JAKUB WOLSKI
Republika Południowej Afryki (RPA), najdalej na południe położone państwo afrykańskie, jest rodzinnym krajem m.in. Johna Maxwella Coetzee’ego, laureata Literackiej Nagrody Nobla. Obowiązuje tu aż jedenaście języków urzędowych. W okolicznych wodach można spotkać np. wieloryby, a w miejscowych parkach i rezerwatach – tzw. Wielką Piątkę Afryki, czyli słonie, nosorożce czarne, lwy, bawoły i lamparty. Krajobraz RPA współtworzą sawanny, tereny górskie i wybrzeża dwóch oceanów – Atlantyckiego i Indyjskiego. Różnorodność stanowi nie tylko największy walor tego kraju, lecz także sprawia, że lista miejsc wartych odwiedzenia wydaje się tutaj nie mieć końca… Dlatego też wiele osób wraca w te strony wielokrotnie.
Pamiętam, jak kilka lat temu podróżowałem autobusem na trasie z południowoafrykańskiego Upington do Namibii. Usypiałem zmęczony podróżą, gdy przysiadł się do mnie pastor o buszmeńskich rysach, wracający do swojego domu na północy kraju. Zagadnął do mnie przyjaźnie i tak przez kilka kolejnych godzin rozmawialiśmy o realiach panujących w tej części świata. Po latach od tego spotkania detale toczonej dyskusji zupełnie zatarły się w mojej pamięci, ale pozostało jedno bardzo ważne zdanie: Always be aware, you’re in Africa. W wolnym tłumaczeniu: W Afryce zawsze miej oczy dookoła głowy.
Republika Południowej Afryki jest krajem cywilizowanym, najlepiej rozwiniętym gospodarczo na całym kontynencie, pod wieloma względami mogącym konkurować nawet z Europą Zachodnią. Jednak w rzeczywistości bardzo często nowoczesność i bogactwo ścierają się tutaj z zacofaniem i skrajną biedą. Mimo iż czasy apartheidu (pełnej segregacji rasowej) minęły prawie 20 lat temu, to nadal widać jego ogromny wpływ, szczególnie w dużych metropoliach, jak np. Johannesburg czy Kapsztad, gdzie w samych slumsach na obrzeżach miast żyje więcej ludzi niż w Warszawie. Panująca w tych miejscach bieda sprawia, że często słyszy się tu o kradzieżach, gwałtach czy nawet morderstwach. Wiele z tych opowieści jest – oczywiście – przesadzonych, nie zmienia to faktu, że biali mieszkający w Johannesburgu zamykają się na swoich osiedlach otoczonych wysokimi murami i zabezpieczonych drutem kolczastym pod napięciem, a na zakupy wyruszają jedynie samochodem. Nie można jednak przez pryzmat jednego miasta oceniać całego kraju, bowiem oferuje on przybyszom tak wiele, że nawet podróżując po nim przez kilka miesięcy, nie będziemy się nudzić ani przez chwilę.
Świat w pigułce
Do RPA trafiłem po miesiącu spędzonym w Namibii, spalony słońcem, oszlifowany piaskiem pustyni Namib i owiany wiatrem Kalahari. Gdy po przekroczeniu granicy zobaczyłem zielone drzewa i rzeki, w których płynęła woda, poczułem się jak w raju. Mimo iż kocham pustynię, zdecydowanie miałem ochotę od niej odpocząć, a Republika Południowej Afryki nadawała się do tego idealnie – choćby dlatego, że w pewnym sensie przypomina świat w pigułce, którego główną atrakcją jest różnorodność krajobrazów i możliwości. Kiedy ma się do dyspozycji tylko dwutygodniowy urlop, cały pobyt na dalekim południu kontynentu wiąże się nieodłącznie z podejmowaniem wyborów… Zobaczyć niekończące się zielone oazy i subtropikalne lasy na wschodzie czy może podziwiać malownicze winnice i poszarpane skaliste wybrzeża na zachodzie? Wędrować po Górach Smoczych na granicy z Lesotho czy przemierzać pustynię Kalahari wciśniętą między Namibię i Botswanę? Odwiedzić baśniowe laguny i piaszczyste plaże ciągnące się wzdłuż Garden Route, czyli Trasy Ogrodów, czy ponurkować w ciepłych wodach Oceanu Indyjskiego? Szukać Wielkiej Piątki w Parku Narodowym Krugera czy pingwinów i waleni w okolicach Hermanus? Tego typu przykłady i pomysły można mnożyć w nieskończoność, a urlopu i tak nigdy nie wystarczy.
