ANNA KŁOSSOWSKA
italiannawdrodze.blogspot.com
« Konno, na rowerze, kajakiem, podczas wędrówki po górskich szczytach lub nurkowania w głębinach – Włochy można zwiedzać na wiele sposobów, nie tylko oglądać bezcenne zabytki. Amatorom turystyki aktywnej z pewnością uda się w Italii zaplanować urlop marzeń. Niezależnie od pory roku zawsze czeka ich tu mnóstwo możliwości spędzenia czasu w ruchu. »
Włosi słusznie nazywają swoją ojczyznę bel paese, „pięknym krajem”. Italia niczym Giacomo Casanova uwodzi turystów z całego świata. Lokalne władze stale dbają, aby liczba odwiedzających ich regiony nie malała. W związku z tym wciąż rozbudowują ofertę turystyczną, również tę przeznaczoną dla osób aktywnych i uprawiających rozmaite rodzaje sportu.
Każdy z 20 regionów Włoch jest inny. Różni się od pozostałych m.in. pod względem warunków geograficznych. Ma też swoje zwyczaje i kulturę. Jednak wszędzie można uprawiać rozmaite formy aktywności. Oto krótkie zestawienie moich propozycji dla tych, którzy nie lubią siedzieć w miejscu.
NARTY I SPA W TOSKANII
Kto by pomyślał, że Toskania świetnie nadaje się na zimowy wyjazd, a jednak to prawda. Miłośnicy białego szaleństwa mogą wybierać spośród pięciu obszarów w okolicach Castelnuovo di Garfagnana, Monte Amiata, Abetone, ośrodków Doganaccia i Zum Zeri. Na chętnych czekają dobrze naśnieżone, ratrakowane trasy oraz wyciągi. Są odpowiednie dla każdego, niezależnie od poziomu zaawansowania i wieku. Stoki wygasłego wulkanu Amiata (1738 m n.p.m.) w Preapeninie Tyrreńskim przyciągają tych, którzy wzorem Skandynawów preferują nordic walking. Osoby pragnące połączyć zwiedzanie z uprawianiem sportu mile zaskoczy możliwość korzystania z lodowisk tworzonych zimą na placach średniowiecznych miast Toskanii (i nie tylko tego regionu – ja ślizgałam się pośród zabytków w lombardzkiej Brescii!). W ośrodkach narciarskich oferuje się także przejażdżki skuterami śnieżnymi i sankami czy wyprawy na rakietach śnieżnych. Działają w nich również szkółki narciarskie i parki zabaw na śniegu. Warto polecić zwłaszcza te w Dolinie Światła – Val di Luce koło Abetone i Zum Zeri w historycznej krainie Lunigiana. Nazwa tej ostatniej pochodzi od założonego przez Rzymian w 177 r. p.n.e. portu Luna (obecnie Luni), gdzie czczono boginię księżyca. Dziś znajdują się w nim ruiny amfiteatru z II w. n.e. otoczone malowniczymi zboczami doliny rzeki Magry. Koniecznie trzeba go zobaczyć o wschodzie słońca, gdy zasnuty jest mgłami.
Po ruchu na świeżym powietrzu warto odpocząć w gorących źródłach, zwłaszcza tych najsłynniejszych w Toskanii – w Bagno Vignoni (w gminie San Quirico d’Orcia) i bardziej znanym Polakom Montecatini Terme. W tej ostatniej miejscowości nocuje mnóstwo turystów znad Wisły podczas wycieczek objazdowych. Co ciekawe, źródła w Montecatini Terme w 1918 r. badała pod kątem radioaktywności Maria Skłodowska-Curie, a kurację u wód odbywali tu kompozytorzy Giuseppe Verdi i Giacomo Puccini oraz Wiktor Emanuel II, pierwszy król zjednoczonych w 1861 r. Włoch. Nad współczesnym miastem góruje średniowieczne Montecatini Alto. Odkryłam je kilka lat temu i od tej pory zawsze udaję się do niego ponad 100-letnią kolejką elektryczną, którą wjeżdżam po stoku o nachyleniu do 38 proc. Taka przejażdżka dostarcza dreszczyku emocji. Dzięki nastrojowym knajpkom i sklepikom rzemieślników w Montecatini Alto można miło spędzić wieczór. Moim ulubionym miejscem na kąpiele w gorących źródłach jest jednak kompleks Terme di Saturnia położony na południu Toskanii, na nizinie Maremma. Według legendy termy są dziełem boga Saturna. Tutejsze woniejące siarką wody o temperaturze 37,5°C uważane były niegdyś za przeklęte. Dziś może z nich korzystać każdy, i to bezpłatnie, pod gołym niebem w ułożonych tarasowo na zboczu naturalnych basenach utworzonych przez niewielki wodospad, przypominających te w tureckim Pamukkale. Osoby bardziej wymagające i dysponujące większym budżetem zadowoli bogata oferta luksusowego ośrodka Terme di Saturnia Spa & Golf Resort z basenami i wannami z hydromasażem. W okolicy znajduje się wiele etruskich nekropolii i średniowiecznych miasteczek, takich jak Pitigliano, Sorano czy Vitozza z kompleksem grot skalnych zamieszkałych od czasów prehistorycznych do końca XVIII stulecia.
