Rajmund Bakalarz

Kiedy redaktor naczelny „All Inclusive” zasugerował mi napisanie artykułu dotyczącego tzw. city breaks na Słowacji, wpadłem w wielką konfuzję, bowiem… na spokojne weekendowe wypady do naszych południowych sąsiadów mogą sobie ostatnio pozwolić niemal wyłącznie mieszkańcy południowej Polski. Powodem jest odwołanie jakichkolwiek połączeń do tego kraju. Jeszcze w ubiegłym roku udało mi się polecieć do Koszyc, ale w tym roku i te loty zniknęły z rozkładu. Oczywiście zostaje jeszcze pobliskie lotnisko w Wiedniu, ale stamtąd będziemy mogli dotrzeć właściwie tylko do zachodniej części Słowacji. Słowacka siatka drogowa jest dość dobrze rozwinięta, ale bezpośrednich, szybkich połączeń wzdłuż tego kraju brak. Podróż np. z Bratysławy do Koszyc zajmie nam zatem sporo godzin, a to zapewne skutecznie zniechęci potencjalnych chętnych do spędzenia weekendu w tym pięknym kraju. Trochę ponarzekałem, ale bynajmniej nie po to, żeby zniechęcić czytelników do krótszych czy dłuższych wypadów na Słowację. Wręcz przeciwnie, bo kraj ten oferuje wiele atrakcji, z których możemy w jakiejś części skorzystać w weekendy. Przy czym raz jeszcze podkreślę, że mieszkańcy południowej Polski będą mieli obecnie zdecydowanie łatwiej!

Kiedy zastanawiałem się nad wyborem kilku weekendowych tras, podzieliłem je na różne kategorie. Dzięki temu każdy będzie mógł wybrać to, co mu najbardziej odpowiada. A zacząłbym od Spisza (słow. Spiš). 

Jak być może niektórzy wiedzą, Spisz to kraina leżąca bezpośrednio za naszą granicą. Historycy słowaccy bardzo nie lubią, kiedy im się przypomina, że tak w ogóle to „Słowacja powinna nam zwrócić 13 miejscowości”, które władca Polski otrzymał jako zastaw od cesarza Zygmunta Luksemburskiego (1368–1437) za udzieloną pożyczkę (nigdy jej nie spłacił). Czasami w ramach dowcipu „żądanie” zwrotu Spisza musi się pojawić… A pomijając już żarty, warto odwiedzić tę malowniczą krainę, bo jest nam bliska i wyjątkowo piękna. 

Autem po Spiszu

Skoro wspomniałem o związkach z Polską, to oczywiście najpierw należy dotrzeć na zamek w mieście Stara Lubowla (słow. Stará Ľubovňa). To jedna z najstarszych miejscowości na Spiszu. Warto w niej zobaczyć średniowieczny rynek i gotycki, ale bardzo mocno przebudowany w czasach późniejszych Kościół św. Mikołaja, a następnie udać się do wspomnianego Zamku Lubowelskiego (Ľubovniansky hrad). Potężne zamczysko wybudowano w drugiej połowie XIII w. Na podstawie zastawu spiskiego w listopadzie 1412 r. Lubowla wraz z zamkiem trafiły w ręce polskie. Z budowlą związane są ciekawe wydarzenia, np. w czasie potopu szwedzkiego to właśnie w tym miejscu przechowywano polskie klejnoty koronacyjne (ich kopie można podziwiać dzisiaj w zamkowym muzeum). To także tutaj pod koniec XVIII stulecia więziono słynnego podróżnika, uczestnika konfederacji barskiej, wagabundę i „króla” Madagaskaru – Maurycego Beniowskiego (1746–1786). Ostatni prywatny właściciel zamku, hrabia Jan Kanty Zamoyski (1900–1961), mieszkał w nim aż do 1944 r. Pod Zamkiem Lubowelskim warto zobaczyć zbiory Skansenu w Starej Lubowli. Liczą one aż 32 budynki, z drewnianą cerkwią greckokatolicką pod wezwaniem św. Michała Archanioła z Matysovej z 1833 r. na czele. W tutejszym skansenie hodowane są też zwierzęta gospodarskie. W przypadku, gdybyśmy mieli ochotę zrezygnować z dalszej podróży (chociaż ciężko to sobie wyobrazić), możemy zakończyć dzień wizytą w kąpielisku termalnym w Drużbakach Wyżnych (Vyšnych Ružbachach), gdzie czekają na nas baseny z gorącą wodą, centrum wellness i specjalne programy balneoterapii.

Jeśli jednak nie zrezygnujemy z wojaży po Słowacji, udając się na południe w kierunku Popradu, po prawej stronie będziemy mogli podziwiać na horyzoncie majestatyczne Wysokie Tatry. A ten widok zawsze jest wyjątkowy i przyprawia o szybsze bicie serca. Po drodze, jeżeli wolimy dużo zwiedzać, możemy wskoczyć do Kieżmarku (Kežmarok), gdzie będziemy mogli zobaczyć późnogotycki zamek z drugiej połowy XV w. (później wielokrotnie przebudowywany), niegdyś gotycki, a teraz klasycystyczny gmach Ratusza z 1779 r., gotycki Kościół św. Krzyża z XIII stulecia i drewniany kościół ewangelicki z 1717 r. 

Po dotarciu do Popradu musimy skierować się w lewo, żeby odwiedzić miejsca, które na Spiszu po prostu trzeba zobaczyć. Miłośnicy historii na pewno nie będą mogli odpuścić sobie zwiedzenia pozostałości jednego z największych założeń zamkowych w tej części Europy, czyli Zamku Spiskiego (Spišský hrad). To potężne ruiny z grodzonym podgrodziem, które swoim rozmiarem zachwycą każdego. To wyjątkowe miejsce, gdyż początków zamku można doszukiwać się już w XII w., a ostatni jego właściciele opuścili go tuż po zakończeniu II wojny światowej. Zresztą jeśli komuś odechce się podziwiać zamczysko, może udać się na pobliską ścieżkę dydaktyczną Sivá Brada – Dreveník. 

