Viola Domański-Szabó

Teneryfa i La Gomera są jak dwie siostry. Siedzą obok siebie w błękitnej toni oceanu, na wyciągnięcie ręki i czekają, aż odwiedzą je ciekawscy goście. Nie rywalizują ze sobą. Zresztą nie miałyby powodu, ponieważ są tak różne. Gdy Teneryfa przypomina tętniące życiem, gorącokrwiste stworzenie, które uwodzi każdego, urok La Gomery tkwi właśnie w jej intymności, skromnej powściągliwości i tajemniczości, która nie ujawnia się byle komu.

Nie każdy zerka na mapę przed wyjazdem na Wyspy Kanaryjskie. Mimo iż ten górzysty archipelag wysp pochodzenia wulkanicznego stanowi część Hiszpanii (i Unii Europejskiej), zdecydowanie bliżej mu do Afryki – jedynie ok. 100 km do zachodnich wybrzeży Maroka. Geograficznie znajdujemy się w Makaronezji, do której należą jeszcze Wyspy Zielonego Przylądka oraz portugalskie Azory, Madera i bezludne Wyspy Dzikie (Ilhas Selvagens). Otaczają nas wody północno-wschodniego Atlantyku. Na Wyspach Kanaryjskich płacimy w euro, a z mieszkańcami porozumiewamy się po hiszpańsku. Z częścią Kanaryjczyków (canarios) dogadamy się też bez problemu po angielsku. Zresztą w tym języku są tu niektóre tablice informacyjne.

Położenie Wysp Kanaryjskich, na wodach oceanicznych u północno-zachodnich wybrzeży Afryki, wyjaśnia, dlaczego mamy tutaj taki, a nie inny klimat. Otóż lato jest gorące i suche jak powiew Sahary, a zima łagodna i wilgotna niczym oddech oceanu. Jeśli chcemy uciec od naszego środkowoeuropejskiego okresu jesienno-zimowego, od zimna, brzydkiej pogody i braku słońca, Wyspy Kanaryjskie zdają się idealnym celem podróży.

TENERYFA

Karnawał w Santa Cruz
Gdybym miała sobie wyobrazić typową dla Teneryfy sukienkę, byłaby to zapewne błyszcząca, frywolna, kolorowa kreacja, która odważnie eksponuje kobiece kształty. Strój przypominający te, które noszą piękne tancerki prezentujące się przed publicznością na sambodromie. Skąd wzięło się to skojarzenie? Nie bez powodu… Otóż Kanaryjczycy i Hiszpanie uważają Carnaval de Santa Cruz de Tenerife albo za drugi najpopularniejszy karnawał na świecie, zaraz po tym w brazylijskim Rio de Janeiro, albo za trzeci – wyprzedzany jeszcze przez ten w Wenecji. Co roku ulice 210-tysięcznej stolicy największej z Wysp Kanaryjskich stają się areną coraz bardziej kolorowych i spektakularnych szaleństw, co udało się odczuć szczególnie w tym roku (od 15 do 26 lutego), po zakończeniu pandemii. To niesamowite przeżycie wmieszać się wówczas w rozbawiony i szczęśliwy tłum. Słysząc wybijające rytm instrumenty, najchętniej dołączylibyśmy do przesuwających się w barwnym korowodzie tancerzy. Odczuwamy fantastyczny przypływ energii i przez kilka dni czujemy się niczym pijani, nawet jeśli nie tknęliśmy kropli alkoholu.

