EWA TRESZCZOTKO
Siedem krajów w Ameryce Środkowej*, Tyś jedyna,
Dziś pozostał mi po Tobie „gallo pinto”* smak,
„Pura vida” – filozofią szczęścia mnie olśniłaś,
Choć dolarów dziś w mym portfelu brak.
A na imię miałaś właśnie Kostaryka.
* Siedem państw Ameryki Środkowej to Gwatemala, Belize, Salwador, Honduras, Nikaragua, Kostaryka i Panama. Geograficznie do tego regionu zalicza się też południowo-wschodnie krańce Meksyku oraz północ Kolumbii i Wenezueli – przypomina autorka.
* gallo pinto – ryż z czarną fasolą, podstawa kostarykańskiego śniadania… i obiadu… i kolacji
Ilu z Państwa, drodzy czytelnicy magazynu All Inclusive, odśpiewało, a nie odczytało wersy powyżej? Ja też, pomysłowo parafrazując tekst znanej piosenki, nuciłam te słowa, myśląc o tropikalnym raju o nazwie w oryginale brzmiącej Costa Rica, co po hiszpańsku oznacza „Bogate Wybrzeże”.
Wymieniając zalety tego kawałka Centroameryki, aż trudno uwierzyć, że to wszystko dzieje się na obszarze równym ⅙ powierzchni Polski, bo zajmującym zaledwie ponad 51 tys. km². Kostaryka to wymarzony kierunek podróży dla osób kochających bliskość natury w połączeniu ze standardem premium. Ten artykuł w magazynie All Inclusive jest próbą odpowiedzi na pytanie, jak zwiedzić to państwo w Ameryce Środkowej leżące nad Morzem Karaibskim i Oceanem Spokojnym, wybierając spośród licznych opcji to, co „naj”: najlepsze hotele, najbardziej wykwintne restauracje, najpiękniejsze skarby natury. Jak sięgnąć po jakość i jednocześnie zrozumieć wyjątkowość Kostaryki, szczególnie na tle jej sąsiadów? Uprzedzam, będzie drogo, ale wygodnie. I na pewno będzie warto.
Historia trafnych wyborów
Choć Kostaryka jest od listopada 1838 r. niezależną republiką (istniejącą wówczas pod nazwą Estado Libre de Costa Rica), dzieli ze swoimi sąsiadami bardzo podobną historię. Państwa regionu (poza Belize) były skolonizowane przez hiszpańskie imperium, a potem stały się częścią federacji nazywanej Zjednoczonymi Prowincjami Ameryki Środkowej (Republiką Federalną Ameryki Środkowej – República Federal de Centroamérica, istniejącej oficjalnie w latach 1824–1841), gdzie dominowała Gwatemala. Jednak przez odmienne ideologie i rywalizację ten twór geopolityczny długo nie przetrwał, a losy poszczególnych państw potoczyły się odmiennie. Na korzyść Kostaryki wpłynął fakt, że nie było na jej terytorium silnej, toczącej wewnętrzne spory elity oligarchów, jak w pozostałych częściach byłej federacji. Można było łatwiej zdecentralizować rolnictwo przez dystrybucję mniejszej ilości ziemi większej liczbie ludzi, co zapoczątkowało tworzenie się klasy średniej. Dziś, prawie całe dwa stulecia później, PKB per capita Kostaryki przewyższa PKB per capita Salwadoru, Hondurasu i Nikaragui razem wziętych i wynosi ponad 28,5 tys. dolarów (przy ok. 23,5 tys. dolarów Polski). Kostaryka to aktualnie trzeci najbezpieczniejszy kraj w Ameryce Łacińskiej (według Global Peace Index), zaraz po Argentynie i Urugwaju, obok niego zresztą ma również najwyższe średnie wypłaty (dane: Statista) i jest statystycznie najszczęśliwszym państwem regionu (na podstawie World Happiness Report). Jeśli chodzi o ostatni z wymienionych wskaźników, od wielu lat Kostarykańczycy, a dokładnie ponad 5,3 mln obywateli, znajdują się w światowej czołówce (obecnie na szóstym miejscu). Dlatego też wieść o poczuciu szczęścia w tym kraju w Ameryce Środkowej stała się