AGNIESZKA WASZTYL

Góry poprzecinane wstęgami wodospadów, rwące rzeki przepływające przez skaliste wąwozy, drewniane cerkwie, kolorowe monastery, doskonale zachowane średniowieczne miasta, bajkowe zamki i pałace – Rumunia jest bez wątpienia jednym z najciekawszych, ale też najmniej poznanych krajów w Europie. Przez lata kojarzona z biedą i zacofaniem, owiana złą sławą i obarczona wieloma stereotypami – dziś, dzięki środkom z Unii Europejskiej, rozwija się dynamicznie i coraz bardziej otwiera na turystów. Malownicze trasy samochodowe, niemal dziewicza delta Dunaju, legenda o hrabim Drakuli czy smaczna kuchnia stanowią wabik na podróżnych. Łatwo zakochać się w tym czarnomorskim kraju, a odkrywać go i smakować można bez końca…

Droga jest kręta, ale w zaskakująco dobrym stanie. Poranne słońce przebija się przez góry, oświetlając położone w oddali niewielkie wioski. Nowe zadbane domy kontrastują z opuszczonymi tu i ówdzie chałupami. Wijące się kilometrami serpentyny przyprawiają o zawrót głowy. Szkoda jednak zamykać oczy. Pasma górskie powyżej 800 m n.p.m. zajmują ponad 30 proc. powierzchni kraju. Zimą jazda po ośnieżonych górskich drogach może być wyzwaniem. Latem przyciągają one za to spragnionych wrażeń motocyklistów i rowerzystów. 

Biegnące przez Rumunię trasy Transalpina (148,2 km długości) i 151-kilometrowa Transfogarska należą do najpiękniejszych nie tylko w Europie, lecz także i na świecie. W górskich wioskach na północy kraju można odnieść wrażenie, że czas się zatrzymał, za to na tereny Transylwanii i Wołoszczyzny rozwój wkroczył z przytupem. W dużej mierze stało się tak dzięki turystyce.

Brama Transylwanii i miasto Drakuli

Do Klużu-Napoki (rum. ClujNapoca, węg. Kolozsvár), drugiego pod względem ludności miasta Rumunii (zamieszkiwanego przez blisko 300 tys. ludzi), łatwo dostać się z Polski samolotem. Bilety można kupić w okazyjnych cenach i jest to dobra baza wypadowa do zwiedzania Siedmiogrodu, nazywanego inaczej Transylwanią (rum. Transilvania lub Ardeal, węg. Erdély). Miasto sprawia wrażenie nowoczesnego, czystego i stosunkowo niedrogiego, choć po załamaniu wywołanym przez pandemię koronawirusa ceny poszły w górę. W restauracjach jednak kryzysu nie widać. Siadamy w jednej z klimatycznych knajpek i zamawiamy rumuńskie zupy (ciorby). Są one tłuste, pożywne i smaczne. W Klużu-Napoce przeplatają się smaki. Wyraźnie widać tutaj węgierskie wpływy, choć trudno się temu dziwić – w końcu jesteśmy w historycznym Siedmiogrodzie, do 1 grudnia 1918 r. (do tzw. unii Transylwanii z Rumunią) należącym do Węgier. Dawniej krainę tę licznie zamieszkiwali także Sasi, którzy w średniowieczu przybyli tu z Niemiec.

Kluż-Napoka jest historyczną stolicą Siedmiogrodu. To prężnie rozwijające się, zadbane miasto zachwyca odnowionymi budynkami, parkami i cerkwiami. To tu znajduje się rodzinny dom – obecnie siedziba Akademii Sztuk Pięknych – węgierskiego, chorwackiego i czeskiego króla Macieja Korwina (rum. Matia/Matei Corvin, węg. Hunyadi Mátyás, 1443–1490). Był on synem wybitnego węgierskiego dowódcy Jánosa Hunyadego (1407–1456), wojewody siedmiogrodzkiego, pogromcy Turków w bitwie pod Belgradem w lipcu 1456 r., zwanego przez nich Przeklętym Jankiem. Na placu Unii – głównym placu miasta otoczonym pięknymi secesyjnymi, barokowymi i renesansowymi kamienicami – stoi pomnik Macieja Korwina. Stąd jest rzut beretem do gotyckiego Kościoła św. Michała. Wieża świątyni ma 80 m wysokości. Z kolei na drugim popularnym placu miasta – noszącym imię rumuńskiego prawnika i działacza niepodległościowego Avrama Iancu (1824–1872) – wznosi się Sobór Zaśnięcia Matki Bożej. Naprzeciwko można zobaczyć odrestaurowany gmach Rumuńskiego Teatru Narodowego. Oba place łączy deptak. A na nim, co zaskakujące, znajduje się pomnik wilczycy karmiącej bliźnięta, która, jak wiadomo, jest symbolem Rzymu. Rumuni uważają, że ich korzenie sięgają czasów rzymskich. Gdy Cesarstwo Rzymskie podbiło na początku II w. Dację (rum. Dacia), cesarz Trajan (53–117) na terenie dzisiejszego miasta Kluż-Napoka założył obóz legionu o nazwie Napoca. Stąd też wzięło się tutaj nawiązanie do Rzymu i jego symbolu.

