiech. Klaudia dzieli się tymi codziennymi chwilami w mediach społecznościowych, pisząc o skromnej sile swoich uczniów i pokazując, jak zwyczajne życie toczy się dalej, nawet po atakach dronów.
„Wiele osób za granicą uważa, że Ukraińcy powinni po prostu siedzieć w bunkrach i płakać”, dodaje, „aby świat mógł »zobaczyć wojnę«. Ale prawdziwe życie jest bardziej złożone. Ludzie chodzą do parków, uprawiają sport, a nawet świętują – ponieważ wojna nie jest czarno-biała”.
Doświadczenia Klaudii całkowicie zmieniły jej opinię o ludziach w czasie wojny. Później założyła w Polsce małą organizację non-profit, aby wspierać ukraińskie inicjatywy. Dzisiaj otwarcie mówi o tym, co dzieje się w Kijowie, a jej bezpośrednie relacje skłaniają zagraniczną publiczność do ponownego przemyślenia swojego postrzegania dzisiejszej Ukrainy: jasno pokazuje, że nie jest to miejsce rozpaczy, ale odnowy i upartego określania własnej tożsamości.
Czego Kijów uczy swoich gości
Dla Klaudii Brzezińskiej Kijów stał się miejscem osobistych spostrzeżeń, które uderzyły ją cichą codzienną odwagą. Ludzie nadal mają swoje rutyny, podążają za swoimi pasjami i wspierają się nawzajem — może nawet bardziej niż kiedykolwiek.
Kijów pokazuje, jak wygląda siła, ale każdy odwiedzający zabiera ze sobą do domu własną historię z tego miejsca.
Anthony Spennato, francuski architekt, który przeprowadził się do Kijowa ze swoją ukraińską dziewczyną, przyznaje, że jego pierwsza wizyta była pełna niespodzianek. Nie spodziewał się, że miasto będzie tak zielone: drzewa rosną niemal przy każdej ulicy i wypełniają dziedzińce. Stara architektura jest po prostu niesamowita, a kultura kawiarniana, z pysznym jedzeniem i kultowymi wnętrzami, okazała się dorównywać każdej dużej europejskiej stolicy. Wspomniał tylko o jednej wadzie, jaką jest ilość samochodów jeżdżących po mieście Jednak nawet to nie przesłania ciepła, atmosfery i pulsującej energii Kijowa.
Dla Konrada Waltera, doradcy politycznego z Niemiec, historia Kijowa rozwija się od ponad dziesięciu lat. Po raz pierwszy odwiedził to miasto w 2010 roku, niemal przez przypadek, ponieważ znalazł tani lot. Jednak kilka lat później wrócił i odkrył, jak bardzo w tym czasie zmieniło się całe miasto. Jak wspomina, po Rewolucji godności Kijów szczególnie zaimponował mu nowymi przestrzeniami artystycznymi i klubami. Miasto po prostu tętniło swoją niezwykłą kreatywnością. Konrad twierdzi, że Kijów był prawdopodobnie najciekawszym miastem w Europie w tamtym czasie. Dlaczego? Było ono namacalnie żywe, promieniowało poczuciem rozwoju i prawdziwą kreatywną wolnością. Nawet teraz, pomimo wojny, nadal odczuwa tę samą atmosferę, choć teraz jest ona skierowana do wewnątrz, przekształcona w odporność i samookreślenie.
Dla Johna Guillemina Kijów wyraźnie pokazuje swoje sprzeczności. W mediach Ukraina jest często przedstawiana jako kraj zniszczony i ledwo funkcjonujący. Jednak na miejscu John zobaczył coś innego: ludzi idących do pracy, dzieci biegnące do szkoły, kawiarnie otwierające się ponownie nawet po nocnych atakach dronów. Te codzienne czynności, jak twierdzi, pokazują przedsiębiorczego ducha miasta. Życie toczy się dalej. Mimo wszystko.
