ROBERT GONDEK

www.szczytyafryki.pl

Tanzania to być może najlepszy kraj na pierwszą podróż do Afryki, duży i zróżnicowany pod każdym względem. W ciągu dwóch dni można przejechać różnej jakości drogami od brzegu jeziora Wiktorii (największego afrykańskiego jeziora o powierzchni blisko 60 tys. km2) na wybrzeże Oceanu Indyjskiego. Po drodze mija się bezkresne sawanny, rozległe równiny i dzikie zwierzęta Parku Narodowego Serengeti, krater wulkanu Ngorongoro, górę Meru, lodowiec pokrywający Kilimandżaro, tanzańskie miasta, aby na koniec zobaczyć piękne plaże. Podróżując przez Tanzanię, wystarczy przejechać kilkadziesiąt kilometrów i można znaleźć się w regionie, gdzie nie uda nam się porozumieć w języku, w którym mówili ludzie w miejscu, z którego przed chwilą wyjechaliśmy. Mimo problemów z komunikacją przekonujemy się jednak, że Tanzańczycy są fantastycznymi ludźmi: zwykle przyjaznymi, otwartymi, o ciekawych zwyczajach. Nie zważając na „atakującą” ich gwałtownie cywilizację i nowoczesność, wciąż starają się żyć po swojemu.

Tanzania jest 14. pod względem powierzchni krajem w Afryce, mniej więcej trzykrotnie większym od Polski (zajmuje obszar niemal 950 tys. km2). Jej terytorium zamieszkuje ok. 66 mln ludzi z ponad 120 grup etnicznych.

To wschodnioafrykańskie państwo charakteryzuje się rozległymi przestrzeniami. Pokonując terenowym samochodem dziesiątki kilometrów sawann, pól, bezdroży, przez kilka godzin można nikogo nie spotkać. Często przez bardzo długi czas nie widać żadnych miast, wiosek, pojedynczych domów, ludzi… Oczy turystów cieszą za to wspaniałe widoki i zmieniający się krajobraz. Pojawiają się sawanny, trawy, góry, wąwozy, wodospady, wyschnięte rzeki, busz, las albo piękne plaże.

Gdy zapada noc, można rozbić namiot i przez wiele godzin wpatrywać się w oszałamiająco rozgwieżdżone niebo, z doskonale widoczną Drogą Mleczną. Tego wspaniałego widoku nie zakłóca żadne sztuczne światło. Do najbliższego skupiska ludzkiego może być kilkadziesiąt kilometrów, a nawet więcej. Warto wsłuchać się w ciszę, odgłosy nocnych owadów, sów albo wędrujących nocami lwów i słoni.

Wśród największych atrakcji turystycznych, z których słynie Tanzania, należy wymienić Kilimandżaro (średnio ok. 100 tys. turystów rocznie próbuje zdobyć najwyższą górę Afryki), aktywny stratowulkan Meru, wulkan Ol Doinyo Lengai, Park Narodowy Serengeti, krater Ngorongoro, Park Narodowy Aruszy, Park Narodowy Tarangire, Park Narodowy Jeziora Manyara, Park Narodowy Ruaha, rezerwat Selous (Selous Game Reserve, obecnie noszący nazwę Parku Narodowego Nyerere), Park Narodowy Gór Mahale, Park Narodowy Gombe Stream, słone jezioro Natron, wyspę Zanzibar (Unguję) i wiele innych cudownych miejsc.