Jeśli nie możemy zaplanować naszej podróży na Teneryfę na luty 2024 r., nie zniechęcajmy się. Casa del Carnaval przy ul. Aguere można zwiedzać przez cały rok. Na powierzchni blisko 1,1 tys. m², dzięki wystawionym przedmiotom, zdjęciom i filmom, zanurzymy się w hucznych imprezach karnawałowych z przeszłości, a nawet przymierzymy jeden ze wspaniałych kostiumów. Jeśli jesteśmy już w Santa Cruz de Tenerife, warto zatrzymać się też w 160-tysięcznym San Cristóbal de La Laguna (w skrócie La Lagunie), które w 1999 r. zostało wpisane na prestiżową Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO. Te dwa miasta z biegiem czasu zrosły się tak bardzo, że obecnie ich centra dzieli zaledwie 15 min jazdy samochodem. Wzdłuż szerokich ulic i otwartych przestrzeni La Laguny wznoszą się piękne świątynie oraz budowle prywatne i publiczne pochodzące z XVI–XVIII w. Na te osoby, które pragną atrakcji kulturalnych, czekają także mniejsze miejscowości na Teneryfie, np. 30-tysięczne Puerto de la Cruz – przyciągające m.in. sympatycznym Muzeum Archeologicznym (Museo Arqueológico del Puerto de la Cruz) z ponad 2,6 tys. eksponatów poświęconych kulturze rdzennej ludności Wysp Kanaryjskich, czyli Guanczów. Poza tym z otwartymi ramionami przyjmie je również 42-tysięczna La Orotava, zwracająca uwagę swoimi kolorowymi domami i drewnianymi, rzeźbionymi balkonami. Nie można też zapomnieć o 23-tysięcznym Icod de los Vinos ze słynnym „tysiącletnim” smoczym drzewem – tzw. Drago Milenario, czy tajemniczym, aktualnie 5-tysięcznym miasteczku Garachico, które ponad 300 lat temu, w maju 1706 r., zostało zniszczone przez wybuch wulkanu Trevejos (inaczej Garachico, Arenas Negras lub Montaña Negra – 1398 m n.p.m.). Nic więc dziwnego, że tą ostatnią zabytkową miejscowość kanaryjscy i hiszpańscy historycy określają mianem „kanaryjskich Pompejów” (Pompeya canaria).

W księżycowych krajobrazach
Największy cud natury na Teneryfie stanowi wulkan Teide (3715 m n.p.m.), który wznosi się w środku wyspy. Otacza go księżycowy Park Narodowy Teide, który utworzono w 1954 r. To największy i najstarszy park narodowy na Wyspach Kanaryjskich, a trzeci pod względem wieku w całej Hiszpanii. Zajmuje on powierzchnię blisko 190 km². W 2007 r. wpisano go na prestiżową Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO.

Do podnóża wulkanu, czyli do dolnej stacji kolejki linowej (2356 m n.p.m.), można łatwo dotrzeć z każdego miejsca na wyspie – czy to z północy, czy z południa. Tutejsze szlaki turystyczne wiodą przez księżycowe krajobrazy, wokół, jak okiem sięgnąć, rozciągają się fantazyjne skały i jałowe równiny, przeplatane miejscami wściekle zielonymi sosnami kanaryjskimi, które dobrze tolerują susze. Kształty i odcienie wulkanicznych formacji skalnych są tak różnorodne, jakby były dziełem wyobraźni genialnego artysty. Z parkingu niespiesznym krokiem docieramy do najsłynniejszych z nich – Roque Cinchado, La Catedral i La Cascada (tzw. Roques de García), a następnie – z uprzednio zakupionym biletem – próbujemy dotrzeć do kolejki linowej, która zabierze nas na wysokość 3555 m n.p.m. Ale Teneryfa nie jest dzisiaj w zbyt dobrym nastroju… Wściekłe chmury gromadzą się wokół majestatycznego szczytu Teide, więc Teleférico del Pico del Teide zostaje zatrzymane. Tym razem nie uda nam się „zdobyć szczytu”. Na górną stację, zwaną La Rambleta, można wspiąć się pieszo, podążając przez Białą Górę (Montaña Blanca – 2748 m n.p.m.) trasą turystyczną o łącznej długości ok. 9 km, której pokonanie zajmuje mniej więcej 6–7 godz. Któż jednak odważy się dziś wyzwać tego kapryśnego stwora?!

