Robert Groslot stanowi fenomenalne połączenie dwóch światów: muzyki poważnej i popu. Ten belgijski dyrygent i prowadzona przez niego orkiestra Il Novecento od 24 lat są nieodłącznym elementem „Night of the Proms” .

Podczas przygotowywanych z ogromnym rozmachem koncertów popowi wokaliści śpiewają swoje największe przeboje w symfonicznych wersjach. Show cieszy się dużą popularnością w Europie – obejrzało je dotąd osiem milionów widzów. A wśród występujących z Groslotem i Il Novecento byli m.in. Sting, James Brown, Macy Gray, Sinéad O’Connor, Angie Stone, Andrea Bocelli, Boy George, James Blunt, Mike Oldfield, czy Zucchero. 21 marca „The Night of the Proms” przyjedzie do Łodzi. W Atlas Arenie z towarzyszeniem Il Novecento wystąpią m.in. Katie Mela, Kim Wilde, Mark King, Grzegorz Skawiński oraz Rafał Brzozowski. Robert Groslot opowiada o kulisach do tego wydarzenia.

Czy łatwo namówić gwiazdy do udziału w „Night of the Proms”?
Początkowo mieliśmy sporo trudności, ale w ciągu ostatnich 20 lat mariaż muzyki pop z klasyką stał się coraz popularniejszy i artyści to dostrzegają. Jeśli więc spojrzy się na listę gwiazd, które brały udział w „Night of the Proms”, jest ona naprawdę imponująca. Te koncerty mają dobrą markę, a artyści wiedzą, że zależy nam, by wspólnie tworzyć coś nowego i interesującego. Wielu decyduje się na ponowny udział. Tak jest i w tym roku. Śpiewała z nami Kim Wilde, grał gitarzysta Mark King, po raz kolejny wystąpi Tony Henry, który świetnie łączy operę z muzyką pop. Natomiast nie pracowałem wcześniej z Rafałem Brzozowskim i Grzegorzem Skawińskim.

Jak długo trwają więc przygotowania do trasy koncertowej?
Jeśli jest to nowy program, każdy otrzymuje materiały nutowe i aranżacje jako pracę domową, by mógł się przygotować. Same próby idą potem sprawnie, trwają około tygodnia, dwa lub trzy razy dziennie.

Kto dobiera solistów?
Przede wszystkim Jan Vereecke, jeden z producentów i pomysłodawców „Night of the Proms”. Ma znakomite kontakty z impresariami i agencjami na całym świecie, wie, czego i kogo potrzeba, by ułożyć atrakcyjny program. Przed dokonaniem ostatecznego wyboru zawsze jednak prosi mnie o opinie, szczególnie gdy chodzi o artystów z kręgu muzyki klasycznej.

Czy pan jako dyrygent ma wpływ na brzmienie całości?
Oczywiście, że tak, przecież chodzi o to, by to była muzyka żywa, a nie wypreparowana. Po każdej próbie dyskutujemy, co zrobić, by zachować idealny balans brzmieniowy i co zależy ode mnie, a co od inżynierów dźwięku. Zawsze też staramy się uwzględnić różnice akustyczne sal, w których występujemy.

Program koncertów okrywany jest tajemnicą…
Chcemy, by show był dla widzów niespodzianką, mam nadzieję, że przyjemną.

To proszę przynajmniej powiedzieć, czy artyści zapraszani przez was w każdym kraju śpiewają własne przeboje czy światowe standardy?
Chcemy, by śpiewali to, co przyniosło im popularność, ale co być może w nowej aranżacji z symfoniczną orkiestrą Il Novecento zabrzmi inaczej, może ciekawiej. Główna zaś idea „Night of the Proms” polega jednak na tym, by koncert był rodzajem spotkania z muzycznymi hitami ostatnich trzech stuleci.

Czyli także z klasyką….
Na naszych koncertach jest jej sporo. Nie chcemy jednak być śmiertelnie poważni. Pomysł „Night of the Proms” odwołuje się do tradycji XIX-wiecznych koncertów promenadowych, na których słuchało się latem, często na świeżym powietrzu, dobrej muzyki.

A kiedy otrzymał pan propozycję poprowadzenia koncertów „Night of the Proms”, zgodził się pan bez wahania?
Pierwsze zaproszenie otrzymałem w 1988 roku i wystąpiłem, ale jako pianista. Kiedy więc kilka lat później zaproponowano mi dyrygowanie, wiedziałem, o jaki rodzaj show chodzi. Tym nie mniej to był początek lat 90., mieliśmy raptem cztery koncerty w roku. Przez lata pomysł przeszedł ogromną ewolucję, by stać się perfekcyjnym show.

To prawda, że dziś każdy muzyk w orkiestrze ma swój mikrofon?
Dźwięk każdego instrumentu, głos każdego chórzysty jest zbierany przez odrębny mikrofon, a całość miksowana za kulisami, by słuchacz otrzymywał muzykę w najdoskonalszym brzmieniu. To bardzo skomplikowana praca dla najlepszych fachowców.

Dla dyrygenta projekt „Night of the Proms” to trudne zadanie czy przyjemność?
Jedno i drugie. To skomplikowane przedsięwzięcie, wymagające dopracowania wielu szczegółów, a z drugiej strony – daje ono ogromną muzyczną satysfakcję wykonawcom, jak i mam nadzieję, publiczności.

A co robi Robert Groslot, gdy zakończy trasę koncertową „Night of the Proms”?
Komponuję, bo to wciąż jest dla mnie najważniejsze. Proszę wejść na stronę robertgroslot.eu, można posłuchać.