Jednak perłą w koronie wśród miast Siedmiogrodu jest bez wątpienia Sighișoara (węg. Segesvár), która oczarowuje niezwykłą atmosferą i malowniczym położeniem. Jej Stare Miasto wpisano w 1999 r. na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO. Główny zabytek Sighișoary stanowi 64-metrowa wieża zegarowa, która dawniej była siedzibą władz miejskich, a dziś mieści się w niej niewielkie Muzeum Historyczne. Zegar zamontowano w 1648 r. Jego mechanizm wprawia w ruch figurki, co przyciąga turystów, a największą frajdę mają wówczas dzieci. Nieopodal wieży, w jednej z kamienic, przez cztery lata mieszkał Wład Diabeł (rum. Vlad Dracul, ok. 1392/1394–1447) – ojciec słynącego z okrucieństwa hospodara wołoskiego Włada Palownika (rum. Vlad Țepeș lub Vlad Drăculea, 1431–1476), który został literackim pierwowzorem wampira Drakuli. Przypomina o tym tablica na ścianie budynku. Książę wzbudzał strach u wrogów, bo słynął z nabijania swoich przeciwników na pal. Wład Palownik urodził się w Sighișoarze i spędził w tej kamienicy kilka lat życia. Obecnie znajduje się w niej restauracja „Dom Drakuli” („Casa Vlad Dracul”).

W średniowieczu w mieście działało wiele cechów rzemieślniczych. Ostatnie zamknięto dopiero w XIX w. Sighișoara dynamicznie się rozwijała, handel kwitł, a mieszkańcy się bogacili. Miasto było otoczone murami obronnymi, których pozostałości przetrwały do dziś.

Spaceruję brukowanymi uliczkami wzdłuż kolorowych kamienic. Dla mnie to jedno z najpiękniejszych miast w Europie. W uroczych zaułkach można poczuć ducha czasu i wyobrazić sobie, jak wyglądało tu życie przed wiekami. Sighișoara nie ma wielu zabytków, ale jest tak urokliwa i magiczna, że warto zatrzymać się w niej na dłużej, aby nacieszyć oczy labiryntem uliczek i delektować się wyjątkową atmosferą tego miasta. Do naszych czasów zachowały się Dom Wenecki (Casa Venetiana) z XVI w., późnorenesansowy Dom pod Jeleniem (Casa cu Cerb), a także drewniane schody z XVIII stulecia łączące Stare Miasto ze szkołą zbudowaną na wzgórzu. Kiedyś stopni było 300, dziś – jeśli wierzyć przewodnikowi – zostało ich 170.

Oczy Sybinu

Strzeliste pomarańczowe wieże i wieżyczki już z daleka przyciągają wzrok. Zamek w Hunedoarze (węg. Vajdahunyad vár) zachwyca od pierwszego wejrzenia. Przypomina mi najpiękniejsze warownie z dziecięcych bajek. Jego początki sięgają XII/XIII w., ale największy rozwój twierdzy nastąpił w XV stuleciu za panowania węgierskiego króla Macieja Korwina. To on rozbudował zamek w stylu renesansowym. Często można usłyszeć, że warownia stanowi symbol węgierskiego panowania w Siedmiogrodzie. W środku do zwiedzania udostępnione są m.in. Sala Rady, Sala Rycerska, Sala Tortur. Na dziedzińcu znajdują się dwa pałace: Gábora Bethlena (1580–1629) i Administracyjny, a także studnia, którą – według legendy – wykopało trzech tureckich więźniów. János Hunyady obiecał jeńcom wolność, ale warunek był jeden: musieli dokopać się do wody. Jednak gdy im się to w końcu udało po 15 latach, to i tak zostali zabici, bo wdowa po Przeklętym Janku – Elżbieta Szilágyi (1410–1484) – nie dotrzymała słowa danego przez męża. Podobno jeden z więźniów miał wtedy wyryć na studni napis macie wodę, ale nie macie serca, choć w rzeczywistości można tu przeczytać, że tym, który tu kopał, jest Hassan, więzień giaurów w fortecy koło kościoła.

