ANNA KŁOSSOWSKA

italiannawdrodze.blogspot.com

Liguria to region dla samotnych marzycieli i zakochanych par, pełen nastrojowych zakątków, gdzie już same nazwy wywołują przyspieszone bicie serca. Pośrodku leży dumna Genua z największym portem morskim we Włoszech. W liguryjskiej stolicy wciąż żywa jest pamięć o najsławniejszym z synów tej ziemi – Krzysztofie Kolumbie.

Castello dei Doria – ruiny średniowiecznej fortecy Doriów dominujące nad kolorową Vernazzą

Wiele osób utożsamia Ligurię z Włoską Riwierą (La Riviera), myśląc o słynnych, szerokich i pokrytych złotym piaskiem plażach Wybrzeża Kwiatów (Riviera dei Fiori) na zachód od Genui, o znanym na całym świecie z festiwalu piosenki i ruletki San Remo, Imperii z największym kościołem w regionie – Bazyliką św. Maurycego czy Alassio z „mureczkiem” (muretto) zdobionym płytkami z autografami sławnych ludzi pomysłu Ernesta Hemingwaya.

Liguria to nazwa regionu położonego między włoską Toskanią a francuską Prowansją, zajmującego powierzchnię 5416 km² i liczącego 1,7 mln mieszkańców. Od południa oblewa ją Morze Liguryjskie (Mar Ligure), od północy graniczy z Piemontem (Piemonte), a od wschodu z Emilią-Romanią (Emilia-Romagna). Samo wybrzeże dzieli się na część zachodnią, przypominającą kształtem bumerang – od Genui w kierunku miasteczka Ventimiglia na granicy z Francją, i wschodnią – od Genui w stronę Toskanii, gdzie piaszczystych plaż jest niewiele, ale to właśnie te skaliste wybrzeża upodobali sobie poeci romantyczni z Georgem Byronem (1788–1824) i Percym Shelleyem (1792–1822) na czele. Warto wybrać się więc ich tropem…

Z domów w dzielnicy Castelletto w Genui rozpościera się oszałamiający widok na całe miasto i morze

ACH, CI LIGUROWIE

Nazwa „Liguria” pochodzi od italskiego ludu ongiś zamieszkującego te ziemie, nazwanego Ligurami przez Greków, którzy przypływali na Półwysep Apeniński, aby zakładać tu swoje kolonie. Ok. 2000 r. p.n.e. ten starożytny lud zajmował znaczną część północnych Włoch aż po Toskanię (do linii rzeki Arno), południowej Francji oraz prawdopodobnie dość spory skrawek Półwyspu Iberyjskiego. Zasiedlali również wyspy Korsykę, Sardynię, Sycylię i Elbę, a także środkowe Włochy. Grecy przez pewien czas postrzegali ich jako jedynych mieszkańców ówczesnego kontynentu europejskiego. Wojowniczość innych nacji napływowych (jak Italikowie, Wenetowie czy Celtowie) sprawiła, że Ligurowie stopniowo zamykali się w granicach dzisiejszego regionu. Ich geny wymieszały się z genami tych, którzy ich podbijali.

Genuę (szóste co do wielkości miasto we Włoszech, zamieszkane przez 560 tys. ludzi) założyli właśnie na początku V w. p.n.e. Ligurowie, o których najstarsze świadectwo zostawił potomności grecki epik Hezjod, żyjący w VIII–VII stuleciu p.n.e. Wiadomo, że plemię to żyło z pracy na roli i rybołówstwa oraz handlu wymiennego. Ligurowie tworzyli małe społeczności rodzinne (w których dominował matriarchat), łącząc się w klany, gdy groziły im najazdy obcych, aby potem wrócić do swojej familijnej, spokojnej egzystencji. Podczas zwiedzania Ligurii, znając jej historię, trudno oprzeć się wrażeniu, że wiele z tego dawnego stylu życia przetrwało do dziś.

