W ostatnim meczu ligowym Śląska Wrocław, strzelił bramkę na wagę zwycięstwa dla swojej drużyny. Za to kochają go kibice we Wrocławiu, a w całej Polsce za gola, którego wbił Niemcom w eliminacjach Mistrzostw Europy 2016.

Sebastian Mila wrócił do piłkarskiej reprezentacji Polski po długiej przerwie, ale w świetnym stylu. W rozmowie z Menstream.pl mówi szczerze o tym, ile kosztuje go utrzymanie wysokiej formy.

Mila przyznaje, że w związku z walką reprezentacji o udział w Euro we Francji czeka go heroiczny bój. – Każdego dnia walka o jedzenie, przygotowanie się do treningu, o odpoczynek. Tak to funkcjonuje i niestety trzeba się z tym pogodzić, choć nie jest to łatwe. Wiek mam, jaki mam, ale nadzieja i wiara powodują, że jestem gotowy na tę walkę. Wiem, że będzie trudno i ciężko, ale też że dam sobie radę i powalczę o najważniejsze chwile w swoim sportowym życiu – przekonuje.

Piłkarz przyznaje też, że w stosunku do młodszych kolegów z kadry czasami zachowuje się jak zrzęda. – Mam dużo takich cech, które sprawiają, że ktoś może się nie czuć komfortowo, ale jeśli je okazuję, to tylko dlatego, żeby pomóc, a nie zaspokoić swoje ego. Nigdy zresztą czegoś takiego nie miałem, ponieważ wychowywali mnie piłkarze, którzy kierowali się przede wszystkim dobrem zespołu. Generalnie wymagam dużo, bo wiem, że to się młodym przyda – wyjaśnia w rozmowie z Menstream.pl i dodaje, że on sam od nich uczy się dystansu do siebie, spontaniczności i na nowo głodu piłki.

Dystans do siebie bardzo mu się przydaje choćby w klubie, gdzie czasami piłkarze robią mu kawały. Choćby takie jak powieszenie zdjęcia Waldka Kiepskiego przy jego miejscu w szatni.

– Temat Waldka Kiepskiego gdzieś tam się cały czas przewija, to podobieństwo z aktorem, który grał tę rolę. Zdjęcie od chłopaków zawsze wisi nad moim siedzeniem, więc każdy kto przychodzi do szatni bez problemu zorientuje się, gdzie jest moja szafka i przy okazji może się pośmiać – mówi Sebastian Mila. Zaznacza, że nie sprawia mu to żadnego problemu. – Jeśli ktoś chce mi sprawić przykrość porównując mnie do Waldka Kiepskiego, to odsyłam go do swoich rodziców, bo ja w tym palców nie maczałem – mówi ze śmiechem.

Zawodnik Śląska Wrocław, przyznaje też, że chciałby skończyć swoją piłkarska karierę w Lechii Gdańsk, klubie w którym zaczynał grę jako senior. Najpierw jednak chciałby jeszcze wywalczyć drugi raz mistrzostwo Polski ze Śląskiem. – Zawsze mówię przed sezonem, z czego niektórzy się śmieją, że moim celem jest zdobycie mistrzostwa Polski i np. tytułu króla asyst. Poprzeczka jest wysoko i trudno ją przeskoczyć, ale to powoduje, że jestem bardzo zmotywowany do grania, do tego, by utrzymać formę. Pamiętam moment, kiedy w 2012 roku zdobyliśmy tytuł, chociaż nie byliśmy faworytami. Tym lepiej smakowało zwycięstwo – twierdzi Mila.

A kiedy już zejdzie z boiska Mila chciałby zostać skautem, czyli jeździć po małych miejscowościach i obserwować piłkarzy w niższych ligach i wyszukiwać talenty, które można by ściągnąć do ekstraklasy. Nie chciałby za to, żeby jego dziecko grało w piłkę.

– Nawet gdybym miał syna – zarzeka się i zaraz wyjaśnia powód. – Bo wiem, że to są ogromne wyrzeczenia, które co gorsza, niczego nie gwarantują. Zrobienie kariery piłkarskiej nie jest takie łatwe i czasami rozczarowanie może być trudne do przejścia. Nie chciałbym po prostu, żeby moje dziecko coś takiego przeżywało. Inna rzecz, że na początku piłka bardzo angażuje, np. kosztem nauki. Potem, gdy kończy się grę na boisku, można zostać po prostu z niczym. Wiem, że wielu piłkarzom nie udaje się ułożyć późniejszego życia – podkreśla.

autor: Bartosz Wawryszuk

źródło: portal MenStream.pl.