Dorota Izabela Komarnicka

www.kobietawswiecie.pl

« Na Filipinach bieda i uśmiech podążają razem przez życie. Spokój ducha mieszkańców oraz krajobrazy niczym z raju są w moim odczuciu najcenniejszymi wartościami tego wyspiarskiego państwa. Na tym nie koniec – można też spotkać tutaj miejsca, gdzie odprawia się czary. A słynny filipiński uśmiech kryje swoje tajemnice. »

Filipiny są jak tysiące egzotycznych kwiatów, które wiatr porozrzucał po ocenie. Życie zaczęło się tu blisko 70 tys. lat temu. To kraj tajemniczy, który niełatwo jest zrozumieć. Zdecydowanie prościej będzie usiąść na plaży pod soczyście zieloną palmą, która pochyla się w kierunku turkusowej wody, i delektować się w spokoju rajskimi widokami. Na współczesną Republikę Filipin składają się fascynujące miejsca, ale także mozaika narodowości, plemion, wierzeń i obyczajów, które mogą wprawiać w zdumienie.

Z ponad 7,1 tys. filipińskich wysp i wysepek ok. 880 jest zamieszkanych, a ludzie rozmawiają tutaj w blisko 180 lokalnych językach. Język narodowy to filipiński (filipino), który wywodzi się z tagalskiego. Prasę można jednak bez problemu dostać na miejscu po angielsku. Ten ostatni ma zresztą status języka urzędowego (do 1898 r. obowiązywał hiszpański).

Wyspa Coron w północnej części prowincji palawan przyciąga pięknymi jeziorami i wapiennymi klifami

Dawni Filipińczycy

Jednymi z pierwszych, którzy osiedlili się na Archipelagu Filipińskim w czasach prehistorycznych, byli Negryci, co w tłumaczeniu z języka hiszpańskiego (Negritos) oznacza „mali czarni ludzie” (ich wysokość to ok. 1,4–1,5 m). Przez wiele wieków skutecznie opierali się oni zarówno wpływom chrześcijańskim, hinduskim, jak i islamskim. Chociaż zostali zdominowani przez przypływających na łodziach przybyszy z Tajwanu, dzisiejszych terenów Wietnamu, południowych Chin i Andamanów, to ich przodkowie (Aetowie, Ati) wraz z innymi plemionami żyją nadal w odosobnieniu wysoko w górach, głównie na północnych i środkowych wyspach archipelagu, takich jak Luzon, Palawan, Panay czy Negros. Szacuje się, że stanowią obecnie ok. 3 proc. populacji Filipin.

Oprócz ludów z Wietnamu, Chin i Andamanów na Filipiny dotarli muzułmańscy kupcy znad Zatoki Perskiej i z Półwyspu Malajskiego, którzy przywieźli tutaj islam (obecny dzisiaj szczególnie w zachodniej części Mindanao i na pobliskich wyspach na południu), Amerykanie, mający dość duży wpływ na filipińską tożsamość (od 1898 r., po wygraniu wojny amerykańsko-hiszpańskiej), Japończycy – ich ślady można zauważyć w skośnych oczach ludzi żyjących wysoko w górach na wyspie Luzon. Ludność kraju stanowią też m.in. Hindusi, a nawet potomkowie Hiszpanów oraz Azteków, Majów i innych Indian, których w charakterze żołnierzy czy niewolników przywiózł z Meksyku w drugiej połowie XVI w. hiszpański konkwistador Miguel López de Legazpi (ok. 1502/1503–1572). Filipińska dziennikarka, pisarka i historyk Carmen Guerrero-Nakpil (1922–2018) podsumowała dzieje Filipin jednym zdaniem: Trzy wieki w klasztorze i 50 lat w Hollywood.

Wzgórza Czekoladowe to prawdziwy cud natury

Zakazany owoc

Tomasz Owsiany w książce Pod ciemną skórą Filipin pisał, że kiedy wybierał się w podróż na Mindanao, wszyscy cmokali, kręcili głowami i próbowali go zniechęcić. Otóż część jej obszaru uważa się za ziemię zakazaną, a sytuacja społeczna i konflikty wewnętrzne spowodowały, że turyści podróżują w ten rejon niezmiernie rzadko. Z obecnych 25 mln aż ok. 80 proc. mieszkańców Mindanao żyje w ubóstwie. Jak mówił jeden z bohaterów książki, na wyspie biedni chodzą piechotą, a bogaci poruszają się samochodami z przyciemnianymi szybami. Jej zachodnia część to też serce separatystycznego Narodowego Frontu Wyzwolenia Moro (ludności muzułmańskiej). Chociaż region ten nie jest zbyt popularny wśród turystów, grupa wysp Mindanao stanowi wyjątkową krainę.

