LAURA KUZAK-MARKOWSKA

 

« Co pojawia się przed oczami, gdy pomyśli się o Zanzibarze? Zwykle są to białe plaże, turkusowy ocean, błękitne niebo, wysmukłe palmy i słońce. To wystarczające powody, żeby go odwiedzić. Jednak dopiero na miejscu da się w pełni zachwycić tym rajem. Można tu poczuć smak i zapach przypraw – wszak archipelag bywa nazywany również Spice Islands, czyli Wyspami Korzennymi. Na Zanzibarze skosztujemy owoców prosto z drzewa i zobaczymy, jak uprawia się wanilię, pieprz, kurkumę i cynamonowce. Spotkamy delfiny i będziemy podziwiać rafę koralową wokół wysepki Mnemba, a na targu rybnym znajdziemy wszystko, co rybacy wyławiają z morza. Ich zdobycze tego samego dnia trafiają na stoły w restauracjach i hotelach. »

 

Na słonecznym Zanzibarze można cieszyć się odpoczynkiem na plaży bez konieczności rozstawiania parawanu jeszcze przed śniadaniem. Spotkamy na nim szczęśliwych, choć często ubogich, ludzi, którzy potrafią cieszyć się każdą chwilą i nie gonią za pieniędzmi i tym wszystkim, bez czego my nie wyobrażamy już sobie życia. Tu żyje się spokojnie, powoli. To, że na jedzenie w restauracji poczekamy godzinę, nie ma jednak przecież wielkiego znaczenia. W końcu jesteśmy na wakacjach, dania na pewno będą świeże i smaczne. Zamiast leżeć na plaży całymi dniami warto pojechać na wycieczkę, przespacerować się do wioski, spróbować specjałów na ulicznym straganie. Nie trzeba obawiać się o swoje bezpieczeństwo. Wśród miejscowych nie poczujemy się niemile widziani.

 

Czasami czytam na różnych forach internetowych pytania o zanzibarski islam. Przez cały mój pobyt na Zanzibarze (już ponad trzyletni) nie spotkałam się z żadnym przejawem niechęci. Jego mieszkańcy często się uśmiechają, nieznajomi pozdrawiali mnie na ulicy. W okresie Bożego Narodzenia życzono mi wesołych świąt. Ja rewanżowałam się życzeniami z okazji ramadanu (Ramadan mubarak! – „Błogosławionego ramadanu!”). Czy Zanzibar to rzeczywiście raj na ziemi? Dla mnie tak, uważam, że mieszkam w najwspanialszym zakątku naszego globu, chociaż być może są na świecie miejsca piękniejsze, z bielszymi plażami i bardziej turkusowym oceanem. Najlepiej jednak przekonać się o tym samemu.

 

NA POCZĄTEK

Na jak długo powinniśmy zatrzymać się na Zanzibarze, żeby nie tylko odpocząć, lecz także znaleźć czas na zobaczenie najciekawszych atrakcji? Moim zdaniem wystarczy 10–11 dni. Przy krótszym pobycie tak naprawdę szkoda wydawać pieniądze na bilet lotniczy, który nie należy do najtańszych. Na szczęście nie musimy się w tym przypadku martwić jet lagiem – różnica czasu między Zanzibarem (obszarem autonomicznym Tanzanii) a Polską to w lecie jedna, a zimą dwie godziny. Urlop 11-dniowy wystarczy, aby oddać się spokojnemu plażowaniu i odbyć kilka najważniejszych wycieczek, bez których nie poznamy prawdziwego oblicza tego pięknego regionu. Na dłuższą podróż powinny zdecydować się osoby planujące nurkować czy uprawiać kitesurfing lub wybierające się na krótkie safari do kontynentalnej części Tanzanii.

 

Na wyprawę na Zanzibar odpowiedni będzie każdy miesiąc oprócz maja, w którym występują długie i obfite opady deszczu. Czasem może tutaj popadać (częściej w listopadzie i na początku grudnia oraz w drugiej połowie kwietnia i na początku czerwca), ale zawsze jest ciepło. Słońce opala nawet wtedy, gdy niebo zasnuwają chmury.