elementem marketingu. Gdy północni sąsiedzi zmagają się z gangami, korupcją i problemami ekonomicznymi, Kostaryka od lat bryluje w pozytywnych rankingach. Wynika to w dużej mierze z odważnej, prekursorskiej w skali świata decyzji, którą kostarykański prezydent José Figueres Ferrer (1906–1990) podjął w 1949 r., oficjalnie rezygnując z armii. Kostaryka stała się w ten sposób pierwszym państwem na świecie bez sił zbrojnych, nie licząc paramilitarnej policji pilnującej porządku publicznego. Gdy pobliskie kraje przez ostatnie stulecie stawiały na rozwiązania przemocowe i militaryzację jako gwarancję bezpieczeństwa, tutaj, na „Bogatym Wybrzeżu”, zamiast w wojsko, zainwestowano państwowe fundusze w edukację, służbę zdrowia i infrastrukturę, obierając za cel długie i jakościowo dobre życie obywateli. Polityczna stabilność, mimo rosnących cen, do dziś wzbudza zaufanie u zagranicznych inwestorów, co cieszy Kostarykańczyków, nazywanych Ticos, którzy już kilka dekad temu uświadomili sobie, że ekoturystyka i liczne parki narodowe to, obok kawy, kolejna żyła złota. Dziś ten mały, ale magiczny kraj jest prawdziwym liderem ekoturystyki.
Najlepsze kurorty, globalny standard w lokalnym stylu
W Kostaryce istnieje kilkaset opcji zakwaterowania w standardzie premium. Można wybrać prywatne wille, które oferują najwyższą jakość, a koszt ich wynajmu zależy od wyceny właścicieli i zapewne podlega negocjacji. Spośród bazy noclegowej dostępne są hotele należące do lokalnych właścicieli, jak i znanych, światowych sieci. Kreatywności Kostarykańczykom nie brakuje. Przykładowo czy można zaadaptować namioty w lesie deszczowym na 4-gwiazdkowy resort? Oczywiście, że tak. Luksusowy „camping” w namiocie Nayara Tented Camp w miejscowości La Fortuna nieopodal wulkanu Arenal (1657 m n.p.m., według Smithsonian Institution) to, przy dwóch osobach, wydatek ok. 4,7 tys. zł za noc. Tym, którzy preferują bardziej stabilny dach nad głową, 5-gwiazdkowy hotel Amor Arenal Adults Friendly, położony pośród bujnej zieleni u stóp wulkanicznych zboczy, jedynie 2 km dalej, oferuje prawdziwie tropikalne doświadczenie przy komforcie z najwyższej półki, dlatego często jest wymieniany wśród najlepszych w okolicy.
Kraj może pochwalić się bajecznym położeniem. Kostarykę zlokalizowaną pomiędzy wybrzeżami Oceanu Spokojnego i Morza Karaibskiego pokrywają pasma górskie – szczególnie w części centralnej, lasy mgliste i deszczowe oraz malownicze plaże po obu stronach. W przeciwieństwie do innych środkowoamerykańskich państw jest tu mniejsza aktywność sejsmiczna i o wiele rzadziej zdarzają się huragany. Stabilizacja i przewidywalność zarówno w naturze, jak i w polityce, dały dobrą bazę do rozwinięcia do maksimum miejscowej branży turystycznej. Praktycznie nie ma części nieturystycznych i każdy przedsiębiorca, ustalając ceny, zakłada, że klienci nie będą tylko lokalni. Odwiedzający mają swoje preferencje. Jedni wolą stronę karaibską, bardziej swobodną, trochę tańszą i z nutą kultury afro, a drudzy – pacyficzną, oferującą wyśmienite warunki do uprawiania sportów wodnych, bardziej ekskluzywną. Szczególnie wybrzeże prowincji Guanacaste skupia się na zadowoleniu turystów z zasobnym portfelem, celebrytów i zagranicznych inwestorów, dlatego określa się je mianem Costa de Oro, czyli Złotego Wybrzeża. Nieruchomości w tej części kraju przypominają cenowo te na Florydzie i w Kalifornii.