TAM, GDZIE SŁOŃCE WSCHODZI

Podczas gdy Riwiera Ponente (Riviera di Ponente), czyli „wybrzeże zachodzącego słońca” – jak można by „romantycznie” przetłumaczyć tę nazwę – jest popularna i dość znana wśród turystów (zwłaszcza jeżeli mówimy o okolicach Savony i San Remo), Riwiera Levante (Riviera di Levante), czyli „wybrzeże wschodzącego słońca”, kusi amatorów odkrywania małych osad i zakątków, które wręcz zaskakują swoją dziewiczą urodą. Nawet oddalone od centrum Genui o ok. 25 km na południowy wschód ekskluzywne Portofino w szczycie sezonu, gdy marinę wypełniają luksusowe jachty, a w kawiarniach można spotkać hollywoodzkich celebrytów, nadal urzeka małomiasteczkową świeżością. A dzieje się tak za sprawą wszechogarniającej swoją bujnością natury pobliskiego Regionalnego Parku Przyrodniczego Portofino (Parco Naturale Regionale di Portofino, Ente Parco di Portofino). Osada widziana od strony morza wygląda niczym kolorowy kleks wśród zieleni. Kamieniczki w słonecznych barwach otaczają centralny placyk, wokół którego ulokowały się nastrojowe restauracyjki i kawiarenki, w których ceny od zawsze przyprawiały o zawrót głowy, bo do rachunku sprytni właściciele lokali doliczają „coś ekstra” za możliwość zobaczenia w „realu” kogoś sławnego. Nieopodal znajduje się barokowy Kościół św. Jerzego (Chiesa di San Giorgio) – ponoć przechowywane w nim są szczątki samego legendarnego pogromcy smoka, dzisiaj patrona Portofino, przywiezione tutaj z Ziemi Świętej przez uczestników wypraw krzyżowych. Przed wejściem zachwyca lokalna sztuka, wyjątkowy kamienny „kobierzec” – kwiatowe wzory ułożone z obrobionych skał wydobywanych w okolicy. Są to łupki z liguryjskich kopalni Val Fontanabuona, które nie są jedyną atrakcją tej malowniczej doliny położonej nieco bardziej w głębi lądu. Można tutaj również oglądać plantacje bambusa i podziwiać dawną sztukę produkcji adamaszku na drewnianych krosnach. Drugą z użytych skał jest biały marmur karraryjski z toskańskich miejscowości Massy i Carrary, w okolicy których występują złoża tego cennego kruszcu. Oba miasta znajdują się w pobliżu granicy z Ligurią. Będąc w Portofino, warto wspiąć się kamiennymi schodkami do Castello Brown (dawniej Castello di San Giorgio). Zamek, wcześniej strategiczna forteca, od ok. 400 r. p.n.e. aż do XIX w., przez wiele stuleci pełnił funkcje obronne, ponoć zatrzymał się w nim nawet na kilka dni król Anglii Ryszard I Lwie Serce (1157–1199) w drodze na III wyprawę krzyżową (1189–1192). Dziś to ulubione miejsce ślubów ludzi zamożnych, a placyk przed nim z uroczym widokiem na morze, urzekającym zwłaszcza wieczorem, gdy spowija go mdłe światło latarenek, to idealne miejsce na romantyczne tête-à-tête. Nastrój Portofino oddaje tekst piosenki Agnieszki Osieckiej:

Tamtego roku w Portofino

Skończyłam 19 lat

A nie wiedziałam, że jest miłość

Tu w Portofino, no bo jak

Jest tyle dziewczyn w Portofino

A zobaczyłeś właśnie mnie

Pomarańczowy księżyc płynął

Gdy w Portofino mówiłam „nie”

We mgle zginęło Portofino

W zaroślach ostro krzyknął ptak

W zatoce księżyc się rozpłynął

I w Portofino szeptałam „tak, tak”

 

