VIOLA DOMAŃSKI-SZABÓ 

MICHAŁ DOMAŃSKI 

Wyobraźcie sobie kraj dwa razy większy od niemal 10-milionowego Izraela z zaledwie 1,34 mln mieszkańców… Połowę jego powierzchni zajmują lasy, ok. 20 proc. parki narodowe, ma blisko 3,8 tys. km linii brzegowej, 2222 wyspy i wysepki, ponad 2 tys. km szlaków turystycznych oraz niemal 1,4 tys. jezior. Na autostradach ruch jest niewielki, podczas leśnych wędrówek czasem żywej duszy nie spotkamy, kiedy zwiedzamy zabytkowe i klimatyczne miasta, nikt nie depcze nam po stopach, a w sklepach nikt nie włazi nam na głowę… Taka właśnie jest gościnna, inspirująca i pozytywnie zaskakująca Estonia!  

W przeciwieństwie do mieszkańców gęsto zaludnionej Europy Środkowej Estończycy mają dużo miejsca tylko dla siebie. Średnia gęstość zaludnienia w Estonii to zaledwie 30,3 os./km² (w Polsce – 122 os./km², a w całej Unii Europejskiej – 106 os./km²). Przy czym estońska prowincja jest jeszcze bardziej przestronna, jako że prawie 70 proc. populacji mieszka w miastach. Niemal jedna trzecia tych „mieszczuchów” (nieco ponad 400 tys. ludzi) żyje na co dzień w stołecznym Tallinnie. Nic więc dziwnego, że niektóre estońskie regiony mają gęstość zaludnienia wynoszącą jedynie 6,5 os./km²! 

Zdawałoby się zatem, że Estonia to takie idealne, spokojne, wyobrażone miejsce, o jakim marzy człowiek doświadczony pandemią koronawirusa… Jednak jest to realny (nie wirtualny!) zakątek świata. Co najważniejsze, usytuowany nie tak daleko od naszego kraju, abyśmy nie mogli go łatwo odwiedzić. Wystarczy nadmienić, że Warszawę dzieli od Tallinna ok. 975 km, które powinniśmy pokonać autem w mniej więcej 12,5 godz., a samolotem w jedynie 1 godz. i 40 min. Jadąc samochodem z Polski do estońskiej stolicy, powinniśmy przejeżdżać przez Parnawę (Pärnu), czwarte co do wielkości miasto tej nadbałtyckiej republiki (zamieszkane przez 44 tys. ludzi), nadmorski kurort na południowo-zachodnim wybrzeżu, nazywany „letnią stolicą Estonii”. Warto się w nim zatrzymać na dłużej i odpocząć od trudów podróży. Trzeba przyznać, że w naszym obciążonym obecnie wirusami świecie taki turystyczny kierunek, jak cicha i czarująca Estonia, brzmi niezmiernie kusząco i jest niemal idealny dla powolnych, świadomych podróżników, poznających naszą planetę w rytmie slow, chcących oddychać pełną piersią, zwolnić i uniknąć masowej turystyki. 

W tym urokliwym kraju łatwo znaleźć spokojne zakątki, które stanowią towar deficytowy w innych częściach naszego globu. To sprawia, że dbająca o ekologię Estonia jest naprawdę doskonałym miejscem dla miłośników slow travel, czyli „powolnej turystyki”, zyskującej ostatnio na popularności na całym świecie. Wodę z kranu można tutaj bezpiecznie pić w każdym miejscu. Pod względem jakości powietrza Estonia plasuje się w europejskiej czołówce. Nasze narażone na szkodliwe oddziaływanie smogu w Polsce płuca poczują to od razu i będą nam wdzięczne za „odpoczynek” w tym państwie w Europie Północnej.

Värska Farm Museum, placówka muzealna poświęcona kulturze i praktykom rolniczym grupy etnicznej Seto

Kamienie Kalevipoega

To właśnie dzięki ogromnym połaciom lasów, dużym zielonym płucom, zajmującym połowę kraju, Estonia należy do najczystszych zakątków naszego kontynentu. Gdziekolwiek się udamy, zawsze będziemy mieć okazję do wybrania się na spacer po pobliskim borze. Nawet jeśli przemieszczamy się najbardziej ruchliwą autostradą z Tallinna do Tartu (na której dla Polaków panuje niedzielny ruch!), w każdej chwili możemy zatrzymać się na poboczu i pobłąkać choć chwilę między drzewami, aby się zrelaksować i pooddychać pełną piersią. Jeżeli ktoś wypowiada bzdury, w Estonii mówi się do niego mine metsa! („idź do lasu!). Estończycy mają nadzieję, że dzięki temu taka osoba odzyska zdrowie psychiczne. Ich zdaniem las leczy, zapewnia doskonałe samopoczucie i dostawy tlenu do organizmu, doładowuje, orzeźwia i odstresowuje. W Estonii i tak nie warto się zbytnio śpieszyć… Nie tylko dlatego, że możemy zapłacić wysoką cenę za sesję fotograficzną z fotoradaru, ale także dlatego, że wszystko toczy się tu w tak przyjemnie wolnym tempie. Wyjątek stanowi jedynie internet, który jest superszybki, nawet w leśnej głuszy! 