Także z południowych Filipin, słynących przede wszystkim jako spichlerz całego kraju, pochodzą najlepsze filipińskie produkty rolne. W Giant Clams Sanctuary (rezerwacie przydaczni olbrzymiej) na Białej Plaży (White Beach) na południowym wybrzeżu Camiguin, leżącej w regionie Mindanao Północne, zobaczyć można największy gatunek małży na świecie. Wytwarzają one najpiękniejsze i najdroższe perły. Przydacznie olbrzymie osiągają długość 1,2 m i ważą nawet ponad 200 kg. Mają więc naprawdę gigantyczne rozmiary. Nazwa wyspy pochodzi z lokalnego języka kamigin (kinamigin), od słowa kamagong, oznaczającego gatunek hebanowca, z którego otrzymywany jest wartościowy heban, służący tu m.in. do rzeźbienia grzebieni do włosów, cenionych przez światowej sławy stylistów.

Camiguin, oddalona zaledwie ok. 10 km od północnego wybrzeża Mindanao, znana jest również jako tzw. Island Born of Fire (dosłownie „wyspa zrodzona z ognia”). Uchodzi ona za jedną z najpiękniejszych wulkanicznych wysp na naszym globie. Na powierzchni blisko 238 km2 znajdują się aż cztery wulkany, w tym najbardziej znany Hibok-Hibok (1332 m n.p.m.) – niewątpliwa atrakcja Camiguin. Jest aktywny, ale od niemal 70 lat pozostaje w spoczynku, dlatego wielu podróżników decyduje się go zdobyć. Cała wyprawa przez gęstą, malowniczą dżunglę z odgłosami tysięcy dzikich zwierząt w tle trwa ok. 8 godz. i będzie z pewnością niezapomnianym przeżyciem.

Jednym z charakterystycznych punktów Camiguin jest miejsce, gdzie w wyniku silnego trzęsienia ziemi z 1871 r. znajdujący się na wschodnim wybrzeżu cmentarz Sunken zapadł się do morza. Stoi tam biały majestatyczny krzyż, który upamiętnia to tragiczne wydarzenie.

„Wyspę zrodzoną z ognia”, która wyłania się z morza niczym zaginiony świat, pokrywa bujna, zielona dżungla. Camiguin słynie ze słodkich owoców lanzones (słodliwka pospolita, langsat). Poświęcono im coroczny huczny Lanzones Festival (odbywający się na ogół w październiku). Tutejszy Pomnik Przyrody Timpoong i Hibok-Hibok (Timpoong and Hibok-Hibok Natural Monument) został uznany w 2015 r. przez kraje Azji Południowo-Wschodniej za Park Dziedzictwa ASEAN (ASEAN Heritage Park; ASEAN to Stowarzyszenie Narodów Azji Południowo-Wschodniej – Association of South-East Asian Nations).

Produkty z Mindanao, m.in. papaje, mango, banany, ananasy, szparagi, kwiaty czy ryby, są eksportowane na rynki międzynarodowe. W rolnictwie, leśnictwie i rybołówstwie pracuje ponad 40 proc. ludności wyspy. Cały region rozwija się mocno gospodarczo, powstaje w nim wiele inwestycji – do końca 2022 r. zaplanowano realizację ok. 2,1 tys. nowych projektów rządowych o wartości blisko 550 mld peso filipińskich (PHP), czyli mniej więcej 43 mld złotych.

 

Szczypta magii

Filipińczycy wierzą w moc czarów, boją się też czarnej magii, dlatego zamieszkiwaną rzekomo przez wiedźmy i przeklętą w ich pojęciu wyspę Siquijor w archipelagu Visayas starają się omijać z daleka. Miejsce to cieszy się za to coraz większym powodzeniem wśród zagranicznych turystów. Przyjeżdżają z całego świata, aby spotkać się z szamanami i skorzystać z owianych tajemnicą leczniczych zabiegów.