SMOK I CHRYSTUS Z SAN FRUTTUOSO

Nie prowadzi tu żadna szosa, a jedynie malowniczy, pieszy szlak turystyczny Regionalnego Parku Przyrodniczego Portofino. Samo Portofino odległe jest o kilka dobrych kilometrów marszu w stronę południową, z kolei Camogli leży bardziej na północ. Podczas wędrówki zboczem rozległej i gęsto zalesionej góry Portofino (Monte di Portofino – 610 m n.p.m.) w stronę San Fruttuoso od czasu do czasu spomiędzy drzew ukazuje się oszałamiająca panorama zatoki Portofino. Na morskim lazurze kołyszą się małe jachty. Czasem przepłynie jakaś większa jednostka. Widok iście pocztówkowy. Cisza, spokój, w gałęziach niekiedy zatrzepocze albo zaświergocze jakiś ptak. Trasa nie jest zbyt forsowna, a mimo to jest dosyć mało uczęszczana. Na końcu wędrówki docieramy do celu, który wynagrodzi nam trudy marszu – San Fruttuoso. Najpierw dostrzeżemy z góry lilipucią osadę usytuowaną na skrawku lądu, jakby wziętą w imadło skalistego wybrzeża obmywanego wodami zatoki (Baia di San Fruttuoso). Tu niewiele zmieniło się od średniowiecza, dlatego trudno oprzeć się wrażeniu, że odbyliśmy podróż do przeszłości. Wśród kamiennych, piętrowych domów otaczających niewielki płat plaży dominuje romański klasztor z oktagonalną wieżą – Abbazia di San Fruttuoso di Capodimonte. Jego patronem jest św. Fruktuozus, biskup Tarragony z III w. n.e. Podobno lubili go wszyscy, nawet poganie, których być może ratował w czasie epidemii. Wraz ze swoimi diakonami Auguriuszem i Eulogiuszem śmiało nauczał nowej wiary, za co cała trójka została skazana na spalenie, a stało się to 21 stycznia 259 r. (według innych źródeł – 20 stycznia 258 r.). Zgodnie z legendą początki klasztoru sięgają VIII stulecia, kiedy to biskup Tarragony, Prosper, osiadł tutaj, uciekając z Półwyspu Iberyjskiego przed inwazją Maurów, a następnie wzniósł małą świątynię, żeby złożyć w niej relikwie św. Fruktuozusa i jego diakonów. Przetrwały one do dziś, ukryte w srebrnej trumience przy ołtarzu głównym kościoła, który na przestrzeni wieków zmieniał formę poprzez kolejne rozbudowy. W klasztorze mieszkali mnisi benedyktyni, potem w podziemiach szczątki swoich bliskich składał genueński ród Doriów. Osobna wieża (torre Doria) zdobiona ich herbem i położona nieco powyżej osady to drugi punkt orientacyjny w San Fruttuoso. Widać ją najlepiej od strony morza, z pokładu stateczku, który regularnie kursuje tutaj, łącząc miasteczko z cywilizacją. Całą osadę można podziwiać najpełniej podczas pływania wpław. Krystalicznie czyste, idealnie przezroczyste wody zatoki kryją nie lada atrakcję turystyczną. Prześwituje przez nie figura z brązu przedstawiająca Chrystusa (Cristo degli abissi), osadzona ok. 17 m niżej, w dnie morskim. Postać Syna Bożego wykonana ze stopu metali, elementów statków (w tym śrub amerykańskich okrętów podwodnych) i dzwonów znajduje się w tym miejscu od sierpnia 1954 r. Był to pomysł genueńczyka Duilia Marcante (1914–1985), uważanego za ojca nauki nurkowania w Italii, pragnącego w ten sposób uczcić pamięć kolegi Daria Gonzattiego, który jako pierwszy dokonywał prób nurkowania z butlą tlenową i utonął właśnie w tutejszej zatoce w 1947 r. Ramiona Chrystusa wzniesione są ku niebu, a cała postać przypomina słynny pomnik znajdujący się w Rio de Janeiro. Co ciekawe, to ulubiony cel włoskich (i nie tylko) płetwonurków. Baia di San Fruttuoso może się też pochwalić legendą o smoku zamieszkującym ongiś te wody, bardzo podobną do tej o Smoku Wawelskim.

San Fruttuoso to miejsce idealne dla tych, którzy szukają ucieczki od tłumów. Nie ma tu deptaków z butikami z włoską modą, grającej głośno muzyki, ale czasem słychać śpiew rybaków naprawiających sieci. Ich kolorowo pomalowane łodzie, odwrócone do góry dnem, zajmują większą część mikroskopijnej plaży, na której warto wypocząć przed wyruszeniem w dalszą drogę.

