Z naszą energiczną i odważną rodaczką Barbarą Anną Konkolewską, właścicielką firmy trekkingowej Caucasus X-Trek z siedzibą w zapierającej dech w piersiach górskiej dolinie Pankisi w Gruzji, rozmawia Michał Domański.

Letni trekking w Pankisi – widok na Tuszetię i granicę z Dagestanem w tle

POLACY W TURYSTYCE NA ŚWIECIE

W tym jesienno-zimowym wydaniu magazynu All Inclusive prezentujemy Państwu sylwetkę Polki radzącej sobie z sukcesami w branży turystycznej w Gruzji, wśród dumnych i nieprzystępnych Kistów (gruzińskich Czeczenów). Naszą rozmówczynią jest Barbara Anna Konkolewska, charyzmatyczna i dzielna góralka z Podhala, założycielka pierwszej i jedynej polsko-kistyńskiej agencji górsko-turystycznej w malowniczej dolinie Pankisi.

\W następnym numerze (wiosną 2021 r.) wyprawimy się trochę dalej, bo aż na pachnący przyprawami, zachodnioafrykański Zanzibar na Oceanie Indyjskim, gdzie będziemy odkrywać piękno tej wyspy razem z Laurą Kuzak-Markowską, prowadzącą tutaj biuro podróży Zan Pol Tour, które powstało głównie z myślą o polskich turystach. Już teraz zapraszamy gorąco do lektury!

MICHAŁ DOMAŃSKI

 

Co się stało, że trafiła Pani na Kaukaz, do trudno dostępnej górskiej doliny Pankisi w Gruzji?

W kaukaskie góry trafiłam przez przypadek. Miałam wyjechać na Islandię, a ostatecznie trafiłam do Pankisi. Nie było ani jednego punktu zaczepienia, który mógłby mnie wcześniej przekonać do przyjazdu w to miejsce. Co mnie tutaj urzekło? Przede wszystkim majestatyczne góry, wyjątkowość spotkanych ludzi, tajemniczość tej doliny, pustka, całkowity brak turystów oraz przywiązanie do tradycji, które u nas w Europie raczej zanika. To wszystko już na samym początku wydawało mi się niezmiernie ciekawe i otworzyło oczy na wiele spraw. Turystyka nie była mi obca. Na Podhalu działa nasz rodzinny pensjonat, a moja mama przez wiele lat pracowała w schroniskach. Kiedyś marzyłam, żeby zostać przewodnikiem górskim, żołnierzem lub TOPR-owcem. W Pankisi mogłam w pewnym stopniu spełnić swoje dawne sny. Nie ma już dla mnie rzeczy niemożliwych. Dzięki temu, że jestem góralką, łatwiej mi zrozumieć mentalność rdzennych mieszkańców doliny, ich sposób życia i tradycje.

 

Jakie były Pani początki w gruzińskiej branży turystycznej? Czym charakteryzuje się tamtejszy rynek?