Tysiącletnie dracena w Icod de Los Vinos (Tene)

„Machu Picchu” na Teneryfie
Tym, którzy nie boją się odrobiny wysiłku, Teneryfa pokaże również inne tajemnicze i pełne uroku zakątki. Chociaż rozgniewany wulkan Teide nieco nas wystraszył, za nic nie przegapilibyśmy głębokich wąwozów w osadzie Masca – tzw. Barrancos de Masca. Jednak dotarcie do nich wcale nie jest takie łatwe. Droga prowadząca do wioski ma więcej serpentyn niż odcinków prostych. Poza tym jest niezmiernie wąska, że ​​często nie mieszczą się obok siebie dwa samochody jadące w przeciwnych kierunkach. W jaki sposób kierowcy autobusów turystycznych docierają do wejścia do wioski? To dla mnie tajemnica, ale na pewno ich umiejętności, spokój i opanowanie zasługują na nasze oklaski. Malownicza Masca, nazywana też „mini Machu Picchu Europy” albo „Machu Picchu Teneryfy”, jest po prostu piękna i bardzo klimatyczna. Kolejki chętnych ustawiają się tu do wejścia na taras widokowy, bo każdy chce uwiecznić tę magiczną chwilę i te wspaniałe krajobrazy na fotografii.

Klify Olbrzymów (Acantilados de Los Gigantes) to miejsce, gdzie Teneryfa nakazuje „olbrzymom” zatrzymanie oceanu. W czasach Guanczów określano je mianem „Piekielnego Muru” (po hiszpańsku Muralla del Infierno) lub „Ściany Diabła” (Muralla del Diablo). Klify w Los Gigantes wyglądają niczym ogromne kamienne ogrodzenie, które miejscami osiąga wysokość nawet 600 m. Najlepiej podziwiać je z pokładu łodzi, które zabierają turystów na wycieczki z tutejszej mariny. U podnóża potężnych, stromych ścian czujemy się jak mrówki. Nasza łódź płynie na obserwację delfinów i zdecydowanie rzadziej spotykanych wielorybów. Kapitan z uśmiechem na ustach wita nas i zapewnia, że te pierwsze sympatyczne wodne ssaki z rzędu waleni spotkamy na 100 proc. I rzeczywiście, w oceanie u wybrzeży wyspy żyje wiele delfinów, które są tak zabawne i towarzyskie, że towarzyszą statkom wycieczkowym na długich odcinkach. Od czasu do czasu wyskakują z wody i zachwycają turystów akrobacjami niczym podczas pokazów w delfinariach, z tym, że tutaj robią to nie z przymusu, lecz z własnej woli i w naturalnym środowisku.

Ponieważ Teneryfa jest wyspą wulkaniczną, plaże są w większości pokryte czarnym piaskiem. Nieliczne fragmenty wybrzeża, gdzie możemy rozłożyć ręczniki na jasnym podłożu, zostały utworzone z piasku przywiezionego z Sahary. Tak stało się w latach 70. XX w. ze słynną obecnie, 1,3-kilometrową plażą Las Teresitas (Playa de Las Teresitas) w San Andrés w gminie Santa Cruz de Tenerife. Sprowadzono na nią z rejonu Al-Ujun (po hiszpańsku El Aaiún) na Saharze Zachodniej 150 tys. m³ piasku o wadze ok. 270 tys. t.

GÜÍMAR I ZAGADKOWE PIRAMIDY

To miejsce na wschodnim wybrzeżu Teneryfy jest warte zobaczenia i choć chwili zadumy. Sześć piramid schodkowych w wiosce Güímar zostało ustawionych w szczególny sposób ze względów astronomicznych. Fakt ten odkrył i udowodnił słynny norweski etnograf, antropolog i podróżnik Thor Heyerdahl (1914–2002). Podczas przesilenia letniego z platformy na najwyższej z piramid zobaczyć można podwójny zachód słońca, które chowa się za wysoką górą, pojawia się ponownie i zachodzi raz jeszcze za następnym szczytem. Wszystkie tutejsze oryginalne i tajemnicze budowle ułożone z kamieni mają schody po zachodniej stronie. Pozwala to wchodzącym na nie rano osobom w przesilenie zimowe obserwować wschód słońca.