KOWBOJE Z MAREMMY
Lasy, tereny podmokłe, ale i te charakteryzujące się już śródziemnomorską roślinnością, a przede wszystkim plaże – taka jest moja Maremma, jeszcze nie zadeptana przez turystów skupionych na zaliczaniu Florencji, Krzywej Wieży w Pizie czy Sieny popularnej dzięki szalonemu wyścigowi konnemu, palio. Park Regionalny Maremma (Parco Regionale della Maremma), skrywający największe skarby tego miejsca, zajmuje dziś aż ponad 9 ha. Jako jedna z nielicznych osób otrzymałam pozwolenie na wjazd do rezerwatu samochodem terenowym. Po kwadransie kluczenia gliniastymi drogami wijącymi się pośród zdziczałych krzaków i drzew o splątanych ze sobą gałęziach moim oczom ukazała się w całej krasie Spiaggia di Marina di Alberese. Plaża była bezkresna, szeroka, pokryta tonami miękkiego i drobnego niczym mąka niemal białego piasku. O brzeg waliły wściekle fale Morza Tyrreńskiego, wyrzucające na brzeg muszle i kawałki drewna. W piasku tkwiły gigantyczne konary o fantazyjnych kształtach, przypominające rzeźby współczesnego artysty. Mój wzrok przyciągnęła stojąca na skarpie wieża z kamienia, już na poły zrujnowana – kiedyś służyła do wypatrywania piratów. Nagle usłyszałam rżenie, raz, drugi i trzeci. Ujrzałam konie, a na nich jeźdźców ubranych jak z westernu. Butteri, czyli toskańscy kowboje, niegdyś parający się tym samym co koledzy zza oceanu i równie niezbędni w gospodarstwach, bo na nizinie Maremma utrzymywano wielkie stada bydła, obecnie kultywują tradycje nieistniejącego już praktycznie zawodu jako członkowie Associazione Butteri d’Alta Maremma. Stowarzyszenie zrzesza od 1999 r. nastawione na obsługę turystów farmy, w których oferuje się miejsca noclegowe i specjalne menu, a przede wszystkim organizuje pokazy i lekcje jazdy konnej w stylu western. Byłam gościem w jednym z takich gospodarstw i podziwiałam popisy dwóch butteri, w tym jednej kobiety – od strzelania lassem po akrobacje na siodle i rozmaitego rodzaju salta. Cała Toskania poprzecinana jest zresztą licznymi szlakami konnymi, a także rowerowymi. Dotyczy to również niezmiernie klimatycznej Elby w archipelagu Wysp Toskańskich.
OPŁYNĄĆ ELBĘ
Na początku epoki żelaza pod pełnymi żaglami okrążyli najpewniej Elbę utalentowani w wielu dziedzinach Etruskowie, którzy władali ziemiami Toskanii. Potem odkrył ją florencki ród Medyceuszy. Ci pozostawili po sobie bastiony dwóch fortec (Forte Stella i Forte Falcone) zbudowanych w Portoferraio przez księcia Kosmę I (1519–1574) dla obrony przed Turkami. Następnie na wygnaniu przebywał na wyspie od 4 maja 1814 r. do 26 lutego 1815 r. cesarz Francuzów Napoleon Bonaparte, który zapisał się w pamięci jej mieszkańców jako dobry gospodarz i budowniczy dróg spinających wcześniej oddzielone od siebie górskimi pasmami miejscowości. Przed dwoma miesiącami, na początku października, i ja opłynęłam Elbę.