Każdego roku w czasie Wielkiego Tygodnia odbywa się tutaj na Wzgórzu Krokodyla (Crocodile Hill) ze wspaniałym widokiem na zatokę Lazi (Bay of Lazi) i morze Mindanao (zwane również morzem Bohol) Festiwal Czarownic (Witches Festival). Podczas niego, kiedy księżyc jest w pełni, zbierają się wszyscy szamani (nazywani tu magbabarang) i w najwyższym punkcie góry śpiewają zaklęcia, odprawiają uzdrawiające rytuały, przygotowują mikstury z ziół, korzeni, żywych insektów i kory drzew. Wydarzenie trwa cały tydzień i jest niezapomnianym przeżyciem dla turystów, ale także okazją dla miejscowych, żeby zrozumieć, jak istotnym elementem dla przyjezdnych – a jednocześnie dla nich samych – może być to, co na pierwszy rzut oka wydaje się przekleństwem.

Z roku na rok popularność Siquijor rośnie. Wyspa oczarowuje malowniczymi zakątkami, naturalnymi basenami i wodospadami (w tym popularnym Cambugahay). Interesujące jest także 400-letnie drzewo balete z rodziny figowców w Lazi (tzw. Old Enchanted Balete Tree), któremu przypisuje się magiczne właściwości. Poza tym warto odwiedzić wiele pięknych miejsc do nurkowania. Nocą wyspę rozświetlają tysiące fruwających świetlików, co sprawia wrażenie, jakby Siquijor płonęła, stąd też często nazywana jest „wyspą ognia” (po hiszpańsku Isla del Fuego).

Wskaźnik alfabetyzacji na Siquijor wynosi aż 92,5 proc. i należy do najwyższych w kraju. Na wyspie znajdują się dwa porty morskie, do których przypływają statki pasażerskie i towarowe. Na miejscowym lotnisku lądują małe samoloty, w większości stanowiące własność prywatną.

 

Ziemia błogosławiona

W samym sercu regionu Visayas położona jest wyspa Bohol, a także 75 otaczających ją mniejszych skrawków lądu. Tworzą one razem prowincję Bohol, którą lokalni mieszkańcy określają mianem „ziemi błogosławionej” (po angielsku Blessed Land). Bohol zamieszkują sympatyczne endemiczne stworzonka z oczami tak wielkimi, jak ich mózgi. Oficjalna ich nazwa to wyrak filipiński (Carlito syrichta, do 2010 r. – Tarsius syrichta). Niewielkie zwierzę (o długości ciała ok. 8,5–16 cm i wadze w granicach 80–160 g), znane wśród miejscowych jako mawumag (w cebuańskim i innych językach bisajskich), jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych wizytówek wyspy i myślę, że również całych Filipin.

Drugą, a może pierwszą rzeczą, z jaką kojarzona bywa cała prowincja Bohol, są intrygujące Wzgórza Czekoladowe. Legenda głosi, że niegdyś żył tu sobie gigant Arogo, który – jak to w życiu bywa – zakochał się na zabój w zwykłej śmiertelniczce o imieniu Aloya. Kiedy dziewczyna zmarła w bardzo młodym wieku, olbrzymowi pękło serce, a z oczu spłynęły ogromne łzy. To one w zetknięciu z ziemią zamieniły się w stożkowate kopce. Według innej wersji, Wzgórza Czekoladowe są głazami, którymi rzucali w siebie niegdyś olbrzymi. Na całym obszarze znajduje się aż ok. 1270 wielkich – mających od 30 do 120 m wysokości – wapiennych pagórków. Jedną z ciekawostek jest całkowity brak na tym terenie jaskiń, które w podobnych warunkach zazwyczaj występują na Filipinach. Wzgórza Czekoladowe porasta jedynie trawa, która w porze suchej przybiera kolor mlecznej czekolady. Są one imponujące zarówno w brązowej, jak i soczyście zielonej odsłonie. Uważa się je za jeden z cudów natury Filipin i symbol wyspy Bohol.

