ARKADIUSZ ZIEMBA

www.ziembazmadagaskaru.pl

Słynna Aleja Baobabów usytuowana na drodze między Morondavą a Belon’i Tsiribihina w prowincji Toliara

« Madagaskar kojarzy się przede wszystkim z lemurami, kameleonami i baobabami. Ta czwarta co do wielkości wyspa świata oddzieliła się od subkontynentu indyjskiego tak dawno temu, że udało się jej zachować gatunki, których nie spotkamy nigdzie indziej na świecie. Ponad 90 proc. fauny i flory Madagaskaru to endemity! »

Wielu Europejczyków, słysząc słowo „Madagaskar”, wyobraża sobie rajskie plaże, miałki piasek i turkusową wodę. To wszystko tu jest, jednak Czerwona Wyspa – jak nazywa się ten ląd z racji koloru laterytowych gleb – ma do zaoferowania znacznie więcej: dziewicze lasy deszczowe, malownicze góry, niezwykłe formacje skalne, a przede wszystkim wioski, do których nie dotarła jeszcze masowa turystyka.

Warunki, żeby poznawać jako turysta wszystkie niezwykłości Madagaskaru – dziką przyrodę, niespotykane zwierzęta i rośliny, tradycyjną kulturę, niezwykle zróżnicowaną, egzotyczną kuchnię, a także życie blisko natury, zupełnie inne niż w Europie – są tutaj niezmiernie sprzyjające. To gościnne i malownicze wyspiarskie państwo, usytuowane u południowo-wschodnich wybrzeży Afryki, w zachodniej części Oceanu Indyjskiego, naprawdę warto odwiedzić.

MIEJSCOWA LUDNOŚĆ

Sami Malgasze stanowią bardzo spokojny, przyjazny i kulturalny naród. Wystarczy również zachowywać się taktownie, wykazać się odrobiną cierpliwości oraz przestrzegać podstawowych zasad, a miejscowi odwdzięczą się nam uśmiechem i uprzejmością, a jeżeli potrzeba – pomocą. Lampka ostrzegawcza powinna się zaświecić, gdy ktoś zagaduje czy zaczepia – od takich osób lepiej trzymać się z daleka. W większości mieszkańcy wyspy są raczej wycofani. Należy jednak szanować ich obyczaje. To turysta jest gościem w innym kraju i to on powinien się dostosować do warunków panujących na miejscu, a nie na odwrót.

Malgasze są niezmiernie przesądni. Jednym z ważniejszych pojęć w ich kulturze jest fady – to w naszym rozumieniu zabobon, bądź też coś, co stanowi tabu dla określonej grupy ludzi. Może być ogólnokrajowe, należeć do danej wioski, plemienia, rodziny lub pojedynczej osoby. W pewnej miejscowości za fady uchodzi jedzenie cebuli. Prawdopodobnie w przeszłości ktoś stamtąd się nią zatruł i od tej pory jej nie jedzą. Bywają fady dotyczące określonych miejsc. Na Île Sainte-Marie (Nosy Boraha), wyspie należącej do Madagaskaru, znajduje się wodospad, do którego w poniedziałki nie wolno wchodzić ani w nim prać. Można jedynie przyjść i nabrać wody, niezbędnej do gotowania. We wszystkie pozostałe dni tygodnia to miejsce tętni życiem. Nikt nie wie, dlaczego tak się dzieje. Zapewne właśnie w poniedziałek przydarzyło się tu coś złego i od tego czasu Malgasze omijają wodospad w ten dzień. Jeżeli miejscowi informują nas o tego typu przesądach, należy je uszanować.

Bardzo dobrze też nauczyć się kilku podstawowych zwrotów grzecznościowych po malgasku: manahoana – dzień dobry, azafady (lub aza fady) – proszę, przepraszam, veloma – do widzenia, czy misaotra – dziękuję. Gdy powie się choć słowo w języku Malgaszów, a nie po francusku, jak czyni większość turystów na wyspie, od razu wzbudza się uśmiech na twarzach miejscowych.