Na pokładzie eleganckiego jachtu (choć mogłam wybrać kajak) wyruszyłam z Portoferraio, 12-tysięcznej stolicy wyspy, gdzie przybijają promy z kontynentalnej części Włoch (głównie z Piombino), ale jest też spora marina. Kapitan Pietro pokazał mi widoczne od dołu ogrody pierwszej z dwóch rezydencji Napoleona Bonapartego. Villa dei Mulini znajduje się niemal na samej górze i trzeba się do niej wspiąć. Działające w niej muzeum być może nie obfituje w bardzo liczne pamiątki po wodzu Francuzów, ale z tutejszego tarasu rozpościera się piękny widok na wyspę Capraia, prawdziwy raj geologiczny, zamieszkany przez unikatowe gatunki zwierząt i chętnie odwiedzany przez nurków. My jednak przyjęliśmy kurs wokół wyspy. Po drodze mijaliśmy skaliste wybrzeże i wyżłobione w nim przepastne groty, a także zatoczki z kolorowym piaskiem lub kamiennymi plażami, gdzie opalali się przyjezdni. Przepłynęliśmy obok malowniczych zatok Biodola, Procchio i Laconado Mariny di Campo, popularnej miejscowości turystycznej, uznawanej za jedną z najpiękniejszych na Elbie. Wszędzie roiło się od kajakarzy, wind- i kitesurferów, snurków i nurków w piankach z butlami na plecach, wykonujących z gumowych pontonów skok do tyłu wprost do krystalicznie czystej wody.
Następnego dnia miałam okazję pokonać na dwóch kółkach trasę o długości 18 km prowadzącą wzdłuż wybrzeża w kierunku zachodnim (na miejscu mogłam przebierać w bogatej ofercie wypożyczalni, więc wybrałam naprawdę dobry rower, a na głowę włożyłam dla bezpieczeństwa kask). Wystartowaliśmy grupą z Mariny di Campo wygodną, szeroką, wytyczoną chodnikiem ścieżką rowerową, która wiedzie przez całe urokliwe miasteczko – od jego centrum z malowniczą nadmorską promenadą i rozległą, piaszczystą plażą okoloną knajpkami aż do jedynego na wyspie niedużego lotniska (być może już w 2020 r. wylądują na nim samoloty z Florencji, Pizy i Mediolanu; na razie linie Silver Air Travels realizują jedynie loty ze szwajcarskiego Lugano). Po opuszczeniu miejscowości wjechaliśmy już na drogę, ale ruch panował niewielki, a kierowcy samochodów zachowywali się, jakby byli przyzwyczajeni do tego, że muszą dzielić jezdnię z jednośladami. Trasa nie należała do najłatwiejszych, bo Elba jest górzysta. Musiałam zmierzyć się z wielokilometrowymi podjazdami. Pierwszy z nich (o długości 3,5 km) zaprawił mnie w dalszych bojach. Nagrodą za wysiłek były tak samo długie zjazdy. Wycieczkę umilały mi spektakularne panoramy rozciągające się z kolejnych punktów widokowych. W Cavoli mogłam tylko westchnąć, gdy podziwiałam z góry jedną z najsłynniejszych, ale i najbardziej zatłoczonych w sezonie plaż na wyspie. Do przyciągania tłumów urlopowiczów z pewnością wystarcza jej biały piasek i naprawdę krystalicznie czysta woda. Pięknie kadrowały mi się też na zdjęciach dwa półwyspy: rozległy Capo di Poro, który właśnie zdobyłam, oraz długi, cienki Punta di Fetovaia, obejmujący wody zatoki. Ten ostatni znajdował się jeszcze przede mną, gdyż moim celem było Wybrzeże Słońca, jak określane są okolice miejscowości Pomonte, pamiętającej czasy Etrusków. Od wieków wytapiano tu żelazo i wydobywano, a następnie ładowano na statki granit, o czym przypomina odrestaurowany drewniany żuraw Bigo di Forza stojący na kamienistym wybrzeżu stromo schodzącym do morza.
Pomonte leży malowniczo u podnóża najwyższego szczytu Elby – Monte Capanne (1019 m n.p.m.). Dociera się na niego wyglądającymi jak koszyk jednoosobowymi klatkami zawieszonymi na linie. To zdecydowanie atrakcja dla osób lubiących zaznać dreszczyku emocji. Ze wspinających się coraz wyżej osobliwych wagoników kolejki (Cabinovia del Monte Capanne) widać nie tylko cały archipelag, lecz także Korsykę i toskańskie Wybrzeże Etrusków.
