BARTOSZ WÓJCIK

 

« Piszę ten tekst jesienią, kiedy jamajska biegaczka Shelly-Ann Fraser-Pryce właśnie zdobyła dwa złote medale na Mistrzostwach Świata w Lekkoatletyce 2019, do kin w Europie trafił dokument muzyczny „Serce Jamajki” („Inna de Yard: The Soul of Jamaica”), a do „No Time to Die”, najnowszego, 25. już pełnometrażowego filmu o przygodach Jamesa Bonda, wypuszczono zwiastun (teaser), który nie pozostawia żadnych wątpliwości, że bohater stworzony przed laty na Jamajce przez Iana Fleminga powróci w 2020 r. na karaibską wyspę. Krótki, niespełna półtoraminutowy klip pulsuje w rytm raggamuffinowej piosenki „Boom Shot Dis” duetu Kully B & Gussy G. Kadry wypełniają zdjęcia z planu filmowego: na ścianie wisi oprawiona mapa perły Antyli, wysmukłe palmy kołyszą się na tle zachodzącego słońca, samochód terenowy przejeżdża drogą w tropikalnej scenerii, kobiety tańczą podczas imprezy w klubie. Zieleń jest soczysta, montaż zostawia dużo miejsca dla wyobraźni, a tekst utworu zapowiada – co akurat nie zaskakuje – tajną misję i, jak można sądzić, moc przygód. »

 

 

Postać słynnego brytyjskiego agenta Ian Fleming (1908–1964) powołał do życia na kartach powieści w swojej jamajskiej rezydencji zwanej GoldenEye, ale i kinowy James Bond pojawił się na Jamajce już w scenach do pierwszego filmu z całej serii, czyli Doktor No (z 1962 r.) – siedzibę tytułowego złoczyńcy zagrała kopalnia boksytu położona nieopodal Ocho Rios. Wiele się od tego czasu na wyspie zmieniło i wydarzyło, łącznie z przyznaniem przez UNESCO prestiżowego tytułu Miasta Muzyki stołecznemu Kingston w 2015 r. Ponieważ przed nami europejska zima, przerwa świąteczno-noworoczna i wyspiarski karnawał (wypada w kwietniu 2020 r.), warto sprawdzić, co może nas czekać podczas podróży po ojczyźnie Usaina Bolta, Miss Lou i Boba Marleya.

Współczesna Jamajka jest różnorodna, a sami Jamajczycy są narodem o wyraźnej tożsamości. W historii wyspy dużą rolę odegrały podboje kolonialne, w wyniku których wprowadzono niewolnictwo i system plantacyjny. Ten dość niewielki kraj – pod względem powierzchni 160. na świecie (zajmuje 10 991 km2) – od dekad zaznacza swoje miejsce w światowej kulturze i sporcie. Ambicja i kreatywność Jamajczyków potrafią zadziwić. Bo czy pomysł stworzenia jamajskiej drużyny bobslejowej z myślą o zakwalifikowaniu się do konkurencji olimpijskiej w 1988 r. w kanadyjskim Calgary (na XV Zimowych Igrzyskach Olimpijskich) nie jest dowodem na siłę ludzkiej determinacji? Ta historia stała się kanwą amerykańskiego filmu z 1993 r. Reggae na lodzie (Cool Runnings). Śladem męskiej drużyny poszły Jamajki. Jamajska kobieca reprezentacja w bobslejach zadebiutowała na XXIII Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w 2018 r. w Pjongczangu. Wcześniej na północy kraju otwarto kolejkę stylizowaną na tor bobslejowy (o długości 1 km) na Mystic Mountain w Ocho Rios (Rainforest Bobsled Jamaica) – podczas przejażdżki można oglądać tropikalny krajobraz.

 

 