Do zamku najłatwiej dostać się ze Spiskiego Podgrodzia (Spišské Podhradi), uznanego za najstarszą osadę niemiecką na Spiszu, założoną w XII w. przez Sasów. W skład miasteczka wchodzi Spiska Kapituła (Spišská Kapitula), gdzie przebywa biskup Spisza. I to też jest niesamowite miejsce, nazywane „słowackim Watykanem”, z zachowanym średniowiecznym układem miejskim, późnobarokowym pałacem biskupim (najstarsze skrzydło pochodzi z drugiej połowy XIII stulecia) oraz przede wszystkim późnoromańską i gotycką Katedrą św. Marcina. To XIII-wieczny kościół, w którym zachowały się romańskie portale i najstarsza na Słowacji romańska rzeźba przedstawiająca leżącego białego lwa (tzw. Leo Albus). Na uwagę zasługują też elementy gotyckie, jak kaplica rodziny Zapolyów czy freski przedstawiające koronację króla Karola Roberta (1288–1342), pierwszego z Andegawenów na tronie węgierskim. Nie muszę zapewne dodawać, że był on mężem córki Władysława Łokietka, Elżbiety Łokietkówny (1305–1380), a także ojcem przyszłego króla Polski, czyli Ludwika I Wielkiego, zwanego w naszym kraju Węgierskim lub Andegaweńskim (1326–1382). To kolejny wspaniały przykład, jak przeplatały się losy Polski i Węgier (i automatycznie Słowacji). A takich przykładów u naszych południowych sąsiadów znajdziemy dużo!

W okolicy jest jeszcze sporo ciekawych miejsc, ale skoro mamy tylko weekend, wypadałoby wskoczyć choć na chwilę do 35-tysięcznej Nowej Wsi Spiskiej (Spišská Nová Ves), żeby zobaczyć dwa kościoły: pw. Wniebowzięcia NMP (z drugiej połowy XIV w.), który może poszczycić się najwyższą, liczącą aż 87 m wieżą kościelną na Słowacji, oraz pw. Niepokalanego Poczęcia NMP (z XVIII stulecia), a do tego tzw. Dom Prowincyjny z XV w. oraz zbór ewangelicki z końca XVIII stulecia. 

Potem, wracając w stronę Preszowa (Prešov), nie można nie pojechać do Lewoczy (Levoča), jednej z najciekawszych miejscowości w kraju, której początków można doszukiwać się już w XI w. To też jedno z pierwszych odbudowanych (po najazdach mongolskich) i rozbudowanych przez Sasów miast na Spiszu. Historia tego ośrodka jest długa i ciekawa, co ważne, wiele z tutejszych zabytków przetrwało do naszych czasów, w tym dwa, których nie da się żadną miarą pominąć. Pierwszy z nich to drugi, zaraz po Katedrze św. Elżbiety w Koszycach, największy kościół gotycki na Słowacji – Bazylika św. Jakuba (o długości 49,5 m, szerokości 27,4 m i wysokości wieży 60,7 m). Znajduje się w niej unikatowy, najwyższy na świecie gotycki ołtarz główny św. Jakuba Apostoła (18,6 m wysokości), którego autorem jest Mistrz Paweł z Lewoczy. To drugi, obok Wita Stwosza, najbardziej znany rzeźbiarz przełomu XV i XVI w. w tej części Europy. W kamienicy, w której mieszkał, mieści się obecnie muzeum. Drugim budynkiem, którego nie da się nie zauważyć, gdyż stoi na środku wydłużonego lewockiego rynku, jest Ratusz z drugiej połowy XV stulecia, przekształcony na przełomie XVI i XVII w., z intrygującymi arkadowymi podcieniami. W tym renesansowym gmachu mieści się Muzeum Spiskie, które – jeśli mamy czas i lubimy historię – na pewno warto zobaczyć. Obok wznosi się pręgierz, tzw. klatka hańby, przeznaczona głównie dla „kobiet występnych”, uprawiających wieczorne spacery bez towarzyszącego im mężczyzny… Dzisiaj na szczęście spacerować po Lewoczy można o każdej porze, bo miasto jest urokliwe zarówno za dnia, jak i nocą. 

Jeśli będzie ładna pogoda i nie pojawią się żadne nieprzewidziane komplikacje po drodze, warto udać się do jednego z dwóch bardzo dobrze znanych polskim turystom parków wodnych. W Popradzie możemy skorzystać z Aquaparku AquaCity (otrzymał prestiżowe wyróżnienie World Travel Awards dla najlepszego ośrodka ekologicznego na świecie) albo udając się w stronę Liptowskiego Mikułasza (Liptovský Mikuláš), dotrzemy do miejscowości Bešeňová, gdzie znajduje się jeden z największych i najpopularniejszych aquaparków na Słowacji – Bešeňová. Rekomenduję wcześniej zarezerwować tu bilety i nocleg, żeby wieczór po ciężkiej podróży i następny dzień móc spędzić na wypoczynku. A znajdziemy w tym miejscu wiele atrakcji, zarówno dla starszych, jak i dzieci: baseny wewnętrzne i zewnętrzne, specjalną Strefę Adrenaliny (m.in. z 30-metrową wieżą, sztucznymi falami w basenie, zjeżdżalniami) oraz HARMÓNIA Wellness & Spa, gdzie na klientów czeka 50 łaźni parowych, wodnych i saun. Do tego istnieje możliwość skorzystania z masaży i licznych zabiegów. Po takim wypoczynku, w pełni zrelaksowani, po południu możemy wrócić do Polski.