Szlaki turystyczne w kontynentalnej części kraju koncentrują się w czterech głównych rejonach – Parku Narodowym Lahemaa, okolicach jeziora Pejpus (po estońsku Peipsi järv), regionie Setomaa i na wyżynie Haanja. Na wybrzeżu Lahemaa nad Zatoką Fińską uwagę przyciągają ogromne, czasami wielkości domu (!), głazy, które leżą w piasku, jakby zostały rozrzucone przez jakiegoś olbrzyma. Miejscowa legenda głosi, że to sprawka gigantycznego Kalevipoega, syna Kaleva, starożytnego władcy Estończyków, przodka wszystkich ludów fińskich, który rzucał w swoich wrogów olbrzymimi kamieniami. Dla estońskiego bohatera narodowego wzniesiono w Kääpa interaktywne muzeum. Według lokalnej mitologii ogromny miecz Kalevipoega spoczywa w rzece Kääpa. Niektórzy uważają z kolei, że wyczerpany walką syn Kaleva pochylił głowę, żeby napić się wody z rzeki, a wtedy zabili go wrogowie. Miecz bohatera wpadł do rzeki, a jego ciało utworzyło w pobliżu kurhany. W wersji Friedricha Reinholda Kreutzwalda (1803–1882), określanego mianem ojca literatury estońskiej, twórcy epopei narodowej Kalevipoeg (1861 r.), miecz został wrzucony do rzeki przez czarnoksiężnika Pejpusa (Peipusa), który ukradł go Kalevipoegowi. Ta przeklęta broń prawdopodobnie stała się końcem syna Kaleva, kiedy ten stracił przez nią nogi, brodząc w wodach rzeki Kääpa. Warto w tym miejscu nadmienić, że Kääpa oznacza dosłownie „kopiec pogrzebowy”, „kurhan”. Jeśli planujemy odwiedzić tutejsze Muzeum Kalevipoega, nie powinniśmy tego dnia zakładać skarpetek z dziurami, bo pani przy kasie uprzejmie poprosi nas o zdjęcie butów przy wejściu. Ale za to, przechodząc z pokoju do pokoju, poczujemy się prawie jak w domu, jakbyśmy nie byli w placówce muzealnej, ale w gościnie u znajomego. 

Lahemaa to nie tylko najstarszy (założony w lipcu 1971 r.) i największy park narodowy w Estonii (zajmujący powierzchnię 747 km²), ale także jeden z najważniejszych rezerwatów leśnych w Europie, z pięknymi wodospadami i rozległymi torfowiskami. Jako ciekawostkę można podać fakt, że to jedyne miejsce w kraju, gdzie rośnie malina tekszla (jeżyna arktyczna). Jej owoce uchodzą w Europie Północnej za prawdziwy przysmak i używa się ich do sporządzania przetworów, dżemów czy likierów. Poza tym Lahemaa jest terenem o największej liczbie głazów narzutowych w północnoeuropejskim obszarze zlodowacenia. Ależ ten Kalevipoeg musiał się tutaj napracować! Jeśli nie mamy zbyt wiele czasu, warto wybrać się chociażby na torfowisko Viru, przez które prowadzi malownicza drewniana ścieżka edukacyjna o długości 3,5 km. Stąpając po deskach, dosłownie pokonujemy mokradła, a jeśli towarzyszy nam przewodnik, możemy dowiedzieć się wszystkiego o tajemniczych bagnach. Oprócz cudów natury Lahemaa słynie również z tutejszych zabytkowych dworów. Do najpiękniejszych z nich należy Palmse Manor, jedna z największych barokowych rezydencji w Estonii, której bogato umeblowane pokoje ożywiają dawno zaginiony świat. W jednym z pomieszczeń na piętrze znajdziemy kolekcję ubrań i butów z XIX w. i nawet nie zdziwilibyśmy się zbytnio, gdyby pojawił się nagle elegancko ubrany kamerdyner z ulizanymi włosami i zapytał, w co nas ubrać dzisiaj… 

Fabryka Wynalazków PROTO, dawna stocznia Noblessner

Przenikające spojrzenie figury woskowej 


Jezioro Pejpus jest tak duże (piąte co do wielkości w Europie, o powierzchni 3543 km²), że moglibyśmy pomyśleć, że znaleźliśmy się nad morzem. Przez środek przebiega niewidoczna granica, gdyż wschodnia część należy do Rosji. Ten malowniczy akwen zachwyca wędkarzy i przyrodników niezwykłym bogactwem ryb. Występuje tu aż 37 gatunków, m.in. okonie, leszcze, karpie, szczupaki czy sandacze. Okoliczni, przeważnie prawosławni mieszkańcy w większości utrzymują się z rybołówstwa. Jezioro zamarza od listopada do kwietnia. Na samym początku maja widzieliśmy już na nim pierwszych żeglarzy. Wiele osób przyjeżdża tu jednak nawet zimą, kiedy Pejpus pokrywa biały lodowy pancerz. Ujrzymy wtedy wielu cierpliwych wędkarzy w czasie połowów podlodowych. Drugie główne zajęcie mieszkających nad jeziorem ludzi stanowi uprawa cebuli, która ma wieloletnią tradycję. Jeśli jesteśmy tutaj pod koniec lata, dorodne cebulowe warkocze wiszą na gankach domów w małych, nierzadko mających tylko jedną ulicę wioskach. Cebule znad jeziora Pejpus, ponoć wyśmienite, kupują i próbują nie tylko turyści. Przyjeżdżają tu sami Estończycy z innych części kraju i wyjeżdżają z całymi workami warzyw. 