Rybacy chętnie sprzedają świeże ryby turystom

© AsILIAcAMPs,LODgEs,sAfARIs


 

PIERWSZE WRAŻENIE

Jeżeli ktoś spodziewa się nowoczesnego, klimatyzowanego terminala na zanzibarskim lotnisku na Unguji (Ungudży, głównej wyspie archipelagu, zwanej też Zanzibarem), to musi poczekać jeszcze pół roku. Wtedy, jak mówią, ma zostać zakończona jego budowa. Ale to samo można było usłyszeć cztery lata temu… Póki co trochę tu duszno i tłoczno (nie powinniśmy tego raczej odczuć, jeśli wyrobimy sobie wcześniej wizę na stronie internetowej www.eservices.immigration.go.tz). Bagaże nie przyjeżdżają taśmą, zostają jednak bezpiecznie dostarczone do rąk pasażerów przez pracowników portu lotniczego. Chętnych do pomocy jest wielu. Jeżeli skorzystamy z ich usług, zrewanżujmy się jednym dolarem amerykańskim albo dwoma.

 

Jeżeli nie mamy zamówionego przez hotel lub touroperatora transferu do naszego miejsca zakwaterowania, spod lotniska najlepiej wziąć taksówkę. Nie polecam szukać tańszego transportu, chociaż można się skusić na jazdę miejscowym minibusem, zwanym dala-dalą. Jednak zmęczeni po locie, z dużymi bagażami, nie znający jeszcze okolicy podniesiemy sobie tylko w ten sposób ciśnienie na początku wyjazdu. Podczas kursu wygodną, klimatyzowaną taksówką ma się za to okazję rzucić okiem na Zanzibar, jakiego nie da się zobaczyć, gdy spędza się urlop jedynie w hotelu. Dzięki temu łatwiej też podjąć decyzję, czy chce się ryzykować wypożyczenie skutera lub samochodu w trakcie pobytu. Aby móc prowadzić auto na zanzibarskich drogach, należy postarać się o lokalne pozwolenie wydawane na podstawie kserokopii polskiego prawa jazdy. Za załatwienie dokumentu trzeba zapłacić od 10 do 20 dolarów amerykańskich. Nie polecam robienia tego samodzielnie – stracimy wtedy cały dzień na szukanie właściwego urzędu. Przed wyruszeniem w trasę warto zdawać sobie sprawę z kilku rzeczy. Obowiązuje tutaj ruch lewostronny. Maksymalna prędkość poza terenem zabudowanym to na Unguji 60 km/godz., a policja chętnie używa ręcznych radarów. Poza tym na drogach należy uważać na kury, kaczki, kozy, krowy, osły, dzieci i skutery, pojawiające się czasem zupełnie niespodziewanie. Ponieważ kierowca nie ma szans na spokojne podziwianie widoków, powinniśmy się zastanowić, czy nie lepiej poruszać się taksówką lub wybrać się na zwiedzanie z przewodnikiem.

 

ZMIENIAJĄCE SIĘ PLAŻE

Zanzibar leży na Oceanie Indyjskim. Jego wybrzeże zmienia się w trakcie przypływów i odpływów, największych podczas pełni i nowiu Księżyca. Efekty tych zjawisk najmniej widoczne są w okolicy miejscowości Kendwa i Nungwi – tu dno oceanu obniża się znacznie na stosunkowo krótkim odcinku, więc woda cofa się maksymalnie o kilka bądź kilkadziesiąt metrów. W rejonie wschodnich brzegów może to być nawet kilkaset metrów. Warto skorzystać z odpływu, aby wybrać się na spacer w stronę rafy. Należy jednak koniecznie założyć specjalne gumowe buty do pływania i uważać na jeżowce. W płytkiej wodzie spotkamy wiele ciekawych okazów morskich stworzeń. Przy okazji przyjrzymy się też z bliska plantacji alg. Zanzibarskie wybrzeże pokrywa biały piasek o konsystencji mąki, powstający z pokruszonych koralowców i muszli. Plaże są zazwyczaj prawie puste. Oczywiście, czasem pojawiają się na nich obnośni sprzedawcy biżuterii czy usług dla turystów, takich jak masaż, spacer po rafie, wędkowanie albo snorkeling. Jednak jeżeli będziemy stanowczy i grzecznie odmówimy, dadzą nam spokój, chociaż zawsze chętnie z nami pogadają i zapytają, skąd przylecieliśmy lub jak się nazywamy.