Warto też odwiedzić malowniczą Dolinę Bachledzką (Bachledową Dolinę), która rozciąga się na północnych stokach pasma Magury Spiskiej (Spišská Magura), w obrębie miejscowości Zdziar (Ždiar). Działa tu Bachledka Ski & Sun, szybko rozwijający się całoroczny ośrodek górski, leżący 30 km na północ od Popradu i zaledwie 15 km od polskiej granicy. Nazywa się go „słowackimi Trzema Dolinami”, ponieważ łączy Dolinę Bachledzką z Małą Frankową (Malá Franková) i Jezierskiem (Jezersko) oraz zapewnia mnóstwo atrakcji na wysokim poziomie. Można tu znaleźć tzw. Ścieżkę w Koronach Drzew (o długości ponad 600 m), duży interaktywny leśny plac zabaw dla dzieci – Królestwo Lasu – oraz mnóstwo szlaków turystycznych i rowerowych. Do użytku turystów oddano także nowoczesną kolej linową, restaurację „PANORAMA Bachledka” z pięknym widokiem na okolicę, 3-gwiazdkowe designerskie apartamenty PANORAMA Bachledka oraz rozmaite sklepy, wypożyczalnię rowerów elektrycznych i nart. Tutejsze trasy dla miłośników białego szaleństwa mają różny poziom trudności i łączną długość 8,5 km. Istnieją tu również m.in. 2,5-kilometrowa trasa saneczkowa oraz szkółka narciarska Gorgy. Nowością w Bachledka Ski & Sun jest Centrum Treningowe im. Otta i Vlada Krajňáków, przeznaczone głównie dla członków klubów narciarskich. Ta nowa trasa ma długość ponad 920 m i różnicę wysokości 212 m. Z kolei na narciarzy biegowych czeka 14-kilometrowa trasa widokowa, która prowadzi grzbietem Magury Spiskiej do Zdziaru. W sezonie zimowym trzy razy w tygodniu – w środę, piątek i sobotę – od godz. 17.00 do 21.00 przyciąga tutaj wielbicieli magicznych krajobrazów wieczorny spacer Ścieżką w Koronach Drzew, oświetloną łańcuchem świetlnym o długości 1234 m, oraz pełna emocji jazda na sankach w blasku księżyca i gwiazd. Wieczorne niebo dodaje całości niepowtarzalnego klimatu. Dodatkowo z tarasu wieży o wysokości 32 m, o każdej porze roku, rozciąga się zapierający dech w piersiach widok na szczyty Tatr Bielskich (Belianske Tatry), Pieniny i Zamagurze (Zamagurie).       

Weekendowy wypad na północno-wschodnią Słowację

Drugą polecaną przeze mnie trasą dla osób poruszających się samochodem, którą możemy zrealizować w ciągu weekendu, mogłaby być wyprawa na północno-wschodnią Słowację. Już podróż przez Duklę i Przełęcz Dukielską (Dukliansky priesmyk) stanowi ciekawe przeżycie, zarówno ze względu na widoki, jak i liczne zakręty (i niestety też korki…). Przekraczając granicę w Barwinku, udajemy się na wschód, żeby dotrzeć do miejscowości Medzilaborce, klasycznego miasteczka we wschodniej Słowacji, zamieszkałego w większości przez Rusinów i Romów, co dodaje mu kolorytu. Poza potężną, jak na rozmiary miasta, Cerkwią św. Ducha, musimy koniecznie odwiedzić mieszczące się w samym centrum Muzeum Sztuki Nowoczesnej, a w nim prace Andy’ego Warhola (1928–1987). Sam amerykański artysta pochodzenia łemkowskiego urodził się już w Stanach Zjednoczonych, ale jego rodzice mieszkali we wsi Miková, leżącej ok. 17 km stąd. 

Mając po lewej stronie szczyty Karpat Wschodnich, udajemy się na południe w kierunku 30-tysięcznego miasta Humenné. Tutaj możemy wejść na wzgórze (280 m n.p.m.), na którym znajdują się ruiny zamku Brekov (Brekovský hrad). Zamczysko powstało na początku XIII stulecia, niestety stało się miejscem licznych walk pomiędzy Habsburgami a wojskami Rákóczy’ego i Thököly’ego, co ostatecznie doprowadziło do jego zniszczenia w XVII w. Ale na szczęście sporo murów zostało, dzięki czemu, siedząc na trawie, oddychając wschodniosłowackim powietrzem, możemy spożyć jakieś dobre drugie śniadanie… Po zejściu z zamku warto udać się do pobliskiego miasta Humenné, gdzie czeka na nas przede wszystkim potężny renesansowy kasztel, zbudowany na przełomie XVI i XVII w. Obecnie znajduje się w nim Muzeum Vihorlatské (nazwa całego regionu), w którym prezentowane są zarówno przedmioty związane z życiem tutejszej szlachty, jak i środowiskiem naturalnym okolicy.

Udając się na zachód, dotrzemy do miasta Vranov nad Topľou, gdzie – jeśli tylko mamy jeszcze siły – możemy szybko obejrzeć gotycki kościół z XIV stulecia (niestety przebudowany w późniejszych wiekach), ciekawy klasycystyczny dwór z XVIII w. i barokowy klasztor paulinów z 1718 r. Z Vranova ruszamy na północ, żeby dotrzeć do posadowionego na sporym wzniesieniu zamczyska (Kapušiansky hrad) nad wsią Kapušany. Od razu muszę dodać, że w celu dotarcia do jego ruin trzeba się będzie odrobinę powspinać, ale naprawdę warto to zrobić, bo nie dość, że sam zamek jest niesamowity, to i widoki z niego należą do przednich. Zámčisko powstało prawdopodobnie w pierwszej połowie XIII w., a potem zostało rozbudowane do całkiem solidnych rozmiarów. Niestety przez cały swój żywot było atakowane przez różne wojska, żeby ostatecznie ulec zniszczeniu w XVIII stuleciu. 

Naszą podróż możemy zakończyć w Bardejowie (Bardejov), należącym do najciekawszych i najładniejszych miast Słowacji. Tutaj możemy zorganizować sobie nocleg, a następnego dnia zwiedzić Muzeum Szaryskie, które ma m.in. jeden z największych zbiorów ikon karpackich. Warto też odwiedzić Muzeum Architektury Ludowej, gdzie spacer połączymy z wiedzą o historycznych budynkach regionu. Nie można oczywiście nie pochodzić po samym Bardejowie, zauroczyć się jego gotycko-renesansowym Starym Miastem, gotycką Bazyliką św. Idziego, okalającymi historyczne centrum murami obronnymi, późnogotyckim gmachem Ratusza z początku XVI w. i wieloma jeszcze zabytkami architektonicznymi. Dla potrzebujących innej formy relaksu znajdzie się wspaniała okazja do wypoczynku, gdyż działa tutaj uzdrowisko Bardejów-Zdrój (Bardejovské Kúpele), gdzie można zamówić całe pakiety różnego rodzaju zabiegów. Kieruje ono swoją ofertę głównie dla osób z problemami układu krążenia, ale w licznych spa ukojenie po ciężkim dniu znajdzie każdy.