Region Peipsimaa jest również niezwykle zróżnicowany etnicznie. Oprócz rdzennej ludności estońskiej spotkamy tutaj wielu staroobrzędowców, których obecność na tym terenie datuje się od końca XVII stulecia. Pierwsi osadnicy tego wyznania byli uchodźcami z ziemi nowogrodzkiej, uciekającymi przed represjami ze strony władz świeckich i Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego. Największe skupisko starowierców powstało właśnie nad zachodnim brzegiem jeziora Pejpus. W Mustvee, mniej więcej 1,5-tysięcznej stolicy regionu, zamieszkanej w połowie przez Rosjan, możemy odwiedzić interesujące Muzeum Peipsimaa, gdzie poznajemy ich styl życia, tradycje i piękne ikony. Niedaleko, ok. 35 km na południe, w Alatskivi, na zwiedzających czeka niedawno odrestaurowany na podstawie oryginalnych zdjęć neogotycki zamek, który wznosi się w 130-hektarowym parku. Odnowiona i starannie urządzona budowla, ukończona w 1885 r. na wzór szkockiego Balmoralu, ulubionej letniej rezydencji brytyjskiej rodziny królewskiej, upamiętnia tzw. bałtycko-niemiecką kulturę dworską. W rozległej piwnicy znalazł się panoptikon. Woskowe figury tych, którzy niegdyś tu służyli, są tak realistyczne, że kiedy patrzymy im głęboko w oczy, zimny pot spływa nam po plecach. Zamek Alatskivi stanowi też siedzibę Muzeum Eduarda Tubina – słynnego estońskiego kompozytora i dyrygenta, żyjącego w latach 1905–1982. W pięciu pokojach na pierwszym piętrze można zobaczyć nuty, rękopisy, książki i instrumenty muzyczne artysty, a także obejrzeć filmy o nim, jego zdjęcia i posłuchać stworzonych przez niego dzieł.  

Możesz również być Seto  


Setomaa (Setumaa) to bez wątpienia wyjątkowa atrakcja Estonii. Turyści odwiedzają ten region na południowym wschodzie kraju ze względu na malownicze gęste lasy, fioletowe pola wrzosów, niesamowite formacje z piaskowca oraz centra spa i dobroczynne wody mineralne w pobliżu uzdrowiskowej miejscowości Värska. Jednak najbardziej oczarowują gości unikatowe tradycje i zwyczaje mieszkającej tutaj grupy etnicznej Seto (Setu), posługującej się językiem seto (setuskim), zaliczanym do podgrupy języków bałtycko-fińskich. Jej przedstawiciele zwracają baczną uwagę zarówno na uczenie swojego języka młodszych pokoleń, jak i na zachowanie religii prawosławnej. Seto to ugrofiński lud o starożytnych korzeniach i fascynującej kulturze. Stanowi autochtoniczną ludność Estonii, która przez stulecia poddawana była obcym wpływom. Mimo tego jej reprezentanci nie zatracili świadomości swojej odrębności etnicznej. Seto do dziś zachowali własne tradycje i zwyczaje oraz mowę, przez niektórych lingwistów uważaną za dialekt estońskiego, a przez innych – za odrębny język. 

Historyczny region Setomaa, wciśnięty między Estonię a Rosję, był kiedyś znacznie większy. Jego religijne i kulturalne centrum, Pieczory (po estońsku Petseri), od 1920 do 1944 r. znajdowało się na ziemiach estońskich, a obecnie leży po stronie rosyjskiej. W czasie II wojny światowej, w 1944 r., trzy czwarte obszaru Setomaa trafiło w ręce Rosji. Mieszkańcy przygranicznych osiedli nie mogą odtąd odwiedzać pieszo albo łodziami swoich bliskich po drugiej stronie granicy – zarówno tych żyjących, jak i zmarłych, pochowanych na cmentarzach Seto. Dostają się tam dzisiaj jedynie zbędnym, dość długim objazdem, prowadzącym dookoła jeziora Pejpus, przejeżdżając samochodami przez oficjalne przejście graniczne. Miejscowa ludność (w tym dzieci) przez lata przemieszczała się często pod drutami kolczastymi, żeby dostać się potajemnie na miejsca pochówku swoich bliskich, zajęcia szkolne czy do domów członków rodzin. Na estońskich mapach do tej pory widnieją dwie granice – oficjalnie uznawana przez społeczność międzynarodową (wytyczanie granic zakończono w 1996 r.) oraz ta, która traktuje całość historycznych ziem Setomaa jako jeden niepodzielny obszar należący do Estonii, zgodnie z ustaleniami traktatu pokojowego z Tartu z lutego 1920 r. Ten odcinek estońsko-rosyjskiej granicy stanowi jedyną zewnętrzną granicę Unii Europejskiej bez zatwierdzonej umowy. 