Z bajkowego zamku ruszamy w stronę Sybina (rum. Sibiu, węg. Nagyszeben). Wjazd do niego nie wygląda zachęcająco. Wrażenie psują osiedla postradzieckich blokowisk. Za to Stare Miasto jest niezmiernie klimatyczne. Choć Sybin zbudowano w XII w., to początki osadnictwa sięgają czasów rzymskich. Co ciekawe, to właśnie tutaj otwarto pierwszy w Rumunii szpital, szkołę, aptekę i drukarnię. Dziś Sybin jest jednym z miast akademickich, ma młodą energię i bogatą ofertę kulturalną. Tutejsze Stare Miasto tętni życiem. Restauracje wypełnione są po brzegi, a zabytkowymi uliczkami przechadzają się mieszkańcy i turyści. Widać także liczne grupy młodzieży. Miasto jest przestronne, czyste i zadbane. Wiele tu uroczych zaułków, w których mieszczą się niewielkie sklepy i galerie. Wyremontowane kamienice z pomarańczowymi dachówkami i charakterystycznymi wąskimi oknami dachowymi – nazywanymi oczami miasta – tworzą wyjątkowy klimat. W Sybinie znajdują się pozostałości średniowiecznych murów obronnych, trzy baszty (Stolarzy, Garncarzy i Arkebuzerów), wieża ratuszowa, dwa rynki, od których odchodzą urokliwe uliczki. Jedną z nich jest Pasaż Schodów (Pasajul Scărilor), który łączy Górne i Dolne Miasto. Warto przejść się również przez Most Kłamców (Podul Minciunilor) – choć może się to jawić jako atrakcja dla odważnych. Według miejscowej legendy istnieje prawdopodobieństwo jego zawalenia się, gdy przejdzie przez niego prawdziwy kłamca. Ryzykuję i spaceruję na drugą stronę mostu z tłumem ciekawskich turystów. Chyba wszyscy prawdomówni – śmieję się w duchu, bo budowla nadal stoi stabilnie. Także moje niewinne kłamstewka i grzeszki pozostały niezauważone. Ale chyba można przechodzić bezpiecznie, bo most nie zawalił się nawet w czasach komunizmu. A mógł, bo z niego do mieszkańców przemawiał rumuński dyktator Nicolae Ceauşescu (1918–1989).

Rumuńskie Hollywood

Trudno jest przejść przez tłum i dopchać się do kasy. Najpierw należy minąć stragany, które uginają się pod ciężarem lokalnych wyrobów rękodzielniczych, pamiątek, naczyń z grzanym winem i specjałami rumuńskiej kuchni. Aby dostać się do zamku, trzeba wejść na niewysokie wzgórze. To jedna z najbardziej znanych warowni w Rumunii. A wszystko przez legendarnego hrabiego Drakulę, który przyciąga fanów XIX-wiecznej gotyckiej powieści irlandzkiego pisarza Brama Stokera (1847–1912). To tu słynny wampir miał siedzibę. Czasem można od Rumunów usłyszeć, że w XV w. mieszkał tu Wład Palownik, który stanowił inspirację dla postaci książkowego Drakuli. Tyle tylko, że książę spędził w zamku prawdopodobnie dwa dni – o ile w ogóle, ale legenda i marketing zrobiły swoje. Przyćmiły też historię zamku, a także ciekawe postaci z nim związane. Warownię w XIII w. zbudowali Krzyżacy, a w XX w. była to ulubiona letnia rezydencja bardzo szanowanej przez Rumunów królowej Marii Koburg (1875–1938). To dzięki niej w zamku zamontowano windę, telefon, a także doprowadzono tutaj prąd. Ale większość turystów nie jest zainteresowana tymi historiami. Szybko przechodzą przez komnaty, w których można zobaczyć pamiątki po królowej, stroje dworskie i broń. Na dłużej zatrzymują się w niewielkiej sali, gdzie na ścianie wyświetla się podobizna wampira, a na małym stole leżą rekwizyty nawiązujące do Drakuli. Muszę przyznać, że zwiedzanie nie należy do przyjemnych. Zamek nie jest duży, kierunek zwiedzania z góry narzucony, a przez tłumy turystów trzeba swoje odczekać, żeby zobaczyć komnaty. Co ważne, warowni nie można zwiedzać z przewodnikiem.