Mniej zaprawionym w wyprawach na dwóch kółkach polecam rowery elektryczne. Pasjonaci kolarstwa górskiego powinni odwiedzić Capoliveri Bike Park, gdzie czeka na nich pięć tras o łącznej długości ponad 100 km przygotowanych na zboczach Monte Calamita (413 m n.p.m.). Amatorom zjazdów spodoba się Elba Gravity Park położony między Rio Mariną, Rio nell’Elba i Portoferraio (z siedzibą w Rio nell’Elba).
Elba zachwyca wspaniałymi krajobrazami, małymi miasteczkami leżącymi w zatokach i w głębi lądu. Znajdują się tutaj pola golfowe (Elba Golf Club Acquabona i Golf Club Hermitage) oraz tereny idealne do trekkingu i wspinaczki.
LUKKA I OKOLICE
Nazwa miasta Lukka, które niesłusznie jest rzadziej odwiedzane przez polskich turystów, pochodzić może od celtycko-liguryjskiego słowa luk – „mokradła” lub luce – „polana” albo „światło”. Ostatnie hipotezy wskazują z kolei na rodowód etruski. Wzniesione w XVI–XVII w., wysokie na 12 m mury o długości ponad 4,2 km z 11 bastionami zagarniają potężnymi ramionami historyczne centrum. Pokrywa je ok. 75 ha trawnika. Po koronie murów można jeździć rowerem, jak i spacerować, a w każdą sobotę o godz. 9.00 wziąć na nich udział (bezpłatnie!) w biegu. Mura di Lucca parkrun stał się już tradycją i cieszy się coraz większym zainteresowaniem. Zdecydowanie lepszej formy wymaga październikowy Lucca Marathon. Jego trasa prowadzi od Lukki ku dolinom.
Poruszanie się na dwóch kółkach po historycznej części miasta wybiera wielu lukkańczyków oraz turystów, ze mną na czele. Decydują się na takie rozwiązanie ze względu na wąskie uliczki, którymi mogą jeździć tylko małe pojazdy. Dlatego właśnie rowerem da się najłatwiej i najszybciej dotrzeć do największych tutejszych atrakcji turystycznych: placu Amfiteatru zbudowanego zgodnie z nazwą w miejscu dawnego rzymskiego teatru z II w. n.e., muzeum w domu rodzinnym Giacoma Pucciniego czy Katedry św. Marcina (Cattedrale di San Martino) z niezwykłej urody marmurowym grobowcem, który wyrzeźbił w latach 1406–1408 Jacopo della Quercia. Wykonanie sarkofagu zlecił władca Lukki Paolo Guinigi. W grobowcu pochowano miłość jego życia – zmarłą w połogu młodą żonę Ilarię del Carretto.
Na rowerzystów czekają też trasy w okolicach miasta, zwłaszcza ta wiodąca do letnich rezydencji bogatych mieszkańców Lukki, budowanych między XVI a XIX w. w malowniczych dolinach. Wśród nich są Villa Reale di Marlia otoczona murem, Villa Bernardini należąca kiedyś do Ambasadora Republiki przy Watykanie czy przypominająca pałac Villa Grabau.
Szlaki piesze, rowerowe i konne przecinają Monte Pisano. Choć nazwa sugeruje, że dotyczy pojedynczej góry, tak naprawdę określa niewielki łańcuch stanowiący przedłużenie Alp Apuańskich, usytuowany między rzekami Serchio i Arno oraz Lukką i Pizą. To właśnie podziemne wody z Monte Pisano wykorzystywane są w termach Bagni di Lucca. Miejscowość odwiedzali m.in. Aleksander Dumas, Ferenc Liszt, Gioacchino Rossini, Niccolò Paganini, George Byron i Napoleon Bonaparte. Monte Pisano uwodzi pięknem natury, podobnie jak pełna opowieści o duchach, strzygach, bandytach czy wilkach dolina rzeki Serchio, pocięta wartko płynącymi strumieniami, z malowniczymi wioskami i zamczyskami.
PREHISTORYCZNA SARDYNIA
Sardynia, druga co do wielkości po Sycylii wyspa Morza Śródziemnego i jednocześnie Włoch, to kolebka cywilizacji nuragijskiej powstałej jako jedna z pierwszych kultur na obszarze mare nostrum. Śladem po niej jest chociażby blisko 200 menhirów, czyli długich głazów wbitych w ziemię, z parku archeologicznego Biru ‘e Concas leżącego w okolicy miejscowości Sorgono w prowincji Nuoro. Są one starsze niż angielski kromlech Stonehenge (o co najmniej 300–400 lat). Część z nich ustawiono w formie korytarza, inne – w kręgu. Na jednym z głazów widnieje twarz z oczyma i ustami. Nieopodal znajduje się tzw. grób gigantów, znacznych rozmiarów nuragijska mogiła zbiorowa. Na wyspie zachowało się ich wiele.