Choć trudno powiedzieć, ilu jest obecnie przedstawicieli grupy etnicznej Seto, liczbę osób żyjących na terytorium Estonii szacuje się na ok. 10 tys. Odkrywanie ziem Setomaa znacznie ułatwia fakt, że regionalna organizacja turystyczna opracowała specjalny plan podróży o nazwie Seto Külävüü, aby przedstawić zagranicznym gościom i Estończykom zabytki i miejsca związane z kulturą setuską. Nazwa tego niezmiernie interesującego szlaku oznacza dosłownie „pas wsi Seto”, ponieważ tutejsze wiejskie drogi wiją się wśród malowniczych wzgórz i lasów oraz otwartych terenów niczym oryginalne tkane pasy znane ze strojów ludowych Seto. Seto Külävüü prowadzi z północy regionu Setomaa do jego zachodniej części – od Võõpsu do Luhamaa. Łączy on różne punkty na mapie południowo-wschodniejEstonii, spośród których podróżni mogą wybrać miejsce na dłuższy postój. Jest to prawdziwy kręgosłup tych historycznych ziem – wzdłuż niego zaznaczono ok. 60 przystanków w postaci: muzeów, kawiarni, restauracji, gospodarstw rolnych, zamków, kościołów, cmentarzy, a także mydlarni. Na pewno trzeba zawitać do Värska Farm Museum (Värska talumuuseum lub Seto talumuuseum), które pokazuje, jak wyglądało gospodarstwo Seto sto lat temu. W tej placówce muzealnej na świeżym powietrzu poznamy też setuską kulturę i praktyki rolnicze. Wokół centralnego placu zorganizowano budynki mieszkalne i gospodarcze w kształcie litery „U”. Integralną częścią całego zespołu była sauna dymna, której używano w dawnych czasach do niezliczonych celów, m.in. uzdrawiania pacjentów czy rodzenia dzieci. Do dziś stanowi ona ważny element kultury estońskiej. Nigdy nie była wyłącznie łaźnią. Obecnie sauny w Estonii to przede wszystkim miejsce networkingu. Jeżeli chcemy porozmawiać z Estończykiem o interesach, umówmy się z nim w saunie. Chodzenie do niej uchodzi tu niemal za „sport narodowy”. Między Estończykami a Finami trwa spór o to, kto jest ojcem sauny. Tym pierwszym udało się udowodnić swoje prawa do sauny dymnej. Bogate tradycje związane z sauną dymną w Võrumaa, prowincji w południowej części kraju, zostały wpisane w 2014 r.na prestiżową Listę Reprezentatywną Niematerialnego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO. Wiążą się z nimi m.in. zwyczaje dotyczące kąpieli, wyrobu biczów, budowania i reperowania saun oraz wędzenia mięsa. Typowa sauna z Võrumaa stanowi osobne drewniane pomieszczenie, ogrzewane przez kamienny piec do temperatury 70–80°C i posiada podest do siedzenia lub leżenia. Nie ma ona komina, zatem dym powstały w wyniku spalania drewna zostaje w środku. Siedzenia, ściany i sufit pokryte są sadzą. Ciepłe powietrze nasycone parą powstaje przez polewanie wodą rozgrzanych kamieni. W saunie spędza się ok. 10–15 min, aż do pojawienia się potów. Po wypoceniu się, biczowaniu miotełką z pachnących brzozowych witek w celu oczyszczenia skóry z martwego naskórka i pobudzenia krążenia, a także odpoczynku oraz ewentualnych zabiegach terapeutycznych, ludzie wychodzą na zewnątrz, żeby ochłonąć i spłukać ciało wodą. Po wyjściu z sauny Estończycy nierzadko wskakują do pobliskiego stawu czy jeziora albo zimową porą tarzają się w śniegu. Całą taką procedurę powtarza się kilka razy. Estońskie sauny mają zazwyczaj charakter koedukacyjny. Przyjęło się wchodzić do nich nago. Tradycje związane z sauną dymną to przede wszystkim tradycje rodzinne. Do sauny chodzi się zwykle całą rodziną w sobotę lub dni poprzedzające święta czy też ważne wydarzenia rodzinne. Jej funkcją jest odprężenie ciała i umysłu. W tym celu estońskie rodziny goszczą się wzajemnie. Często osoba dorosła przygotowuje kąpiel wraz z dziećmi, które w ten sposób nabywają krok po kroku potrzebnych umiejętności. Jedno jest pewne – niemal wszyscy Estończycy wykazują się wielką słabością do saun.  