W Kostaryce 5-gwiazdkowe hotele nie stanowią rzadkości, ale wytypowanie tego najlepszego z najlepszych to już kwestia indywidualnych preferencji. Mimo to, obserwując aktualne recenzje i popularne wideorelacje influencerów, pewne nazwy często się powtarzają. Mogę zasugerować, że bój o palmę pierwszeństwa toczy się pomiędzy hotelem Four Seasons Resort Peninsula Papagayo na krańcu półwyspu Papagayo należącego do prowincji Guanacaste a oddalonym zaledwie o 7,5 km hotelem Andaz Peninsula Papagayo Resort sieci Hyatt. Ten ostatni kompleks otacza tropikalny las, a z pokoi hotelowych widać wody Pacyfiku. Po drugiej stronie zatoki Culebra, przy plaży Panama znajduje się kolejny bardzo wysoko oceniany obiekt El Mangroove, Autograph Collection przynależący do sieci Marriott. Ok. 40 km na południe, z miejscowości Playa Flamingo, tylko dorosłych gości zaprasza zwyciężająca w rankingach Casa Chameleon at Las Catalinas. Styl nieco różni się od wymienionych powyżej hoteli, dając więcej prywatności gościom. Ceny nie odbiegają od pozostałych i zależnie od pory roku oraz pakietu wahają się między 3 a 9 tys. zł za noc. Udając się bardziej na południe, w mieście Santa Elena można przenocować w Hacienda AltaGracia, Auberge Resorts Collection, kompleksie willi, który ostatnio wybrała na miejsce wakacji amerykańska aktorka, laureatka Oscara, Reese Witherspoon.
W kwietniu 2025 r. w Kostaryce zostały oddane do użytku dwa nowe resorty: Nekajui, a Ritz-Carlton Reserve i Waldorf Astoria Punta Cacique. Kolejne 5-gwiazdkowe obiekty wpisują się w najnowszy plan kraju polegający na wzmocnieniu turystyki łączącej luksus ze spersonalizowanymi, ekskluzywnymi aktywnościami nawiązującymi do bogactwa naturalnego, szanując przy tym równowagę ekologiczną. Oferta skierowana do gości z nielimitowanym budżetem ma być przyjazna środowisku, ale jednocześnie luksusowa i szyta na miarę. Kostarykański Instytut Turystyki (Instituto Costarricense de Turismo) ogłosił, że turystyka klasy lux zostanie skupiona na wybrzeżu Pacyfiku, szczególnie na półwyspach Papagayo i Nicoya. Wśród aktywności na łonie natury oferowane są m.in. zjazdy tyrolką (ziplining), rafting, nurkowanie, jazda konna oraz wycieczki tematyczne związane z miejscową kulturą i gastronomią, np. produkcją kawy, jak Espíritu Santo Coffee Tour. Chętnych na wypoczynek nie brakuje, w styczniu tego roku hollywoodzka celebrytka Kim Kardashian relacjonowała w słynnym reality show rodzinne wakacje właśnie na półwyspie Papagayo, zatrzymując się w Villa Manzu.
Weźmy ślub, a potem się zestarzejmy. Żyjmy długo i szczęśliwie
Prowincja Guanacaste to przedsiębiorcza maszyna. W 2025 r. wyłoniła się jako jeden z ulubionych kierunków na ślub. I to w skali globalnej. Z biznesowego punktu widzenia ma dużo zalet, przy 3-, 4-dniowym pobycie goście wydają krocie na jedzenie, zdjęcia, transport, pomoc prawną i przy przygotowaniu ceremonii. Przybywają na lokalne lotnisko w grupie nawet kilkusetosobowej i są transferowani do hoteli. Przeciętny koszt organizacji uroczystości ślubnej to 25 tys. dolarów. Do tego każdy gość zostawia w Kostaryce średnio dodatkowe 1,5 tys. (według angielskojęzycznej gazety The Tico Times), co w porównaniu z innymi „ślubnymi” kierunkami stanowi cenę wręcz okazyjną. Obsypane białym piaskiem plaże Conchal i Flamingo to scenerie na ślub jak z bajki.