MUZYKA, BRYTYJCZYCY I WODA

Sport to zresztą świetny łącznik ze światem jamajskiej muzyki. Sean Paul, gwiazda gatunku dancehall, w młodości trenował pływanie, a sam Usain Bolt już po skończeniu kariery lekkoatletycznej został współzałożycielem restauracji o podwójnej, sportowo-muzycznej nazwie „Tracks & Records” – jeden z lokali sieci znajduje się w popularnym wśród turystów centrum handlowym St. James Place w Montego Bay. I choć od śmierci króla reggae, Boba Marleya, który swoją drogą był oddanym fanem piłki nożnej, minęło już niemal 40 lat, jamajska muzyka popularna jest w iście wyczynowej formie. Wyspa pulsuje w rytmie gatunków karaibskich (z naciskiem na nowoczesny dancehall i bardziej tradycyjny nurt roots revival), odbywają się na niej liczne festiwale – do najznamienitszych należą Rebel Salute w Saint Ann (kolejną edycję zaplanowano na 17–18 stycznia 2020 r.) i Reggae Sumfest w Montego Bay (w 2020 r. organizowany 12–18 lipca), oraz cykliczne imprezy taneczne, np. sesje soundsystemowe w Kingston: Weddy Weddy Wednesday (w środy), Vinyl Thursdays (w czwartki), Dub Club (w soboty). Nowe pokolenie artystek, na czele z odnoszącą obecnie międzynarodowe sukcesy Koffee, ma także swój wkład w rozwój muzyki brytyjskiej.

Bez wątpienia na tej największej z anglojęzycznych wysp Morza Karaibskiego do dziś widać wyraźny wpływ kultury Wielkiej Brytanii, przejawiający się w takich pozostałościach z czasów kolonialnych jak nadal używane jednostki imperialne, praktykowany od lat dwupartyjny system parlamentarny, ukośny krzyż na fladze nawiązujący do brytyjskiego Union Jacka, nazwy geograficzne pochodzące od tych w Europie czy ruch lewostronny. Jednocześnie z uwagi na napływ ludności z Afryki oraz Indii i Chin w kraju wykształciła się wielokulturowa, choć spolaryzowana, społeczność. Tę sytuację opisuje raczej życzeniowa oficjalna dewiza Jamajki: „Z wielu – jeden lud” (Out of Many, One People).

Wśród niespełna trzymilionowej populacji wyspy znajdziemy osoby, które z całym przekonaniem uważają się za potomków prekolumbijskich Arawaków. Ci dawni mieszkańcy Antyli znaleźli się również w jamajskim herbie: w jego centrum widzimy parę reprezentującą tę właśnie grupę etniczną – kobieta trzyma kosz owoców, a mężczyzna ma w ręce łuk. Towarzyszy im krokodyl amerykański (Crocodylus acutus) – to nawiązanie do jednego z mitów kosmogonicznych, wedle którego ten właśnie gad (lub zgodnie z innymi podaniami – kajman) symbolizował ziemię unoszącą się na pierwotnym oceanie. Woda zresztą, nie tylko z uwagi na geograficzne i historyczne związki Oceanu Atlantyckiego i Morza Karaibskiego z Jamajką, jest nieodłącznym elementem tożsamości wyspiarzy. Nazwa wyspy w języku Arawaków, Xaymaca, oznacza „Krainę strumieni” lub „Krainę drewna i wody”.

Poza, rzecz jasna, kąpielami morskimi (np. za dnia w kurorcie Negril, a wieczorem w świecącej lagunie w Trelawny) sztandarową wodną atrakcją turystyczną w tym kraju są wodospady: Dunn’s River Falls znajdujące się w okolicy Ocho Rios i YS Falls w regionie Saint Elizabeth, oraz spływ drugą co do długości (po Rio Minho) tutejszą rzeką – ponad 53-kilometrową Black River. Ten ostatni często nazywany jest Black River Safari z uwagi na występujące w dolnym biegu słodkowodne moczary i żyjące na ich obszarze krokodyle amerykańskie. Zresztą właśnie od poznawania pięknych krajobrazów i przyrody proponuję rozpocząć zwiedzanie tej karaibskiej wyspy.

Niech nikogo nie zmyli kolokwialna nazwa Jamajki, upamiętniona m.in. w piosence Damiana Marleya Welcome to Jamrock. Słowo rock („skała”) kryje w sobie nie tylko surowość, przywołuje również takie znaczenia jak „opoka” i „klejnot”. Rzeczywiście flora i fauna wyspy zachwycają. Jednocześnie jej piękno przekonuje do słuszności praktykowania zrównoważonej turystyki, nie tylko ze względu na zmiany klimatyczne. Wraz z rozwojem tejże tworzone są obszary ochrony przyrody, np. Montego Bay Marine Park, obejmujące m.in. jamajskie bagna namorzynowe i rafy koralowe. Pielęgnuje się też ogrody botaniczne. Wśród nich znajdują się założone w 1873 r. Królewskie Ogrody Botaniczne w Kingston znane jako Hope Botanical Gardens, gdzie podziwiać można narodowe drzewo Jamajki Hibiscus elatus (blue mahoe), oraz położone w regionie Saint Mary Castleton Botanical Gardens, których historia także sięga jeszcze czasów wiktoriańskich (listopada 1862 r.).