Podczas odkrywania fascynującego regionu Setomaa nie można również pominąć Muzeum Obinitsa (Obinitsa muuseum). Poświęcone jest ono w większości kobietom Seto i ich tradycyjnemu polifonicznemu śpiewowi leelo. Placówka muzealna organizuje też interesujące pokazy przybliżające dzieje i kulturę Setomaa. Podczas występów wokalno-tanecznych ubrane w stroje ludowe kobiety zapraszają do tańca niczego niepodejrzewających gości. W Muzeum Obinitsa ujrzymy także rękodzieło Seto, wystawę archeologiczną i tsässon, czyli czasownię – miejsce modlitw staroobrzędowców. Największą atrakcję stanowi jednak przebieranie jednej ze zwiedzających w strój ludowy. Podczas niego kobieta Seto objaśnia dokładnie znaczenie każdego ubrania i przedmiotu zakładanego na „modelkę”. W ciągu zaledwie pół godziny modna, nowoczesna Europejka przeistacza się w typową pannę młodą z regionu Setomaa. Patrzy potem z otwartymi ustami na wykonane telefonem selfie i sama nie wierzy, że na zdjęciu jest właśnie ona, a nie jakaś lokalna kobieta. A mówi się przecież, że nie szata zdobi człowieka

Seto wielu lingwistów uważa obecnie za dialekt języka estońskiego. Jednak Estończycy i Seto nie rozumieją się nawzajem. Wyjątkowy jest również polifoniczny śpiew leelo, który ma ponad tysiąc lat i obok tradycji związanych z sauną dymną w Võrumaa znalazł się też na Liście Reprezentatywnej Niematerialnego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO (w 2009 r.). Dla społeczności Seto to podstawa tożsamości kulturowej. Leelo wykonuje się do ludowych melodii i w tradycyjnych strojach. Pieśń rozpoczyna za każdym razem główna śpiewaczka (sõnoline), a później włącza się chór (koor), który powtarza za nią poszczególne wersy. Teksty piosenek są dość często przejmowane od znanych wykonawców. Jednak główne śpiewaczki potrafią także komponować własne utwory. Leelo wykonują w zdecydowanej większości chóry żeńskie. Największe śpiewaczki honorowane są podczas dorocznego Dnia Królestwa Seto (Seto Kuningriigipäev) i obdarzane zaszczytnym tytułem „królewskiej matki pieśni”. Najlepsze z nich szczycą się umiejętnością ułożenia pieśni złożonej nawet z 10–20 tys. rymów! Niegdyś polifoniczny śpiew towarzyszył prawie wszystkim codziennym pracom w wiejskiej społeczności Seto. Dzisiaj, mimo iż pieśni wykonywane są głównie na scenie albo podczas specjalnych pokazów w muzeach, tradycja leelo stanowi nadal ważny element lokalnych wydarzeń. 

Mało kto wie, że ci, którzy tutaj mieszkają, mają własną walutę – koronę emitowaną przez Setu Bank, odpowiednik euro, akceptowany w całym regionie. Setomaa posiada również od 2003 r. swoją flagę i hymn. Ukazuje się też lokalna gazeta w języku setuskim. Wzór, który ujrzymy na tutejszej fladze, występuje także w tradycyjnych strojach Seto. Liczne zespoły folklorystyczne i organizacje kulturalne podtrzymują tożsamość regionu i promują go w kraju i za granicą. Chociaż Seto wyznają prawosławie, zachowali wiele pogańskich tradycji, w tym szacunek dla ducha kamieni ofiarnych, gór, drzew, strumieni, a nawet boru. Przykładowo, gdy ktoś idzie do lasu zbierać jagody, zawsze wyrzuca pierwszy zerwany owoc, ofiarowując go duchowi lasu. 

Tallinn – spotkanie starego i nowego 


Zanim jednak pomyślimy, że w Estonii nie ma większych miast i ośrodków kulturalnych, pośpieszmy zaznaczyć, że nieco ponad 400-tysięczny stołeczny Tallinn i ok. 103-tysięczne uniwersyteckie Tartu z pewnością mogą konkurować z najpopularniejszymi europejskimi kierunkami na udany city break. Poza tym wizytę w klimatycznej stolicy Estonii połączymy bez problemu z szybkim wypadem do Helsinek. To najbliższe większe miasto od Tallinna, znajdujące się zaledwie 85 km stąd, po drugiej stronie Zatoki Fińskiej. Zabytkowe centrum estońskiej stolicy należy do najlepiej zachowanych w całej Europie. Nic więc dziwnego, że w 1997 r. wpisano je na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO. Początki Tallinna (od 1219 do 1918 r. noszącego nazwę Rewal, Rewel) sięgają XIII w. W 1219 r. król duński Waldemar II Zwycięski (1170–1241), odbywający wyprawę krzyżową przeciw pogańskim Estom, zdobył fiński zamek Lyndanise, który rozkazał zburzyć i zbudować w jego miejsce nową twierdzę. W językach fińskim i estońskim nazwa Tallinn oznacza więc „miasto duńskie” (taani linn), tudzież „miasto rolnicze” (talu linn). W 1285 r. Rewel stał się członkiem Hanzy. Wkrótce miasto rozwinęło się jako kluczowy ośrodek tej potężnej średniowiecznej ligi. Jego dawna świetność przejawia się w przepychu budowli publicznych (zwłaszcza kościołów) oraz architektury mieszkalnej domów kupieckich, wyjątkowo dobrze zachowanych pomimo szkód wyrządzonych na przestrzeni stuleci przez pożary i wojny. 