Sardynia to także miejsce, gdzie sacrum w postaci obchodów np. Święta Odkupiciela czy Wielkiego Tygodnia przenika się z profanum reprezentowanym m.in. przez szaloną gonitwę konną w miasteczku Sedilo będącą jednym z kluczowych elementów wydarzenia Ardia di San Costantino (6–7 lipca) ku czci św. Konstantyna, cesarza, który uratował chrześcijan przed prześladowaniami (wydany przez niego w 313 r. edykt mediolański wprowadzał wolność wyznania). Malownicze krajobrazy wyspy zachęcają do aktywnego zwiedzania. Warto zdobyć wapienną, 140-metrową iglicę Aguglia di Goloritzè, uznawaną za niemal kultowy punkt wspinaczkowy na całej Sardynii. Pod skałą rozciąga się plaża stanowiąca jeden z symboli wyspy – Cala Goloritzè.
Nieraz zdarzyło mi się uprawiać tu trekking czy jazdę konną (również po plaży), wielokrotnie pływałam kajakiem i żeglowałam. Osoby nastawione na aktywne spędzanie czasu mogą też zajrzeć w morskie głębiny. W centrach nurkowych wypożycza się profesjonalny sprzęt niezbędny do nurkowania wokół wraków spoczywających na dnie koło Olbii i nieopodal Capo Carbonara lub w okolicy podwodnych jaskiń w zatoce Orosei czy pobliżu Palau. Dzięki takiemu wyposażeniu można także dotrzeć do podziemnego jeziora w Grocie Neptuna utworzonej w skalnej ścianie Capo Caccia.
NIEODKRYTA ABRUZJA
Choć papież Jan Paweł II chętnie wymykał się z Watykanu na narty właśnie na stoki masywu Gran Sasso (2912 m n.p.m.), to położona w środkowych Włoszech Abruzja bywa przez Polaków omijana. Czy zniechęca ich tragedia sprzed blisko trzech lat, gdy gigantyczna lawina zniszczyła 4-gwiazdkowy Hotel Rigopiano w Farindoli i zabiła 29 osób? Może biorą sobie do serca medialne doniesienia o trzęsieniach ziemi, chociaż od ostatniego upłynęła dobra dekada? Dziś Abruzja zdążyła już się pozbierać po tym wydarzeniu i zaprasza na wakacje przez cały rok.
Na zboczach masywu Gran Sasso przygotowuje się zimą 700 km tras dla narciarzy, ale w te góry warto się wybrać między wiosną a jesienią. Na niższych wzniesieniach tkwią niczym nasadzone na nie czapki średniowieczne miasteczka z kamienia, w których wydaje się, że czas zatrzymał się przed wiekami. Taka jest moja ulubiona Civitella del Tronto w Val Vibrata, usadowiona na pochyłej skale z trawertynu zakończonej klifem. Miejscowość figuruje na liście najpiękniejszych włoskich miasteczek stowarzyszenia I Borghi più belli d’Italia. Opasują ją mury, a wjechać mogą do niej tylko nieliczne samochody dostawcze, parkujące zazwyczaj na jedynym tu niewielkim placu. Zawsze podziwiam stąd widok na całą dolinę rzeki Vibraty, przez którą poprowadzono szlak rowerowy o długości 140 km. Wśród wąskich, pnących się ostro w górę zygzakami uliczek, po zmroku odwiedzanych jedynie przez koty, znajduje się jedna (Ruetta) opatrzona tabliczką dumnie głoszącą, że ona właśnie jest najwęższa we Włoszech (ma 40 cm szerokości), choć o ten tytuł ubiega się co najmniej kilka podobnie ciasnych zaułków w kraju. Nad miasteczkiem góruje ostatni bastion Burbonów, potężna forteca zajmująca powierzchnię 25 tys. m2. Z jej półkilometrowej długości murów rozpościera się panorama gór pociętych szlakami turystycznymi. Prowadzą one wokół szczytów i jezior. Wśród tych ostatnich znajduje się Lago di Pietranzoni zwane lustrem Gran Sasso.
