MARTYNA GNIADKOWSKA
<< Piaszczyste plaże, kołyszące się nad turkusową wodą palmy, wszechobecna muzyka i taniec, świeżo skręcone aromatyczne cygara, orzeźwiające drinki na bazie rumu oraz brodate twarze Ernesta „Che” Guevary i Fidela Castro – taki obraz Republiki Kuby znajdziemy w większości przewodników. Jednak aby poznać ten kraj, nie wystarczy o nim przeczytać, trzeba go odwiedzić i samemu przekonać się, czy to, co o nim piszą, jest prawdą. >>
Niewątpliwie egzotycznego rysu dodaje Kubie także fakt, że Fidel Castro zamienił ją w enklawę socjalizmu i do dziś panuje w państwie ustrój socjalistyczny. Obywatele polscy przed przekroczeniem granicy kubańskiej muszą wyrobić sobie wizę. Powinni również posiadać paszport ważny jeszcze co najmniej 3 miesiące od planowanej daty opuszczenia kraju.
Nasza przygoda na Kubie zaczyna się tuż po wylądowaniu w stołecznej Hawanie. Lotnisko przypomina warszawskie Okęcie z lat 70. XX w. Działa tu kilka sklepów i jedna nie najlepsza kawiarnia. Po licznych kontrolach (łącznie ze skrupulatnym sprawdzeniem walizki wraz z otwieraniem każdego kosmetyku i analizą jego koloru, zapachu i konsystencji) docieramy do kantoru, do którego zdążyła już ustawić się długa kolejka. Przed budynkiem portu lotniczego mężczyzna z krótkofalówką pyta nas, dla ilu osób potrzebny będzie transport. Po kilku sekundach podjeżdża zadbana, rządowa taksówka. Choć od wyjścia z samolotu minęła mniej więcej godzina, nie odczuwam zniecierpliwienia. Dla mnie wszystko odbyło się niesamowicie szybko.
Z okna naszej casy particular wyczekują nas jej gospodarze. Witają nas niezmiernie miło i życzliwie i częstują świeżo przyrządzonym sokiem z ananasa i papai. Kubańska casa particular to kwatera prywatna, której właściciele ok. 70 proc. swojego dochodu z wynajmu zobowiązani są oddać państwu. Mimo iż często pokoje dla gości są w lepszym stanie niż część zamieszkiwana przez gospodarzy, warto zatrzymać się właśnie w domach Kubańczyków, gdyż dzięki temu poznamy bliżej życie codzienne na Kubie, a poza tym nierzadko możemy mieć też okazję zjeść smaczne, obfite i świeże domowe posiłki, dużo tańsze od tych w restauracjach. My pierwsze noclegi, właśnie w Hawanie, rezerwowaliśmy jeszcze z Polski, jednak każde kolejne, z wyprzedzeniem jednodniowym, umawialiśmy już za pośrednictwem osoby, u której aktualnie mieszkaliśmy.
Zwiedzanie na własną rękę
Do obowiązkowych punktów typowej turystycznej wycieczki po stolicy Kuby należą m.in. plac Rewolucji (Plaza de la Revolución), Kapitol (Capitolio de La Habana), Muzeum Rewolucji (Museo de la Revolución) czy Cmentarz Krzysztofa Kolumba (Cementerio de Cristóbal Colón). Jednak aby poczuć klimat Hawany, trzeba przejść się po jej wąskich uliczkach, wśród starych, popękanych kamienic, połączonych plątaniną kabli elektrycznych, oraz psów leniwie wylegujących się na każdym rogu. W przyulicznej budce kupimy tu bułkę z szynką, a przez kratę zamontowaną w domach zamiast drzwi (bardzo powszechny widok w kubańskiej metropolii) podadzą nam piekielnie mocne espresso i lody w gumowej misce do zwrotu. Zaobserwujemy również jak świeże mięso wieprzowe, leżące na ladzie, zostaje wyprzedane w mgnieniu oka. Spotkane po drodze umorusane kubańskie dzieci podziękują nam za nawet niewielkiego lizaka szczerym uśmiechem. Oczywiście, tę karaibską stolicę można zwiedzać z lokalnym biurem podróży, którego autokar zawozi turystów jedynie do zadbanych, odrestaurowanych obiektów i miejsc, najczęściej związanych ze światowej sławy pisarzem Ernestem Hemingwayem. Jednak zarówno Hawana, jak i cała Kuba, zasługują na znacznie więcej naszej uwagi, zwłaszcza dopóki jeszcze zachowały wygląd sprzed 50 lat. W kubańskim krajobrazie zachodzą ostatnio nieubłagane zmiany, a obce wpływy (przede wszystkim chińskie) stają się coraz bardziej widoczne. Dlatego też nie należy zwlekać z wyjazdem do tego kraju.
