ELŻBIETA PAWEŁEK
FOT. FOTOTECA ENIT/SANDRO BEDESSI
<< Ta piękna wyspa miała wielu sławnych wielbicieli wśród elit politycznych i arystokracji. Dziś jest rajem żeglarzy, nurków oraz wind- i kitesurferów. Turystów szukających błogiego wypoczynku kusi błękitną wodą, kilometrami uroczych plaż i luksusem Costa Smeralda (Szmaragdowego Wybrzeża). >>
Druga po Sycylii największa wyspa Morza Śródziemnego posiada status regionu autonomicznego Włoch. To poczucie odrębności to zapewne dziedzictwo po historycznym Królestwie Sardynii, które choć w ciągu setek lat istnienia zmieniało swoje granice i przechodziło z rąk do rąk, zakończyło swój żywot dopiero w 1861 r. po włączeniu do Królestwa Włoch. Potwierdza je także język sardyński, nadal używany przez mieszkańców wyspy.
Na górzystej w znacznej części Sardynii temperatura nie spada zazwyczaj poniżej zera nawet w okresie zimy, a słońce świeci przez większość dni w roku. Dlatego żadna pora nie wydaje się nieodpowiednia na wyjazd w te strony. Oprócz wspaniałych krajobrazów na uwagę zasługują też tutejsze urokliwe miasta i porty.
Przerwa obiadowa na plaży
Cagliari, stolica Sardynii, w południe przypomina rozgrzaną patelnię. Upał nie przeszkadza jednak Senegalczykom handlującym na chodnikach. – Madame, good price – zachęcają do zakupów z szerokim uśmiechem. – English, Deutsch, Français, Español? – próbują odgadnąć naszą narodowość. W tym czasie większość ludzi sączy espresso lub zimną wodę mineralną przy Via Sardegna, gdzie roi się od klimatycznych kawiarenek i restauracji. Pod rozłożystymi parasolami łatwiej przetrwać żar lejący się z nieba. Znany angielski pisarz David Herbert Lawrence (1885–1930) w swojej książce Morze i Sardynia (Sea and Sardinia) z 1921 r. twierdził, że Cagliari jest dość ładne, ale trochę dziwne i w ogóle nie przypomina Włoch. Po niemal 100 latach niewiele się zmieniło. Na pewno przybyło mieszkańców, żyje ich tutaj już 150 tys. Wyrosły nowoczesne przedmieścia z blokami, które jednych zachwycają, a innych denerwują. Jednak nadal nad stolicą góruje stare centrum otoczone pizańskimi fortyfikacjami, jej wybrzeże pokrywa złoty piasek, a w niewielkich lagunach można bez końca podglądać flamingi, żurawie i kormorany.
FOT. FOTOTECA ENIT/SANDRO BEDESSI
– Miasto trochę szpecą stare koszary wojskowe, położone, jak na ironię, w przepięknym miejscu nad samym morzem – mówi nam Giulia, od kilkunastu lat mieszkająca na Sardynii. Kiedyś dziwiła się, że w porze letniej sjesty wszyscy pędzili na miejską plażę, a potem zrelaksowani lub spieczeni na raka wracali do pracy. Teraz sama tak robi. Niektórzy wybierają na plażowanie przybrzeżną dzielnicę Poetto (15 min. miejskim autobusem z Piazza Matteotti) ze względu na bardziej kameralną atmosferę i brak tłoku. Z morza wynurza się tu intrygująca skała, nazywana Sella del Diavolo – Diabelskim Siodłem. Podobno w tym miejscu św. Michał Archanioł wygrał walkę z diabłem.
Wieczorem najprzyjemniej pospacerować po Via Manno, uważanej za jedną z najpiękniejszych sardyńskich promenad. Po drodze mijamy hałaśliwe Piazza Yenne i Largo Carlo Felice, przy których skupiła się większość sklepów, hoteli, barów i banków. Zwiedzanie Cagliari można właściwie ograniczyć do jego starej części, czyli Castello. To labirynt średniowiecznych uliczek, miejskie fortyfikacje Torre dell’Elefante (Wieża Słonia) i Torre di San Pancrazio (Wieża św. Pankracego) czy przeszywająca chłodem romańska Cattedrale di Cagliari (Katedra Cagliari), o której mówi się, że przepuszczona przez maszynę czasu, przesiąkła barokiem. Spod monumentalnego Bastione di Saint Remy (Bastionu św. Remigiusza) warto wejść krętymi, wąskimi schodami na górę. Trud wspinaczki rekompensuje piękny widok na port i okoliczne laguny. Stąd też najlepiej podziwiać zachody słońca. Czerwona kula znika za horyzontem, rozświetlając morze w niezwykle widowiskowy sposób.