Zmęczeni przedzieraniem się przez tłumy próbujemy lokalnych specjałów. Zamawiamy sarmale – małe gołąbki zawinięte w liście winogron lub kapusty, kołacze i langosza (węg. lángos) – choć ten placek jest przysmakiem przede wszystkim kuchni węgierskiej. Najedzeni zmierzamy w kierunku Braszowa (rum. Brașov, węg. Brassó) – kolejnego klimatycznego miasta, którego początki sięgają XII stulecia. Wita nas podświetlony na zboczach góry napis Brașov. Od razu pojawia się skojarzenie z amerykańskim Hollywood. Stare Miasto jest nieduże, wszystkie najważniejsze zabytki znajdują się blisko siebie. Na rynku stoi blisko 60-metrowa wieża ratuszowa (tzw. Wieża Trębaczy), z której w średniowieczu obserwowano okolicę i wypatrywano wrogów. Mijamy Cerkiew Zaśnięcia Najświętszej Marii Panny i zadbaną kamienicę z arkadami. Dochodzimy do największej budowli sakralnej w Rumunii, nazwanej Czarnym Kościołem (rum. Biserica Neagră, węg. Fekete templom). Świątynię zbudowali Sasi siedmiogrodzcy w stylu późnogotyckim w XIV w. Jej długość wynosi 89 m, szerokość – 38 m, a dzwonnica jest wysoka na 65 m. Od przewodnika dowiaduję się, że nazwa kościoła wzięła się od ogromnego pożaru, który w XVII w. zniszczył większość zabudowy Braszowa. Świątynia przetrwała, ale jej mury zostały mocno osmolone. Dziś po sadzy nie ma śladu. Przed Czarnym Kościołem uwagę przykuwa pomnik słynnego luterańskiego reformatora, humanisty, teologa, uczonego i kartografa Johannesa Honterusa (1498–1549). To on jako pierwszy opracował mapę Siedmiogrodu, wydaną w 1532 r. w Bazylei. Nakreślił też wiele innych europejskich map.

Miasto ma również czarne karty w historii. Tutaj Wład Palownik nakazał nabić na pal siedmiogrodzkich kupców (przeważnie Sasów), którzy sprzeciwili się podwyżce podatków. Dziś tę historię chętnie opowiadają lokalni przewodnicy, wiedząc, że turysta automatycznie połączy władcę z fikcyjnym Drakulą. 

W Transylwanii oprócz klimatycznych miast, sielskich krajobrazów i dobrze zachowanych zamków można zobaczyć wąwozy, jak np. Turda (Cheile Turzii), Crivadia (Cheile Crivadiei) czy Latoritei (Cheile Latoriței), oraz ufortyfikowane kościoły. Te najbardziej znane, znajdujące się od 1999 r. na Liście Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO (jako wioski z kościołami obronnymi w Siedmiogrodzie), zostały zbudowane m.in. we wsiach Prejmer (węg. Prázsmár), Saschiz (węg. Szászkézd), Valea Viilor (węg. Nagybaromlak) czy Viscri (węg. Szászfehéregyháza).

Pałac jak z bajki

Ok. 50 km od Braszowa, już na terenie Wołoszczyzny (rum. Țara Românească albo Valahia), znajduje się jedna z największych perełek Rumunii – bajkowy pałac Peleș (rum. Castelul Peleș) w mieście Sinaia. Ta dawna letnia rezydencja rumuńskich królów została zbudowana w XIX w. z rozkazu Karola I (1839–1914). Ów władca zapragnął mieć w swoim pałacu wszystko, co najlepsze. Wzorce czerpał z krajów Europy Zachodniej. Wnętrza zostały urządzone z przepychem. Komnaty zdobiły najmodniejsze w tamtym czasie żyrandole, meble, antyki i rzeźby. Pałac Peleș miał własną salę kinową (od 1906 r.), centralne ogrzewanie i prąd – jako pierwszy budynek w kraju (od 1884 r.). Dziś w rezydencji można zobaczyć m.in. Salę Główną, Salę Teatralną, Salon Turecki, bibliotekę, imponujące kolekcje szkła i obrazów, zbrojownię, kilkadziesiąt zegarów i witraże zdobiące 800 okien.

Niedaleko tej bajkowej budowli znajduje się pałac Pelișor (rum. Castelul Pelișor), który od niedawna także można zwiedzać. Rezydencja ma 99 pokoi i została zbudowana dla Ferdynanda I (1865–1927) – bratanka i następcy króla Karola I. Jedna z komnat, tzw. Złota Sypialnia, została urządzona według planów królowej Marii Koburg. Choć pałac nie robi aż tak dużego wrażenia jak Peleș, to wart jest zobaczenia. Jego wnętrza są bogato zdobione, a duży atut stanowi brak tłumów. Większość wycieczek skupia się na pałacu Peleș, który jest oblegany o każdej porze roku. Aby wejść do środka, trzeba odstać swoje w długiej kolejce.