Od lat znana jest mi zależność, że najlepsze atrakcje to te najdroższe, a stać na nie tych, którzy mają już odpowiednie zaplecze finansowe. Dlatego też Kostaryka stanowi jedno z ulubionych miejsc turystów w tzw. trzecim wieku. Emeryci, głównie z Kanady i USA, ale coraz częściej także z Europy, decydują się na spędzenie jesieni swojego życia w miejscu z korzystnym mikroklimatem i wakacyjną atmosferą. Ich obecność wpływa pośrednio na ciągłe podwyżki cen. Kostaryka zachęca dobrze zorganizowaną opieką zdrowotną na wysokim poziomie i przyjaznymi przepisami prawnymi. Emeryci mają dostęp do świeżych warzyw i owoców, aktywności na świeżym powietrzu oraz spokojnej, bezstresowej atmosfery, czyli aspektów, których coraz częściej brakuje w miejskich dżunglach USA i Kanady. Pokazując dowód stałego dochodu, czyli emerytury, można łatwo otrzymać zezwolenie na 3-letni pobyt, a potem na pobyt stały. Będąc rezydentem, bez żadnego problemu kupi się tutaj również nieruchomość.
Podzielony administracyjnie między prowincje Guanacaste i Puntarenas półwysep Nicoya jest sklasyfikowany jako tzw. niebieska strefa długowieczności (blue zone), czyli jedno z pięciu miejsc na świecie, gdzie najwięcej osób dożywa w zdrowiu nawet 100 lat. Pozostałe to Okinawa w Japonii, Ikaria w Grecji, Loma Linda w Kalifornii (USA) i włoska Sardynia. Naukowcy wciąż badają powody długowieczności właśnie w tych regionach, stwierdzając umownie, że wynika to po prostu ze zdrowego stylu życia. Co bardziej zachęca do przeprowadzki na emeryturze niż oferta życia długo i szczęśliwie?
Pełne „gringo” Tamarindo
Obcokrajowcy zanęceni benefitami życia w Kostaryce zdominowali niektóre małe miejscowości. Idealny przykład stanowi tu Tamarindo słynące z idealnych warunków do uprawiania sportów wodnych, przede wszystkim surfingu, oraz wielu plażowych atrakcji, jak jazda konna czy masaże. Atmosfera przypomina tę w Cabarete w Republice Dominikańskiej, gdzie ekspatów, cyfrowych nomadów i samotnych backpackersów jest więcej niż lokalnej ludności, a najpowszechniejszym językiem stał się angielski, a nie hiszpański. W Tamarindo życie tętni cały rok, a sami Kostarykańczycy żartują, że mało którego rodaka stać na życie w tym miejscu, a lokalne drobne biznesy należą już w większości do obcokrajowców. Na ceny skarżą się nie tylko miejscowi, lecz nawet gringos, czyli anglojęzyczni przybysze. Produkty spożywcze, głównie importowane, mają ceny równe tym w droższych amerykańskich supermarketach, jak Trader Joe’s i Whole Foods Market, a nawet od nich wyższe. Jeżeli chodzi o wirtualne łącza, jeszcze kilka lat temu różnie bywało z sygnałem internetowym, co nieraz zniechęcało do dłuższego pobytu tutaj pracujących zdalnie. Teraz – w erze pocovidowej transformacji systemu pracy, takie skargi stanowią już rzadkość. W miasteczkach jak Tamarindo bezprzewodowa sieć jest nawet na plażach. W 2022 r. Kostaryka wprowadziła digital nomad visa (DNV) – wiza ta pozwala pracującym zdalnie mieszkać przez rok z opcją przedłużenia na kolejny, więc obcokrajowcy od tego czasu mogą zorganizować sobie pobyt w tym tropikalnym raju jeszcze łatwiej. Dowcipna gra słów w nazwie miejscowości, wymyślona przez miejscowych Ticos, jaką jest nazywanie miasteczka nie Tamarindo, ale Tamagringo, od gringos, wydaje się mieć sens.