Hawańczycy, choć często biedni, potrafią cieszyć się z tego, co mają. Czy to ubrani w jednakowe mundurki uczniowie wracający ze szkoły, sprzedawcy na bazarach serwujący klientom świeżo obrane cytrusy, czy kobiety stojące na rogach głównych ulic i sprzedające zawinięte w papierowe rurki orzeszki – wszyscy sprawiają wrażenie szczęśliwych. Na najdłuższej hawańskiej alei – Malecón, przy której wznosi się mur oddzielający stolicę od morza, o każdej porze dnia i nocy spotkamy mieszkańców Hawany w różnym wieku i o różnym statusie. Grają na gitarze, czytają książki, piją piwo, przychodzą na randki – ta ulica niezmiennie tętni życiem.
Z moich doświadczeń wynika, że Kubańczycy są ogromnie przyjaznym narodem: poproszeni o pomoc chętnie udzielają wskazówek, a zagadnięci nie odmawiają rozmowy na jakikolwiek temat. Wyspiarze często uczą się języka angielskiego na własną rękę, gdyż widzą w nim szansę na lepszą przyszłość czy wyjazd ze swojego kraju.
Wspaniałą panoramę Hawany obejrzymy z balkonu na 20 piętrze hotelu Habana Libre. Nie polecam jednak tej przyjemności osobom z lękiem wysokości, gdyż taras jest długi, lecz niezmiernie wąski i zabezpieczony balustradą o wysokości jedynie ok. metra. Na szczęście dla nich na najwyższym, 25 piętrze znajduje się tutaj restauracja, z której rozciąga się równie piękny widok.
FOT. CUBAINFO.DE/CUBAN TOURIST OFFICE
Kubańskie krajobrazy
Kuba zachwyca swoją florą i fauną. Naturalne krajobrazy po prostu zapierają dech w piersiach, a przyroda w dużej części pozostaje wciąż nienaruszona przez człowieka.
W Rezerwacie Biosfery Sierra del Rosario w zachodniej części wyspy leży dziki rejon Soroa, nazywany „tęczą Kuby”. Wejście na szlak prowadzący do tutejszego 22-metrowego wodospadu o tej samej nazwie jest płatne. Po uiszczeniu opłaty czeka nas ok. 30-minutowy spacer (obowiązkowo trzeba zabrać wygodne obuwie) wśród niezwykle bujnej roślinności, jakiej nie zobaczymy nigdzie w Europie. Na końcu trasy znajduje się przepiękna kaskada – wdzięczny obiekt do fotografowania i znakomite miejsce na orzeźwiającą kąpiel. Przy samym wodospadzie można zakupić świeże, obrane owoce oraz drinki z rumem w łupinie kokosa.
Dużą popularnością wśród turystów cieszy się miasto Viñales w Dolinie Viñales (Valle de Viñales), wpisanej w 1999 r. na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO, leżące na północ od rejonu Soroa. Cały otaczający je górzysty region zachował swoje pierwotne piękno. Powstałe tu w okresie jury ogromne ostańce erozyjne, porośnięte dziś gęstą roślinnością, tworzą scenerię niczym z planu filmu Park Jurajski Stevena Spielberga. Gdy burmistrz Viñales zorientował się, jaki dochód przynoszą odwiedziny turystów, kazał pomalować wszystkie domy na różne kolory, aby jeszcze bardziej uatrakcyjnić krajobraz, który sam w sobie jest już ogromnie przyciągający. Kolejnym powodem, dla którego warto tutaj przyjechać, może być najlepszy na całej Kubie tytoń, z którego słynie Valle de Viñales. Cygara warto jednak kupić u prywatnych osób – po pierwsze dlatego, że wtedy nie są produkowane masowo, po drugie – zapłacimy za nie taniej niż w sklepach, gdzie i tak dość często natrafimy – niestety – na podróbki.
FOT. CUBAINFO.DE/CUBAN TOURIST OFFICE
Przewodniki po Kubie wśród atrakcji Viñales wymieniają zawsze gigantyczne malowidło na skalnej ścianie – Mural de la Prehistoria. Jego wykonanie zlecił Fidel Castro, a obrazować ma ono ewolucję rasy ludzkiej od jej początków do ostatecznego etapu, czyli wykształcenia się człowieka socjalizmu. Efekt wizualny musimy ocenić sami… Dla mnie dużo wartościowszym przeżyciem estetycznym było podziwianie wspaniałego widoku rozciągającego się z tarasu hotelu Los Jazmines. Gdy wschodzące słońce oświetlało na czerwono okoliczne góry, znów przypomniały mi się sceny ze wspomnianego już słynnego filmu o wyspie zamieszkałej przez dinozaury.
FOT. CUBAINFO.DE/CUBAN TOURIST OFFICE
Kubańską dżunglę porastającą południowy Półwysep Zapata (Península de Zapata) turyści natomiast najczęściej, zupełnie niesłusznie, omijają. Warto tu pojechać chociażby ze względu na krokodyle kubańskie – jedne z najmniejszych w rodzinie krokodylowatych (rzadko osiągające powyżej 3,5 m długości). Co prawda, ogrodzenia, za którymi trzyma się te gady w miejscowej wylęgarni, nie wyglądają zbyt wytrzymale, ale pracownicy zapewniają, że w jej granicach nie wydarzył się żaden wypadek. Oprócz oglądania z bliska dzikich zwierząt ośrodek oferuje także nietypową atrakcję: możemy w nim potrzymać i pogłaskać małego krokodyla.