 

Plażowicze powinni pamiętać, że Zanzibar znajduje się tuż poniżej równika. Dlatego nawet gdy niebo jest zachmurzone, trzeba używać preparatów do opalania z wysokim filtrem. Nieostrożni amatorzy kąpieli słonecznych mogą spędzić urlop na leczeniu poparzeń słonecznych.

 

LOKALNA KUCHNIA

Jeśli ktoś będzie miał okazję zjeść coś poza hotelem, nie musi się obawiać. Potrawy są smaczne, dobrze przyprawione, świeże i niedrogie. Do specjałów ulicznej kuchni należą szaszłyki z kurczaka lub wołowiny (mishkhaki) podawane z frytkami i surówką z kapusty z różnymi warzywami, miejscowe drobne wypieki oraz trójkątne pierożki samosa z mięsem lub warzywami (najczęściej ostro przyprawione). W barach i na stoiskach sprzedaje się także pyszną zupę urojo, przypominającą trochę smakiem nasz żurek, gotowaną z dodatkiem kwaśnego mango i mąki, wzbogaconą ziemniakami, warzywami i często mięsem zdjętym z szaszłyków. Koniecznie trzeba spróbować soku z trzciny cukrowej. Serwowany z plasterkiem limonki i imbiru smakuje naprawdę niezapomnianie. Warto zwrócić też uwagę na owoce. Mango, papaje, awokado, banany, marakuje, ananasy, dżakfruty i rambutany dojrzewają tu w naturalnych warunkach i dlatego są niesamowicie smaczne i soczyste. Jeśli trafimy akurat na sezon, możemy spróbować durianu. Moim zdaniem wcale nie śmierdzi tak bardzo ani nie jest taki dobry, jak głosi obiegowa opinia. W smaku przypomina mi smażoną, słodką cebulę. Zdecydowanie trzeba również napić się Zanzibar coli, czyli wody z kokosa. Obecnie uchodzi ona powszechnie za najzdrowszy napój świata. Pod względem zawartości elektrolitów porównuje się ją do ludzkiego osocza krwi. Jest bogata w potas, magnez, wapń i fosfor, witaminy z grupy B i witaminę C.

 

Alkohol to na Zanzibarze z pozoru temat trudny. Aż 98 proc. mieszkańców regionu wyznaje islam, który zakazuje jego spożywania. W praktyce napoje alkoholowe dostępne są w większości hoteli. Tylko w niektórych spotkamy się z zakazem ich sprzedaży. Oprócz tego działa tutaj trochę sklepów z alkoholem, głównie w Stone Town (najstarszej części miasta Zanzibar), miejscowościach Nungwi i Kiwengwa. Na Zanzibarze nie produkuje się napojów alkoholowych, poza wytwarzanym domowymi metodami gongo (z papai), którym miejscowi czasami częstują turystów zwiedzających plantacje przypraw. Tanzańskie piwa, np. Kilimanjaro, Serengeti czy Safari, są bardzo przyzwoitej jakości. Sprzedaje się je jedynie w butelkach. Ja osobiście polecam dobrze schłodzone Ndovu – idealnie gasi pragnienie w upalny dzień. Wśród lokalnych mocniejszych trunków należy wymienić konyagi, czyli alkohol o lekkim posmaku ginu i mocy 35 proc. produkowany w Tanzanii. Na jego bazie sporządza się wyśmienity koktajl dawa z dodatkiem soku z limonki, cukru, miodu i lodu. Nie sposób nie skusić się również na drinki serwowane ze świeżymi składnikami. Piña colada z sokiem z tutejszych ananasów nie ma sobie równych. Trzeba pamiętać, że zanzibarskie przepisy o ruchu drogowym zakazują prowadzenia samochodu po spożyciu alkoholu.

 

 Nasiono z owocu muszkatołowca korzennego

© MARIUSZKOZAK-ZAGOZDA

 

 

MIEJSCOWE ATRAKCJE

Na Zanzibarze obowiązkowo należy zawitać w trzy miejsca: na plantację przypraw, do wspomnianego Stone Town, czyli Kamiennego Miasta, i na Changuu (Prison Island, Wyspę Więzienną). Dzięki wizycie w nich, a warto odwiedzić je jednego dnia, poznamy zdecydowanie lepiej ten autonomiczny region Tanzanii, dowiemy się, jaka jest jego historia i jak się tu żyje na co dzień. 