We współczesnym Tallinnie, jednym z najbardziej inteligentnych miast świata, każda ulica na zabytkowym Starym Mieście (Vanalinn) prowadzi turystów do słonecznego Placu Ratuszowego (Raekoja plats). Ratusz (Tallinna raekoda) uważany jest nie tylko za jeden z symboli stolicy Estonii, ale przyciąga uwagę również słynnym wiatrowskazem „Stary Tomasz” (Vana Toomas) – figurą, niegdyś pozłacaną, przedstawiającą żołnierza piechoty (landsknechta) trzymającego w ręku flagę. W smukłej, ośmiobocznej wieży ratuszowej o wysokości 64 m znajduje się też jeden z najstarszych dzwonów w krajach bałtyckich, służący dawniej jako alarm w razie pożaru. Przy placu jest gwarno i radośnie, jak na cichą i spokojną Estonię, słychać wesołą ludzką paplaninę, brzęk naczyń i sztućców dobiegający z okolicznych ogródków restauracyjnych, a wiatr niesie ze stoisk ulicznych sprzedawców zapach migdałów prażonych w cukrze i cynamonie. Chcielibyśmy tu zostać dłużej, ale idziemy z naszym przewodnikiem dalej, aż na wapienne Wzgórze Katedralne – Toompea. Roztacza się stąd wspaniały widok na miasto. Wielkie wrażenie na wszystkich turystach robi zespół murów obronnych i baszt wokół Starego Miasta w Tallinnie. Budowany był on etapami od drugiej połowy XIII do XVI w. Do naszych czasów przetrwała ponad połowa dawnego wspaniałego systemu obronnego – 1,85 km muru miejskiego, 26 baszt, dwie bramy i pozostałości dwóch bram wjazdowych. Wszystko wygląda dziś tak, jakby to było jakieś miasto z bajki. 

Ale Tallinn ma też nowoczesną, modną twarz. Ujrzymy ją np. w nadmorskiej dzielnicy Noblessner. To niezwykle szybko rozwijająca się część estońskiej stolicy. Niedawno otwarto tutaj inspirującą Fabrykę Wynalazków PROTO (PROTO Invention Factory, PROTO avastustehas), w której nic nie ogranicza naszej wyobraźni. Mieści się ona w zabytkowej stoczni Noblessner. Dzieje tego historycznego obiektu sięgają 1912 r., kiedy to dwóch petersburskich przemysłowców zbudowało najważniejszą fabrykę łodzi podwodnych w carskiej Rosji. Mowa tu o czołowym wówczas europejskim potentacie naftowym Emanuelu Noblu (1859–1932), bratanku Alfreda Nobla, oraz właścicielu zakładów maszynowych Lessner Arthurze Lessnerze. Z połączenia nazwisk obu biznesmenów powstała nazwa stoczni „Noblessner”. Powróćmy jednak do dzisiejszej Fabryki Wynalazków PROTO. Jeśli chcemy, możemy tu spojrzeć na krajobraz pod nami z balonu na ogrzane powietrze lub mając zawieszone skrzydła Ikara na plecach, a także latać na rowerze, prowadzić rydwan po nawierzchni z kostki brukowej albo najszybsze na naszym globie samochody na specjalnym torze czy wreszcie zejść łodzią podwodną na dno morza w celu poszukiwania skarbów. Postronny obserwator widzi oczywiście tylko komicznie kołyszących się ludzi, ale ci, którzy noszą okulary VR i korzystają z technologii wirtualnej rzeczywistości, znajdują się choć przez chwilę w całkowicie realistycznym dla nich świecie, oddając się wciągającym i pouczającym grom.

Oprócz fascynującego laboratorium słynnego prekursora fantastyki naukowej, francuskiego pisarza Juliusza Verne’a (1828–1905), z którego niesamowitą inwencją spotkamy się w Fabryce Wynalazków PROTO, w najbliższej okolicy czeka na nas wiele innych atrakcji, w tym Centrum Sztuki Kai (Kai Art Center, Kai kunstikeskus), tereny wystawiennicze nadmorskiej twierdzy Patarei wzniesionej w 1840 r. na rozkaz cara Mikołaja I (1796–1855), pełniącej w latach 1919–2002 rolę więzienia (tzw. Patarei Prison and Sea Fortress exhibition area), czy w końcu Iglupark, gdzie można zarezerwować dla siebie wspaniałe drewniane igloo. Jeżeli mamy ochotę wypocić się dla zdrowia ze znajomymi, możemy zaprosić ich tutaj do sauny igloo z tarasem z pięknym widokiem na morze (Iglusauna). Jeśli planujemy spotkanie biznesowe, biuro igloo będzie do tego doskonałym miejscem (Igluoffice). Z kolei jeżeli pragniemy odpocząć w wyjątkowym miejscu, to wybierzmy w tym celu luksusowy domek igloo – tzw. Igluhouse. Każdy, kogo na to stać, może też zabrać takie drewniane igloo do domu, tak jak choćby ostatnio zrobił to światowej sławy angielski piłkarz David Beckham, który zakończył w maju 2013 r. swoją bogatą karierę piłkarską. 