Wzniesione w X–XI stuleciu w stylu romańskim benedyktyńskie opactwo San Fruttuoso di Capodimonte

„DOM KOBIET”, CZYLI „CAMOGLI”

To urocza dawna wioska rybacka i dziś modna miejscowość turystyczna po zachodniej stronie półwyspu Portofino (promontorio di Portofino) z rzędem kilkupiętrowych domów pomalowanych na pastelowe, jasne kolory stojących równolegle do plaży. Palazzi, jak Włosi określają kamienice, są… wąskie, przyklejone do siebie bokami (zupełnie co innego wyobrażamy sobie, słysząc ich włoską nazwę). W średniowieczu były to domy wieżowe budowane w celach obronnych, w których właściciele chronili się zarówno przed niebezpieczeństwem przybywającym od strony morza, czyli korsarzami, jak i z lądu, czyli czyhającymi na ich dobytek sąsiadami. Domy w Camogli mają podcienia dające wytchnienie od żaru słońca południa, a centralnym punktem miasteczka jest Bazylika Wniebowzięcia NMP (Basilica di Santa Maria Assunta), bardzo nietypowa, gdyż jej boki dosłownie obklejone są domami, przez co gubi się architektura samej świątyni. Do tego wszystkiego „przytulony” jest też zameczek z szarego kamienia – Castello della Dragonara (Castel Dragone) – posadowiony na najbardziej wysuniętym w morze cyplu i dominujący nad Rajską Zatoką (Golfo Paradiso). Postawiony w pierwszej połowie XIII w. pełnił funkcje obronne, stanowiąc jeden z bastionów niepodległej Republiki Genui, który odpierał ataki Viscontich, władców wrogiego Mediolanu. Warto w tym miejscu wspomnieć, że w średniowieczu północ Włoch stanowiły niezależne państwa-miasta, walczące ze sobą o ziemie i prymat. Republika Genui należała do tzw. republik morskich na Półwyspie Apenińskim (obok Wenecji, Amalfi i Pizy) i choć dziś stanowi część zjednoczonej w 1861 r. Italii, to nadal dumna jest ze swoich bogatych tradycji.

Camogli słynie od stuleci z bardzo ekologicznego systemu połowu ryb, odnotowanego w dokumentach już ok. 1600 r., ale prawdopodobnie znacznie starszego – tonnarella di Camogli. Nazwa systemu wzięła się od tuńczyka (po włosku tonno), gdyż kiedyś w ten sposób łowiono wyłącznie te ryby. Tę metodę stosują do dziś mieszkańcy zrzeszeni w Spółdzielni Rybaków z Camogli (Cooperativa Pescatori Camogli), założonej w 1974 r. Na czym polega ten system? Co roku, w kwietniu rybacy wywożą na łodziach w morze wszystkie sieci, w tym tzw. sieć główną (pedale), liczącą 300 m, wykonaną z włókna kokosowego, sprowadzanego w tym celu aż z Indii (wcześniej stosowano konopie). To ona, rozciągnięta na szerokość od brzegu do morskich skał, stanowi pierwszą zaporę dla ryb. Te ostatnie zwiedzione jej dużymi okami wpływają do środka, czyli dwóch komór wykonanych również z sieci. Pierwsza „zbiera” zdobycze. Z kolei druga, wyłożona siecią syntetyczną, to właściwa pułapka, z której nie ma już wyjścia. Co wieczór rybacy podpływają do niej i wyciągają złapane ryby. I tak przez cały sezon, czyli sześć miesięcy, do października. Co ciekawe, wtedy zabierane są tylko sieci syntetyczne, a reszta zostaje w morzu i ulega biodegradacji. Z bogatymi tradycjami rybackimi związana jest sama nazwa Camogli, zbitka z dwóch wyrazów – casa delle mogli, czyli „dom kobiet”. Gdy rybacy wypływają w morze, w miasteczku pozostają jedynie kobiety – ich żony czekające z niepokojem na powrót mężów. W drugą niedzielę maja, od 1952 r., obchodzone jest w Camogli Święto Ryby (Sagra del Pesce), podczas którego na ryneczku ustawiana jest gigantyczna patelnia o średnicy 3,8 m wypełniona litrami oliwy. Rybacy umieszczają na niej mnóstwo złowionych przez siebie ryb (nawet 2,8 t!), aby potem częstować upieczonymi smakołykami turystów masowo zjeżdżających na to widowiskowe wydarzenie. Wtedy ponad 5-tysięczna miejscowość przeżywa prawdziwy „najazd”, gdyż potrafi się tu zjawić aż 100 tys. smakoszy. Do Camogli najprościej można dotrzeć samochodem autostradą A12, tzw. Autostradą Lazurową (Autostrada Azzurra, zjazd na Recco), albo pociągiem, gdyż miasteczko ma swoją stację kolejową. Niestety w 2020 r. z powodu pandemii święto po raz pierwszy się nie odbyło.