W obcych rękach
Kiedy David Herbert Lawrence przyjechał na Sardynię, wydała mu się egzotyczna i zagubiona pomiędzy Europą i Afryką, wręcz niczyja. Sardyńczycy uważają, że to efekt długiej, dramatycznej historii i nieustających podbojów wyspy przez inne nacje. Można znaleźć tutaj ślady panowania Kartagińczyków, Rzymian czy Hiszpanów. Próbował ją zdobyć również Napoleon i słynny admirał Horatio Nelson, dowodzący flotą brytyjską. Po 15 miesiącach bezskutecznego oblężenia napisał w raporcie: Bóg jeden wie, że będąc w posiadaniu Sardynii, nie pragnęlibyśmy już Malty ani żadnej innej wyspy.
Pierwszą osobą, która przyczyniła się do jej rozwoju był… Benito Mussolini. Za jego rządów przeprowadzono reformy ziemskie, osuszono grunty, postawiono tamy na rzekach. Dopiero po II wojnie światowej wyspa, podobnie jak Sycylia, uzyskała autonomię. Sardyńskie władze sprawują dziś kontrolę nad transportem, turystyką, przemysłem i policją. A jednak mieszkańcy czują urazę do rządu włoskiego, mając mu za złe, że uczynił z Sardynii główną bazę wojsk NATO na Morzu Śródziemnym.
– Sardyńczycy zawsze byli wykorzystywani. Są bardzo nieśmiali i zamknięci, ale cechuje ich duże poczucie dumy. Chociaż ostatnio to się zmienia – dodaje Giulia. Wielu z nich pracuje w usługach turystycznych, jak Emilio, kelner w niewielkiej restauracji, uwijający się jak w ukropie między stolikami z gośćmi. Na naszych talerzach lądują kraby z grilla, doprawione jałowcem i mirtem, rozpływająca się w ustach pieczeń wieprzowa i duszone ryby. Na zakończenie uczty próbujemy słodkiej grappy pod nazwą Malvasia, która szybko uderza do głowy.
Wyspiarze, tacy jak Emilio, szczycą się tym, że nie ma tu ani bardzo dużych miast, ani ciężkiego przemysłu. Dzięki temu sardyńskie plaże należą do najczystszych we Włoszech. Kameralne ośrodki wypoczynkowe położone malowniczo nad samym morzem stanowią często wymarzoną oazę spokoju dla zapracowanych Europejczyków o skołatanych nerwach. Nic więc dziwnego, że coraz więcej mieszkańców ze stałego lądu, nazywanego przez miejscowych il continente, przyjeżdża w te strony.
Morze o barwie szmaragdów
Sardynia pozostałaby zapewne wyspą pasterzy, gdyby nie książę Aga Chan IV – religijny przywódca ismailickich nizarytów. W 1958 r. przybił do tutejszego brzegu swoim jachtem, szukając schronienia przed sztormem. Tak zachwycił się północnym wybrzeżem, pełnym małych zatoczek, że postanowił kupić tutaj ziemię. Wkrótce jego przedstawiciele namówili miejscowych rolników do sprzedaży 10 km nadmorskiego pasa za niską cenę. Zaradny książę ściągnął najpierw inwestorów, którzy zbudowali luksusowe hotele, a potem koronowane głowy i inne ważne osobistości. Świat dowiedział się o istnieniu Costa Smeralda (Szmaragdowego Wybrzeża) – jednego z najpiękniejszych w basenie Morza Śródziemnego. Jego nazwa pochodzi od koloru morza w tej okolicy. Nie ma na nim hoteli przypominających miejskie wieżowce, tablic reklamowych, krzykliwych restauracji szybkiej obsługi. Przestronne apartamenty z naturalnego kamienia dyskretnie wkomponowano w krajobraz. Podobno wpada tu były premier Włoch Silvio Berlusconi, kiedy ma dość skandali wokół swojej osoby. Bywała w tym miejscu także obecna księżna Hanoweru i Monako Karolina oraz słynny projektant mody Karl Lagerfeld.