 

 Wodospady na rzece dunn (dunn’s River Falls) koło ocho Rios mają ok. 55 m wysokości i 180 m długości

 

© ISTOCK.COM/JAN-SCHNECKENHAUS

 

 

NIEDOSTĘPNE ZIELONE WZGÓRZA

Osoby chcące poznać kraj od mniej oczywistej strony zachęcam do udania się do Cockpit Country. Ten region od stuleci stanowi fascynującą (choć, co zrozumiałe, mniej dostępną niż wybrzeże) okolicę. Tak przedstawia serce Jamajki miejscowa pisarka i działaczka ekologiczna Diana McCaulay: Z powietrza Cockpit Country wygląda jak porośnięta zielenią, odwrócona wytłaczanka do transportu jajek. Nie ma zbyt wielu miejsc, z których można dostrzec ten region z poziomu podnóża wzgórz. Poza ptactwem i motylami, których na całej Jamajce jest mnóstwo, zwierzęta i roślinność przebywają tam w ukryciu. Pochowane. Dziwaczne. Żaba, która chrapie. Krab, który wychowuje potomstwo w skorupie należącej uprzednio do ślimaka. To miejsce, po którym stąpasz, które masz na wyciągnięcie rąk, gdybyś tylko wiedziała, gdzie skierować wzrok; to miejsce, które powoduje, że zwalniasz (Diana McCaulay, Wyblakłe niebo i granice pychy, przełożył Bartosz Wójcik, www.przekroj.pl/spoleczenstwo/, data publikacji 27.08.2019 r.).

To tu, w „Krainie, w której ogląda się za siebie” (Land of Look Behind), w XVIII w. znaleźli schronienie Maroni (hiszp. Cimarrones, ang. Maroons), zbiegli czarni niewolnicy ukrywający się przed Brytyjczykami. Do dziś można odwiedzić położoną wśród plantacji bananów osadę Maroon Town, a także dawną marońską stolicę Accompong. W tej ostatniej raz do roku, w pierwszy poniedziałek stycznia, celebruje się Dzień Cudjoe, święto przywódcy Maronów. Z regionem związana jest też postać Nanny of the Maroons (ok. 1686–ok. 1755), komendantki pochodzącej z grupy etnicznej Aszanti (wywodzącej się z terenów współczesnej Ghany). Jej wizerunek znajduje się na banknocie o nominale 500 dolarów jamajskich (JMD). Pośmiertnie, jako jak dotąd jedyna kobieta, dołączyła do oficjalnego panteonu bohaterów narodowych Jamajki. Należą do nich również m.in. przywódca ruchu społecznego Marcus Garvey (1887–1940), premierzy Alexander Bustamante (1884–1977) i Norman Washington Manley (1893–1969).

Z uwagi na niedostępność obszaru, aby wybrać się do Cockpit Country, trzeba skorzystać z oferty lokalnych przewodników, wykupić zorganizowaną wycieczkę lub przynajmniej wypożyczyć samochód terenowy. W jaskiniach w rejonie żyje wiele gatunków nietoperzy, w tym rzadkie okazy z rodzin straszakowatych i liścionosowatych, np. jęzorniki ryjówkowate. Te ostatnie, żywiące się nektarem i pyłkiem kwiatowym, potrafią – podobnie jak także występujące na Jamajce kolibry – zawisać w powietrzu.

Okolica przypadnie do gustu zaprawionym piechurom (warta zachodu jest trasa Troy–Windsor wiodąca przez las tropikalny) i bardziej doświadczonym grotołazom. Po szczegóły polecam zajrzeć na stronę internetową Jamaican Caves Organization (www.jamaicancaves.org), należącą do międzynarodowej organizacji zrzeszającej osoby z ponad 30-letnim doświadczeniem speleologicznym. Mniej skorym do forsowania się turystom proponuję wizytę w Green Grotto Caves, kompleksie jaskiń znajdującym się na północnym wybrzeżu wyspy, mniej więcej w połowie drogi między Montego Bay a Ocho Rios. Odegrał on pewną rolę w Bondowskim filmie Żyj i pozwól umrzeć (z 1973 r.).