Początki były bardzo ciężkie, ale dziś myślę, że również zabawne. Przez pierwsze miesiące każdy wykorzystywał fakt, że nie znałam obowiązujących tutaj zasad. Później zauważyłam, że mój wspólnik to gwarancja bezpieczeństwa i dzięki współpracy z nim trudniej będzie mnie oszukać. W Pankisi jestem pierwszą kobietą, która wspólnie z Kistem (gruzińskim Czeczenem) otworzyła agencję turystyki górskiej. Jako pionierce było mi ciężko przebrnąć przez wszystkie początkowe problemy i przy okazji obalać panujące tu stereotypy na temat Europejczyków i chrześcijan. Zazwyczaj uważa się, że kobieta w Gruzji powinna zajmować się głównie domem i dziećmi, a nie pracą i „bieganiem” po górach. Długo trwało, zanim zaczęłam być traktowana poważnie. Nikt nie wiedział, skąd przyjechałam i dlaczego… Mimo iż Kistowie są niezwykle gościnni, bywają też bardzo nieufni. Aby założyć firmę, musiałam mieć zgodę rodziny wspólnika, zostać przez nią zaakceptowana i przyjęta do rodu. Mój partner biznesowy wziął za mnie pełną odpowiedzialność. Dobrze wiem, jakich zasad powinnam przestrzegać, przyjeżdżając z podróżnikami do Pankisi. Prowadzenie firmy w tym miejscu jest wymagającym przedsięwzięciem, tym bardziej dla kobiety, w dodatku „obcej”. To, co w naszych realiach załatwimy w ciągu kilku chwil, tutaj może trwać wiele dni, tygodni albo wcale się nie udać, bo np. osoba, z którą chcemy współpracować, należy do zwaśnionego klanu. Nie ma żadnej możliwości, żeby to zmienić. Dlatego podziwiam każdą Polkę, która jest tu szefową. Prowadzenie własnego biznesu w Gruzji zupełnie różni się od tego, co znamy w Europie. Czasami wyzwaniem może okazać się nawet oczekiwanie na odpowiedź e-mailową czy umówienie się z kimś na konkretną godzinę. Ważne sprawy nie zawsze załatwia się „urzędowo”, tutaj większe znaczenie mają kontakty prywatne. Ale chyba właśnie za to kocham Gruzję. Nie jest sztywno – jest po prostu po ludzku. To jedna strona prowadzenia biznesu w tym kraju. Druga to ta, której możemy zazdrościć Gruzinom, gdyż nie spotkałam się do tej pory z takim pozytywnym nastawieniem do przedsiębiorców. Procedury i system podatkowy są czytelne i praktycznie w każdej większej miejscowości uda się nam wszystko załatwić, i to błyskawicznie. Przyjaźni i pomocni gruzińscy urzędnicy za każdym razem z ciekawością słuchają opowieści z Polski. Powinni oni stanowić wzór dla swoich polskich kolegów. W Pankisi jednak to nie sprawy biznesowe okazały się dla mnie najtrudniejsze, lecz wszystko to, co związane z życiem codziennym, zwyczajami i tradycjami Kistów. Jeśli chcę być wśród nich, powinnam postępować według ściśle ustalonych zasad. Kistowie są punktualni, a wypowiedziane przez nich słowo zawsze jest dotrzymywane i tego samego wymagają ode mnie. Bardzo zwracają uwagę na to, jak się zachowuję i co mówię. To dobrzy obserwatorzy. Przyjęłam zasadę, aby robić swoje, zaufać sobie, swoim odczuciom i wiedzy. Kiedyś się szybko denerwowałam, teraz przyjęłam pewne zwyczaje jako część mojej pracy. Oczywiście, prywatny biznes jest po to, żeby zarabiać pieniądze, ale ja traktuję go również trochę jako pewnego rodzaju misję. Zajęłam się wspieraniem miejscowych dzieci w szkole i przedszkolu. Spotykam się z tutejszymi kobietami, które nieśmiało podpatrują moje europejskie zwyczaje, np. zaczynają uprawiać sport i dbać o dietę.

Para wędrująca w lipcu po górach w malowniczej dolinie Pankisi w Gruzji

Jak wpłynęła na Państwa firmę trekkingową pandemia COVID-19?

Zakładając firmę w Gruzji, byłam przygotowana na różne nieprzewidziane rzeczy, np. wybuch wojny lub jakiegoś innego dużego konfliktu. Dlatego każda moja decyzja była tak przemyślana, żeby zabezpieczyć siebie i pracowników na czas mojej ewentualnej dłuższej nieobecności. Oczywiście pod względem finansowym ten rok zaliczam do tragicznych, ale dzięki pandemii mogłam też wiele spraw uporządkować, zająć się tym, na co do tej pory nie było czasu, a przede wszystkim wypocząć. Wyposażyliśmy naszą agencję górską w profesjonalny sprzęt z Europy i obecnie czekamy jedynie na otwarcie granic i na nasze grupy. To również pokazało mi, że nasze partnerstwo jest bardzo ważne. Pozostajemy w stałym kontakcie. Zawarliśmy męską umowę, że zrobimy wszystko, aby logo firmy i polska flaga pozostały w Pankisi tak długo, dopóki będziemy istnieć. Teraz wiem, że to prawda, mogę na nich liczyć, a oni są po mojej stronie. A Gruzja? Stała się pusta. Byłam tam, gdy zamykano granice, zrobiliśmy sobie ostatnią wycieczkę. Mccheta i Tbilisi wyglądały jak z horroru. Pierwszy raz mogłam zrobić zdjęcia bez tłumów turystów. Czy wrócimy jeszcze do tej samej Gruzji, sprzed marca br.? Oby! Już na początku pandemii wprowadzono w kraju bardzo surowe restrykcje, m.in. godzinę policyjną od 31 marca czy zakaz przemieszczania się między miastami. W stolicy nie działała komunikacja publiczna, a każdy obywatel wracający z zagranicy musiał przejść obowiązkową kwarantannę. Tak drastycznie nie było tu od czasu rewolucji róż w listopadzie 2003 r. Od 1 lipca Gruzja otworzyła granice dla ruchu międzynarodowego dla kilku wybranych krajów, ale w porównaniu z poprzednimi latami liczba turystów na ulicach stanowi jedynie kroplę w morzu. Wszystkie zarządzone restrykcje przyniosły niesamowity skutek. Gruzini potrafią odnaleźć się w każdej sytuacji. Trudności towarzyszyły im od wieków, więc biorą życie za rogi i żyją bieżącą chwilą. Moi kierowcy obwożą obecnie lokalnych mieszkańców, którzy znani są z tego, że bardzo mało podróżują, a teraz mogą podziwiać i dostrzec piękno swojego kraju.