Plaże, o jakich marzę
Czy plaże stanowią mocny punkt Kostaryki? To pojęcie względne. Ja osobiście wyżej oceniam te w Panamie. W Kostaryce najpopularniejszymi plażami są te w okolicy miejscowości Manuel Antonio, przynależące do parku narodowego o tej samej nazwie (Parque Nacional Manuel Antonio), gdzie zieleń lasu styka się z bielą piasku i błękitem wody. Mimo turystycznej presji rządnych dolarów miejscowych handlarzy, wciąż można znaleźć tutaj ustronne miejsca do kameralnej kontemplacji przyrody. Po karaibskiej stronie, wzdłuż miasteczka Puerto Viejo, rozciąga się Playa Negra (Czarna Plaża) o ciemnym wulkanicznym piasku. Należy ona do najpopularniejszych, ale wynika to bardziej z bujnego życia towarzyskiego, które tu się toczy, niż z walorów przyrody samych w sobie. Część karaibską wybierają młodsi, budżetowi turyści, nastawieni na rozrywkę, a niekoniecznie na komfortowy odpoczynek.
…a jeśli nie plaża, to co?
Pytanie niby proste, ale jedynie z pozoru. Poza ok. 600 plażami, 1228 km wybrzeża, Kostaryka ma 186 stref chronionych, w tym 30 parków narodowych, nie licząc 15 proc. terytorium morskiego objętego ochroną. Podróżni, planując zwiedzanie tego środkowoamerykańskiego kraju, mogą poczuć się przytłoczeni przez zbyt wiele opcji do wyboru. Jedni wolą wyruszyć tam, gdzie większość, a inni wyszukują lokalizacje mniej oblegane, ale równie piękne.
Na pewno jednym z odwiedzonych miejsc powinien być rezerwat Monteverde (Reserva Biológica Bosque Nuboso Monteverde), bo właśnie tutaj znajduje się unikatowy w skali świata mglisty las, nazywany też lasem chmurowym. Ten wspaniały obszar ochrony przyrody swoją nazwę zawdzięcza miejscowemu kantonowi Monteverde (ze stolicą w miasteczku Santa Elena) i został założony w 1972 r. Tylko ok. 1 proc. ogółu lasów na Ziemi to lasy mgliste. Zdjęcia żelaznych, wąskich wiszących mostów (tzw. sky walk) wśród koron drzew w Monteverde są od lat jednymi z najpopularniejszych kadrów z Kostaryki krążących w sieci. Rezerwat jest domem ponad 2,5 tys. gatunków roślin, 100 gatunków ssaków, 400 gatunków ptaków, 120 gatunków płazów i gadów oraz tysięcy owadów, dlatego nawet National Geographic opisał to miejsce jako „klejnot w koronie rezerwatów lasów chmurowych”.
Karaibskie wybrzeże, chociaż nieznane z luksusowej turystyki, ma sporo do zaoferowania. Prowincja Limón to mój prywatny numer jeden. Zlokalizowany tu Park Narodowy Tortuguero jest trzecim najczęściej odwiedzanym w kraju (po Parque Nacional Manuel Antonio i Parque Nacional Volcán Poás), mimo iż można dotrzeć do niego tylko łodzią lub małym samolotem. Nie tylko na same tereny chronione, lecz także na okolice warto zwrócić uwagę. Karaibska strona Kostaryki jest bardziej sielska i mniej formalna. Warto tutaj zboczyć ze szlaku i poczuć lokalną atmosferę. Tak zrobiłam ja, zatrzymując się w nadrzecznym lokalnym agrogospodarstwie nad, do dziś mało kojarzoną przez zagranicznych turystów, Río Estrella, ok. 70 km od serca parku Tortuguero. Była to prawdziwa podróż w nieznane, podczas której za kompas służyły mi wskazówki miejscowych i intuicja.