Za najbardziej znaną wyprawę Thora Heyerdahla uchodzi podróż tratwą Kon-Tiki przez Ocean Spokojny, którą udało mu się zrealizować w 1947 r. Podczas przygotowań do niej i w trakcie samego rejsu nagrywano kamerą filmową krótkie ujęcia. W 1950 r. z tych materiałów stworzono pełnometrażowy film dokumentalny Kon-Tiki. Rok później otrzymał on Oscara.

Piramidy schodkowe w wiosce Güímar to również park etnograficzny (Parque Etnográfico Pirámides de Güímar, www.piramidesdeguimar.es), mający blisko 65 tys. m² powierzchni. Ufundował go w 1998 r. Thor Heyerdahl, przy wsparciu znanego norweskiego armatora Freda Olsena. Znajdziemy w nim o wiele więcej niż może się nam zdawać! Zacznijmy naszą wizytę tutaj od tajemniczego ogrodu botanicznego (Jardín Botánico Pirámides de Güímar) o powierzchni ponad 20 tys. m². Rośnie w nim m.in. endemiczna roślinność występująca na Wyspach Kanaryjskich oraz inne interesujące okazy z całego świata. Warto przemierzyć tzw. Szlak Eksportu (Ruta de Exportaciones) przedstawiający główne produkty, które były eksportowane z archipelagu od czasów hiszpańskiej konkwisty, jak np. trzcina cukrowa, wino, koszenila (karmina), kanaryjskie banany, aloes czy pomidory. Z kolei Trasa Kulturowa (Ruta Cultural) prezentuje dziedzictwo Wysp Kanaryjskich, a Szlak Wulkaniczny (Ruta Volcánica) przybliża dzieje powstawania wulkanów na archipelagu oraz ciekawe kwestie związane z geologią i klimatologią. Osobną część stanowi zajmujący powierzchnię 1,5 tys. m² tzw. Trujący Ogród (Jardín Venenoso), który charakteryzuje się tym, że stanowi siedlisko ponad 70 gatunków toksycznych roślin z całego globu.

Szczególnie warte polecenia jest Museo Casa Cachona. Urządzono je w tradycyjnym kanaryjskim domu z XIX stulecia. Przy wejściu znajduje się posąg przedinkaskiego boga stwórcy świata, nauczyciela, prawodawcy, ojca Słońca i Księżyca (Kon-Tiki). Ekspozycja przedstawia wszystkie piramidy oraz tajemnicze budowle i rzeźby stworzone przez starożytne cywilizacje, m.in. w Meksyku, Peru, Egipcie, Mezopotamii czy na chilijskiej Wyspie Wielkanocnej (Isla de Pascua). Oczywiście nie brakuje też obszernych informacji o tutejszym kompleksie w Güímar. W Audytorium (Auditorio), mogącym pomieścić 164 osoby, natrafimy na opisy legendarnych wypraw Thora Heyerdahla, historię jego życia i wspaniałych odkryć, a także replikę łodzi z pęków łodyg trzciny papirusowej Ra II, którą słynny Norweg przepłynął w 1970 r. Ocean Atlantycki – z Safi w Maroku na Barbados w Małych Antylach.

Piramidy schodkowe w wiosce Güímar to bez wątpienia niezwykłe, owiane mgiełką tajemnicy miejsce, pełne naukowych wyjaśnień, ale w dalszym ciągu nie do końca odgadnione. Warto więc wyruszyć na wschodnie wybrzeże Teneryfy i poznać coś, co do dzisiaj zastanawia różne tęgie głowy.

LA GOMERA

Między brodatymi drzewami

Gdybym miała sobie wyobrazić suknię dla La Gomery, byłby to miękko opadający, ciemnozielony strój z satyny, tak długi, że ​​sięgałby jej do kostek i tylko delikatnie podkreślał jej piękną sylwetkę. Miałaby poza tym wieniec laurowy na głowie, długie rude loki opadające kaskadami na ramiona, wyglądałaby po prostu majestatycznie, jak prawdziwa królowa. Jej dom stanowi zaczarowany las wawrzynowy, chroniony przez utworzony w 1981 r. Park Narodowy Garajonay. Praktycznie zawsze spowija go mgła, a tutejsze brodate gałęzie i drzewa wydają się żywcem przeniesione z jakiejś baśni.