Dyskretna ochrona bierze pod lupę każdego gościa. Wraz z Giulią podążamy jednak śmiało do Porto Cervo, czyli Portu Jelenia. To niepisana stolica Szmaragdowego Wybrzeża. Wymuskane alejki, budynki wystylizowane na wiejskie domy – cała osada przypomina idylliczną śródziemnomorską wioskę, doskonałe miejsce na ucieczkę od szarej codzienności. W wielkiej przystani aż tłoczno od wspaniałych jachtów i katamaranów kołyszących się lekko na wietrze. W powietrzu unosi się zapach luksusu. O ceny lepiej nie pytać, wszystko kosztuje tutaj kilka razy drożej niż w innych ośrodkach…
FOT. FOTOTECA ENIT/SANDRO BEDESSI
Na skrzydłach wiatru
Sardynia, wyspa dwóch żywiołów – wody i wiatru, okazuje się wymarzonym miejscem dla miłośników sportów wodnych. Nieustannie wiejące mistral, scirocco i levante, ponad 200 km plaż z białym piaskiem oraz krystalicznie czysta woda stwarzają wręcz idealne warunki do kitesurfingu. Latem można uprawiać go w kilku miejscach, przez cały rok – jedynie w Porto Botte. Działa tu polska szkoła kitesurfingu SKYHIGH, wystawiająca uczestnikom kursu certyfikaty IKO (International Kiteboarding Organization), uprawniające do wypożyczenia sprzętu we wszystkich centrach IKO na całym świecie. Bardziej zaawansowani mogą wypuścić się na kitesafari z przewodnikiem – ekscytującą tygodniową wędrówkę po najpiękniejszych zatokach Sardynii.
Wysokie morskie fale najbardziej cieszą surferów. Pełno ich zawsze na miejskiej plaży Poetto w Cagliari, a także na Chia i Capo Mannu na półwyspie Sinis. W jego zatoczkach często cumują żeglarze, również na dziko, jeśli nie stać ich na opłaty portowe. Sardynia oferuje też wiele atrakcji amatorom nurkowania. Swoim łagodnym klimatem i ciepłą wodą (zimą jej temperatura nie spada poniżej 13°C) zachęca wręcz do poznawania morskiego królestwa. Na odkrywców czekają podwodne groty, zatopione wraki statków i koralowce przy Capo Carbonara (przylądku Carbonara) oraz Isola dei Cavoli (wyspie Cavoli). Natomiast przy południowym brzegu nie lada atrakcją będą ławice tuńczyków.
Lekcja historii
Każdy sardyński przewodnik zapewnia jednak, że ten uroczy skrawek lądu ma dużo więcej do zaoferowania niż tylko słońce i morze. Nie trzeba długo szukać, aby napotkać tutaj rzymskie i kartagińskie ruiny, potężne fortece wzniesione przez Genueńczyków, wspaniałe budowle gotyckie i barokowe lub pełne elegancji kościoły pizańskie. Największe zaciekawienie budzą niezmiernie tajemnicze okrągłe, kamienne nuragi (pozostało ich prawie 7 tys.). Najprawdopodobniej pełniły one niegdyś m.in. funkcje obronne i reprezentacyjne. Nie ujrzymy ich w żadnym innym zakątku świata.
FOT. FOTOTECA ENIT/VITO ARCOMANO
Nie można opuścić wyspy bez wizyty w Alghero, przepięknym porcie w prawdziwie hiszpańskim stylu, ani w sąsiednim Sassari z zachwycającą starówką. Niektórzy do długiej listy miejsc, jakie koniecznie trzeba zobaczyć, dorzucają też należącą do Sardynii wyspę La Maddalena. Łatwo dostać się z niej na Caprerę, na której włoski generał i przywódca walk o wyzwolenie Włoch Giuseppe Garibaldi (1807–1882) spędził ostatnie lata swojego życia, pisząc powieści i hodując kozy. – Niestety, na wypoczynek à la Garibaldi nie ma jeszcze chętnych – śmieją się Sardyńczycy.