 

W jaki sposób stara się Pani promować swoją agencję górsko-turystyczną w Polsce?

Naszą firmę promuję najczęściej w mediach społecznościowych, na Facebooku i Instagramie, oraz dodatkowo w magazynie All Inclusive. Jesteśmy aktywni w grupach podróżniczych, sportowych i na spotkaniach z globtroterami. Dużą rozpoznawalność zyskaliśmy dzięki reportażowi Marcina Mamonia pt. Strach w Pankisi oraz dzięki wywiadom prasowym i radiowym. Wiele osób wraca do nas lub odkrywa nas z polecenia znajomych. Również w naszym rodzinnym pensjonacie na Podhalu mam przygotowane dla gości informacje na temat mojej gruzińskiej firmy. Bardzo cieszę się, że na jednym z naszych trekkingów powstawał projekt fotograficzny znanego fotografa Radka Polaka, Father’s Guil(t)d, który zwyciężył w konkursie Grand Press Photo 2020.

 

Skąd pochodzą turyści, którzy korzystają z usług Pani agencji? Co przyciąga ich do doliny Pankisi?

Podróżnicy z Polski stanowią większość naszych klientów, ale mamy też Niemców, Belgów, zdarzali się Rosjanie i Japończycy. Tym, co przyciąga podróżników do Pankisi, jest dzika przyroda oraz kultura i życie Kistów. Jesteśmy jedyną agencją górską, która organizuje trekkingi z doliny do Tuszetii i Chewsuretii i wędrówki szczytami wokół Pankisi. Dzięki mojemu wspólnikowi możemy dotrzeć do każdego zakątka w tym rejonie. Nie ma dla nas rzeczy niemożliwych, gdyż Abu Bakr cieszy się dużym autorytetem wśród męskiej społeczności Kistów. Ja wpadam na najdziwniejsze pomysły, on stara się je realizować. Pankisi to przyjazne miejsce, gdzie każdy gość jest zawsze chroniony i szanowany. Nie oznacza to jednak, że nie musi przestrzegać tutejszych zasad, które obowiązują od pokoleń.

 

Dlaczego warto odwiedzić Gruzję i trudno dostępną dolinę Pankisi?

Gruzji nie trzeba reklamować – w 2006 r. odwiedziło ją 800 tys. turystów, w 2019 r. ich liczba wzrosła do 9 mln. A Pankisi? Przede wszystkim to nieodkryte i dziewicze miejsce na mapie tego kraju. Większość Gruzinów każe omijać je szerokim łukiem, gdyż między nimi a Kistami pozostały zatargi sprzed lat. Dla ludzi tolerancyjnych, z otwartym umysłem wszystko jest tutaj magiczne. Warto poznać dzieje i życie ludzi, których przodkowie przybyli z Czeczenii. Tym, co mnie najbardziej tutaj pociąga, jest jedzenie. Mam kilka ulubionych potraw. Niektóre z nich są bardzo podobne do tych z Podhala. Wszystko jest ekologiczne, bez chemii. Urzekła mnie również czystość w domach i na zewnątrz gospodarstw. Dzięki mojemu wspólnikowi mogę dotrzeć do miejsc, do których nie ma dostępu normalny turysta. Abu jest kluczem do drzwi Kistów, do ich burzliwych dziejów. Po powrocie z tego świata do naszej rzeczywistości przewartościowujemy prawie wszystko. Zaczynamy bardziej dbać o swoich bliskich, zwracać uwagę na tradycję. Gruzja zadziwia, a Kaukaz zmienia. Oby nie zmieniły się one zbytnio na europejską modłę!