Weekend w kilku słowackich miastach

Jak już wspomniałem, brak obecnie bezpośrednich połączeń lotniczych ze Słowacją, ale możemy skorzystać z lotniska w Wiedniu lub wyruszyć do tego państwa autobusem, pociągiem lub samochodem. A wtedy warto spędzić kilka dni w jednym z magicznych słowackich miast.

Turystów przyciąga najbardziej, co oczywiste, stołeczna Bratysława. To miasto wyjątkowe, w którym można zakochać się od pierwszego pobytu. Jak wiele ośrodków na Słowacji, składa się z małego, ale niezmiernie uroczego Starego Miasta, dzielnic mieszkaniowych i kilku ciekawych miejsc oddalonych od centrum. W zależności od tego, co lubimy robić, na co się nastawimy, możemy spędzić tu weekend na nogach, na siedząco w licznych knajpkach lub przeleżeć nad wodą, jeśli tylko pozwoli na to pogoda. Każdy przybywający do Bratysławy musi w programie uwzględnić obiekty, które po prostu trzeba zobaczyć, jak wspomniane Stare Miasto z gotyckim gmachem Ratusza, koronacyjną Katedrę św. Marcina, musi przejść pod Bramą Michalską, trafić na Hlavné námestie (główny plac), spojrzeć na budynek Słowackiego Teatru Narodowego i Uniwersytetu Komeńskiego. Nie można nie pokonać Dunaju lekko rozkołysanym mostem SNP (Słowackiego Powstania Narodowego), żeby potem wjechać na słynny bratysławski „latający spodek”. Trudno sobie też wyobrazić brak obecności na Zamku Bratysławskim (Bratislavský hrad), skąd rozciąga się wspaniały widok na Petržalkę (największa dzielnica mieszkaniowa na prawym brzegu Dunaju). Na miłośników sztuki czeka Słowacka Galeria Narodowa (ze słynnymi głowami niemiecko-austriackiego rzeźbiarza Franza Xavera Messerschmidta, 1736–1783), moja ulubiona, niezmiernie urokliwa Galéria Nedbalka z bardzo interesującą stałą wystawą sztuki z przełomu XIX i XX w. oraz wiele innych muzeów i galerii. Przy ładnej pogodzie warto wybrać się także statkiem do Danubiana Meulensteen Art Museum, czyli jednej z najciekawiej położonych galerii w Europie, usytuowanej w okolicach elektrowni wodnej w Gabčikovie, lub do dzielnicy Rusovce, aby zobaczyć fragmenty fundamentów rzymskiego obozu wojskowego o nazwie Gerulata. Można również zobaczyć jakąś sztukę w jednym z teatrów lub pójść do Filharmonii Słowackiej. Latem warto skoczyć na baseny w Złotych Piaskach (Zlaté Piesky) albo wybrać się do Aqua Areny w Šamorínie, a przede wszystkim dużo spacerować z krótkimi przerwami na lampkę słowackiego wina ze smażonym serem hermelín.

Drugim po Bratysławie najchętniej odwiedzanym miastem na Słowacji są Koszyce. I nie ma się czemu dziwić, bowiem to niezwykle urokliwa miejscowość, w której spędzimy udany weekend. Miłośnikom literatury nie trzeba przypominać, że to miejsce urodzenia węgierskiego prozaika i poety Sándora Máraia (1900–1989). Wciąż się o nim pamięta w tym mieście. Jest tu jego pomnik i muzeum. Miłośnicy architektury nie będą chcieli odejść spod wyjątkowej Katedry św. Elżbiety mieszczącej się w samym centrum Starego Miasta. A przecież tuż obok znajdziemy XIV-wieczną Wieżę Urbana i gotycki Kościół św. Michała. W Koszycach nie zabraknie miejsc do zwiedzania, w tym tak interesujących, jak choćby Muzeum Wschodniosłowackie ze słynnym złotym skarbem, więzienie Miklusza czy Rodošto – dom pamięci Franciszka II Rakoczego, w latach 1703–1711 przywódcy wielkiego powstania antyhabsburskiego na Węgrzech, od 1704 do 1711 r. księcia Siedmiogrodu. Zaraz za gmachem katedry stoi wyjątkowy budynek Teatru Państwowego Koszyce, a wokół wydłużonego rynku znajduje się ogrom restauracji – niektóre z nich serwują dania nawet do późnych godzin nocnych. Jeśli chcemy opuścić na chwilę miasto, możemy udać się do nieodległej jaskini Jasovskiej (Jasovská jaskyňa), przejechać się ze swoimi pociechami dziecięcym historycznym pociągiem (Košická detská historická železnica), pójść do ogrodu botanicznego lub zoo, a zimą skorzystać z usług pobliskich ośrodków narciarskich: Ski Centrum Jahodná lub Ski Kavečany. Jeśli ktoś zamiast zwiedzania wolałby posiedzieć w gorącej wodzie, polecam wówczas 4-gwiazdkowy Thermal Širava Spa Resort w miejscowości Kaluža w powiecie Michalovce. 

Trnawa to jedno z najbardziej znanych miast uniwersyteckich na Słowacji. Działają tu Uniwersytet Trnawski oraz Uniwersytet Świętych Cyryla i Metodego. Warto zatem przyjechać do Trnawy w zachodniej Słowacji, żeby poczuć specyficzną uniwersytecką atmosferę, a przy okazji spojrzeć na dobrze zachowane fragmenty murów miejskich, podejść pod 57-metrową wieżę miejską (a najlepiej wejść na nią i spojrzeć na miasto z wysoka), zajrzeć do kościoła uniwersyteckiego, czyli Katedry św. Jana Chrzciciela, z monumentalnym ołtarzem głównym z XVII w. i gotyckiej Bazyliki św. Mikołaja, pełniącej niegdyś funkcję katedry węgierskich prymasów. Warto też skorzystać z możliwości zobaczenia zbiorów Muzeum Zachodniosłowackiego. Jak niemal w każdym większym mieście, tak i w blisko 65-tysięcznej Trnawie znajdziemy aquapark, w którym są różne baseny, w tym bar wodny z wodospadem oraz strefa wellness. Jeśli chcemy poznać najbliższą okolicę, można wybrać się do pałacu w Dolnej Krupie (tutaj Ludwig van Beethoven skomponował podobno słynną sonatę nazwaną Księżycową) lub do jednej z kilku malowniczych winnic.