Warto także poznać Rajah Sikatuna Protected Landscape – obszar chroniący zalesione wapienne wzgórza, łąki i naturalne źródła. Zajmuje on niskie pasmo górskie w południowej części wyspy i uchodzi za jedno z najlepszych miejsc do obserwacji ptaków w całych Filipinach. To dom dla ponad 120 gatunków, w tym wielu endemicznych, jak np. krytycznie zagrożona wyginięciem kakadu filipińska czy drapieżny wojownik filipiński. Ten park krajobrazowy został nazwany na cześć wodza Bohol – Sikatuny, który w marcu 1565 r. własną krwią podpisał umowę (tzw. Sandugo lub Sanduguan) z hiszpańskim konkwistadorem Miguelem Lópezem de Legazpi. Z uwagi na mnóstwo atrakcji o wyspie mówi się często, że stanowi „klejnot Filipin”.

 

Tajemnica filipińskiego uśmiechu

Negros to kolejna wyjątkowa, wręcz magiczna odsłona kraju, która – w moim odczuciu – w dużym stopniu ujawnia istotę słynnego filipińskiego uśmiechu. Zamieszkiwana jest przez rdzennych mieszkańców Filipin o brązowej skórze (nazywa się ich tu głównie Negrenses lub rzadziej Negrosanons), którzy od niepamiętnych czasów uprawiają w tym miejscu trzcinę cukrową. Rozległe plantacje tej byliny są częścią krajobrazu wyspy. W latach 80. minionego stulecia, kiedy Stany Zjednoczone wprowadziły na światowe rynki zamienniki cukru, ceny produktu wytwarzanego na Negros nagle spadły, a lokalna społeczność straciła źródła dochodu. Na domiar złego w kwietniu 1980 r. na morzu wydarzyła się tragedia – zatonął statek MV Don Juan należący do armatora Negros Navigation. W wyniku tej katastrofy życie straciło według różnych szacunków 133 pasażerów albo nawet 176 osób, w większości pochodzących z miasta Bacolod.

Gdy na Negros zapanowała ponura atmosfera, samorząd lokalny zainicjował „festiwal uśmiechów” (MassKara Festival). Była to próba wprowadzenia pogodnego nastroju oraz odwrócenia uwagi od tego, co się wydarzyło i na co nikt nie miał już wpływu. Przygotowania do uroczystości trwały bardzo długo. Uczestniczy szyli charakterystyczne stroje i przygotowywali radosne maski, które zakładali na twarz podczas festiwalu. Jego pierwsza edycja odbyła się 19 października 1980 r. w Bacolod i była swoistą deklaracją mieszkańców miasta, że bez względu na to, jak ciężkie czy złe byłyby czasy, Filipińczycy przetrwają i zatriumfują.

Negros to także miejsce z tradycjami uniwersyteckimi. Na wyspie znajdują się też liczne ciekawe muzea prezentujące historię i kulturę mieszkańców. Jest tutaj wiele przykładów przepięknej kolonialnej architektury, w tym prywatne domy (zwane ancestral houses albo heritage houses), z których chyba najpopularniejszy to Balay Negrense (Negrense House) z 1897 r., znany również jako Victor Fernandez Gaston Ancestral House, w mieście Silay. Bacolod, 600-tysięczna stolica wyspy, uważana bywa za jedno z najczystszych miast na Filipinach. Wykorzystuje się tu energię geotermalną, słoneczną oraz wodną z pobliskich źródeł, rzek czy wodospadów.

Fantastyczne plaże, piękne szczyty, kaskady i położone wśród zalesionych gór niezwykłe jezioro Balanan, które powstało z rzeki o tej samej nazwie 5 maja 1925 r. w wyniku silnego trzęsienia ziemi, są tak malownicze, że chciałoby się, aby trwały wiecznie. Mieszkańcy zajmują się nie tylko produkcją trzciny cukrowej, ale także lokalnymi uprawami ekologicznymi, wytwarzaniem bawełny i drewna. Wyspa aż pachnie świeżością, stara się żyć rytmem natury oraz, co istotne, nie dostrzeżemy na niej negatywnego wpływu turystyki masowej.