W okolicach dzielnicy Noblessner znajdziemy także inne interesujące atrakcje. Warto tu wspomnieć o nowoczesnej ekspozycji Estońskiego Muzeum Morskiego (Estonian Maritime Museum, Eesti Meremuuseum), którą otworzono w maju 2012 r. w dawnym hangarze hydroplanów z 1917 r. oraz jego najbliższym otoczeniu – tzw. Seaplane Harbour (Lennusadam). W tej historycznej bazie wodnosamolotów wystawiono wiele eksponatów związanych z morskimi dziejami ziem estońskich. Do najważniejszych z nich należą lodołamacz Suur Tõll, zbudowany w grudniu 1913 r. w Szczecinie, oraz okręt podwodny Lembit z 1936 r. Turystów i cyfrowych nomadów przyciąga także Telliskivi Creative City, które znajduje się w dawnym kompleksie fabrycznym. Obecnie mieszczą się tutaj galerie, kawiarnie, restauracje, salony projektantów mody, małe sklepy, różne kreatywne firmy i start-upy. Trochę dalej stąd, w północno-wschodniej części Tallinna, wznosi się zabytkowy obiekt, który koniecznie trzeba zobaczyć. Mowa tu o barokowym Pałacu Kadriorg (Kadrioru loss). To podarunek cara Piotra I Wielkiego (1672–1725) dla jego drugiej żony Katarzyny, urodzonej jako Marta Helena Skowrońska (1684–1727). Pałac mieści się w rozległym, ok. 70-hektarowym parku krajobrazowym (Kadrioru park) utrzymanym w stylu angielskim i francuskim. Wybudowano go w latach 1718–1725. Dzieło to stworzył włoski architekt Nicola (Niccolò) Michetti (1675–1758). Dziś w pięknym budynku działa Muzeum Sztuki Kadriorg (Kadrioru kunstimuuseum), oddział Muzeum Sztuki Estonii (Art Museum of Estonia, Eesti Kunstimuuseum). W parku znajduje się neobarokowy Pałac Prezydencki, który wzniesiono w latach 1937–1938. 

Tartu, kapitał intelektualny Estonii 


Drugie niezmiernie klimatyczne estońskie miasto, jakim jest uniwersyteckie Tartu, wypełniają młodzi ludzie, dlatego też ulice w jego centrum tętnią życiem. Mnóstwo tutaj kawiarni i restauracji, odbywają się często rozmaite festiwale, wystawy i koncerty. Tartu nazywa się słusznie stolicą intelektualną i kulturalną kraju. W 2024 r. to urokliwe miasto nad rzeką Emajõgi, łączącą dwa największe jeziora Estonii – Võrtsjärv i Pejpus, będzie nosić zaszczytny tytuł Europejskiej Stolicy Kultury. Uniwersytet w Tartu (dawniej Uniwersytet Dorpacki), który założył w 1632 r. król Szwecji Gustaw Adolf (1594–1632), należy do najstarszych w Europie. 

Jeśli chcemy poszerzyć naszą wiedzę, powinniśmy odwiedzić w mieście Centrum Nauki AHHAA (Science Centre AHHAA, Teaduskeskus AHHAA), największą tego typu placówkę w krajach bałtyckich. W tzw. Hali Natury możemy obserwować zwierzęta, poznać innowacyjną technologię drukowania wodą, a nawet stworzyć trąbę powietrzną, tornado. Z kolei w Hali Technologicznej sfotografujemy, jak reagujemy na pęknięcie balonu czy zajrzymy do środka różnych sprzętów gospodarstwa domowego – zarówno tych małych, jak i dużych. A tutejsze w pełni kuliste, hybrydowe Planetarium jako statek kosmiczny i wehikuł czasu w jednym przeniesie nas do dowolnego czasu i miejsca w kosmosie, na co tylko pozwala nasza wiedza o świecie. Dość ciężko opuszczać to miejsce, wolelibyśmy zostać tu dłużej, aby zdobywać więcej cennych doświadczeń i wartościowych informacji. 