Rolnicy na polach ryżowych w okolicy Ambalavao na południowym wschodzie regionu Haute Matsiatra

REALIA ŻYCIA

Czy Madagaskar jest niebezpieczny? Nie bardziej niż inne kraje. Wystarczy zachowywać się zawsze odpowiedzialnie. W większości europejskich dużych miast też nikt rozsądny nie zapuszcza się sam po zmroku w ciemne zaułki… Podróżując po wyspie, powinniśmy mieć cały czas ze sobą latarkę. Po pierwsze, w rejonach równikowych zmrok zapada szybko. Po drugie, nawet w dzień może się zdarzyć, że musimy wejść do ciemnego budynku, np. w celu skorzystania z toalety. Własna latarka pod ręką to bardzo dobre przyzwyczajenie. Należy pamiętać, że jedynie ok. 10 proc. Madagaskaru jest zelektryfikowane.

Życie na wyspie zaczyna się już przed świtem. W kraju, gdzie prąd jest rzadkością, godziny funkcjonowania dostosowuje się do cyklu dnia. O 5.00 malgaska ulica już tętni życiem, za to po 18.00, gdy zapada zmrok, życie mieszkańców toczy się raczej w okolicy domów. Warto się przystosować do takiego trybu, żeby jak najwięcej skorzystać z podróży. Przykładowo wyjazd na większą, całodniową wyprawę o 9.00 nie jest dobrym planem. To zdecydowanie za późno, aby spokojnie przebyć całą trasę, zjeść obiad, dotrzeć do celu przed nocą i mieć czas na postoje w ciekawych miejscach.

Oczywiście należy pilnować bagażu, portfela, telefonu itd., szczególnie w dużych miastach, w tłumie. Jednak największe niebezpieczeństwa, jakie na nas czyhają, to np. głębokie rynsztoki, niezabezpieczone studzienki kanalizacyjne, krzywe schody itp. Zawsze należy uważać, gdzie stajemy, oraz pilnować głowy – trzeba pamiętać, że to nie jest kraj zachodni ze znanymi nam w Europie standardami. Bywa normą, że blaszany dach na straganie ma ostrą, niewykończoną krawędź, która znajduje się… na wysokości oczu lub czoła!

Większość wiosek na Madagaskarze jest naprawdę czysta. Miejscowa zabudowa to głównie bardzo skromne chaty – w górach z gliny, na wybrzeżach z łodyg i liści – pokryte strzechą. Dookoła panuje porządek. To, że przed domostwem jest klepisko, nie znaczy, że się go nie zamiata! Wielu przyjezdnych jest pod dużym wrażeniem schludności panującej wokół malgaskich chat. Szczególnie w wioskach rzuca się w oczy mała ilość śmieci. Wszelkie plastikowe opakowania nie są wyrzucane, ale dalej wykorzystywane. Trochę gorzej jest w dużych miastach, gdzie też się sprząta, jednak wiadomo: im większa gęstość zaludnienia, tym trudniej o utrzymanie czystości.

Fianarantsoa – na wzgórzu Tsianolondroa wznosi się tzw. Ville Coloniale z budowlami w stylu kolonialnym

SMAKI MADAGASKARU

Tym, co zaskakuje wielu przyjezdnych, jest lokalna kuchnia. Jadąc do tak biednego państwa, często nie spodziewamy się smakołyków. Madagaskarskie potrawy tymczasem uchodzą za wyjątkowo smaczne. Podstawę wyżywienia stanowi ryż, odznaczający się naprawdę dobrą jakością. Malgasz nie wyobraża sobie bez niego posiłku. Warto stołować się podobnie do miejscowych. Typowe malgaskie jedzenie to solidna porcja ryżu oraz laoka, czyli dodatki. Może to być mięso, ryba, rośliny (wszelkiego rodzaju rozgotowane liście – podobne do sałaty, szczawiu, szpinaku…). W górach dominują dodatki mięsne: kura, wieprzowina lub zebu (bydło domowe garbate), tutejsza wołowina. Na wybrzeżu z kolei często podaje się świeże ryby i owoce morza. A jeżeli kogoś nie stać na takie dodatki, może wybrać wersję wegetariańską.