Czwartym miejscem, które warto obejrzeć spokojnie w ciągu weekendu, jest Nitra – najstarszy ośrodek miejski na Słowacji. I już z tego powodu warto tu przyjechać. Zabytków za dużo nie ma, więc na pewno się nie zmęczymy. Koniecznie trzeba zobaczyć zamek (Nitriansky hrad), który powstał już w IX w., ale potem był przebudowywany. W skład zabudowań wchodzi też Katedra św. Emmerama, stanowiąca kompleks trzech wcześniejszych świątyń, oraz powstała na planie kwadratu wieża Vazilova. Obok nitrańskiej katedry stoi pałac biskupi, w którym rezyduje biskup Nitry. Musimy oczywiście obejrzeć także całe Stare Miasto z tzw. Wielkim Seminarium z XVIII stulecia, barokowo-secesyjnym Domem Żupnym i wybudowanym w latach 1818–1821 przez biskupa Klucha pałacem w stylu empire na czele. Jeśli będzie dobra pogoda, warto wybrać się na wycieczkę na górę Zobor (586,9 m n.p.m.), korzystając przy okazji ze szlaku edukacyjnego oraz… pobliskich winnic.

Piątym miastem, zresztą zasługującym na piątkę (!), którego absolutnie nie można ominąć, jest Bańska Szczawnica (Banská Štiavnica). To jedna z najstarszych i najbardziej znaczących miejscowości górniczych w Europie. Wydobycie i przetwórstwo dużych ilości złota, a potem i srebra, stanowiło przez kilka stuleci o jej wielkim znaczeniu i zamożności tutejszych mieszkańców. W średniowieczu Bańska Szczawnica była najważniejszym miastem górniczym w Królestwie Węgier. W ciągu wieków przebywało tu wielu wybitnych inżynierów i naukowców, którzy przyczynili się do sławy tego miejsca. Dawny średniowieczny ośrodek górniczy przekształcił się stopniowo w miejscowość z renesansowymi pałacami, XVI-wiecznymi świątyniami, eleganckimi placami i niedużymi zamkami. Miasto wtapia się malowniczo w otaczający krajobraz, w którym natknąć się można na ostatnie ślady przemysłu górniczego i metalurgicznego. Nic więc dziwnego, że historyczną Bańską Szczawnicę i zabytki techniki w jej sąsiedztwie wpisano w 1993 r. na prestiżową Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO. Co ciekawe, w 1627 r. po raz pierwszy w dziejach użyto tutaj do prac kopalnianych prochu strzelniczego. W mieście powstała również najstarsza na świecie uczelnia techniczna, oczywiście górnicza – tzw. Akademia Górnicza (Banícka akademia, węg. Selmeci Akadémia). Założył ją w 1735 r. Samuel Mikovíni (1698–1750), słynny węgierski uczony – inżynier, matematyk, geodeta, kartograf, astronom, pedagog i rytownik. Uważa się go za jednego z najwybitniejszych przedstawicieli środkowoeuropejskiej nauki i techniki pierwszej połowy XVIII stulecia. Turyści zainteresowani tą tematyką powinni wybrać się do wyjątkowej instytucji kultury – Słowackiego Muzeum Górniczego (Slovenské banské muzeum). To najstarsza i najrozleglejsza tego typu placówka na Słowacji. Jej siedziba mieści się w dawnej cesarskiej Komorze Górniczej (niem. Kammerhof, słow. Komorský dvor), niezmiernie romantycznym, największym obiekcie zabudowy miejskiej. Odwiedzając Bańską Szczawnicę, polecam też przyjrzeć się uważnie tutejszym budowlom obronnym – XVI-wiecznemu Nowemu Zamkowi (Nový zámok) i Staremu Zamkowi z XII/XIII stulecia (Mestský hrad lub Starý zámok), a także renesansowo-barokowej Wieży Kołatkowej (słow. Klopačka) i wybudowanej w latach 1744–1751 kalwarii. Po intensywnym zwiedzaniu warto odpocząć w wyśmienitym browarze ERB (Pivovar ERB), który eksperci uważają za jeden z najlepszych w kraju. Jego dyrektor generalny Jozef Sivák to od 2016 r. pierwszy słowacki sommelier piwny (cervesario), po studiach w Salzburgu i Monachium w Akademii Piwowarskiej Doemens. Bańska Szczawnica należy do najbogatszych w zabytki słowackich miast, naliczono w niej aż 360 tego typu obiektów!     

Wypoczynek w ciepłej wodzie z widokiem na góry

Chociaż w Polsce kompleksów basenowych mamy już całkiem sporo, to gdy będziemy zwiedzać jakiś region Słowacji, zawsze warto skorzystać z licznych, jak na przecież nieduże państwo, zajmujące powierzchnię zaledwie ok. 49 tys. km², aquaparków. O części z nich już wspomniałem, ale pozwolę sobie wymienić jeszcze kilka z nich, bo naprawdę zasługują na uwagę, a do tego są położone blisko polskiej granicy!

Do najbardziej znanych należy Tatralandia, mieszcząca się w Liptowskim Mikułaszu. To największy całoroczny kompleks, w dodatku jeden z najbliższych Polski. Do dyspozycji gości oddano tu 14 basenów (latem), z których 10 czynnych jest przez cały rok. Poza tym udostępniono całą masę zjeżdżalni oraz centrum wellness z tzw. Saunowym Światem Celtów. To wyjątkowy kompleks z 21 saunami parowymi, wodnymi oraz kąpielami połączonymi z masażami i zabiegami. Tutejsza woda nie tylko relaksuje, lecz także dobrze wpływa na układ oddechowy i narząd ruchu. Na terenie Tatralandii działa również Hurricane Factory, czyli coś dla miłośników latania… 

Drugim ośrodkiem, który przyciąga polskich turystów z racji swojej bliskości, jest Meander Oravice w Dolnym Kubinie. To miejsce poleca się zwłaszcza osobom pragnącym się odstresować. Któż z nas dzisiaj tego nie potrzebuje?!