W promieniach słońca
Wybrzeże Kuby posiada niewątpliwie urok rajskiego zakątka – szerokie plaże z białego piasku, wysmukłe palmy, nieskazitelnie czysta, turkusowa woda, która przez kilkanaście metrów od brzegu ciągle sięga do kolan, a do tego brak tłumu plażowiczów. Turyści korzystają z kąpieli słonecznych głównie w pobliżu nadmorskich kurortów, przy swoich hotelach, więc wystarczy tylko nieco oddalić się od okupowanych przez nich rejonów, aby poczuć się jak rozbitek na bezludnej wyspie. Nie jestem w stanie wybrać jednej najpiękniejszej kubańskiej plaży. Dla mnie zarówno te północne, dookoła Hawany, jak i południowe, ciągnące się od Trinidadu, warte są zobaczenia.
FOT. CUBAINFO.DE/CUBAN TOURIST OFFICE
Mimo iż nie przepadam za zamkniętymi ośrodkami turystycznymi typu all inclusive, gdzie główną atrakcję stanowią drinki alkoholowe oraz wylegiwanie się na leżaku w promieniach słońca, to polecam wybrać się na kilka dni do któregoś z luksusowych resortów na Cayo Coco – wyspie, która pomimo wielu protestów ekologów została połączona z Kubą 17-kilometrowym wałem. Sam dojazd prostą, asfaltową drogą, szeroką na może 15 m, będzie wyjątkowym przeżyciem. Groblę z obu stron otacza jedynie błękitne morze – to widok nie do opisania.
Na kubańskich drogach
Z myślą o turystach na Kubie stworzone zostały specjalne linie autobusowe Viazul. Ich autobusy kursują codziennie o stałych porach do wszystkich turystycznych miast na całej wyspie. Jednak znacznie lepszym środkiem transportu bywają taksówki. Koszt przejazdu jest porównywalny, ale przygody, jakie przeżyjemy po drodze, na pewno urozmaicą nam podróż. Każda taksówka, z której korzystaliśmy, miała ukryty defekt: od wyciekającego paliwa, przez opadającą wciąż szybę, aż do silnika, który popsuł się w połowie trasy, co zmusiło nas do przesiadki do ciężarówki z paką, jaką jeżdżą na ogół tylko Kubańczycy (tutaj to turyści stanowią nie lada atrakcję!). Najciekawszym przeżyciem był jednak dla nas zupełnie niespodziewany przejazd rozsypującym się wozem ciągniętym przez konia. Kobieta, która zaoferowała nam podwiezienie, użyła w rozmowie z nami słowa coche, przez co wywnioskowaliśmy, że ma na myśli – oczywiście – samochód…
Mimo wszystko najbardziej na kubańskich drogach zaskoczyły nas egzemplarze Fiata 126p. Większość aut na wyspie to stare, wysłużone amerykańskie samochody z połowy XX w. Swojskie maluchy wyglądają więc wśród nich dość osobliwie, szczególnie dla Polaków. Sama ich liczba także wprawia w zdumienie. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że 1 na 10 samochodów, które widziałam na Kubie, to właśnie tak popularny u nas niegdyś Fiat 126p!
Lokalne rozrywki
Jako że wielu Kubańczyków nie może sobie pozwolić na duże wydatki, w kasynie, na boisku czy sali do squasha lub w kręgielni spotkamy raczej obcokrajowców. Miejscowi mają własne sposoby na spędzanie wolnego czasu. Widok ludzi grających w karty, domino bądź szachy przy stolikach ustawionych wprost na ulicy należy już do typowego krajobrazu wyspy. Odkryjemy tu także jedną z lokalnych gier hazardowych. Na obwodzie dużego, okrągłego stołu rozstawione są malutkie, kolorowe drewniane domki z wejściami. Na środku na niskiej, obrotowej platformie znajduje się jeszcze jeden domek bez wejścia, ale za to ze schowaną w nim świnką morską. Prowadzący rozgrywkę zbiera pieniądze od graczy, obstawiających, gdzie schroni się zwierzę. Następnie kręci platformą i po jej zatrzymaniu wypuszcza mocno skołowaną świnkę. Ten, kto zgadł, który domek wybierze mały gryzoń, wygrywa albo obstawione pieniądze, albo alkohol. W tym ostatnim przypadku wszystkie postawione stawki zostają w kieszeni prowadzącego grę. Wersja pierwsza jest dla Kubańczyków, a druga – dla turystów.
FOT. MARTYNA GNIADKOWSKA
Ponad dwa tygodnie, które spędziliśmy na Kubie, to zdecydowanie za mało, aby poznać jej wszystkie atrakcje. To jednak wystarczająco dużo, żeby zapragnąć na nią wrócić jak najprędzej. Kto raz wybrał się na tę fascynującą i gorącą wyspę, nigdy już o niej nie zapomni.