W miejscowości jest pełno uroczych, małych trattorii, gdzie można zjeść dania rybne i z owocami morza (świeżo wyłowionymi), siedząc przy drewnianych stoliczkach ustawionych na nadmorskim deptaku, podziwiając zachód słońca nad Rajską Zatoką. Jej nazwa w pełni oddaje piękno tutejszego krajobrazu.

 

DROGA MIŁOŚCI

Via dell’Amore, będąca symbolem całej Ligurii, zyskała tak „gorącą” nazwę już w latach 20. XX w. Poprowadzony widowiskowo po skalnych, urwistych zboczach wybrzeża szlak, pod którym huczą gniewnie fale, spina pięć osad rybackich, a zarazem prawdziwych turystycznych perełek, zwanych Pięcioma Ziemiami (Cinque Terre). Są to, jadąc od strony Genui – Monterosso al Mare, Vernazza, Corniglia, Manarola i Riomaggiore. Po serii obsunięć skał ta malownicza ścieżka dla pieszych jest niemal od dekady remontowana i o ile pandemia nie opóźni prac, zostanie z powrotem otwarta już za dwa lata. Na szczęście do Cinque Terre można dojechać samochodem i koleją. W Monterosso, tuż przy plaży wznosi się figura Atlasa lub Neptuna dźwigającego skałę (statua del Gigante o di Nettuno). Nad Vernazzą dominują ruiny średniowiecznej fortecy Doriów (Castello dei Doria). W Manaroli trudno oprzeć się złudzeniu, że wbite w poszarpaną skałę domki wyrastają jeden z drugiego (podczas sztormów wiele stojących niżej posesji zalewają fale). To tu babcie opowiadają sobie legendę o dzwonach z tutejszego uroczego sanktuarium Volastra (Santuario di Nostra Signora della Salute). Wieki temu mieszkańcy Manaroli ukryli je w ziemi, aby chronić ten skarb przed najazdami Saracenów. Ponieważ wróg atakował przez wiele lat, zatarła się pamięć o miejscu schowania dzwonów i nigdy więcej ich nie odnaleziono. Najbardziej turystyczną miejscowością jest Riomaggiore. Partery pastelowych domków wypełniają tutaj liczne restauracyjki, bary, ale też sklepiki z regionalną żywnością. W Riomaggiore koniecznie trzeba skosztować fish and chips.

TAM, GDZIE UTONĄŁ SHELLEY

Na rzymskim Cimitero degli Inglesi u podnóża Awentynu, tonącym w kwiatach i zieleni Cmentarzu Anglików przypominającym architekturą warszawskie Powązki, spoczywa wspomniany już poeta i dramaturg Percy Bysshe Shelley, którego nowy żaglowiec Ariel zatonął w zatoce La Spezia (Golfo della Spezia), nazywanej również Zatoką Poetów (Golfo dei Poeti), w okolicy malowniczej miejscowości Lerici 8 lipca 1822 r. W pobliskim San Terenzo wynajmował XVI-wieczną willę (Villa Magni), w której mieszkał wraz z żoną Mary Shelley (1797–1851), autorką kultowego Frankensteina. Sprawcą tragedii był sztorm, a ciało poety wyłowiono dopiero trzy dni później w toskańskim Viareggio, kojarzącym się nam dziś z piaszczystą plażą i ludyczną paradą karnawałową, podczas której na kołowych platformach prezentowane są gigantyczne figury polityków i gwiazd wykonane z papier mâché. Okolice La Spezia to już sam południowy skrawek Ligurii, który tak ukochali właśnie Shelley z Byronem, że niejednokrotnie śmigali żaglowcem wzdłuż jego wybrzeża. To tu znajduje się, założona przez Rzymian (pod nazwą Veneris Portus), osada Portovenere (Porto Venere) czcząca boginię miłości Wenerę – Wenus. Wzdłuż wybetonowanego deptaka sąsiadującego z mariną, gdzie kołyszą się malowane na niebiesko i biało rybackie łodzie, wznoszą się, jak w Camogli, kilkupiętrowe, wąskie, przypominające sklejone bokami wieże palazzi w słonecznych kolorach, od piaskowego po pomarańczowy. To podobno tutaj można zjeść najlepsze ryby w całym regionie. Na samym cyplu stoi Kościół św. Piotra (Chiesa di San Pietro) z typową dla Ligurii świątynną fasadą w biało-szare pasy z marmuru i łupku. Nieopodal, na oddalonej o ok. 2,5 km od lądu wysepce Tino (Isola del Tino) z pozostałości powstałego w VII w. Klasztoru św. Weneriusza (Abbazia di San Venerio) można spojrzeć na srebrzące się wody Zatoki Poetów.