W tym samym regionie, czyli kraju żylińskim (Žilinský kraj), znajduje się jeszcze jeden ciekawy ośrodek: Spa & Aquapark Turčianske Teplice Medical Spa. To jedyny na Słowacji aquapark z wodą leczniczą. Turczańska woda jest nie tylko termalna (ze źródeł o temperaturze 44–46°C), lecz także lecznicza, a to dzięki wysokiej zawartości substancji mineralnych. Działa dobroczynnie głównie na narząd ruchu i układ moczowy. 

Słowacja winem płynąca…

Veltlínske zelené (inaczej grüner veltliner), frankovka modrá (blaufränkisch), rizling vlašský (welschriesling), svätovavrinecké (st. laurent) czy tramín červený (gewürztraminer) – to nazwy, które zapewne wielu osobom nic nie powiedzą, ale miłośnikom wina przedstawiać ich nie trzeba. To przykłady szczepów winorośli, które z powodzeniem uprawia się na południu Słowacji. Jeszcze do niedawna kraj ten kojarzony był przede wszystkim z piwem, bowiem, wchodząc w skład Czechosłowacji, Słowacy nie mieli takiej siły przebicia jak Czesi. Dzisiaj już dobrze wiemy, że Czechy to państwo piwa (co oczywiście nie oznacza, że na Słowacji nie produkuje się i nie spożywa tego złocistego trunku!), ale za zdecydowanie bardziej popularny napój (poza mocniejszymi alkoholami) uchodzi wino. A winorośl uprawia się u naszych południowych sąsiadów od dawna. Otóż spora część słynnych „węgrzynów”, czyli węgierskich szlachetnych trunków, z których najpopularniejszy był tokaj, prawdopodobnie mogła pochodzić z regionu tokajskiego Uhorska, czyli tzw. Górnych Węgier (po węgiersku Felvidék, a po słowacku Horné Uhorsko), jak określano terytorium Słowaczyzny (Slovenská zem, Slovensko), gdy jeszcze wchodziło w skład Królestwa Węgier. 

Dzisiaj na Słowacji istnieje bardzo dużo winnic, chociaż patrząc na mapę kraju, mogłoby się wydawać, że zajmują niewielką część jego terytorium. Może i powierzchniowo upraw winorośli za dużo nie ma, za to rodzajowo i jakościowo Słowacy mają się czym pochwalić. Podróżującym po Słowacji swoje produkty oferuje bardzo duża liczba mniejszych i większych winnic, z których sporo to nieduże, rodzinne firmy. Niewielka powierzchnia plantacji winorośli powoduje, że win produkuje się dość mało, to wpływa na ich jakość, bo właściciele winiarni starają się, aby ich wyroby były jak najlepsze, co widać zresztą po uzyskiwanych nagrodach. Powoduje to też jednak jeden podstawowy problem – słowackie szlachetne trunki ledwie zaspokajają potrzeby krajowe, nieduże są zatem szanse, żeby dotarły w większej ilości na stoły w innych państwach. Nawet w Polsce, chociaż już pojawiły się sklepy oferujące wina od naszych południowych sąsiadów, to wciąż ich niewiele. Poza tym słowackie wina sprzedaje się w cenach, które często nie są konkurencyjne w stosunku do produktów pochodzących z większych i popularniejszych winiarsko państw. I wreszcie: zapewne sporo jeszcze będzie musiało upłynąć wody, aby zwykli klienci z innych krajów (w tym i z Polski) zauważyli wyroby słowackich winiarzy, żeby zechcieli ich skosztować, by móc wówczas zrozumieć, iż zasługują one na taką samą uwagę jak słynni producenci z Francji, Włoch, Niemiec, Hiszpanii czy Portugalii. A o tym naprawdę łatwo się przekonać! 

Wczesną jesienią warto udać się do jednej z winnic z pustymi butelkami, żeby spróbować wspaniałego napoju winnego noszącego nazwę burčiák (znanego też w sąsiedniej Austrii jako sturm). To właściwie jeszcze sok, a nie wino. Burčiák jest mętny, przypomina wodę zabrudzoną piaskiem, specyficznie pachnie sfermentowanymi winogronami. Z pozoru nie zachęca on wyglądem do spożycia, ale wystarczy jeden łyk, żeby się w nim po prostu zakochać. To słodki (dla niektórych prawdopodobnie za słodki) napój będący pierwszą, jakżeż ciekawą formą wczesnego wina. Pije się go niczym sok winogronowy, lekka kwasowość ułatwia przełykanie i tylko trzeba uważać, aby nie przesadzić z ilością, bo po spożyciu zbyt wielu kieliszków można mieć problemy z poruszaniem nogami… 

A potem warto już spokojnie odkrywać kolejne szczepy i w zależności od gustu iść w stronę białych lub czerwonych win. Ja kosztowałem ich stopniowo, za każdym razem, gdy byłem na Słowacji, kupowałem inne, a czasem otrzymywaliśmy kolejne odmiany i butelki z innych winnic od znajomych, dzięki czemu świat słowackich szlachetnych trunków otwierał przed nami swoje szerokie spektrum. Jednymi z pierwszych, jakich udało nam się spróbować, były veltlínske zelené, rizling vlašský i svätovavrinecké. Niezwykle dobre, aromatyczne, o pięknej barwie i wyjątkowym smaku. Jeśli dobrze się zacznie, jeżeli pierwsze wina nam posmakują, to potem człowiek zaczyna szukać następnych. W ten sposób sięgnąłem po znany szczep – müller-thurgau, który wcześniej brałem zwykle z półki z winami niemieckimi. Później poznałem wino, które przez bardzo długi czas najczęściej gościło u nas w domu. To irsai oliver, odmiana wyhodowana na Węgrzech w 1930 r. przez madziarskiego winiarza Pála Kocsisa (1884–1967), krzyżówka pomiędzy dwoma szczepami: bratislavské biele (po węgiersku pozsonyi fehér) i perla czabanska (po madziarsku csabagyöngye). Właśnie to wino, łączące w perfekcyjny sposób słodycz z kwasowością, wiosenne kwiaty z nutą wręcz muszkatową, po prostu podbiło nasze serca. Początkowo byliśmy wierni winnicy Matyšák, która stała się jedną z najpopularniejszych na Słowacji. Później zaczęliśmy sięgać także po ten szlachetny trunek pochodzący od innych producentów. 