Będąc w w mieście Sinaia, można zajrzeć również do Monasteru Sinaia (Mănăstirea Sinaia). Pierwsza świątynia w kompleksie została zbudowana pod koniec XVII stulecia. W pierwotnych założeniach klasztor miał być otoczoną grubymi murami pustelnią dla mnichów, kompletnie odizolowaną od świata zewnętrznego. W XIX w. na terenie monasteru zbudowano dużą cerkiew (Biserica Mare), w której można dziś podziwiać dobrze zachowane freski. Z kolei w klasztornym muzeum przechowywane jest pierwsze rumuńskie tłumaczenie Biblii z 1668 r.

Miłośnicy trekkingów także nie będą zawiedzeni. Chętni mogą skorzystać z uroków pobliskiego pasma górskiego Bucegi (rum. Munții Bucegi, węg. Bucsecs-hegység). Jedną z tutejszych atrakcji stanowi malowniczy wąwóz Tătarului (Cheile Tătarului), ale nam już nie starczyło czasu, żeby go odwiedzić.

Bukareszt – Paryż Wschodu

Z uroczych zaułków bukaresztańskiego Starego Miasta dobiega muzyka. Uliczny grajek zaczyna kameralny koncert. Przechodnie zatrzymują się jak zaczarowani, a gwar i śmiech dochodzące z okolicznych przytulnych kawiarni zdaje się zanikać. Na Starym Mieście można zgubić się w małym labiryncie brukowanych uliczek. Jest tu wiele odrestaurowanych kamienic i budynków przypominających pałacyki. W pobliżu znajduje się najstarsza świątynia w Bukareszcie – zbudowana w połowie XVI stulecia Cerkiew św. Antoniego, w której przed wiekami odbywały się koronacje władców Wołoszczyzny. Niedaleko można zobaczyć ruiny dawnej siedziby wołoskich książąt – średniowiecznego Starego Dworu (Curtea Veche). Z kolei na tyłach Starego Miasta wznosi się piękna Cerkiew Stavropoleos, a także pałac pochodzący z końca XIX w. Obecnie mieści się w nim siedziba CEC Banku (Casa de Economii şi Consemnaţiuni) – najstarszego banku w Rumunii, założonego w 1864 r.

Wchodzimy do polecanej przez przewodnika restauracji serwującej tradycyjne rumuńskie dania. Zamawiamy żeberka, a na deser popularne w Rumunii papanasi. To przepyszne serowe pączki polane śmietaną, z dodatkiem dżemu i owoców. Po prostu palce lizać! Co ciekawe, w każdym regionie papanasi smakują inaczej. Przykładowo w Transylwanii są mniejsze i słodsze. Ale dla mnie numer jeden to te serwowane w Bukareszcie. Nigdzie nie jadłam lepszych. Podobnie jak żeberka. Te rumuńskie są pikantne i polane aromatycznym sosem. Trzeba przyznać, że Rumuni to prawdziwi specjaliści w przyrządzaniu mięs.

Bukareszt nie należy do najpiękniejszych miast Europy, ale potrafi zauroczyć. Dla mnie był dużym zaskoczeniem podczas naszej wycieczki po Rumunii. Chaotyczne, duże miasto, pełne kontrastów, kiedyś nazywano nawet Paryżem Wschodu lub Małym Paryżem, choć zabytków pamiętających najlepsze lata Bukaresztu nie zostało dużo. Wiele z nich uległo zniszczeniu podczas II wojny światowej, a reszty dokonał Nicolae Ceauşescu. Mimo wszystko to, co pozostało, naprawdę może się podobać. Wiele odrestaurowanych kamienic wznosi się w okolicach placu Uniwersyteckiego. Moją uwagę przykuwa oryginalny budynek przypominający kapelusz. To gmach Teatru Narodowego, przed którym stoją rzeźby przedstawiające muzyków.