San José, warto, gdy jest plan
Szukając informacji o 450-tysięcznej stolicy Kostaryki, trafimy na wiele sugestii, że to miasto na jeden dzień i szybką przesiadkę. Sama też początkowo odniosłam takie wrażenie, gdy w 2014 r. byłam tam pierwszy raz. Kulturowe zderzenie z pierwszą odwiedzoną stolicą Ameryki Środkowej było wówczas, ponad dekadę temu, szokujące, ale dziś nie mam już takich emocji. Wiem, że bezdomność i ciekawskie spojrzenia to norma w dużych miastach w ciepłym klimacie Latynoameryki. W San José można świetnie spędzić czas, gdy ma się opracowany plan pobytu i wybiera miejsca hołdujące lokalnej kulturze i historii.
Wizyta w stolicy nie obędzie się bez odwiedzenia serca miasta, czyli Plaza de la Cultura, centralnego placu, wzdłuż linii którego usytuowany jest zjawiskowy Teatr Narodowy (Teatro Nacional) z końca XIX w., zachwycający eklektyczną, neoklasyczną architekturą, inspirowany podobno gmachem opery w Paryżu (Opéra Garnier). Sympatyków muzeów zachwycą dostępne opcje, m.in. Muzeum Narodowe Kostaryki (Museo Nacional de Costa Rica), Muzeum Kostarykańskiej Sztuki (Museo de Arte Costarricense), Muzeum Złota Prekolumbijskiego (Museo del Oro Precolombino) i Muzeum Jadeitu (Museo del Jade). Przy dobrej pogodzie warto, oczywiście przy zachowaniu czujności przed drobnymi złodziejami, pospacerować po parku La Sabana (Parque Metropolitano La Sabana), a także eleganckiej, historycznej dzielnicy stolicy – Barrio Amón, znanej przede wszystkim z pięknej architektury z przełomu XIX i XX w.
Aktywnym rekomenduję wybranie się na spacer wzdłuż przynajmniej jednego z okolicznych szlaków turystycznych, jak Mantra Trail La Chimba (o trzech dystansach – 3, 5 i 9 km), gdzie podczas drogi nadarza się co chwila okazja do robienia zdjęć zjawiskowej panoramy, a najlepszy kadr stanowi fotografia wielkiej dłoni – najbardziej charakterystycznego punktu na trasie. Alternatywą jest jednodniowa wycieczka do Parku Narodowego Wulkanu Poás, którego widoki to prawdziwa uczta dla zmysłów. Wulkaniczny krater wypełniają dwa jeziora o hipnotyzującym, błękitno-zielonym odcieniu. Kwaśniejsze z nich, osnute oparami, znane jako Laguna Caliente (ok. 2300 m n.p.m.), jest tym, co zapiera dech w piersiach nawet tym, którzy – kolokwialnie określając – „wszędzie byli i wszystko widzieli”. Wulkan Poás (2697 m n.p.m., według Smithsonian Institution) od 1828 r. wybuchł 40 razy, z czego ostatnia duża erupcja miała miejsce w kwietniu 2017 r., powodując ewakuację turystów i mieszkańców.
Parafrazując znane powiedzenie, nie samą (nawet najwspanialszą!) przyrodą Kostaryka żyje. W obrębie prowincji San José, na obrzeżach stolicy, mieści się kanton Escazú, który uważa się za najbogatszą dzielnicę, nazywaną przez miejscowych „Beverly Hills Kostaryki”. Ujrzymy tutaj nowoczesne budynki w stylu kojarzonym z europejskich ulic, czyste chodniki, sklepy zagranicznych marek, dobrze znanych z naszych galerii handlowych. Mieszkańcy różnych części San José i okolic przyjeżdżają tu na zakupy, po nową sukienkę czy torebkę od znanego projektanta. Escazú rozwinęło się w ciągu ostatnich lat, stając się dziś domem kostarykańskich elit finansowych, choć jeszcze w latach 80. XX w. po ulicach poruszały się krowy i konie, a nie samochody marki BMW czy Mercedes. To topowa lokalizacja do zamieszkania na dłużej, gdzie poza eleganckimi sklepami są świetne bary, restauracje, nowoczesne kluby fitness, kina, hotele, pola golfowe, supermarkety, najlepszy prywatny szpital w kraju i szkoły z ambitnymi programami. To tutaj właśnie mieszkają zamożni ekspatrianci i dyplomaci. W Escazú istnieje dużo ofert na krótkoterminowy wynajem typu bed and breakfast, dlatego to świetna, bezpieczna opcja na nocleg i wynajęcie auta. Nie znajdziemy tu śladów lokalnej kultury Ticos, to bańka kulturowa promująca wszystko, co uniwersalne, czyli zamerykanizowane.