Najpopularniejsze i najtańsze restauracje nazywają się hotely. Na jedzenie nie trzeba w nich długo czekać, bo kuchnia ma już przygotowane dania w porze obiadowej. Potem tylko wydaje odpowiednie porcje – dopóki się nie skończą. Bardzo chętnie zatrzymują się tu podróżni, bo obsługa idzie niezmiernie sprawnie. Zamawia się ryż i do tego wybrany dodatek. Za równowartość kilku złotych można się naprawdę porządnie najeść. Zapewne malgaskie jedzenie okazuje się takie smaczne, ponieważ sporządza się je w sposób ekologiczny. Przy czym to nie europejskie „eko” czy „bio”, polegające na zdobyciu odpowiedniego certyfikatu, ale to prawdziwe – tutaj w zasadzie całe rolnictwo jest naturalne. Na Madagaskarze nie zetkniemy się z wydawaniem pieniędzy na sztuczne nawozy, skoro i bez nich wszystko rośnie…

W niemal każdej malgaskiej restauracji można dostać sakay – ostry sos z drobnych papryczek, często z dodatkiem imbiru i przypraw. W większości miejsc jest on domowej roboty i warto go skosztować. Trzeba jednak uważać na ilość, bo sakay często potrafi być bardzo ostry.

Madagaskar słynie też z innych przypraw. Stąd pochodzi jedna z najlepszych na świecie wanilii. To roślina z rodziny storczykowatych, rosnąca jako pnącze. Dlaczego jest tak droga? Po pierwsze, na ogół zapyla się ją ręcznie. Po drugie, prawdziwa, dobra wanilia wymaga niezmiernie skomplikowanego procesu przygotowania – tylko on gwarantuje doskonały smak i aromat. Zrywa się dojrzałe, jeszcze zielone laski. Następnie przez okres przynajmniej 10 dni każda z nich jest codziennie wystawiana na słońce (od którego nabiera coraz ciemniejszej barwy), potem ręcznie masowana, a w końcu pozostawiana w cieniu do leżakowania. I tak codziennie… Gotowa, właściwie przygotowana laska wanilii powinna być ciemna, aromatyczna, lekko wilgotna i sprężysta. Jeżeli łamie się w rękach lub jest bardzo mokra, znaczy to, że suszenie nie przebiegało jak należy. Gdy się pozna cały proces przygotowania wanilii, jej cena przestaje dziwić.

Na północy oraz wschodnim wybrzeżu wyspy uprawia się goździki. Te pochodzące z Madagaskaru odznaczają się również najwyższą jakością – są niesamowicie aromatyczne.

Ciekawą, ale słabo znaną w Europie przyprawą, która rośnie jedynie w tym wyspiarskim państwie, jest dziki pieprz – voatsiperifery. Rośnie wyłącznie dziko – w wilgotnych lasach równikowych, na wysokich drzewach. Zbiera się go tylko ręcznie. Dlatego też jest to jeden z najrzadszych i najdroższych rodzajów tej przyprawy na świecie. Będąc na Madagaskarze, warto się zaopatrzyć w voatsiperifery. Jego nieco drobniejsze ziarenka niż kulki zwykłego, czarnego pieprzu są bardzo aromatyczne. Zapach i smak trochę przypomina pieprz czarny, trochę zielony, ale nie dałoby się go zastąpić taką mieszanką. Ten aromat jest naprawdę unikalny. W Europie dziki malgaski pieprz można dostać w niektórych sklepach, jednak trzeba za niego zapłacić majątek.