Inne interesujące miejsce stanowi plac Rewolucji z okazałymi budynkami Centralnej Biblioteki Uniwersyteckiej i Pałacu Królewskiego. Niedaleko znajduje się Rumuńskie Ateneum (Ateneul Român) – główna sala koncertowa w mieście, otwarta w 1888 r. Stąd można odbić do zbudowanej w XVIII w. Cerkwi Creţulescu (Kretzulescu) i Ogrodów Cișmigiu – najstarszego parku w Bukareszcie, utworzonego w 1847 r. Jednak najbardziej rozpoznawalnym budynkiem miasta jest monumentalny Pałac Parlamentu (Palatul Parlamentului). To trzeci, zaraz po amerykańskim Pentagonie i tajlandzkim Sappaya-Sapasathan, największy administracyjny budynek na świecie. Jego powierzchnia wynosi 365 tys. m². Budowa pałacu ruszyła za dyktatury Nicolae Ceauşescu w 1983 r. i trwała 14 lat. Aby powstał tak imponujący wielkością budynek, dyktator nakazał wyburzyć aż ok. 7 km² Starego Miasta. Przy jego budowie pracowało od 20 do 100 tys. robotników. W środku jest aż 1,1 tys. pomieszczeń. Dziś w budynku siedzibę ma m.in. rumuński parlament – zarówno Izba Deputowanych, jak i Senat.

Bukareszt jest bardzo zielonym miastem, a jego płuca stanowi park Michała I (Parcul Regele Mihai I), do 2017 r. park Herăstrău (lub park Karola II). Dochodzimy do niego reprezentacyjną aleją Kiseleff, na której znajduje się 27-metrowy Łuk Triumfalny (Arcul de Triumf) z 1936 r. Ot, rzeczywiście Paryż Wschodu. Park Michała I zajmuje powierzchnię aż 187 ha, z czego 74 ha przypadają na jezioro Herăstrău. Ciekawa jest aleja Michaela Jacksona i pomnik wokalisty, który powstał w celu upamiętnienia jego dwóch wizyt w Bukareszcie. W parku znajduje się także Muzeum Wsi (Muzeul Satului). W skansenie można zobaczyć w sumie blisko 300 domów, budynków gospodarczych i zakładów rzemieślniczych. Jest to największe w Rumunii muzeum na świeżym powietrzu.

Rumuńska Amazonka

Prawie cztery godziny drogi dzielą Bukareszt od miasta Konstanca (Constanța) – największego rumuńskiego portu handlowego nad Morzem Czarnym, który połączony jest kanałem z rzeką Dunaj. Można tu zobaczyć Wielki Meczet, Muzeum Historii Narodowej i Archeologii czy secesyjny budynek kasyna zbudowanego na nadmorskim bulwarze. Ok. 60 km od miasta, na południowych krańcach delty Dunaju, znajduje się Histria (Istros, Istropolis) – ruiny starożytnego greckiego miasta, założonego w połowie VII w. p.n.e. jako kolonia Miletu, prawdopodobnie najstarszego w basenie Morza Czarnego.

Delta Dunaju to jeden z najdzikszych i najbardziej dziewiczych terenów w Europie. Ma powierzchnię 3446 km2, z czego większość leży w Rumunii. Co roku powiększa się średnio o ok. 40 m z powodu osadów rzecznych. To druga największa delta w Europie (po delcie Wołgi). Jej obszar obejmuje kanały, tysiące wysp i wysepek, starorzecza, jeziora, rozlewiska, piaszczyste wydmy, bagna i podmokłe lasy. To niezwykły zakątek Rumunii i raj dla miłośników przyrody. W delcie Dunaju żyje ponad 320 gatunków ptaków, 85 gatunków ryb słodkowodnych, rośnie ponad 1,2 tys. gatunków roślin. Obszar jest słabo zaludniony (zaledwie przez ok. 15 tys. ludzi), co jeszcze bardziej potęguje jego dzikość. Gdzieniegdzie można zobaczyć prowizoryczne domki lub lepianki. W okolicach niewielkiej wsi Letea, w której mieszka ok. 270 osób, można zobaczyć dziko pasące się konie, a także wydmy, które dawniej stanowiły dno Morza Czarnego. Znajduje się tu również najstarszy rezerwat przyrody w Rumunii – las Letea (Pădurea Letea), utworzony w 1938 r. Ciekawostką jest to, że w delcie Dunaju nadal mieszkają Lipowianie – staroobrzędowcy, którzy na przełomie XVII i XVIII stulecia uciekli z Rosji przed prześladowaniami religijnymi. Deltę najwygodniej zwiedzać, wykupując rejs. Promy wypływają z pobliskiego 65-tysięcznego miasta Tulcza (Tulcea). Można wybrać opcję wycieczki półdniowej i całodniowej.