MGŁY NAD AMFITEATREM

Pozostały po nim ruiny, trochę kamieni wystających z ziemi może na metr, zarys kształtu nieledwie dający wyobrażenie, jak niegdyś wyglądał. Amfiteatr w Luni (anfiteatro romano di Luni) na terenie założonej w 177 r. p.n.e. kolonii rzymskiej Luna stanowi najbardziej na wschód wysunięty skrawek Ligurii, który dał nazwę historycznej krainie Lunigiana położonej na styku z Toskanią. To bardzo romantyczne miejsce, zwłaszcza o wschodzie słońca, gdy po polach ciągnących się aż po horyzont ścielą się mgły, a w tle majaczą Alpy Apuańskie.

Pierwsze prace archeologiczne podjęto w tym miejscu już w czasach renesansu, potem w XVIII stuleciu, następnie w 1857 r., a kolejne – mniej więcej 100 lat później. Ziemia „przemówiła”. Okazało się, że znajdowała się tu niegdyś mała osada Ligurów. Pokonani przez Rzymian uczestniczyli w ich kolejnych podbojach, choć podobno w wojsku sprawiali problemy, wzniecali bunty. Rzymianie zaś na terenie dzisiejszego liguryjskiego miasteczka Luni zbudowali swoją kolonię Luna. Osada szybko się wzbogaciła dzięki swojemu portowi (morze wówczas znajdowało się znacznie bliżej), w którym rzucały kotwice statki przewożące marmur z pobliskiej Carrary, drewno z Alp Apuańskich, lokalne sery i wina, wychwalane już w I w. n.e. przez Marcjalisa i Pliniusza. Wewnątrz murów, wokół centralnie wytyczonego forum, wznosiły się m.in. imponujące palazzi z fasadami z marmuru (Domus dei Mosaici czy Domus degli Affreschi), termy oraz teatr. W rzymskiej kolonii Luna, na co wskazuje nazwa, żywy był kult bogini Księżyca (Luny). W mieście znajdowały się dwie świątynie jej poświęcone, jak również jedna, w której składano hołd Dianie (bogini łowów, przyrody i płodności). Amfiteatr zbudowano z kolei poza murami, w II w. n.e., kilka metrów od wjazdowej Bramy Wschodniej, przy antycznej drodze łączącej Rzym z Pizą – Via Aurelia. Zasiadało w nim nawet do 7 tys. widzów. Szersza oś mierzyła 88,5 m, a węższa – 70,2 m. Dziś niewiele pozostało po dawnym splendorze tego miejsca. Ze starożytnej kolonii rzymskiej Luna pochodził biskup Rzymu, papież Eutychian, żyjący w latach 228–283. Mniej więcej 200 lat później stała się ona stolicą historycznej diecezji (diocesi di Luni). Narodowe Muzeum Archeologiczne i Strefy Archeologicznej w Luni (Museo archeologico nazionale e zona archeologica di Luni) nadal prowadzi tutaj wykopaliska.

 

Italia to jeden z najpopularniejszych wakacyjnych celów podróży. Kojarzy nam się nie tylko z liczącymi tysiące lat zabytkami, ale i słońcem, dającym niezwykle miękkie i ciepłe światło, zwłaszcza po południu, radosnym gwarem rozbrzmiewającym w kafejkach, smakowitymi potrawami i wyśmienitym winem. Osoby szukające spokojnych i romantycznych zakątków, poza utartymi szlakami turystycznymi, odnajdą je właśnie w Ligurii.