Stosunkowo niedawne odkrycie stanowi z kolei tramín červený, który wbrew nazwie jest białym winem. Nie pamiętam już, kto zachęcił nas do sięgnięcia po ten trunek, który jakimś cudem unikał naszego wzroku przez długi czas. Ale ktokolwiek to był, wykonał bardzo dobrą robotę. To obecnie kolejna odmiana wina, która niezmiennie nie opuszcza naszego stołu. Kiedy pierwszy raz trafiło w nasze ręce, zastanawiałem się, skąd znam ten specyficzny, wiosenny, delikatny, a jednocześnie wysublimowany smak. Okazało się, że to po prostu słowacka nazwa niemieckiego gewürztraminera… A ten od lat należy do naszych ulubionych szlachetnych trunków. Kolejny raz okazało się, że nie trzeba wcale sięgać po wyroby niemieckie czy włoskie, ale można kupić wyborny produkt stworzony z tego samego szczepu winorośli, przygotowany przez słowackich winiarzy.

Znajomość z czerwonymi winami rozpoczęliśmy od frankovki modrej, po którą w dalszym ciągu sięgamy. Następnie nie dało się nie skorzystać z zalet odmiany neronet. Ponieważ jednak uwielbiamy wina ze szczepu cabernet sauvignon, szukaliśmy szlachetnego trunku, który łączyłby w sobie moc tych ciemnych winorośli z czymś łagodniejszym. I w końcu trafiliśmy! Od ponad dwóch lat bardzo często sięgamy po wina powstałe z odmiany alibernet. To dla naszych kubków smakowych prawdziwe dzieło sztuki. Szczep ten pochodzi z Odessy w Ukrainie. To krzyżówka caberneta z inną odmianą – alicante bouschet. Alibernet jest w stanie zachwycić każdego miłośnika średnio ciężkich win. Ma odpowiedni, ciemnoczerwony kolor, niezbędną dla caberneta moc, łagodzoną wyjątkowością alicante bouschet. 

Na koniec muszę wspomnieć, że na Słowacji dużą popularnością cieszą się też wina owocowe. Zachęcam do poszukania trunków zrobionych z dzikich owoców czy porzeczek. Dostaniemy je właściwie w każdym sklepie spożywczym. Ja do dziś mam w ustach doskonały smak win z czarnych porzeczek (ríbezľové víno), które kupiłem pod zamkiem Devín w Bratysławie oraz podczas zwiedzania słynnego żywego skansenu we Vlkolíncu. 

Jak wspomniałem, winnic na Słowacji jest dużo. Kraj podzielony został na kilka regionów winiarskich. W małokarpackim (Malokarpatská vinohradnícka oblasť) natkniemy się na najwięcej winiarzy. To największy obszarowo region, sięgający na północnym zachodzie aż po Skalicę w kraju trnawskim, na południowym zachodzie dochodzący do Bratysławy, a na południowym wschodzie rozciągający się aż po Hlohovec i biegnący dalej na północ w kierunku miejscowości Vrbové. To tutaj ma swoją siedzibę wspomniany już przez mnie Matyšák z Pezinoka, produkujące ciekawe wina Repa Winery z Šenkvic i Villa Vino Rača z Bratysławy – Račy oraz bardzo popularna już od wielu lat winiarnia Elesko z Modrej czy rodzinna Karpatská perla, też ze wspomnianych już Šenkvic. Z racji specyficznej aury (wiadomo, północ) w tym regionie rosną odmiany bardziej odporne na chłody i zmienność pogody, dlatego najpopularniejszymi szczepami winorośli są: veltlínske zelené, rizling vlašský, svätovavrinecké i müller-thurgau. 

Nitrzański region winiarski, jak sama nazwa wskazuje, to okolice wiekowej Nitry. To obszar szczególny, związany z początkami Słowaczyzny, a co za tym idzie, ze słowackim winiarstwem. Położenie na wschód i delikatnie na południe od regionu małokarpackiego powoduje, że winiarze mogą sobie pozwolić na wprowadzanie hodowli dodatkowych odmian, ale większość upraw wciąż stanowią wspomniane już szczepy winorośli. Z tych innych pojawia się w dość pokaźnej ilości frankovka modrá. A te bardziej znane tutejsze winnice to oczywiście Château Topoľčianky (też dość często nabywamy wina tej marki), Žitavské Vinice, Vinidi czy wreszcie PD Mojmírovce ze swoim świetnym winem opartym na szczepie veltlínske zelené.

Na południe stąd, między Bratysławą a Štúrovem, rozciąga się piękna Južnoslovenská vinohradnícka oblasť, czyli południowosłowacki region winiarski, tuż przy granicy z Węgrami. To kolejny dość duży obszar, w którym łączą się (z różnym skutkiem) wpływy słowacko-węgierskie. Nierzadko zamiast słowackiego usłyszymy tu język węgierski, bowiem madziarska mniejszość bywa często większością… Nie zmienia to jednak faktu, że wino robi się w tym regionie pewnie od zawsze, zatem spokojnie możemy polegać na zdolności lokalnych winiarzy. Najpopularniejsze tutejsze odmiany to wciąż veltlínske zelené, rizling vlašský i frankovka modrá. Ale znajdziemy także sporo takich odmian, jak müller-thurgau, rizling rýnsky, svätovavrinecké oraz cabernet sauvignon i andré. Leżące wzdłuż malowniczej doliny Dunaju plantacje winorośli przynoszą obfite plony, a pochodzące z regionalnych winnic szlachetne trunki są po prostu wyborne. Udało mi się tutaj spróbować wyśmienitych win z Château Rúbaň, ale wiele dobrego słyszałem również o produktach pochodzących z rodzinnej winiarni Kasnyik, których nie miałem jeszcze okazji pić. Postaram się jednak nadrobić tę zaległość jak najszybciej! Poza tym w tym regionie znajduje się kilka wspaniałych uzdrowisk – najpopularniejsze z nich to Dunajská Streda i Veľký Meder, ale goście mogą też rozgrzać swoje kości i stawy w gorącej wodzie lub schłodzić się latem w basenach w miejscowościach Šamorín, Topoľníky i Komárno. Tutejszy komfortowy Thermalpark Dunajská Streda to jeden z najpopularniejszych ośrodków termalnych, spa i wellness na południu Słowacji. W tym zajmującym powierzchnię ponad 18 ha thermalparku na spragnionych błogiego wypoczynku czeka 10 odkrytych i krytych basenów, w których można pływać i relaksować się. Miłośnicy wina, będąc w Dunajskiej Stredzie, powinni odwiedzić cenioną winiarnię Világi.      