 

Na plantacji zobaczymy, skąd biorą się składniki używane w każdej kuchni, spróbujemy świeżych owoców, wypijemy wodę z właśnie zerwanego kokosa i będziemy mogli kupić przyprawy. Kilka razy z pewnością się zdziwimy, np. kiedy okaże się, że ananasy nie rosną na drzewach, wanilia to pnącze, a pieprz zielony, czarny, czerwony i biały pochodzi z tej samej rośliny, owoce są po prostu zrywane w różnym stadium dojrzewania. Ujrzymy tutaj drzewo szminkowe (arnotę właściwą), nauczymy się dezynfekować rany liśćmi i sokiem z krzewu jodynowego (Jatropha multifida) oraz dowiemy się, że roztarta w dłoni trawa cytrynowa odstrasza komary. 

 

W Stone Town, wpisanym w 2000 r. na prestiżową Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO, można podziwiać architekturę z wpływami afrykańskimi, arabskimi, perskimi, indyjskimi i europejskimi. Znajduje się w nim Dom Cudów (House of Wonders) – pierwszy na Zanzibarze budynek (wzniesiony w 1883 r.) z dostępem do bieżącej wody i prądu, kanalizacją i windą. Podczas spaceru wąskimi uliczkami, wśród sklepików i straganów, natkniemy się na słynne zanzibarskie drzwi, będziemy mieli okazję kupić wyroby lokalnego rzemiosła, często wytwarzane wprost na ulicy, i spróbować lokalnych przysmaków. Na miejscu portugalskiej kaplicy stoi w Kamiennym Mieście Ngome Kongwe – Stary Fort, w którym obecnie odbywają się koncerty i inne wydarzenia kulturalne. 

 

Na pobliskiej Changuu zachowały się dawne zabudowania więzienne. Nigdy jednak nie pełniły one swojej funkcji (służyły przez pewien okres jako miejsce kwarantanny dla chorych na żółtą febrę). Na wysepce znalazły schronienie żółwie olbrzymie przywiezione w 1919 r. na Zanzibar z Seszeli. Najstarszy ma dziś podobno aż 196 lat i dobrze się trzyma. 

 

Jeżeli ktoś będzie miał wystarczająco dużo czasu, powinien odwiedzić Jozani Chwaka Bay National Park (o powierzchni 50 km²), w którym żyją endemiczne gerezy trójbarwne (gerezanki trójbarwne), niewielkie małpy żywiące się m.in. niedojrzałymi owocami. Obszar parku porastają mahoniowce, palmy olejowe (olejowce gwinejskie), pandany (pochutniki) i różne gatunki fikusów. W okolicy występuje również las namorzynowy z drzewami zapuszczającymi korzenie w słonej wodzie. Warto wybrać się tu do restauracji „The Rock”. Jest malowniczo położona na skale wystającej z oceanu i słynie z wyśmienitych ryb i owoców morza. Podczas przypływu obsługa transportuje turystów do restauracji łodzią. Po drodze można wstąpić na chwilę do Seaweed Center. Zobaczymy w nim, jak produkuje się naturalne kosmetyki z alg morskich, a także je przetestujemy. Chętni mogą później kupić wybrane przez siebie produkty w firmowym sklepie. Popularną atrakcją w okolicy są też wycieczki łodzią z wioski rybackiej Kizimkazi na obserwowanie delfinów butlonosych i pływanie wśród nich. Przypływają one w to miejsce, żeby żerować. Codziennie pojawia się ich nawet kilkadziesiąt sztuk.

 Darajani Market (Darajani Bazaar) z 1904 r. w Stone Town – stoiska sprzedawców mięsa

© MARIUSZKOZAK-ZAGOZDA

 

PIŁKA I WODA

Dla Zanzibarczyków najważniejszym sportem jest piłka nożna. Niemal w każdej wiosce znajduje się co najmniej jedno boisko, na którym codziennie ktoś gra. Jeżeli również lubimy biegać za piłką, możemy dołączyć do miejscowych, na pewno nie będą protestować, chyba że trafimy akurat na rozgrywki lokalnej ligi. Od razu uprzedzam, iż Robert Lewandowski jest tutaj powszechnie znany. Zanzibarczycy chętnie oglądają transmisje wszelkich meczów, jakie uda się im znaleźć w telewizji. Czasami przed jednym odbiornikiem gromadzi się kilkadziesiąt osób. Niestety Zanzibar nie wystawia w zawodach afrykańskich i światowych swojej drużyny, bo choć przysługują mu prawa autonomii, stanowi część Tanzanii.