Przyrodnicze perełki

 

Jadąc trochę wyżej na północ kraju, warto zobaczyć wulkany błotne. Na świecie natrafimy na ok. 1,1 tys. z nich, z czego prawie 400 znajduje się w Azerbejdżanie, ale mało kto wie, że rumuńska Wołoszczyzna także może się nimi pochwalić. Aby podziwiać te bulgoczące stożki i księżycowy krajobraz, wystarczy podjechać do gminy Berca w okręgu Buzău. Wulkany błotne występują tutaj na trzech obszarach: Pâclele Mari, Pâclele Mici i Fierbatori. Najwyższy aktywny wulkan (na terenie Pâclele Mici) ma wysokość ok. 15 m. 

Wschodnia Rumunia, zwłaszcza region Mołdawia (Moldova), słynie z doskonałego lokalnego wina. Jest tu wiele winnic, a trunek bogów produkuje się w Rumunii od kilku tysięcy lat. Źródła podają, że winorośle pokrywają jedną trzecią powierzchni regionu i to stąd pochodzi aż 40 proc. krajowej produkcji wina. Nie brakuje tutaj też przyrodniczych perełek. Polecam odwiedzić Park Narodowy Przełomu Bicaz i Gór Hășmaș (Parcul Național Cheile Bicazului – Hășmaș). Oblegany przez turystów skalisty kanion znany jest z wysokich, bo 500-metrowych skał i zajmującego powierzchnię 11,47 ha Jeziora Czerwonego (Lacul Roșu). Nazwa akwenu nie jest przypadkowa. Jezioro ma czerwone zabarwienie dzięki m.in. wodorotlenkom żelaza. Zbiornik powstał w wyniku trzęsienia ziemi w styczniu 1838 r. Spowodowało ono osunięcie się góry Ucigașu, która zablokowała trzy potoki. Obecnie jest to największe jezioro górskie w rumuńskich Karpatach. Niedaleko parku narodowego znajdują się malownicze rezerwaty: Șugăului i Avenul Licaş.

Mając więcej czasu, warto odbić jeszcze bardziej na wschód, żeby zobaczyć Jassy (rum. Iași, węg. Jászvásár), miasto często omijane przez turystów. Najciekawszym zabytkiem jest tu ogromny neogotycki gmach Pałacu Kultury (Palatul Culturii). To najbardziej rozpoznawalny budynek miasta. Mieszczą się w nim cztery muzea (Sztuki, Etnografii Mołdawii, Historii Mołdawii, Nauki i Techniki). Warte zobaczenia są również tutejsze świątynie, zwłaszcza Katedra Metropolitalna, Monaster Trzech Świętych Hierarchów, Cerkiew św. Mikołaja (nazywana „książęcą” lub „hospodarską”) czy Monaster Golia. W Jassach znajduje się także największy w Rumunii ogród botaniczny – „Anastasie Fătu” (Grădina Botanică „Anastasie Fătu”). Założono go w 1856 r. Zajmuje on obszar 82 ha. 

Kolorowe i drewniane cerkwie

W Bukowinie z kolei wielkie wrażenie robią doskonale zachowane klasztory i malowane cerkwie. To architektoniczne perełki, które zachwycą nawet najbardziej wymagających podróżników. Ich ściany zarówno w środku, jak i na zewnątrz ozdobione są kolorowymi freskami przedstawiającymi sceny biblijne. Najpiękniejsze wpisano w 1993 r. na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO (jako cerkwie w Mołdawii). Jedną z najchętniej odwiedzanych jest Cerkiew św. Jana Chrzciciela w Arbore. Pochodzi z początku XVI w. Jeszcze starszy jest Monastyr Voroneț z Cerkwią św. Jerzego z 1488 r. Freski wewnątrz świątyni pochodzą z końca XV stulecia, a zewnętrzne – ze słynną sceną Sądu Ostatecznego – z pierwszej połowy XVI w. To najcenniejszy fresk w całej Bukowinie. Można go zobaczyć na zachodniej fasadzie cerkwi. Warto podjechać też do niewielkiej wsi Vatra Moldoviței, gdzie znajduje się kolejny klejnot Bukowiny – Monastyr Mołdawica (Monastyr Moldovița) z Cerkwią pw. Zwiastowania z XVI w. Miłośnicy architektury sakralnej na pewno nie pominą także malowanych cerkwi we wsiach Probota i Suczawica (Sucevița).