WIZYTA W ANTSIRABE

Doskonałym miejscem na zakup przypraw, a także wszelkich produktów spożywczych (i nie tylko) jest targ w mieście Antsirabe w środkowej części Madagaskaru. Zajmuje olbrzymi, płaski plac, na którym dostaniemy w zasadzie wszystko. Kupimy tu wspomniane już przyprawy oraz warzywa, owoce, ryż, różne rodzaje fasoli, mięso, jaja, kury… Na targu można się też pożywić, pełno jest na nim stoisk z przeróżnymi potrawami robionymi na miejscu – np. smażonymi w cieście bananami, pączkami, małymi placuszkami z ziemniaków czy manioku. Z kolei w jego innej części można się ubrać od stóp do głów. Nie brakuje tutaj także rozmaitych produktów gospodarstwa domowego oraz punktów usługowych (szewc, krawiec itp.).

Na targu warto nabyć również wszelkiego rodzaju plecionki. Malgasze potrafią wypleść małe dzieła sztuki. Są tu maty, kosze, koszyki na ramię, torebki, pojemniczki, pudełeczka oraz niezliczona ilość misternie wykonanych kapeluszy i czapek na każdą głowę. Wyplatanie ma na Madagaskarze ogromne tradycje, a miejscowe plecionki znajdują się w zbiorach wielu muzeów na całym świecie. Przykładowo podczas ostatniej dużej wystawy madagaskarskiej w Musée du quai Branly – Jacques Chirac w Paryżu (zatytułowanej Madagascar, Arts de la Grande Île i trwającej od września 2018 r. do stycznia 2019 r.) wśród eksponatów znajdowały się trójwymiarowe postaci, wyplecione 100 lat temu. Takie malgaskie małe dzieła sztuki wykonywane są przede wszystkim z płaskich ździebeł rosnącej tutaj rafii (czasami nazywanej też palmą iglastą lub bambusową). Madagaskar jest ważnym producentem tej rośliny z rodziny arekowatych. W Europie rafii używa się głównie w kwiaciarniach i jako ozdobnej wstążki do pakowania. Ze względu na modę na ekologiczne produkty jej cena znacznie wzrosła w ciągu ostatnich kilku lat.

Antsirabe to trzecie co do wielkości miasto Madagaskaru (zamieszkiwane przez ponad 260 tys. ludzi), położone blisko 170 km na południe od stolicy. Jest zarazem najbardziej przemysłowym ośrodkiem w kraju. Na wyspie większość prac, zarówno w rolnictwie, jak i drobnym wytwórstwie, wykonuje się ręcznie. W Antsirabe znajduje się kilka fabryk – rozwinął się tu m.in. przemysł mleczny i tekstylny. Wyjeżdżając z miasta na zachód, mijamy olbrzymi budynek z logo z trzema końmi. Prawie każdy turysta, już po jednym dniu pobytu, od razu je rozpozna – należy ono do marki piwa Three Horses Beer (THB), najpopularniejszego na Madagaskarze, produkowanego przez Brasseries Star od ponad 60 lat.

To wyspiarskie państwo jest słabo zelektryfikowane, w związku z czym zimne napoje stanowią swojego rodzaju rarytas. Oczywiście dostaniemy je w hotelach i restauracjach, ale w małych wiejskich sklepikach czy knajpkach – nie. Jednak gdy uda się kupić ciepłe piwo Three Horses Beer gdzieś w buszu w upalny dzień, nikt nie pyta o jego temperaturę. Po trudach podróży smakuje wyśmienicie!

TRANSPORT NA MIEJSCU

Podróżowanie po Madagaskarze nie należy do łatwych. Planując jakąkolwiek wyprawę po wyspie, nie można zapomnieć o bardzo słabej jakości większości dróg. Często nawet główne trasy krajowe wymagają samochodu terenowego z napędem na cztery koła, aby móc je pokonać. Ekstremalne przeżycie stanowi również jazda po Antananarywie (zwanej potocznie Taną). Stolica Madagaskaru, zamieszkiwana przez blisko 2,7 mln ludzi, jest niesamowicie zatłoczona. Miasto składa się z kilkunastu zabudowanych wzgórz, pomiędzy którymi znajdują się ryżowiska. Liczba dróg łączących dzielnice nie wystarcza, żeby rozładować korki, a ulice wewnątrz poszczególnych kwartałów są wąskie i często górzyste. Zatory drogowe w Antananarywie potrafią udręczyć każdego kierowcę i pasażera. Przemieszczając się po malgaskiej stolicy autem, zawsze należy mieć ze sobą butelkę wody, a najlepiej też coś do jedzenia. Nie da się przewidzieć, ile potrwa jazda…