Jednak w Cockpit Country, i jest to mniej optymistyczny wątek opowieści o Jamajce, da się też zauważyć ekspansję sektora wydobywczego, który zagraża trwałości tego delikatnego ekosystemu. Do bogactw naturalnych kraju należy boksyt wykorzystywany do produkcji aluminium. Szacuje się, że jamajskie złoża stanowią ok. 6–7 proc. światowych zasobów. Na szkodliwy wpływ przemysłu na te tereny, szczególnie górnictwa odkrywkowego, wskazują lokalne społeczności, organizacje pozarządowe i środowiska artystyczne (m.in. Buju Banton, Esther Figueroa czy Queen Ifrica). Ze względu na wzrost ekonomicznego znaczenia wyspy ten jej do tej pory nienaruszony zakątek zaczyna się zmieniać.

 

 

GÓRY PEŁNE ŻYCIA

Podobno Krzysztof Kolumb na spotkaniu ze swoimi mocodawcami królową Izabelą I Kastylijską i królem Ferdynandem II Aragońskim, aby wytłumaczyć, jak ukształtowana jest powierzchnia Jamajki, pokazał im pomiętą kartkę papieru. Rzeczywiście, jak pozostałe wyspy Karaibów, tak i tę pokrywa nie tylko bujna roślinność. Wznoszą się na niej góry, przecinają ją wąwozy i doliny. Znaczna część kraju znajduje się na wysokości co najmniej 500 m n.p.m., a do celów podróży prowadzą nierzadko kręte i wąskie drogi. Na północnym wschodzie Jamajki rozciągają się dwa pasma górskie – John Crow Mountains i Blue Mountains. Oba zostały objęte w 1992 r. granicami parku narodowego. Występują tu endemiczne gatunki zwierząt (np. boa jamajski, turkusowiec, nocohutia jamajska i Papilio homerus, motyl z rodziny paziowatych). 

Nazwa tego pierwszego pasma pochodzi od jamajskiego określenia oznaczającego sępnika różowogłowego (urubu różowogłowego), dużego ptaka drapieżnego z rodziny kondorowatych, który z uwagi na swoje znaczenie symboliczne pojawił się również w tytule debiutanckiej powieści (John Crow’s Devil z 2005 r., polskie wydanie: Diabeł Urubu, przełożył Robert Sudół, Kraków 2019) Jamajczyka Marlona Jamesa, laureata prestiżowej Nagrody Bookera w 2015 r. i najbardziej obecnie rozpoznawalnego na świecie żyjącego pisarza z Karaibów. Góry Błękitne, nazwane z kolei od najwyższego szczytu (Blue Mountain Peak, 2256 m n.p.m.), zachwycają niesamowitymi widokami – przy dobrej pogodzie, o co nietrudno, jeśli wyruszy się na wędrówkę nad ranem, dostrzec stąd można wybrzeże Kuby. Innym, równie urzekającym punktem widokowym jest Hardwar Gap – przełęcz o nazwie nadanej na cześć kapitana brytyjskiej armii Hardwara (1220 m n.p.m.). 

W górach spotyka się lasówkę jamajską (Setophaga pharetra) i antylę jamajską (Spindalis nigricephala), ale największym zainteresowaniem cieszy się w nich jednak coś innego niż ptaki. Mój tekst nie byłby kompletny, gdybym nie wspomniał o typowym tutejszym, choć jak podają socjologiczno-ekonomiczne źródła, niezbyt popularnym wśród samych Jamajczyków, napoju. Kawa, a konkretnie odmiana Jamaican Blue Mountain Coffee, uprawiana właśnie w Górach Błękitnych, pod względem spożycia na wyspie plasuje się za rumem Appleton czy lokalnym piwem Red Stripe. Zalicza się ją do ziaren wysokogatunkowych (tzw. gourmet coffee). To tłumaczy, dlaczego cieszy się uznaniem wybrednych klientów, wśród których dominują smakosze z Japonii i USA. Dla zainteresowanych dostępne są wycieczki na plantacje połączone z oprowadzaniem i degustacją. Tym, którzy chcą się przekonać, jak działa pionierskie jamajskie przedsiębiorstwo społeczne z branży kawowej, spodoba się wizyta w kawiarni organizacji Deaf Can! Coffee w Kingston, założonej i prowadzonej przez lokalne środowisko głuchych. 