W tych opowieściach pojawia się pewien wzorzec. Kijów uczy odwagi nie poprzez hasła czy pomniki. Jego siłą są ludzie – barista mielący kawę po nalocie, muzyk grający w metrze, ratownik wyciągający kota z gruzów i zwracający go rodzinie. Ta cicha, niezachwiana odwaga nie wpływa tylko na samych mieszkańców miasta. Odciska swoje piętno również na przybyszach, którzy przyjeżdżają, aby zobaczyć, pomóc i zrozumieć.

Rada dla polskich podróżników: zachowaj bezpieczeństwo i okaż szacunek
Odwiedzanie Kijowa w 2025 roku wymaga połączenia świadomości i zdrowego rozsądku. Wojna nie ustała i chociaż wiele obszarów miasta funkcjonuje niemal normalnie, nadal należy zachować ostrożność. Alarmy przeciwlotnicze są częścią codziennego życia. Jeśli wybierasz się w tę podróż, zainstaluj oficjalne aplikacje i postępuj zgodnie z lokalnymi instrukcjami.
Godzina policyjna w Kijowie obowiązuje od północy do 5 rano. Wszyscy lokalsi doskonale to wiedzą. Bez ostrzeżenia mogą się zdarzyć przerwy w dostawie prądu i zakłócenia w transporcie, ale miasto dobrze się do tego dostosowało. Większość kawiarni, sklepów i hoteli ma zazwyczaj generatory i systemy zapasowe. Koleje ukraińskie robią co mogą, żeby pociągi jeździły nawet wtedy, gdy tory są ostrzeliwane, więc opóźnienia są rzadkie. Państwowa Służba Ratownicza i ekipy techniczne reagują bardzo szybko.
Równie ważne jest zachowanie odwiedzających. Kijów nie jest miejscem dla turystyki wojennej. Fotografowanie zniszczeń, poszukiwanie wrażeń z „linii frontu” lub traktowanie miasta jako atrakcji wojennej jest oznaką braku szacunku wobec osób ponoszących konsekwencje konfliktu.
Zamiast tego wspieraj lokalne życie w mieście w sposób, który ma znaczenie. Jedz w restauracjach należących do Ukraińców. Kupuj ukraińskie produkty i marki (nie tylko rękodzieło, ale wszystko, co wytwarzają i sprzedają lokalni mieszkańcy). Uczęszczaj na wydarzenia kulturalne odbywające się w całym mieście. Każdy mały wybór pomaga stolicy Ukrainy funkcjonować dalej.
Jeśli szukasz praktycznych porad, zajrzyj na stronę VisitKyiv.com. To ciekawa platforma stworzona i prowadzona przez lokalnych mieszkańców. Znajdziesz tam wskazówki dotyczące wiz, ubezpieczenia, zakwaterowania i aktualnych informacji o bezpieczeństwie, a wszystko to oparte na doświadczeniach ludzi, którzy codziennie mieszkają i pracują w tym mieście.
Odwiedzaj, wspieraj i ucz się
Wizyta w Kijowie to czyste świadectwo paradoksu – miasta, które wbrew wszelkim przeciwnościom nie rezygnuje ze swojego rytmu. Syreny mogą przerywać, ale nie uciszają. Kilka minut po zakończeniu alarmu kawiarnie znów się zapełniają. Pociągi metra nadal kursują. Dzieci gonią gołębie, a żołnierze wracają na urlop, aby zobaczyć się z rodzinami. Życie uparcie toczy się dalej, raz po raz.
Cudzoziemcy, którzy przybywają z Polski, Francji, Niemiec, Stanów Zjednoczonych i innych krajów, są częścią tego cichego sprzeciwu. Ich obecność ma znaczenie nie ze względu na statystyki czy nagłówki gazet, ale dlatego, że mówi coś prostego: świat nadal obserwuje, nadal się troszczy.
Przyjazd do Kijowa nie ma teraz na celu zwiedzania (choć czemu by nie skorzystać z okazji?). Chodzi o wsparcie miasta, które nieustannie tworzy, odbudowuje się i nie traci nadziei, nawet przy dźwiękach syren. Chodzi o poznanie prawdziwej codziennej odwagi. Nie na polu bitwy, ale w gestach tych, którzy żyją i kochają w czasach wojny.
Dla wielu odwiedzających ta lekcja pozostanie w głowach na zawsze.