Warto jednak wynająć samochód z kierowcą (na Madagaskarze nie ma zwyczaju wypożyczania samego auta) i wybrać się w głąb kraju. Kto niekoniecznie jest fanem plażowania, może zwiedzić wnętrze wyspy. W górzystych rejonach wrażenie robią przede wszystkim pola ryżowe, szczególnie w porze deszczowej (przypadającej zazwyczaj od listopada do kwietnia), gdy przybierają piękną, jasnozieloną barwę. Malgasze potrafią zmieścić swoje poletka na niemal każdym wzgórzu – wystarczy niewielki, bardziej płaski kawałek i dostęp do wody. Nawet mały strumień spływający z gór może zostać przez rolników przekształcony tak, żeby nawodnić pobliskie pola uprawne. Miejscowi doskonale opanowali technikę irygacji. W konkretnych porach wały ziemi zostają przebudowane lub przekopane w taki sposób, aby odpowiednia ilość wody płynęła dokładnie tam, gdzie trzeba. Malgaskie pola ryżowe mają często bardzo nieregularne, ciekawe kształty, co stanowi wyjątkowo malowniczy widok.

MIASTA WARTE ODWIEDZENIA

Tego typu poletka możemy podziwiać, jadąc z Antananarywy na południe drogą krajową numer 7 (RN 7). Najpierw mijamy wspomniane już Antsirabe. Następnie docieramy do Fianarantsoa. To jedyny ośrodek miejski na Madagaskarze, który ma Stare Miasto z prawdziwego zdarzenia, uznawany jest więc za kulturalną i naukową stolicę kraju. Spacer po jego historycznej, kolonialnej części zajmuje mniej więcej godzinę. Wspinamy się brukowaną uliczką dość stromo pod górę, pomiędzy domami głównie z XIX stulecia, mijamy cztery kościoły. Zbaczając z głównej ulicy w lewo, dochodzimy do miejsca, skąd rozpościera się wspaniała panorama na dolną część miasta (Ville Basse), malowniczą dolinę, pola ryżowe oraz okoliczne góry. W Fianarantsoa warto też odwiedzić atelier Pierrota Mena –najsłynniejszego fotografa na Madagaskarze. Jego prace są prezentowane na wystawach na całym świecie. Przy odrobinie szczęścia istnieje szansa na spotkanie go osobiście.

Wyjątkowo pięknie położone jest kolejne miasto na trasie: Ambalavao, otoczone monumentalnymi skałami pochodzenia wulkanicznego. Raz w tygodniu odbywa się tutaj targ bydła – zebu. Setki zwierząt, zgromadzonych na dużym placu na tle pięknych, obłych skał, to niezapomniany widok. Odwiedzając to miejsce, należy jednak zachować ostrożność – zebu to nie polska, oswojona krowa, lecz tylko częściowo udomowione bydło, które potrafi być nieobliczalne. Olbrzymie, ostre rogi powinny budzić respekt. Kiedy na swojej drodze spotykamy zebu, rozsądek nakazuje odsunąć się w bezpieczne miejsce i poczekać, aż bydło przejdzie obok.

BLIŻEJ NATURY

Ambalavao to także baza wypadowa do Parku Narodowego Andringitra (Parc National d’Andringitra), gdzie można wybrać się na jedno- lub kilkudniowy trekking. Znajduje się tu drugi co do wysokości szczyt Madagaskaru (po wygasłym wulkanie Maromokotro – 2876 m n.p.m.): Boby (2658 m n.p.m.). Niezmiernie ciekawą górą jest Chameleon, widziana z odpowiedniego punktu faktycznie przypomina kształtem kameleona. Wejście na jego grzbiet trwa kilka godzin, a osoby niemające lęku wysokości mogą wdrapać się na jego głowę, a nawet pysk. Obok „Kameleona” wznosi się jeszcze inny szczyt, znany wspinaczom na całym świecie – Tsaranoro. To piękny, granitowy masyw z trzystumetrowymi pionowymi ścianami. Podziwiać tutaj można spektakularne wulkaniczne ostańce. Miękka skała została poddana erozji, a pozostały twarde, pionowe ściany, które osiągają nawet 800 m wysokości.