Nie inaczej jest również w przypadku Estońskiego Muzeum Narodowego (Estonian National Museum, Eesti Rahva Muuseum), które także znajduje się w Tartu. To największa i najnowocześniejsza placówka muzealna w krajach bałtyckich. Całkowita powierzchnia ekspozycji wynosi tutaj aż 6 tys. m². Muzeum poświęcone jest kulturze, historii i etnografii Estonii i Estończyków oraz ludów ugrofińskich i innych mniejszości zamieszkujących dawniej i dziś ziemie estońskie. Zadedykowano je postaci Jakoba Hurta (1839–1907), językoznawcy, teologa, folklorysty i etnografa, jednego z twórców odrodzenia narodowego. Nowoczesny budynek o niesamowitych rozmiarach (jego szklana konstrukcja ma powierzchnię 34 tys. m², z czego 14 tys. m² udostępniono zwiedzającym), wykorzystujący oryginalną lokację pasa startowego dla samolotów, pochłania ludzi niemal od razu, gdy tylko wejdzie się do jego środka. Tutaj możemy zapomnieć o zwiedzaniu muzeum w tradycyjny sposób i niedotykaniu eksponatów. W Estońskim Muzeum Narodowym praktycznie wszystko jest do dotknięcia, ściskania, a nawet do… pobrania. Dzięki inteligentnemu biletowi możemy ściągnąć sobie najciekawsze dla nas informacje i w spokoju przestudiować interesujący materiał. Są tu dwie wystawy stałe – jedna prezentująca historię kultury estońskiej i życie codzienne zwykłych ludzi na tym obszarze, od epoki lodowcowej do czasów współczesnych („Spotkania”), a druga poświęcona różnym ludom ugrofińskim („Echa Uralu”). To coś naprawdę niesamowitego i niezmiernie budującego, kiedy patrzymy na niektóre z dzieci, potykające się już ze zmęczenia po wielu godzinach zwiedzania muzeum, ale jęczące rodzicom, aby pozwolili im zostać jeszcze trochę dłużej! Nic więc dziwnego, że w 2018 r. Estońskie Muzeum Narodowe zdobyło prestiżową Nagrodę Kennetha Hudsona (Kenneth Hudson Award) przyznawaną za najbardziej niezwykłe i odważne osiągnięcia, które podważają powszechne postrzeganie roli placówek muzealnych w społeczeństwie. Co ciekawe, ogłoszenie wyników odbyło się podczas uroczystej gali European Museum of the Year Award (EMYA) 2018, czyli Nagrody Europejskiego Muzeum Roku 2018, w Warszawie – w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN. W tym roku miała ona miejsce właśnie w Estońskim Muzeum Narodowym w Tartu, a jedynym tytułem prasowym z Polski biorącym udział w tym ważnym wydarzeniu był magazyn All Inclusive.    

Jagody, grzyby i chrobotek reniferowy w czekoladzie 

Estonii nie polecamy raczej nikomu, kto chce schudnąć lub trzymać dietę. Na naszych talerzach przez cały pobyt w tym kraju ląduje tyle wyjątkowych, pysznych i gustownie przygotowanych dań, że nie sposób oprzeć się pokusie… Cztery pory roku można tutaj rozróżnić nie tylko na podstawie kartek z kalendarza czy panującej pogody, ale również serwowanych aktualnie potraw. Wybór świeżych, sezonowych i wysokiej jakości składników jest niezmiernie szeroki. Przy przygotowywaniu dań Estończycy preferują zawsze dobre, lokalnie produkowane warzywa, zioła i owoce. Na estońską gastronomię największy wpływ wywarły w przeszłości kuchnie rosyjska i niemiecka. Dzisiaj coraz więcej inspiracji czerpie się też z nordyckiej sztuki kulinarnej, czego efekt stanowi wyjątkowa fuzja. Estończycy jedzą pieczywo prawie do wszystkiego, zwłaszcza czarny, żytni chleb na naturalnym zakwasie, który otaczają wielką czcią. Ma on cudowną, chrupiącą skórkę i długo zachowuje świeżość. Nic więc dziwnego, że mieszkańcy Estonii życzą sobie nawzajem smacznego posiłku słowami Jätku leiba! (dosłownie „Niech Twój chleb wystarczy!”).

Poza pieczywem ważne miejsce w estońskiej kuchni zajmują także miody, świeże i suszone ryby, produkty mleczne oraz dary lasu, różne jagody i grzyby, które nie tylko dodaje się tuż po zerwaniu do żywności, ale również konserwuje na rozmaite sposoby. Jeśli naprawdę chcemy skosztować lokalnych smaków, zamówmy np. zupę z grzybów leśnych i smażoną rybę, a na deser tradycyjną kamę, kamajahu, tzw. estońskie musli. To mieszanka prażonej mąki jęczmiennej, żytniej, owsianej i grochowej, do której dodaje się mleko, jogurt lub kefir, ewentualnie miód. Całość przystraja się owocami leśnymi, jagodami albo truskawkami. Spośród napojów orzeźwiających warto wybrać pyszną lemoniadę z rokitnikiem lub rabarbarem i miętą! Oczywiście nie należy też zapominać o tych, którzy nie dotarli z nami na estońską ziemię i pozostali w domu. Wrzućmy więc do walizki dla nich oryginalny chrobotek reniferowy (porost będący jednym z ulubionych pokarmów reniferów) w czekoladzie lub butelkę pierwszego w kraju rzemieślniczego dżinu Lahhentagge z zachodniego wybrzeża wyspy Saaremma (o której napiszemy przy kolejnej okazji!) albo wyśmienitego, doprawionego lokalnymi ziołami Junimperium, wytwarzanego w tallińskim Telliskivi Creative City. Możemy być pewni, że będą to trafione prezenty z pełnej inspiracji Estonii.