Najbardziej znaną atrakcją tego niewielkiego skrawka lądu, zajmującego powierzchnię ok. 370 km² i zamieszkanego przez blisko 22 tys. ludzi, jest rozciągający się w centralnej części wyspy wspaniały kompleks lasu wawrzynowego (laurisilva canaria). To pozostałość starożytnej formacji leśnej, która pokrywała dużą część Ziemi ponad dwa miliony lat temu (w okresie trzeciorzędu). Dziś Wyspy Kanaryjskie oraz należące do Portugalii archipelagi Madera i Azory to ostatnie miejsca, gdzie można spotkać tego typu lasy. Występują one na ogół na wysokościach od mniej więcej 400 do 2000 m n.p.m. w północnych, północno-zachodnich i północno-wschodnich częściach wysp wystawionych na działanie pasatów, które wiejąc od północnego wschodu przynoszą częste opady i obfite mgły. Zachmurzenie i zamglenie zwiększa wilgotność, zmniejsza wahania temperatury i nasłonecznienie. Mgły mogą zasilać te siedliska w wodę nawet pięciokrotnie bardziej niż czynią to opady. Park Narodowy Garajonay stanowi najlepiej zachowany przykład tego wyjątkowego ekosystemu, dlatego został wpisany w 1986 r. na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO. Obecność licznych źródeł i strumieni sprzyja tutaj rozwojowi bujnej roślinności, podobnej do tej z okresu trzeciorzędu, która z powodu zmian klimatycznych zniknęła prawie całkowicie z obszaru Europy Południowej.

Łatwiej jest gwizdać
Jeśli serpentyny Teneryfy były wyzwaniem, to drogi La Gomery wydają się miejscami niemożliwe do pokonania. Głębokie przepaście, strome ściany skalne, imponujące klify dominują w krajobrazie. Drogi są tu dostosowane do topografii wyspy. Oczywiście prowadzenie samochodu stanowi dziecinnie proste zadanie dla mieszkanców La Gomery, np. zaprzyjaźnionego z nami taksówkarza (kiedyś kierowcy ciężarówek), który podczas jazdy za każdym razem nieustannie raczy nas interesującymi opowieściami o okolicy. Podczas naszego pierwszego spotkania w pewnym momencie wyciągnął on nagle telefon i trzymając jedną ręką kierownicę, zerkając tylko od czasu do czasu na drogę, zaczął pokazywać nam z dumą zdjęcia swojej rodziny, psa czy plantacji awokado… Zresztą ostatniego dnia, zawożąc nas wcześnie rano na prom odpływający na Teneryfę, nie omieszkał sprezentować nam kilku sztuk awokado, rosnącego naturalnie w jego przydomowym ogrodzie. Dziękujemy Domingo, owoce były naprawdę przepyszne!

W dzisiejszych czasach smartfonów każdy ma takie urządzenie w swojej kieszeni, ale w przeszłości przez ukształtowanie terenu (głębokie wąwozy i wysokie góry) mieszkającym tutaj ludziom bardzo trudno było się ze sobą komunikować. Temu służyło silbo, oparta na gwizdaniu forma komunikacji, za pomocą której miejscowi mogli porozumiewać się ze sobą na odległość nawet kilku kilometrów. Tego typu język gwizdany używany jest tylko na La Gomerze, wpisano go w 2009 r. na Listę Reprezentatywną Niematerialnego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO. Wyspiarze pielęgnują tę tradycję i dzięki temu udało im się zachować silbo gomero do dziś. Dbają oni o swój oryginalny język do tego stopnia, że stał się on nawet w 1999 r. obowiązkowym przedmiotem dla uczniów tutejszych szkół podstawowych. W centrum dla odwiedzających Park Narodowy Garanojay (Centro de Visitantes „Juego de Bolas”) można zobaczyć m.in. niezwykle ciekawy dokument opowiadający o silbo, a punkt widokowy Igualero w gminie Vallehermoso ozdobiono pomnikiem ku jego czci (tzw. Monumento al Silbo Gomero). Co interesujące, doświadczony silbador, czyli „gwizdacz”, potrafi przekazać na dużą odegłość niemal wszystkie wiadomości. Współcześnie silbo gomero używa się także podczas obchodów lokalnych świąt i obrzędów religijnych. Organizuje się również specjalne pokazy tego języka gwizdanego dla turystów.   