W górach Andringitra, przy odrobinie szczęścia, ujrzy się lemury katta (albo przynajmniej usłyszy ich „śpiewy”). Żyje w nich również ponad 50 gatunków gadów: węży (wszystkie niejadowite), jaszczurek i oczywiście kameleonów. Występuje tu też powyżej 70 gatunków płazów. Na Madagaskarze nie ma w ogóle jadowitych gadów. To wszystko dzięki temu, że Gondwana (południowy superkontynent) rozpadła się tak dawno temu i Madagaskar oddzielił się od innych dzisiejszych kontynentów. Nie było na nim wielu drapieżników, a więc gady nie wytworzyły jadu, gdyż nie musiały się bronić. Przetrwało także wiele gatunków kameleonów, które mają tutaj bardzo mało wrogów.

Wysoko na skałach rosną pachypodia, niezmiernie interesujące rośliny o charakterze endemicznym (spotykane również w Namibii czy Angoli). Spomiędzy skał wystają grube łodygi przypominające bulwy – trochę jak pień baobabu. Mają drobne, najczęściej żółte kwiatki, które pojawiają się od wczesnej wiosny, czyli we wrześniu. Pachypodium magazynuje wodę w swoich łodygach, mimo braku opadów deszczu w porze suchej może więc przez bardzo długi okres żyć.

Dla mnie do najpiękniejszych miejsc na Madagaskarze należy bez wątpienia Canal des Pangalanes. Powszechnie nazywany kanałem, tak naprawdę stanowi system jezior, słodkowodnych lagun i rzek, miejscami połączonych sztucznym przekopem. Pangalanes ciągnie się wzdłuż wschodniego wybrzeża Madagaskaru przez blisko 650 km. Czyni to z niego jeden z najdłuższych „kanałów” na świecie (m.in. po niemal 1800-kilometrowym Wielkim Kanale w Chinach). Choć już wcześniej robiono pojedyncze przekopy, właściwą budowę zainicjowali Francuzi pod koniec XIX w., a prace przy Canal des Pangalanes trwały do połowy kolejnego stulecia. Wody Oceanu Indyjskiego w tych okolicach są niezwykle wzburzone. Tworzą się tu zawsze wysokie fale, co uniemożliwiało żeglugę wzdłuż wschodniego brzegu wyspy – była zbyt niebezpieczna. Dlatego więc podjęto decyzję o budowie kanału. Pangalanes miejscami jest oddalony od wybrzeża o kilka kilometrów, niekiedy od oceanu oddziela go jedynie cienka mierzeja, a są nawet punkty, gdzie praktycznie łączy się z Oceanem Indyjskim.

Po jego obu stronach znajdują się liczne wioski, a nawet spore miasta. Żyje się tutaj w zasadzie tak samo jak sto lat temu. We wsiach nie ma elektryczności, choć obecnie coraz popularniejsze są panele słoneczne (produkcji i jakości chińskiej). Życie miejscowych toczy się wokół wody. Dzieci łapią we własnoręcznie zrobione sieci głównie drobne skorupiaki, ślimaki czy też kraby. Dorośli zajmują się na co dzień rybołówstwem. Poławia się z łódek, na sieci, w wielu miejscach montuje się wyplecione żaki (pułapki rybackie, nazywane również klatkami łownymi). Kto nie łowi, zajmuje się obróbką ryb – część jest od razu smażona i sprzedawana jeszcze tego samego dnia, część trafia do prowizorycznych wędzarni przy chatach.