Safari w Parku Narodowym Krugera
Mimo wielu możliwości zazwyczaj pierwszy punkt na liście obowiązkowych miejsc do zobaczenia stanowi Park Narodowy Krugera. Jest on oddalony od Johannesburga o ok. 5–6 godzin jazdy samochodem. Po drodze warto zatrzymać się na dłużej w Rezerwacie Przyrody Blyde River Canyon. Rzeka Blyde utworzyła tu drugi co do wielkości kanion w Afryce (po Kanionie Rzeki Rybnej – Fish River Canyon – w Namibii). Nazwę (w tłumaczeniu na polski Rzeka Radości) nadali jej Burowie (potomkowie osadników holenderskich), którzy szukali na tych terenach własnego dostępu do oceanu, nieznajdującego się na terytorium Brytyjczyków. Przez cały rezerwat wiedzie niezmiernie malownicza trasa, jednak dopiero docierając do punktu widokowego zwanego Bożym Oknem (God’s Window), możemy w pełni docenić piękno tego zakątka. Panorama, jaka się stąd rozpościera, wprost oszałamia.
A to dopiero przecież początek atrakcji w drodze do Parku Narodowego Krugera… Aby spotkać w nim Wielką Piątkę Afryki, czyli lwy, lamparty, słonie, nosorożce i bawoły, potrzeba trochę szczęścia i nieco więcej cierpliwości. Jednak bardzo rzadko zdarza się tu nieudane safari. Dużo częściej natomiast jego uczestnicy stają się świadkami scen niczym z najlepszego filmu przyrodniczego. Polowania drapieżników na swoje ofiary, wędrówki stad do wodopoju, codzienna walka o przetrwanie w naturalnym środowisku dzikiej przyrody – to wszystko można zobaczyć tutaj na własne oczy. W Parku Narodowym Krugera wprost trudno oprzeć się wrażeniu, że tak wyglądałby świat bez człowieka i że tak naprawdę niczego mu nie brakuje.
Wietrzny Kapsztad
Za drugie najczęściej odwiedzane przez turystów miejsce w RPA uważa się Kapsztad. W odróżnieniu od Johannesburga odznacza się on wielokulturowością i zdecydowanie bardziej przypomina miasta europejskie. Poza tym posiada dużo więcej uroku i jest znacznie bezpieczniejszy. Po kilku dniach pobytu zauważyłem właściwie tylko jedną jego wadę… W okresie letnim wieje tu południowo-wschodni wiatr oczyszczający miasto z kurzu i spalin, zwany Cape Doctor. Bywa na tyle silny, że potrafi utrudnić niemal każdą czynność, poczynając od spacerowania, a na prowadzeniu samochodu kończąc. Jednocześnie wpycha w głąb lądu masy wilgotnego i ciepłego powietrza z okolicznej zatoki, co sprawia, że na szczycie Góry Stołowej zbiera się gęsty biały obłok. Widok z dołu jest rewelacyjny, ale jeśli znajdziemy się akurat na górze, musimy uzbroić się w cierpliwość i poczekać, aż chmury rozstąpią się na chwilę, żeby móc sfotografować spoczywające w dole miasto. Góra Stołowa stanowi symbol Kapsztadu – pewnie dlatego chce ją zdobyć każdy, choć zdecydowanie nie polecam tego wyczynu amatorom. Mimo wielu znaków ostrzegawczych i regulaminów, na szlaku spotyka się ludzi zupełnie nieprzygotowanych do górskich wycieczek. Po wejściu na szczyt przestało mnie już dziwić, że każdego roku kilka osób żegna się tutaj ze światem.