 

Ukryty wśród bujnej, tropikalnej roślinności dom ze wspaniałym widokiem na szczyty gór Błękitnych

© ISTOCK.COM/ERICLAUDONIEN

 

KURCZAK Z PLAŻOWEGO GRILLA

Bogactwo flory i fauny oraz wpływy kulturalne przywiezione przez emigrantów znajdują swoje odzwierciedlenie w tradycjach kulinarnych Jamajki. W potrawach łączą się elementy kuchni afrykańskiej (głównie z Afryki Zachodniej), azjatyckiej (z Indii i Chin) i europejskiej, w różnych proporcjach. Od razu odradzam stołowanie się w restauracjach specjalizujących się w daniach Starego Kontynentu, chyba że ktoś woli sprawdzone i dobrze sobie znane menu. Odważniejsi powinni wybrać restauracje hotelowe, które z reguły oferują również pozycje bazujące na lokalnych produktach i posiłkach Jamajczyków, oraz lokale sieci wyspiarskich fast foodów (Juici Patties, Tastee Jamaica), serwujące potrawy z ackee (bligii pospolitej – narodowego owocu Jamajki), callaloo (zielonego, liściastego warzywa podobnego do szpinaku) czy mrożonej, solonej ryby (saltfish). Aby jednak doświadczyć pełni kulinarnych wrażeń, warto przystanąć przy przydrożnych straganach i spróbować ulicznego jedzenia (np. porcji curry goat, czyli duszonej koźliny, lub rice and peas – ryżu z czerwoną fasolą gotowanego na mleku kokosowym). Polecam udać się na Coronation Market, targ w Kingston, na którym sprzedaje się takie owoce jak naseberry (pigwica właściwa, sapodilla), star apple (Chrysophyllum cainito z rodziny sączyńcowatych) czy guinep (Melicoccus bijugatus, cotoperí z rodziny mydleńcowatych), a także odwiedzić pobliskie Fort Clarence Beach, Hellshire Beach lub Sugarman Beach, gdzie w atmosferze zupełnego luzu można najeść się do syta. Plaże te chętnie odwiedzają okoliczni mieszkańcy. Kupimy tu wegetariańskie placki (johnny cakes, kukurydziane festivals, bammies z manioku), gotowane zielone banany, makrelowy gulasz run down, pieczonego homara z sosem na bazie limonki, cebuli i ostrej papryki scotch bonnet czy soczystego lucjana czerwonego lub kurczaka w pikantnej marynacie jerk.

Inny lokalny trend żywieniowy stanowi kierowanie się jadłospisem skomponowanym zgodnie z rastafariańskimi standardami ital. W skrócie zasady tej kuchni bliskie są ideom weganizmu – opiera się ona na diecie warzywnej, jedzenie z reguły gotuje się na węglu, a dodatkowo nie stosuje się w niej soli ani cukru. To coś dla osób wybierających slow food, preferujących żywność produkowaną etycznie i pochodzącą z pewnego źródła. Ital propaguje Mutabaruka, pisarz, poeta, muzyk i jedna z bardziej rozpoznawalnych jamajskich osobowości radiowych (polecam jego audycje na falach Irie FM, dostępne na bezpłatnej platformie pod adresem www.radio.garden). W swojej piosence Junk Food (Śmieciowe jedzenie) apeluje, aby odrzucić masowe produkty międzynarodowych koncernów i skupić się na celebracji lokalności, co będzie korzystniejsze dla zdrowia, a współobywatelom zapewni stały dochód. Tego rodzaju potrawy przygotowuje od ponad dekady restauracja „House of Dread” (3 Vinery Road, Vineyard Town, Kingston), nazwana tak przez mieszkańców na cześć miejscowej drużyny piłkarskiej.

Gdyby dla odmiany ktoś jednak miał ochotę na przepyszne lody, to najlepsze na wyspie wysokowęglowodanowe łakocie serwowane są w Devon House. Przy okazji zachęcam do obejrzenia tego historycznego budynku z 1881 r., przekształconego w muzeum skupiające się na czasach, w których żył właściciel i główny lokator rezydencji – pierwszy czarnoskóry jamajski milioner, George Stiebel (1820–1896). Willę można wynajmować na potrzeby organizowania przyjęć weselnych. Znajdują się w niej też sklepy i restauracje. 