 

Turyści mogą tu korzystać z doskonałych warunków do uprawiania kitesurfingu, mimo iż sprzyjające wiatry wieją tylko mniej więcej pięć miesięcy w roku. W regionie działają liczne szkoły kitesurfingowe, także polskie. W okolicy znajdują się też idealne miejsca do nurkowania, dlatego na Unguji funkcjonuje kilka bardzo dobrych baz. Za szczególną atrakcję uchodzi wycieczka na rafę koralową okalającą wysepkę Mnemba usytuowaną naprzeciwko plaży Muyuni. Osoby nie mające licencji mogą nurkować z instruktorem.

 

NIECO KULTURY

Na Zanzibarze obchodzi się rozmaite święta, praktykuje lokalne zwyczaje i tradycje oraz organizuje różne barwne wydarzenia kulturalne. Latem w miejscowości Makunduchi (położonej w południowo-wschodniej części Unguji) wita się perski Nowy Rok. Podczas święta o nazwie Mwaka Kogwa mężczyźni z dwóch części miasteczka (starej i nowej) stają do rytualnej walki, która ma wypędzić stąd złe demony. Walczą, używając pędów bananowca. Mieszkanki Makunduchi zachęcają ich, śpiewając i tańcząc. Niektórzy mężczyźni dla zmylenia przeciwnika przebierają się za kobiety i malują twarze. Na koniec miejscowy szaman buduje chatę z liści i gałęzi, którą podpala. Kiedy płomienie trawią konstrukcję, wybiega on ze środka z triumfalnym okrzykiem. Rytuał ma ochronić mieszkańców miasteczka przed pożarami i śmiercią w płomieniach. Odprawia się go w atmosferze pełnej radości.

 

Co roku na początku lutego organizowany jest festiwal Sauti za Busara (w 2019 r. odbyła się jego 16. edycja). To prawdziwe święto afrykańskiej muzyki. Podczas czterodniowej imprezy występują muzycy z Zanzibaru i Tanzanii oraz gwiazdy z całej Afryki. Koncerty grają na dwóch scenach w Starym Forcie w Stone Town.

 

W lipcu odbywa się Zanzibarski Międzynarodowy Festiwal Filmowy (Zanzibar International Film Festival – ZIFF). Projekcje filmów z całego świata i spotkania z aktorami i twórcami trwają ponad tydzień. Zazwyczaj na przełomie sierpnia i września organizuje się Jahazi Literary & Jazz Festival, trzydniowe wydarzenie o charakterze literacko-muzycznym. Znajdujące się w jego programie koncerty jazzowe są moim zdaniem znakomite.

 

CZAS NA WSZYSTKO

Na rajskim Zanzibarze czas płynie zdecydowanie inaczej niż w Europie. Powiedzenie Wy macie zegarki, my mamy czas doskonale oddaje tę sytuację. Nikt się nie spieszy, terminy urzędowe istnieją, ale nie są zbytnio przestrzegane. Na jedzenie w większości restauracji czeka się długo, jednak na wakacjach to żaden powód do stresu. Nie należy się denerwować, podnosić głosu, kiedy sprawy dzieją się nie tak szybko, jakbyśmy sobie tego życzyli. Miejscowych nasze zachowanie bardzo zdziwi i będą trochę zażenowani, bo nie zrozumieją, dlaczego się spieszymy. Nic ono zresztą nie zmieni. Nie przygotują niczego szybciej, a jeżeli nawet podejmą taką próbę, to możemy być prawie pewni, że coś pójdzie nie tak. Na koniec jeszcze jedna przydatna rada – w restauracji zawsze lepiej poprosić kelnera o powtórzenie przyjętego zamówienia. To zdecydowanie zmniejszy szansę pojawienia się na stole niespodzianek.