Aby choć trochę poznać ten piękny kraj, na podróż trzeba przeznaczyć co najmniej kilkanaście dni i najlepiej podzielić ją na trzy części. Pierwsza z nich, spokojna, kilkudniowa, pozwala zobaczyć afrykańską przyrodę. To safari w tanzańskich parkach narodowych w poszukiwaniu słoni, żyraf, lwów, gepardów i innych dzikich zwierząt. Podczas drugiej części można spróbować sił w kilkudniowej wędrówce na jedną z najbardziej znanych gór na świecie – Kilimandżaro. Jeśli nie mamy aż tyle czasu, możemy wejść na wulkan Ol Doinyo Lengai (2962 m n.p.m.), który charakteryzuje się pięknym, niemal stożkowym kształtem. Wybierając się w dłuższą podróż do Tanzanii, warto wejść na obie góry, ale należy pamiętać, żeby dla lepszej aklimatyzacji zacząć od tej niższej. Na koniec wyprawy trzeba wybrać się na Zanzibar. Tu można odpocząć, popływać w Oceanie Indyjskim, zobaczyć piękne plaże, rafy koralowe, żółwie, gerezy trójbarwne i zabytkowe Kamienne Miasto (Stone Town).

Serengeti i „twiga”

Safari stanowi obowiązkowy punkt niemal każdej podróży do Tanzanii. Nie ma znaczenia, czy jest to wycieczka z biura podróży, czy planowana i organizowana we własnym zakresie.

Aby móc w pełni doświadczyć afrykańskiego safari, powinno się na nie przeznaczyć przynajmniej kilka dni i zaplanować wizytę w kilku rezerwatach. Gdy jest taka możliwość, warto wybrać się na dłużej do Parku Narodowego Serengeti, a wcześniej spędzić trochę czasu we wnętrzu słynnego krateru Ngorongoro.

Podczas zwiedzania niektórych parków narodowych w Afryce można nocować w namiotach na nieogrodzonych polach kempingowych. Nie wiadomo wówczas, czy w pewnym momencie tuż obok nie przejdzie słoń albo stado lwów. Wiąże się to więc z pewnym ryzykiem. Mimo wszystko jest wielu chętnych na spędzenie takiej nocy z dreszczykiem.

Pewnego razu podczas safari w Parku Narodowym Serengeti nocowałem właśnie w namiocie. Wieczorem po obozowisku przechadzał się słoń oraz kilka antylop. Z uwagą wsłuchiwałem się w nieznane mi odgłosy buszu. Po kilku godzinach zwierzęta sobie poszły, zrobiło się ciszej, a ja poczułem się bezpiecznie. Wczesnym rankiem, gdy pakowałem plecak w namiocie, nagle usłyszałem dziwne dźwięki. Coś poruszało się tuż obok. Pomyślałem, że słoń wrócił. Wyjrzałem na zewnątrz i zobaczyłem nogi. Nade mną stała żyrafa i jadła liście z rosnącej obok akacji. Poczekałem cierpliwie, aż się oddali, po czym ostrożnie, żeby nie zostać kopnięty przez przestraszone zwierzę, wyszedłem z namiotu. Nogi żyrafy mają blisko 2 m długości, co oznacza, że bez problemu mógłbym zmieścić się pomiędzy nimi. Wolałem jednak nie ryzykować.

Żyrafa, zwana w języku suahili twiga, to jedno z najciekawszych afrykańskich zwierząt. Ma długą szyję, długi język, długie nogi, przypominające rogi ossikony oraz charakterystyczne wzory na ciele.

Żyrafy są najwyższymi ssakami lądowymi. Ich wysokość często przekracza 5 m (najwyższy znany samiec mierzył 5,88 m), a waga 1 t (najcięższy osobnik ważył 1930 kg). Występują w większości państw Afryki, chociaż najczęściej można je spotkać we wschodniej oraz południowej części kontynentu, m.in. w Tanzanii. Ich ulubione środowisko stanowi sawanna, obszary trawiaste oraz otwarte tereny leśne.