Kierując się na wschód Słowacji, wjedziemy w region środkowosłowacki (Stredoslovenská vinohradnícka oblasť), leżący wzdłuż granicy z Węgrami. Uprawia się tu te same szczepy winorośli, które już wymieniłem, ale spotkamy też większe ilości dobrze znanej odmiany pinot blanc (beli pinot) oraz mojego ulubionego tramína červeneho. Największym graczem w tym regionie jest winiarnia Movino z siedzibą w miejscowości Veľký Krtíš (wina tej marki bez problemu dostaniemy w bratysławskich sklepach), a inny dobrze znany producent to rodzinna winnica Zsigmond z pobliskiej Vinicy. 

Zanim udamy się już na wschodni kraniec kraju, należy zrobić niewielki krok na południowy wschód od Koszyc, bowiem to właśnie tutaj znajduje się na Słowacji tokajski region winiarski. Natrafimy na niego na zachód od miasta Kráľovský Chlmec. To część dobrze znanego od wielu lat, historycznego tokajskiego regionu Wielkich Węgier. Jak napisałem wcześniej, jest wielce prawdopodobne, że to właśnie wina z tej części Węgier trafiały na stoły koronowanych głów Europy. Na Słowacji leży tylko nieduża część tego słynnego regionu, ale wystarczająca, żeby pochwalić się swoimi produktami. Na wyjątkowość miejscowych upraw i późniejszych win wpływa specyficzny mikroklimat, specjalne odmiany winorośli (furmint, lipovina – po węgiersku hárslevelű, muškát žltý – po madziarsku sárgamuskotály, zéta – w celu zapewnienia, że nie dojdzie do mieszania szczepów, tylko te cztery mogą być tutaj uprawiane!), szlachetne oblicze pleśni (Botrytis cinerea) oraz wykute w skałach piwnice. To wszystko powoduje, że tokajskie szlachetne trunki są wyjątkowe, bardzo charakterystyczne i niezmiennie, bez względu na to, co lubimy – produkty wytrawne albo słodkie, po prostu doskonałe! Dwie najbardziej popularne odmiany tokaju to oczywiście szamorodni (podobno skład jest od stuleci ten sam: 65 proc. furmintu, 25 proc. lipoviny i 10 proc. muscatu) oraz aszú z winogron zarażonych „szlachetną pleśnią” wywołaną przez Botrytis cinerea. Grona te dla dodatkowego zwiększenia stężenia cukru zbiera się po pierwszych jesiennych przymrozkach. Jeśli będziemy kupować tokaj, warto zwrócić uwagę na liczbę puttoni (Słowacy powiedzą putňi). Im ich mniej (3), tym wino jest wytrawniejsze (zawartość cukru od 60 do 90 g/l), ale znam takich osobników, którzy lubią numer 6 (aszú 6 puttonyos), który – przyznaję – ciężko mi przełknąć, gdyż ma zawartość cukru od 150 do 180 g/l. Jako ciekawostkę dodam, że po węgiersku nazwę puttony noszą specjalne kosze, wiadra służące do zbierania wysuszonych winogron. Do jednego z nich mieści się ich ok. 25 kg. Owoce z takich pojemników dodaje się do wcześniej przygotowanego moszczu. Łatwo sobie wyobrazić, że jego dosłodzenie trzema koszami, wiadrami winnych gron powoduje, że całość jest słodka. A dodajcie do tego jeszcze trzy kolejne… Znane tutejsze marki to m.in. Tokaj Macik Winery, Ostrožovič, Chateau Grand Bari i wspomniana już Elesko, która ma swoje uprawy także w tej części Słowacji.

I wreszcie zbliżamy się do końca, czyli wschodniosłowackiego regionu winiarskiego (Východoslovenská vinohradnícka oblasť), gdzie mamy do czynienia z tymi samymi szczepami co w innych częściach kraju, ale z racji położenia nie brakuje tu też późno dojrzewających odmian winorośli. Na uwagę zasługuje tutaj choćby winnica Barko Vinum, znajdująca się w okolicy opisywanego zamku Brekov. A zatem po zwiedzaniu średniowiecznych ruin można udać się na zasłużoną lampkę wina! Dodam tylko, że jeszcze bliżej granicy z Ukrainą, na południowo-zachodnich zboczach wulkanicznego pasma górskiego Wyhorlat (Vihorlat), dojrzewają winorośle należące do Pivnicy Orechová.

W celu wypróbowania i tych świeżych, i tych już dojrzałych szlachetnych trunków można przybyć na Słowację o każdej porze roku. Warto jednak wcześniej sprawdzić, czy dana winnica będzie wtedy otwarta i ile taka wizyta może nas kosztować. Lepiej to zrobić przed przyjazdem niż przeżyć niemiłe rozczarowanie, gdyby np. w danym dniu miejsce zostało wynajęte na prywatne wydarzenie… A warto pojechać do różnych winnic, bo w każdej ujrzymy różnice zarówno w samym procesie produkcji, jak i leżakowania (widok starych skalnych piwniczek z pewnością na każdym zrobi wrażenie!). Przy okazji zawsze będzie można spróbować lokalnych specjałów, które dopełnią kosztowanie słowackich szlachetnych trunków. Najbezpieczniej jest oczywiście pojawić się w czasie tzw. Dni Otwartych Piwnic Winiarskich, jakie np. w regionie małokarpackim organizuje się w majowy dzień św. Urbana (najbliższa edycja odbędzie się 24 maja 2024 r.) albo w listopadzie, kiedy to ma miejsce Deň otvorených pivníc.

Z wycieczek można przywozić różne pamiątki, według mnie do najlepszych należy jednak wino. Oglądanie zrobionych podczas podróży zdjęć z kieliszkiem zakupionego w określonym miejscu szlachetnego trunku to jedna z największych przyjemności, jakie możemy sobie sprawić, gdy w jesienny lub zimowy wieczór usiądziemy rodzinnie do wspomnień z wakacji.