Częścią masywu jest Campo Imperatore, płaskowyż o wysokości 1500–2000 m n.p.m. zwany Małym Tybetem. Gdy go przemierzałam, jego krajobraz kojarzył mi się także z pejzażami Irlandii, a nawet scenerią Dzikiego Zachodu. To fantastyczne miejsce na trekking i biwakowanie. W hotelu Campo Imperatore na przełomie sierpnia i września 1943 r. uwięziono po zdymisjonowaniu włoskiego dyktatora Benita Mussoliniego. Stąd też duce został uwolniony w wyniku jednej z najbardziej brawurowych akcji wywiadu niemieckiego w czasie II wojny światowej. Opowiadają o tym filmy dokumentalne: Wyzwolenie Mussoliniego (1943 r.), nakręcony przez naocznego świadka wydarzenia (lub kilku z nich), oraz zrealizowane przez włoskiego reżysera i scenarzystę Fabia Toncellego Uwolnić Duce! (z 2010 r.) i Operacja Dąb (z 2017 r.). Przez Gran Sasso wytyczono wielokilometrowy szlak filmowy. W ramach Warsztatów Turystycznych Apeninów (Workshop Turistico degli Appennini), zorganizowanych w połowie listopada 2019 r. przez Region Abruzja i Dystrykt Turystyczny Gran Sasso, udało mi się obejrzeć plany zdjęciowe poszczególnych, nierzadko międzynarodowych produkcji. W należącym kiedyś do Medyceuszy miasteczku Santo Stefano di Sessanio Giuseppe Tornatore kręcił francusko-włoski film Czysta formalność (1994 r.), w którym zagrali Gérard Depardieu i Roman Polański. W otulonych mgłami ruinach zamczyska w Calascio (Rocca Calascio) w Zaklętej w sokoła (1985 r.) wyznawali sobie miłość Michelle Pfeiffer i Rutger Hauer. Pozostałości twierdzy wykorzystano również jako plan zdjęciowy w Imieniu róży (1986 r.) i serialu Ośmiornica 7 (1995 r.). Zniszczony przez trzęsienia ziemi zamek z białego kamienia, do którego wspięłam się nie bez zadyszki (wznosi się na wysokości 1460 m n.p.m.), uchodzi za jeden z symboli tego regionu Włoch.
Abruzja to nie tylko masywy górskie Gran Sasso, Majella i Monti della Laga z kaskadami i grotami oraz rzekami idealnymi do uprawiania raftingu czy skoków na bungee (z mostów). W północnej części jej mniej więcej 130-kilometrowego wybrzeża leżą czyste, piaszczyste plaże w Peskarze i Pineto. W granicach tutejszego obszaru chronionego (Area Marina Protetta Torre del Cerrano) można ponurkować. W pobliżu Punta Penna wznoszą się wydmy, na których gniazduje ptactwo. Południowa część wybrzeża jest skalista, a jej niewątpliwą atrakcją są nietypowe konstrukcje służące do połowu ryb. Pomysł na trabucco Rzymianie mieli ściągnąć jeszcze od Fenicjan. Taka imponująca maszyneria składała się z pomostu wysuniętego w morze i drewnianych ramion z rozpiętymi sieciami. Dziś konstrukcji nie używa się już zgodnie z ich pierwotnym celem, w powstałych na pomostach restauracjach można za to zjeść grillowaną rybę. Najlepiej wybrać się na nią po odwiedzeniu podwodnego świata – na wybrzeżu Abruzji działa wiele centrów nurkowych.
ROWEREM PRZEZ UMBRIĘ
Położone przy granicy z Toskanią Jezioro Trazymeńskie jest latem gorące jak zupa. Nawet największy zmarzluch, taki jak ja, chętnie wskoczy więc do jego czystej, acz mętnej, wody albo popływa po nim kajakiem, rowerem wodnym czy łodzią motorową, które zacumowane są przy kempingach i hotelach. Akwen otaczają liczne szlaki rowerowe. Jeden z nich, opatrzony tablicami informacyjnymi, wytyczono śladem wojsk Hannibala, słynnego kartagińskiego dowódcy. W tym miejscu 21 czerwca 217 r. p.n.e. została stoczona ważna bitwa II wojny punickiej. Inna trasa łączy miasteczka rozmieszczone wokół jeziora. Leży na niej np. malownicze Passignano sul Trasimeno z pozostałościami zamku średniowiecznego i wcześniejszych budowli, powstałych jeszcze za Longobardów. Szlakiem tym można wspiąć się na okoliczne wzgórza również na rowerze elektrycznym.