Rybacy z półkoczowniczego ludu Vezo, używający tradycyjnej łodzi lakana, w malowniczej zatoce Salary

SKARBY OCEANU

Jednak zdecydowanie największe wrażenie na każdym, kto ma możliwość ich obserwować, robią rybacy morscy. Niewielu jest tak odważnych, aby łowić na otwartym oceanie. W większości wiosek znajdzie się kilku lub kilkunastu śmiałków, którzy każdego dnia przed świtem wybierają się na połów na wody Oceanu Indyjskiego. Oglądanie ich to niezwykłe widowisko, którego nie da się zapomnieć. Można spędzić godziny na podziwianiu zmagań rybaków z wysokimi falami. Wypływają w maleńkich dłubankach na ocean, który nigdy nie jest spokojny. Czasami wielokrotnie wypadają z łódek, zanim zdołają przebrnąć przez przybój. Zdarzają się dni, kiedy tylko nielicznym się to udaje, a reszta wraca do domu z niczym. Nieraz – gdy rybacy zaobserwują, że ocean jest zbyt wzburzony – w ogóle nie podejmują próby wypłynięcia. Zmagania tych dzielnych ludzi w ich dłubankach z olbrzymimi falami to jedno z najbardziej fascynujących dla mnie widowisk na Madagaskarze.

Gdy zdołają przebić się przez przybój, ustawiają się i rozkładają sieci. Połów dobiega końca zazwyczaj nie później niż koło południa. Potem Ocean Indyjski staje się jeszcze bardziej wzburzony i powrót mógłby okazać się niemożliwy. Niech się jednak nikomu nie wydaje, że praca tych mężczyzn kończy się o tej porze. Po powrocie do wioski mają czas na posiłek i odpoczynek, ale już chwilę potem muszą się zająć rozplątaniem i naprawą sieci, przeglądem łodzi – dłubanki przy tych obciążeniach często ulegają uszkodzeniom, więc muszą być regularnie łatane.

Wschodnia linia brzegowa Madagaskaru jest dziewicza, rejs po Pangalanes stanowi wyjątkowe przeżycie. Odpoczywając na pokładzie łodzi, można podziwiać dzikie wybrzeża. Rosną tu trzciny, roślina potocznie zwana „uszami słonia” (kolokazja jadalna, taro, Colocasia esculenta) o imponujących, olbrzymich liściach, liczne rodzaje palm, a także liściaste krzewy i drzewa, np. eukaliptusy. Raz na jakiś czas widać pola ryżowe, wypasane bydło oraz wioski. Długie, puste plaże są idealnym miejscem na spacery, jednak na spokojne pluskanie się w oceanie nie można tutaj liczyć. Wyspę obmywają bardzo mocne prądy morskie i wejście do wody byłoby zbyt niebezpieczne. Miejscowi mają duży respekt przed Oceanem Indyjskim – najlepiej wiedzą, czym groziłaby taka kąpiel. Można jednak bezpiecznie pływać w słodkowodnych lagunach kanału Pangalanes.

ZAKOCHANE BAOBABY

Z kolei na zachodnim wybrzeżu, w okolicy miasta Morondava, znajduje się Aleja Baobabów (Allée des Baobabs) – to chyba najczęściej fotografowane miejsce na Madagaskarze, marzenie każdego podróżnika. Przejazd słynną drogą wśród tych majestatycznych drzew robi niesamowite wrażenie. Po mniej więcej dwóch godzinach jazdy na wschód dojeżdżamy do wielkiego świętego baobabu. Nieopodal niedawno powstał hotel i restauracja, gdzie istnieje możliwość odpoczynku od upału, panującego zwykle w tej części wyspy. Aby podejść do świętego drzewa, należy zdjąć obuwie – na Madagaskarze w wielu miejscach czci można przebywać tylko boso. Malgasze przychodzą tu, żeby się pomodlić do Boga Stwórcy – Andriamanitry (znanego też jako Zanahary), prosząc go o zdrowie, potomstwo, szczęście… Baobab ma imponujące rozmiary. Aby objąć jego pień, potrzeba aż 9–10 osób.