Z kolei w sąsiednim regionie – Maramureszu (Marmaroszu, rum. Maramureș, węg. Máramaros) – zachwycają niezwykłe drewniane cerkwie. Strzeliste wieże świątyń widać już z daleka. Jedną z najpiękniejszych jest wybudowana na wzgórzu we wsi Bârsana niewielka Cerkiew Wprowadzenia Matki Bożej do Świątyni z 1720 r. W środku znajdują się kolorowe barokowe freski. W wiosce można zobaczyć również zespół klasztorny – Mănăstirea Bârsana – zbudowany w latach 90. XX w., ale w stylu nawiązującym do zabytkowych świątyń regionu. W sumie w Maramureszu na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO zostało wpisanych w 1999 r. osiem cerkwi, ale tak naprawdę w większości wiosek wznoszą się piękne drewniane kościoły. W każdą niedzielę można zobaczyć mieszkańców ubranych w tradycyjne ludowe stroje, idących na nabożeństwo. Do chętnie fotografowanych należy też Cerkiew Narodzenia Matki Bożej wybudowana w 1717 r. w Ieud. W środku można zobaczyć dobrze zachowane freski i ikony. Jedną z najstarszych jest Cerkiew św. Paraskewy w Poienile Izei. Pochodzi ona z pierwszej połowy XVII stulecia. Inne warte zobaczenia świątynie znajdują się we wsiach Budești, Plopiș, Desești, Rogoz i Şurdeşti. Wszystkie zabytkowe cerkwie w regionie docenione przez UNESCO zostały wzniesione w XVII i XVIII w.

Maramuresz to kraina, w której można poczuć ducha dawnych czasów. Uroku dodają jej malownicze krajobrazy i drewniane chaty, czasem samotnie stojące na zboczach gór. Ale region ma jeszcze jedną obowiązkową do zobaczenia atrakcję. To unikat w skali światowej. Chodzi tu o niesamowity Wesoły Cmentarz (Cimitirul Vesel) we wsi Săpânța (Sapinca, węg. Szaplonca). Można na nim zobaczyć 800, a niektóre przewodniki podają, że nawet ok. 900 oryginalnych nagrobków. Pomysłodawcą i autorem wielu grobów był lokalny artysta ludowy, cieśla Stan Ion Pătraş (1908–1977). Pierwszy wesoły nagrobek wyrzeźbił on w 1935 r. Dziś wykonuje je jego następca i uczeń Dumitru Pop Tincu. Nad grobami znajdują się drewniane rzeźbione krzyże z epitafiami i kolorowymi malowidłami pokazującymi m.in. sceny z życia zmarłego. Można zobaczyć np. listonosza, krawcową przy pracy, policjanta czy pasterza. Dominuje kolor niebieski, który symbolizuje nadzieję i wolność. Epitafium jest bardzo oryginalne, bo zmarły opowiada o swoim życiu w pierwszej osobie.

Na narty do Rumunii

Rumunia jest także celem podróży coraz chętniej wybieranym przez miłośników białego szaleństwa. Za rumuńską stolicę sportów zimowych uchodzi Braszów. Niedaleko miasta znajduje się popularny ośrodek narciarski Poiana Brașov, który może pochwalić się nowoczesną infrastrukturą. Trasy zjazdowe są zróżnicowane, a ich łączna długość wynosi 24,5 km. Najdłuższa z nich – Drumul Roșu – ma blisko 4 km. Wysoki sezon rozpoczyna się w grudniu i trwa do końca marca. Poiana Brașov jest największym i najbardziej luksusowym kurortem górskim w Rumunii. To tu już w 1906 r. odbyły się pierwsze zawody narciarskie na ziemi rumuńskiej.

Kolejny popularny ośrodek sportów zimowych stanowi Predeal – najwyżej położone miasto w kraju (od 1030 do 1110 m n.p.m.). W pobliżu znajdują się jeszcze dwa inne kurorty górskie: Azuga i Buşteni. Narciarze będą zadowoleni także ze stoków w Cheile Grădiștei, który leży 47 km od Predealu.

Chętnie odwiedzany zimą jest również okręg Prahova (Wołoszczyzna), w którym znajduje się Sinaia. Tu już w XIX stuleciu na nartach ze stoków pasma górskiego Bucegi zjeżdżali rumuńscy królowie. W mieście Sinaia – jeśli wierzyć przewodnikom – łączna długość tras wynosi ok. 40 km. Atrakcyjne tereny zjazdowe można znaleźć też w ośrodku narciarskim Straja w Siedmiogrodzie (1445 m n.p.m.), który ma siedem tras, a część z nich – pięć – jest oświetlona. Do mniej znanych turystom miejsc dla narciarzy należą m.in. Durău i Vatra Dornei w regionie Mołdawia, Cavnic i Mogoşa w Maramureszu i Rânca na Wołoszczyźnie.