W Umbrii aktywni turyści mają do wyboru sporo niebanalnych form spędzania czasu. Wśród nich warto wymienić chociażby rafting rzeką Nerą między miasteczkami Arrone ze świetnie zachowanymi średniowiecznymi murami a Ferentillo, w którego okolicy wytyczono aż 350 szlaków wspinaczkowych. Można też w asyście przewodników zejść w skalne trzewia systemu wodospadów stworzonego przez Rzymian blisko 2,3 tys. lat temu (Cascata delle Mormore) albo na motocyklu wyruszyć szlakiem św. Franciszka z Asyżu do Gubbio.
TRYDENT PRZEZ CAŁY ROK
Przez lata Trydent (Trentino) kojarzył mi się przede wszystkim z szusowaniem w Dolomitach. Urokliwa Val di Fassa z fotogenicznymi, zwłaszcza w promieniach zachodzącego słońca, szczytami Torri del Vajolet, Piz Boè, Sassolungo i oczywiście najsłynniejszej Marmolady przyciąga aż siedmioma ośrodkami z 82 wyciągami i 150 trasami wokół grupy górskiej Sella. Bardziej zaawansowani narciarze krążą po Sellarondzie oplatającej ten masyw – 40-kilometrowym okręgu przecinającym przełęcze Pordoi, Sella, Gardena i Campolongo oraz doliny Fassa (Trydent), Gardena i Badia (Bolzano-Górna Adyga) czy Cordevole z Arabbą (Belluno). W Val di Fiemme, znanej z zawodów Pucharu Świata w Skokach Narciarskich (Predazzo) i Mistrzostw Świata w Narciarstwie Klasycznym (w 1991, 2003 i 2013 r.), poszaleją amatorzy wszelkiego rodzaju desek. Mają tu do dyspozycji 110 km tras, trzy snowparki i dwa zjazdowe tory saneczkowe. Obie doliny odwiedziłam latem. Odkryłam w nich wówczas malownicze szlaki dla piechurów.
W pamięć zapadło mi także szusowanie po płaskowyżu Paganella. Z wznoszącego się na 2125 m n.p.m. szczytu widać tutaj cały grzebień masywu Adamello (3554 m n.p.m.) oraz tonące w lekkiej, różowej mgiełce jezioro Garda. W schronisku La Roda rozsmakowałam się w świeżutkiej rybie z grilla. Obok niego miałam też okazję opalać się na leżaku w styczniu. Później w miejscowości Andalo, gdzie nocuje wielu narciarzy, popływałam sobie w olimpijskim basenie i skorzystałam z masażu w komfortowym rodzinnym kompleksie rekreacyjnym Andalo Life Park. Zjechałam również z górującego nad stolicą regionu, Trydentem (Trento), szczytu Monte Bondone (2180 m n.p.m.), aby potem wskoczyć w rakiety śnieżne u jego podnóża (jak bardzo tutejsza okolica przypominała mi tatrzańskie dolinki!). Wieczorem na rynku otoczonym zdobionymi freskami kamieniczkami rozkoszowałam się kieliszkiem musującego wina Trento DOC.
Zimą zamiast na nartach można pojeździć po śniegu także rowerem z grubymi oponami. Na tym tzw. fatbike’u zdobyłam w ubiegłym sezonie Monte Maggio (1853 m n.p.m.) w Alpach Cymbryjskich. Koła jednośladu zaskakująco dobrze trzymały się powierzchni, nawet pokrytej lodem. Po drodze odwiedziłam relikt z czasów zimnej wojny – jedną z 12 baz pocisków sił powietrznych NATO rozlokowanych na terenie północnych Włoch, dziś funkcjonującą jako muzeum.