Na trasie można także zobaczyć tzw. zakochane baobaby (Baobab Amoureux). Są to dwa drzewa, które rosną blisko siebie i ich pnie splotły się ze sobą. Takie rzeźbione baobaby w miłosnej pozie stanowią jedną z najczęstszych pamiątek kupowanych przez turystów na wyspie. Za ukoronowanie dnia uchodzi zachód słońca w Alei Baobabów. Baobab Grandidiera (to właśnie on rośnie w tym rejonie), który otrzymał swoją nazwę na cześć Alfreda Grandidiera (1836–1921), francuskiego geografa, podróżnika i przyrodnika, badacza Madagaskaru, jest największy i najbardziej znany spośród sześciu malgaskich gatunków baobabów. Charakteryzuje się gładką, lekko błyszczącą korą, dzięki czemu wyjątkowo dobrze wygląda podświetlony przez padające na niego promienie słoneczne. Dlatego też wschód słońca w tym miejscu również warto zobaczyć. Niedawno otworzono tutaj kawiarnię, skąd można podziwiać to widowisko. Baobaby są także podświetlane reflektorami po zmroku.

Te długowieczne drzewa rosną nie tylko na Madagaskarze, ale też w Afryce kontynentalnej oraz Australii. Jednak spośród znanych nam obecnie dziewięciu gatunków baobabów na świecie aż sześć można spotkać jedynie na Czerwonej Wyspie! Baobab Grandidiera to ten zdecydowanie najbardziej spektakularny spośród nich. Niestety większość tych wspaniałych roślin należy do gatunków zagrożonych. Co prawda ich drewno nie nadaje się praktycznie do niczego. Jest zbyt miękkie, żeby cokolwiek z niego zbudować, i zbyt niskoenergetyczne na opał. Jedyną część drzewa, którą Malgasze wykorzystują, stanowi kora, z której można zrobić dach chaty. W alei oferowane są również okazałe owoce baobabu, okrągłe i twarde, wielkości pomarańczy lub grejpfruta, pokryte brązowym futerkiem, bardzo miłe w dotyku – jak z aksamitu. W ich jadalnym wnętrzu znajdują się nasionka i miąższ. Grubościenne nasiona można porównać z orzeszkami. Z kolei kwaskowy miąższ przypomina lekko klejącą, ciągnącą się piankę. Owoce baobabu zawierają duże dawki witaminy C, potasu, węglowodanów, fosforu czy wapnia!

RECYCLING PO MALGASKU

Wracając do zdolności manualnych Malgaszy: na Czerwonej Wyspie prawie nic się nie marnuje. Każde pojemniki mają przynajmniej kilka żyć. Puste plastikowe butelki sprzedaje się na targu lub na przydrożnym straganie. Potrzebne są do przechowywania np. oleju, benzyny czy… bimbru. Starą żarówkę można łatwo przerobić na nową lampkę. Wystarczy ją wybebeszyć i zamontować w środku diody. Wiele nie oświetli, ale zawsze coś…

Mieszkańcy Madagaskaru potrafią wykonać piękne rzeczy ze śmieci, np. figurki samochodów ze starych puszek po piwie, przecierach pomidorowych czy też opakowaniach po kosmetykach – od maleńkich (często jako magnes) po całkiem spore egzemplarze. Z takich samych i zbliżonych materiałów powstają także modele samolotów, statków, motocykli, autobusów, nierzadko bardzo misternie dopracowane. Z dużych puszek po oleju kokosowym często zrobione są konewki.

Niewiele w tym kraju europejskich marketów (w dużych miastach już działają) – handel odbywa się głównie w małych sklepach i na straganach. Nie ma tu zbędnych, plastikowych opakowań. W sklepiku w buszu większa liczba pączków zostanie zapakowana w liść bananowca, który równie dobrze sprawdza się jako parasol. Świat zachodni może pozazdrościć takiej ekologii Madagaskarowi. Oby trwało to jak najdłużej!