Oferta kulinarna kraju jest nad wyraz bogata i kosmopolityczna. Zresztą jeśli przyjrzeć się roślinom uprawianym obecnie na wyspie to, jak przypomina przywoływana już Diana McCaulay, można zauważyć, że [k]rajobraz współczesnej Jamajki obfituje w gatunki zawleczone: bligia pospolita pochodzi z Afryki Zachodniej, chlebowiec z Południowego Pacyfiku – dostał się tam za pośrednictwem londyńskiego ogrodu botanicznego Kew Gardens, banan i mango z Azji Południowo-Wschodniej, kawa z Etiopii, trzcina cukrowa z Nowej Gwinei za pośrednictwem Tahiti, pomarańcza z Chin przez Haiti.

Podobnie rzecz ma się z palmami kokosowymi. Te charakterystyczne drzewa pojawiły się na Karaibach wraz z przybyszami z Azji Południowo-Wschodniej. Nawet marihuanę (Cannabis sativa), której posiadanie notabene w lutym 2015 r. zostało częściowo zdekryminalizowane (w przypadku znalezienia przy kimś suszu ważącego do 2 oz – ok. 57 g grozi mu co prawda mandat, ale już nie kara więzienia), przywieźli na wyspę indyjscy robotnicy najemni w XIX w. To opiewane przez jamajskich pieśniarzy i karaibskich bardów zioło (da erb), gloryfikowane przez legiony wyspiarskich zielarzy, w tym przez ikony popkultury pokroju Boba Marleya i The Wailers (album Kaya z 1978 r.) czy Petera Tosha (albumy Legalize It z 1976 r. i Bush Doctor z 1978 r.), stało się artykułem pierwszej potrzeby o szerokim zastosowaniu. Ma znaczenie religijne dla rastafarian, którzy traktują je jak sakrament, stanowi produkt wybierany przez osoby szukające alternatywnych środków uśmierzających ból (produkcja medycznej marihuany wydaje się być zresztą jedną z lepiej rokujących gałęzi gospodarki kraju) i konkuruje z innymi używkami imprezowymi. W ostatnim czasie w związku z liberalizacją prawa na Jamajce powstało kilka sieci sprzedających wyroby medyczne na bazie marihuany (np. Epican w Kingston, Kaya Herb House w Falmouth i Saint Ann’s Bay). Swoją ofertę kierują głównie do klientów z klasy średniej oraz zagranicznych turystów. Wszelkie formalności, w tym wizyty lekarskie i recepty, można załatwić na miejscu.

Na Jamajce nie wolno zapomnieć o rumie, tym bardziej że produkuje się na niej mnóstwo odmian tego trzcinowego alkoholu – od ciemnych po jasne. Jak pisze urodzony w 1982 r. w Londynie i mieszkający w młodości na Trynidadzie poeta, pisarz i muzyk Roger Robinson, nie ma to jak rozmowa właśnie przy tym trunku. Z kolei Olgierd Budrewicz (1923–2011), klasyk polskiego dziennikarstwa podróżniczego i autor m.in. zbioru Romans Morza Karaibskiego, tak oto wspominał w reportażu Jamajka, ziemia Negusa lądowanie w 1961 r. na południu wyspy, na pasie portu lotniczego upamiętnionego w jednej ze scen filmu Doktor No: Na upiornie wygrzanym lotnisku Palisadoes pod Kingston wetknięto mi w rękę prospekt reklamowy pewnej wytwórni rumu. Tytuł zapewniał: „Możesz mieć dużo radości z rumu Jamajka”. Tekst zaś zaczynał się od pytania: „Jak?” – i natychmiast dawał odpowiedź: „To jest proste. Zacznij tylko od jednej butelki” (Olgierd Budrewicz, Romans Morza Karaibskiego, Warszawa 1974).

W ten oto przekorny sposób, bo zachęcający do dalszego zwiedzania i poznawania wyspy na własną rękę, kończę ostatnią część tekstu. Wypadałoby jeszcze wspomnieć o planowanym na koniec maja 2020 r. międzynarodowym festiwalu literackim Calabash w Treasure Beach oraz karaibskiej sztuce współczesnej (można się z nią zapoznać w instytucjonalnej National Gallery of Jamaica i powstałej w wyniku oddolnej inicjatywy strefie Life Yard w Kingston), która w ostatnich latach wyraźnie rozkwita. Już z tych powodów z pewnością warto tu zawitać.

 

 

 

Kurczak w marynacie jerk, ananas i papryczki

© ISTOCK.COM/PAUL_BRIGHTON

 

 

 

Rajskie wybrzeże w okolicy kurortu ocho Rios

© ISTOCK.COM/FALLBROOK