Wyspa luzon – staruszki z grupy etnicznej Ifugao

Tatuaże i droga śmierci

Na wyspie Luzon, u podnóża górskiej rzeki Chico, w wiosce, w której czas się zatrzymał, stara Filipinka siedzi na schodach rozsypującej się drewnianej chaty. Za nią rozciągają się majestatyczne góry z migoczącymi w słońcu ryżowymi kłosami. Ma ona ponad 100 lat i jest ponoć ostatnią osobą, która potrafi wykonać tradycyjny tatuaż prowincji Kalinga (tzw. batek, batok) dokładnie tak, jak jej przodkowie – za pomocą młoteczków z bambusa. Dekolt słynnej w Filipinach, urodzonej w lutym 1917 r. Whang-od Oggay (znanej również jako Maria Oggay) zdobi wytatuowany naszyjnik, a ramiona i ręce – równomierne, gustowne wzory. W Kalindze wierzono w moc tatuażu, uważanego za niewidzialną nić łączącą żywych z umarłymi. Osoby, które takiej ozdoby nie miały, nie były w tej społeczności mile widziane – uważano, że przynoszą pecha. Batek nadawał też status społeczny, a kobietom miał zapewnić ochronę przed starzeniem się. Ze szczególną dumą tatuaże nosili wojownicy. W czasach współczesnych prawie nikt w Kalindze nie decyduje się już jednak na wytatuowanie swojego ciała.

Aby dostać się do tej prowincji, trzeba pokonać jedną z najtrudniejszych tras w całych Filipinach, którą określa się mianem „drogi śmierci”. Dzisiaj jest ona już utwardzona i raczej nie zdarza się, aby nagle zaczęła się osuwać wraz ze zboczem góry, jednak w pamięci zapisała się jako miejsce tragicznych wypadków. Wciąż też pozostała niezwykle kręta i tak wąska, że z trudem mijają się na niej dwa samochody. Może być bardzo niebezpieczna, szczególnie z europejskiego punktu widzenia.

Pamiętam, że słońce było już daleko za horyzontem, gdy w naszym samochodzie zabrakło świateł, a kierowca przyspieszył, przydeptując pedał gazu do oporu. Ja, wciskając się w fotel, próbowałam w myślach dodać mu skrzydeł. Pamiętam spokój i melodię, jaką nuciła Darana, przewodniczka o tęczówkach cętkowanych jak skóra węża. Nasz szofer, niczym niestrudzony wojownik, pędził coraz szybciej, tłumacząc, że musi zdążyć przed zapadnięciem nocy. I kiedy z przeciwka nadjechał „drogą śmierci” samochód, który mało co nie strącił nas w przepaść, Darana w spokoju nadal nuciła pod nosem swoją melodię. Na jej twarzy nie pojawił się nawet najmniejszy wyraz strachu czy zaniepokojenia. Jakby cały czas uśmiechała się do tego, co mogło się wydarzyć.

Rajskie wybrzeże wyspy Bantayan na morzu Visayan, usytuowanej na zachód od północnego krańca Cebu

Ósmy cud świata

Tarasy ryżowe w głębi północnej części wyspy Luzon, w regionie Cordillera (Cordillera Administrative Region – CAR), uważane przez Filipińczyków za ósmy cud świata, wzbudzają wielki podziw. Razem ze Wzgórzami Czekoladowymi uchodzą za jedną z wizytówek Filipin, stanowią też przykład tego, w jak piękny sposób człowiek może podporządkować sobie ziemię, na której się urodził. Najbardziej znane, obok tych w Banaue, są także tarasy w Batad, Bangaan, Hungduan, Mayoyao czy Nagacadan – wszystkie na terenie prowincji Ifugao. Wysoko usytuowane pola ryżowe, przyjmujące kształty krętych zboczy górskich, stworzyła ponad 2 tys. lat temu grupa etniczna Ifugao. Powstały one jedynie dzięki pracy rąk ludzkich, bez użycia maszyn. Stanowią wspaniały owoc umiejętności przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Przez rząd Filipin tarasowe pola ryżowe Kordylierów Filipińskich zostały ogłoszone Narodowym Skarbem Kulturalnym (National Cultural Treasure), wpisano je również w 1995 r. na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO.