Między niebem a ziemią
Mimo iż poziom adrenaliny podniósł już się nam znacznie w aucie, nie zamierzamy cofnąć się przed wizytą na jednej z najbardziej spektakularnych platform widokowych na świecie. Na szczycie północnego klifu na La Gomerze, gdzie powstał niezwykły Mirador de Abrante, zwiedzający nie nachylają się nad przepaścią, ale mają wrażenie unoszenia się nad nią. Przedłużenie skrajnego punktu widokowego stanowi tu 7-metrowa platforma z przeszkloną podłogą. Wchodzę na nią i czuję się, jakbyśmy pływali między niebem a ziemią. Pogoda dopisuje, w oddali widać ośnieżony szczyt Teide na sąsiedniej Teneryfie, a pod naszymi stopami rozciąga się Agulo, jedno z najmniejszych miasteczek na wyspie (blisko 1,1-tysięczne). Ta usytuowana bajkowo u podnóża potężnej pionowej skały malownicza rybacka osada to prawdziwa szkatułka z klejnotami. Wędrówka brukowanymi uliczkami wśród udekorowanych kolorowymi kwiatami domów jest niezapomnianym przeżyciem.

Zarezerwowaliśmy nocleg niedaleko, w 1,2-tysięcznej miejscowości Playa de Santiago, która mimo iż jest największym centrum turystycznym na południu wyspy, wcale nie przypomina zatłoczonych i hałaśliwych kurortów. Zresztą nigdzie na La Gomerze nie spotykamy zbyt wielu turystów (oczywiście poza hotelem). Ten skrawek lądu pozostał nietknięty, pełen naturalnego piękna, kuszący te osoby, które poszukują odosobnienia i spokoju. Przy wejściu do naszego komfortowego 4-gwiazdkowego Hotelu Jardín Tecina wisi oryginalna „powitalna przekąska” dla gości – duża kiść kanaryjskich bananów pochodzących z przyhotelowej plantacji. Nie sposób ich pomylić z żadnymi innymi – są małe, żółte i z ciemnymi plamkami na skórce. Według hiszpańskich naukowców odmiana kanaryjska charakteryzuje się wyższą wartością odżywczą niż zwyczajny banan. Ich zdaniem to nowy „superfood”. Wśród korzyści zdrowotnych związanych z jego konsumpcją wymienia się m.in. ochronny wpływ na układ sercowo-naczyniowy, zmniejszanie stanu zapalnego, regulację zaburzeń nastroju, działanie antyoksydacyjne i wykorzystanie w dietach odchudzających.

Po kolacji siadamy na tarasie naszego kanaryjskiego domku z butelką lokalnego wina, otacza nas piękny subtropikalny ogród. Słychać, jak fale oceanu rytmicznie uderzają w pobliski brzeg. Temperatura jest idealna, a wino bosko smakuje w takich niepowtarzalnych okolicznościach przyrody. Horyzont rozpływa się w bezkresnym oceanie, nad nami wisi piękne, rozgwieżdżone niebo. Przestrzeń i czas na chwilę tracą jakiekolwiek znaczenie, jest tylko tu i teraz. La Gomera kusi, fajnie by było zakotwiczyć tutaj na dłużej. Legenda głosi, że ta urocza wyspa stanowiła ostatni ląd, na którym postawił swoją stopę w 1492 r. Krzysztof Kolumb (1451–1506), zanim wyruszył na odkrywanie Nowego Świata. Być może ponad 500 lat temu ten wielki żeglarz i podróżnik akurat gdzieś tutaj siedział i patrzył rozmarzony w kierunku oceanu. Ciekawe, czy nie zawahał się przed opuszczeniem tego tajemnicznego i idyllicznego wybrzeża La Gomery…