W Kapsztadzie warto zatrzymać się na kilka dni, bo zarówno sama metropolia, jak i jej najbliższa okolica mają wiele do zaoferowania. Interesująco wygląda szczególnie muzułmańska dzielnica Bo-Kaap, pełna kolorowych jednopiętrowych domków i małych meczetów. Spacerując Long Street, reprezentacyjną ulicą miasta, możemy poczuć się trochę jak w dawnej Anglii, a zwiedzając więzienie na pobliskiej Robben Island (Robbeneiland), zobaczymy, w jakich warunkach przetrzymywany był Nelson Mandela, prezydent RPA (od 1994 do 1999 r.) i laureat Pokojowej Nagrody Nobla. Na zachodnim wybrzeżu trzeba również wybrać się na degustację win, najlepiej z kierowcą, bowiem są tu dziesiątki wspaniałych winnic. Nie wolno także ominąć Przylądka Igielnego (Agulhas). Nawet jeśli nie zrobi na nas wielkiego wrażenia, warto odbyć tę wycieczkę ze względu na fakt, że jest najdalej na południe wysuniętym fragmentem kontynentu afrykańskiego.
W podróży wzdłuż wybrzeża
Wyruszając z Kapsztadu na wschód, mamy do wyboru dwie drogi – autostradę N1, biegnącą przez bardzo surowe tereny centralnej części kraju, albo popularną, niezmiernie malowniczą Garden Route – Trasę Ogrodów, która jest atrakcją sama w sobie. Na pokonanie kilkuset kilometrów południowo-wschodniego wybrzeża można spokojnie przeznaczyć tydzień, mimo iż sam przejazd zajmie nam jedynie kilka godzin. Warto jednak od czasu do czasu zjechać z głównej płatnej autostrady N2 w poszukiwaniu lokalnych atrakcji.
Wymarzone miejsce do wygrzewania się w promieniach słońca stanowi np. laguna w okolicach miejscowości Knysna. Gdy będziemy mieć dość leżenia na plaży, kilkadziesiąt kilometrów dalej nadarza się niebywała okazja do podniesienia poziomu adrenaliny. Znajduje się tam długi na 451 m i wysoki na 216 m most nad rzeką Bloukrans, z którego można oddać jeden z najdłuższych na świecie skoków na bungee. Dalej na wschód rozciąga się fragment wybrzeża nazywany Wild Coast. Na odcinku od Qolora Mouth na południu do Port Edward na północy natrafimy na piękne zatoki, liczne jaskinie, skały o przedziwnych kształtach i porośnięte trawą pagórki pokryte okrągłymi chatkami ludu Khosa (Xhosa). Warto też zostawić na jakiś czas samochód i przesiąść się na konia albo po prostu wybrać na pieszą wędrówkę, żeby móc bliżej poznać tę malowniczą okolicę.
Kwestia wyboru
Mieszkańcy RPA potrafią spędzić dwa tygodnie urlopu na samym tylko Wild Coast (Dzikim Wybrzeżu), więc przybysze z Europy nie powinni nawet próbować zwiedzić tego kraju podczas jednego wyjazdu. Zdecydowanie lepiej skupić się na wybranej jego części i bez pośpiechu chłonąć wszystko to, co ma do zaoferowania. Nurkowanie w Oceanie Indyjskim, odwiedziny u plemienia Bantu w prowincji KwaZulu-Natal, wędrówki po trzytysięcznikach Gór Smoczych czy poznanie mieszkańców Królestwa Lesotho można spokojnie odłożyć na kolejne wspaniałe wakacje w Afryce Południowej.