San José to najlepsza opcja na kulinarną eksplorację. Wśród codziennych doświadczeń, propozycję numer jeden stanowi Mercado Central, największy targ miejski z ponad 200 sklepami, stoiskami i tanimi restauracjami nazywanymi sodas, gdzie stołują się miejscowi, a jedzenie jest proste i zawsze świeże. Na prawdziwych koneserów smaku w kostarykańskiej stolicy czekają eleganckie lokale pretendujące do gwiazdek Michelin (choć jeszcze ich nie mają). Wartych uwagi jest kilkanaście z nich, wśród których najlepsze oceny posiadają „El Taller de Billy Sazón”, „Silvestre” i „Grano de Oro”. Dolary akceptuje się powszechnie podczas płatności gotówkowych w barach, kawiarniach, restauracjach i nie tylko, aczkolwiek ceny przelicza się wówczas po zawyżonym kursie. Warto więc zaopatrzyć się w lokalną walutę – colony kostarykańskie (100 colonów to ok. 0,77 zł). Polecam również zatrzymać kilka banknotów na pamiątkę, gdyż są one iście wyjątkowe. Zamiast królów i prezydentów, znajdują się na nich podobizny zwierząt: jelenia, rekina, małpy, leniwca i kolibra. Grafiki na banknotach, gdy przyłoży się ich przeciwne końce, łączą się w całość.
„Pura vida”, czyli samo życie
Kostarykę po raz pierwszy odwiedziłam w 2014 r. i to właśnie tu zaczęła się moja środkowoamerykańska podróż naszpikowana przygodami i szczęściem. Po prostu najprawdziwszym szczęściem… W dzienniku opisywałam liście paproci wielkości człowieka, leniwce i małpy wypatrzone w konarach drzew oraz międzynarodowe przyjaźnie. To była moja wersja kostarykańskiej filozofii pura vida, co znaczy „czyste życie”. To, czy patrząc na słońce będziemy cieszyć się, że jest ciepło, czy narzekać, że się pocimy, to, czy jedząc świeże owoce, będziemy myśleć o dostarczanych witaminach, czy grymasić na wysoką cenę, zmieni całe nasze doświadczenie. Pura vida to zwrot, który stał się tak powszechny, że w 2023 r. został nawet włączony do słownika hiszpańskiego opracowanego przez Hiszpańską Akademię Królewską (Real Academia Española, RAE), instytucję odpowiedzialną za regulowanie i rozpowszechnianie tego języka na świecie. Co ciekawe, fraza ta zaistniała w przestrzeni publicznej po raz pierwszy w meksykańskim filmie z lat 50. XX w. o tytule Pura Vida, a potem została spopularyzowana w kinowym hicie z 1969 r. Swobodny jeździec (ang. Easy Rider) w reżyserii Dennisa Hoppera (1936–2010). Dziś zwrot pura vida jest widoczny na koszulkach, kubkach i wszelkich pamiątkowych gadżetach z Kostaryki, będąc równie popularny co postać sympatycznego leniwca – oficjalnie uznanego w 2021 r. za symbol narodowej bioróżnorodności, zwierzęcia, którego styl życia, jak żartobliwie się mawia, uosabia wszechobecną filozofię Kostarykańczyków.
W słowach pura vida mae, czyli „samo życie, bracie”, kryje się wdzięczność, pozytywne spojrzenie na świat i przyjmowanie życia takim, jakie jest, bez pośpiechu, krytyki i stresu. Pozytywne myślenie daje pozytywne rezultaty, a pozytywne rezultaty to wysoka jakość. To właśnie Kostaryka oferuje swoim gościom. Przyjmujesz zaproszenie?