Do Trydentu można wybrać się o każdej porze roku. Val di Non zachwyciła mnie średniowiecznymi zamkami owianymi legendami, spowitymi wiosną zapachem kwitnących jabłoni. Tu również, z mocno tkwiącym na głowie kaskiem, eksplorowałam Canyon Rio Sass – huk górskiego strumienia uderzającego o fantazyjne formacje skalne przyprawiał mnie o dreszcze! W wielu trydenckich kanionach uprawia się kajakarstwo, rafting i kanioning. Ja spływałam z nurtem w Val di Sole. Wybrałam rafting spienioną rzeką Noce, według magazynu National Geographic jedną z 10 najlepszych do uprawiania tego sportu na świecie. Poza tym mimo lęku wysokości pokonałam via ferratę dla początkujących. Via Colodri w pobliżu miejscowości Arco jest łatwa do przejścia i niedługa. Warto spróbować się z nią zmierzyć, bo rozpościera się stąd obłędny widok na jezioro Garda, które przyciąga osoby lubiące sporty wodne, a latem nawet amatorów kąpieli. Rowerem można wybrać się na wyprawę trasami wiodącymi przez okoliczne doliny (Valsuganę kojarzoną z pyszną polentą, Val di Fiemme i Val di Fassa), wzdłuż rzeki Adygi i wokół jezior, np. Toblino. W lustrze tego ostatniego odbija się jeden z najpiękniejszych zamków (Castello di Toblino), jakie widziałam, uwieczniony niedawno we włoskiej filmowej wersji Romea i Julii (2015 r.). A po trudach dnia najlepiej udać się do gospody typu malga, urządzonej w dawnej chacie pasterskiej, aby skosztować lokalnych serów takich jak casolèt, Puzzone di Moena czy Vezzena oraz wędlin ciuìga, mortandela della Val di Non i lucanica trentina.
W INNYCH REGIONACH
W innych regionach Italii też nie brakuje atrakcji dla aktywnych turystów. We Friuli-Wenecji Julijskiej narciarze i miłośnicy trekkingu wyruszają w Dolomity. Szerokie plaże w Lignano Pineta i Lignano Sabbiadoro pomieszczą zarówno opalających się, jak i grających w piłkę. Najciekawsze trasy turystyczne poprowadzone zostały w tym regionie przez okopy z I wojny światowej. Podczas wycieczki w ich rejonie doświadczyłam warunków pogodowych charakterystycznych dla wszystkich czterech pór roku, dzięki czemu mogłam choć w pewnej mierze wyobrazić sobie, w jakich okolicznościach walczyli 100 lat temu żołnierze, w tym młody Amerykanin – Ernest Hemingway (1899–1961). Jego zdjęcie znajduje się w miasteczku Kobarid (wł. Caporetto), położonym już po słoweńskiej stronie, w muzeum przypominającym, że właśnie pod Caporetto rozegrała się ważna bitwa I wojny światowej. Amerykański pisarz utrwalił potem wojenne wspomnienia w swojej powieści z 1929 r. Pożegnanie z bronią.
W Ligurii warto udać się w rejs, tak jak chociażby George Byron i Percy Shelley, na wędrówkę śladami italofilki Marii Konopnickiej, której pamiątkowa tablica znajduje się na deptaku morskim w niepozornym Nervi, na odkrywanie kopalni łupka i plantacji bambusa w Val Fontanabuona, gdzie leży Terrarossa di Moconesi, skąd miała pochodzić rodzina Krzysztofa Kolumba. Położoną na wzgórzach, zatłoczoną stolicę Włoch, Rzym, najlepiej zwiedzać vespą lub popularnym segwayem, również nocą, gdyż zabytki są doskonale oświetlone. W Apulii dla cyklistów wytyczono mleczny szlak w dolinie rzeki Itrii. Gdy podążałam tą trasą, mogłam nie tylko spróbować wytwarzanych tu serów: mozzarelli, burraty czy scamorzy, lecz także podziwiać skupiska trulli, czyli kopulastych, kamiennych domków. Figurujące od 2000 r. na Liście Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO Wyspy Liparyjskie (Eolskie) leżące w sąsiedztwie Sycylii są świetnym miejscem do uprawiania sportów wodnych. Można też wybrać się na trekking, np. na Filo dell’Arpa (Strunę Harfy, 675 m n.p.m.) na Alicudi, szlakiem prowadzącym wśród kasztanowców, drzew oliwnych i potężnych kaktusów obsypanych słodkimi owocami. Na tej wysepce nie odbywa się ruch kołowy, a bagaże i towary przewozi się na grzbietach mułów. Na Stromboli wspięłam się na szczyt nadal aktywnego wulkanu (926 m n.p.m.), a na Vulcano zeszłam w głąb krateru i wykąpałam się w siarkowym błocie. Potem przez trzy dni cuchnęłam zgniłymi jajkami, ale skórę miałam gładką jak u niemowlęcia. Na koniec postanowiłam oddać się w czułe ręce specjalistów w jednym z licznych na archipelagu centrów spa.