Konstrukcje te są niezwykle zjawiskowe, szczególnie podczas złotej godziny, tuż przed zachodem słońca, kiedy zielone kłosy błyszczą w słońcu, a unoszący się z ognisk dym spowija je niczym wstęga. Tarasom cały czas zagraża erozja. Muszą one znajdować się pod stałą kontrolą i być ciągle odbudowywane. Niestety, młodzi ludzie z prowincji Ifugao emigrują do dużych miast i coraz częściej brakuje rąk do pracy, aby utrzymać je w należytym stanie. Nadzieję, żeby je uratować, daje rozwój turystyki, dzięki której miejscowi mają pracę i środki do życia.

 

Trumny i mumie

Region Cordillera znany jest także z wiszących trumien w Sagadzie czy zadziwiających mumii z Kabayan. Ten sposób grzebania zmarłych stał się obecnie niemałą atrakcją turystyczną. Mieszkańcy kilkunastotysięcznej Sagady twierdzą, że chociaż w dzisiejszych czasach w większości przypadków zwłoki składa się na miejscowym katolickim cmentarzu, który mijałam w drodze do skalnej ściany z trumnami w dolinie Echa (Echo Valley), to zdarza się, że nadal rytuał pogrzebu odbywa się w tej dawnej, niezmiernie oryginalnej formie. Niektórzy wierzą, że dzięki temu dusza ludzka może swobodnie wydostać się z ciała i poruszać pomiędzy drzewami, aby doglądać okolicy, być blisko swoich krewnych, bliżej nieba, czuć powiew świeżego powietrza i ciepło promieni słonecznych. Jest to jednak przywilej, za który trzeba sporo zapłacić. Na taki rodzaj pochówku mogą sobie pozwolić jedynie rodowici i majętni mieszkańcy Sagady. Drewniane trumny składano także w pobliskich grotach, których w regionie Cordillera można spotkać niemal tak wiele, jak w polskich lasach grzybów po deszczu. Turyści podziwiają ułożone z nich stosy u wejścia do Jaskini Pogrzebowej Lumiang (Lumiang Burial Cave).

Na początku XX w. odnaleziono w rejonie miasteczka Kabayan liczne zmumifikowane ciała (miejscowa społeczność wiedziała o nich od setek lat), ale przez mniej więcej siedem dekad nikt za bardzo się nimi nie interesował, dlatego wiele zostało ukradzionych z okolicznych grot. Później rząd filipiński starał się je odzyskać. Dziś mumie rdzennej grupy etnicznej Ibaloi uchodzą za narodowy skarb i wielką ciekawostkę. Proces mumifikacji był specyficzny i długi – trwał ponoć od sześciu miesięcy do dwóch lat. Umarłego smarowano różnymi olejkami i ziołami, wlewano w niego bardzo słoną wodę z dodatkiem roślin, a następnie sadzano na krzesełku, pod którym palił się ogień, żeby zwłoki ulegały powolnemu wędzeniu. Siadano przy zmarłym, rozmawiano z nim i palono dużo tytoniu. Za najstarszą odnalezioną mumię uchodzą szczątki miejscowego wodza Apo Anno, które mają ponad 500 lat.

 

Wyspa kokosów

Lśni woda, słońce świeci, w tle błękitne niebo, a wiatr pieści białe, pudrowe piaski. Na wyspie Bantayan na morzu Visayan spełnia się sen o raju. To właśnie do tego niezwykłego miejsca, ukrytego w pobliżu północno-zachodniego krańca Cebu, wybrali się twórcy filipińskiego filmu Camp Sawi (2016 r.), żeby pokazać światu ten niebiański zakątek naszego globu. Nic więc dziwnego, że wyspa jest dość chętnie odwiedzana przez wielu podróżników z całego świata, a niektórzy z nich osiedlili się tutaj i wybudowali własny dom.

Są wśród nich także Polacy. Nie przestraszył ich nawet ogromny tajfun w 2013 r., który wyrządził bardzo duże szkody i zniszczył większość budynków. W murowanym domu Michała Grochowskiego wielu mieszkańców znalazło wówczas schronienie.

Bantayan to główna i największa z grupy wysp o tej samej nazwie, która leży blisko geograficznego centrum Archipelagu Filipińskiego. Wchodzi ona w skład prowincji Cebu. Mniej więcej 20 z tutejszych wysepek rozciąga się na długości ok. 8 km na południowy zachód od stołecznego miasta portowego Bantayan. Podczas odpływu na najbliższe z nich można udać się na spacer. W 1981 r. Bantayan uznano za tzw. Obszar Dzikiej Przyrody (Wilderness Area) i od tego czasu wyspa ma status miejsca chronionego. Tereny te porośnięte są palmami kokosowymi, a do innych uprawianych roślin należą maniok jadalny, banany, trzcina cukrowa, kukurydza, pigwica właściwa (sapodilla, sączyniec, nazywana przez Filipińczyków chico) czy mango.

Bantayan odgrywa również ważną rolę w ochronie koralowców, których na Filipinach jest aż ok. 400 odmian (spośród mniej więcej 500 znanych na całym świecie). Niestety szacuje się, że tutejsze rafy są w ponad 90 proc. zagrożone, a tylko poniżej 1 proc. z nich znajduje się w dobrym stanie. Dlatego tworzy się tu farmy koralowców, które mają pomóc w odbudowie raf.

 

Złoty księżyc nad Palawanem

Kiedy planowałam swoją podróż po Filipinach, to, co najprzyjemniejsze, najbardziej relaksujące i niewymagające dużego wysiłku, odłożyłam na koniec. Dlatego wyspę Palawan, uznawaną za jedną z najpiękniejszych na świecie, zostawiłam sobie na deser. To raj dla miłośników wiecznie zielonych lasów tropikalnych, raf koralowych, tajemniczych jaskiń, plaż o delikatnym, ciepłym piasku i nieziemskich widoków. Wyprawa tutaj będzie także prawdziwą rozkoszą dla ludzi aktywnych, którzy kajakiem czy łodzią mogą snuć się pomiędzy fantastycznymi formacjami skalnymi, odbijającymi się w krystalicznie czystej wodzie. To miejsce, w którym człowiek wie, że żyje i oddycha pełną piersią.

Stolicą i zarazem największym miastem Palawanu jest 260-tysięczna Puerto Princesa. Nazywa się ją „centrum ekoturystyki Filipin” („Eco-Tourism Center of the Philippines”), bo należy do najbardziej zielonych ośrodków w całym kraju, doskonale rozplanowanych i harmonijnie wkomponowanych w otaczający krajobraz. W pobliżu znajduje się Park Narodowy Rzeki Podziemnej Puerto Princesa (Puerto Princesa Subterranean River National Park), znany również jako Park Narodowy Podziemnej Rzeki Saint Paul (Saint Paul Subterranean River National Park), który jest jedną z głównych atrakcji regionu, umieszczoną w 1999 r. na Liście Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO i wybraną w 2011 r. jednym z siedmiu nowych cudów natury. Puerto Princesa (Saint Paul) to druga pod względem długości podziemna rzeka na świecie (pierwsza jest na półwyspie Jukatan w Meksyku).

Na wyspie występuje blisko 1,5 tys. gatunków roślin, a także ponad 200 gatunków ptaków i 600 motyli. W przeciwieństwie do większości Filipin Palawan stanowi biogeograficzną część Wysp Sundajskich. Spotykani na nim przedstawiciele flory i fauny przypominają okazy żyjące na Borneo. Natkniemy się tutaj na rzadkie, niekiedy endemiczne zwierzęta, jak np. binturong orientalny, bażant palawański (wieloszpon lśniący) czy kanczyl filipiński (kanczyl ciemny).

Palawan otaczają dziesiątki niesamowitych małych wysepek, wchodzących w skład archipelagu Bacuit. Co jedna wspanialsza od drugiej, jakby startowały w konkursie piękności. Bramę do tego raju stanowi kurort El Nido, gdzie miałam przyjemność mieszkać w jednym z fantastycznych domów na palach. Nocą oświetlał je złoty księżyc i tysiące gwiazd. Magiczne plaże, wysmukłe palmy kokosowe, wysokie klify i błękitne laguny to prawdziwa uczta dla oczu i duszy, której nie sposób zapomnieć. Można tu spotkać m.in. wieloryby, żółwie, krowy morskie, manty, delfiny, a nawet rekiny wielorybie. Bez wątpienia jest to rejon świata zapierający dech w piersiach, stworzony, żeby koić zmysły z dala od wszelkich trosk. Miejsce, w którym uśmiech sam maluje się na twarzy, bez konieczności zakładania słynnej filipińskiej maski.