Światowa populacja żyraf wynosi obecnie ok. 115 tys. osobników. Ze względu na wygląd zewnętrzny oraz terytorium występowania zwierzęta te dzieli się na dziewięć podgatunków. Jednak to nie jedyna istniejąca klasyfikacja. Jest ich kilka (w zależności od stosowanej metody). Jedną z najnowszych i najpopularniejszych stanowi podział na trzy gatunki, uwzględniający różnice genetyczne. Według niego na świecie żyją: żyrafy północne (blisko 22 tys. osobników), żyrafy masajskie (kenijskie – ok. 45 tys. przedstawicieli) oraz żyrafy południowe (mniej więcej 48 tys. okazów).

Najbardziej charakterystyczną częścią ciała tego zwierzęcia jest ponad 2-metrowa szyja. To ona powoduje, że twiga to nie tylko najwyższy lądowy ssak, lecz także największy z przeżuwaczy żyjących w czasach nowożytnych.

Szyja żyrafy stanowi niewątpliwy atut podczas zdobywania pożywienia, które znajduje się wysoko na drzewach i jest niedostępne dla innych zwierząt. Czasem przydałoby się, aby była jeszcze nieco dłuższa, ponieważ długonogiej żyrafie nie jest łatwo schylić się, żeby napić się wody. Nie dosięga do niej. Konieczne staje się więc rozstawienie przednich nóg oraz ugięcie kolan. Żyrafy piją jednak rzadko, zwykle co kilka dni. Dużą część niezbędnej wody dostarczają do organizmu wraz z roślinnym pożywieniem.

W przypadku samców długa szyja przydaje się też podczas walk, zwanych w języku angielskim necking. Rywalizacja polega na przepychaniu się szyjami, wymachiwaniu nimi oraz wielokrotnych próbach wzajemnych uderzeń. Ostatecznie samce żyrafy starają się doprowadzić do zadania rywalowi zwycięskiego ciosu za pomocą znajdujących się na głowie ossikonów. Większość pojedynków jest bezkrwawa, ale zdarzają się niestety przypadki złamań po otrzymanych uderzeniach.

Język żyrafy osiąga nawet 50 cm długości i bez większego problemu twiga może nim oblizać i wyczyścić swój nos. Jego główne zadanie stanowi jednak umiejętne lawirowanie pomiędzy kolczastymi gałęziami akacji i innych roślin w celu chwycenia smacznych liści, pędów, pąków, owoców, traw i kwiatów. Część języka ma charakterystyczny fioletowo-czarny kolor, który prawdopodobnie zabezpiecza go przed poparzeniami słonecznymi. Konieczność takiej ochrony wynika z tego, że żyrafy większą część dnia przebywają na słońcu. Podczas jedzenia przez długi czas eksponują język na działanie mocnych promieni słonecznych, co może prowadzić do bolesnych poparzeń.

Ngorongoro i „simba”

Park Narodowy Serengeti to ogromny obszar ochrony przyrody, zajmujący powierzchnię prawie 15 tys. km2. Niemal połowę mniejszym terytorium może się pochwalić Ngorongoro Conservation Area ok. 8,3 tys. km². Centralną część stanowi tutaj słynny krater Ngorongoro („zaledwie” ok. 260 km2 powierzchni). Do jego wnętrza można się udać wkrótce po opuszczeniu Serengeti. Zjeżdża się ponad 600 m z krawędzi położonej na wysokości mniej więcej 3 tys. m. Dzięki naturalnej barierze w postaci krawędzi krateru oraz stosunkowo niewielkiej powierzchni częstość spotkań z różnorodnymi dzikimi zwierzętami jest tu znacznie większa niż w Serengeti.

Lew to jeden z przedstawicieli tzw. Wielkiej Piątki Afryki, którego można spotkać we wnętrzu Ngorongoro. Pozostałe gatunki zaliczane do tej grupy, czyli afrykański słoń sawannowy, bawół afrykański, nosorożec czarny oraz lampart, również tutaj występują. Potocznie przez to pojęcie rozumie się pięć najgroźniejszych zwierząt Afryki, chociaż pierwotnie określenie, które zostało wymyślone przez myśliwych, oznaczało pięć najbardziej walecznych i sprawiających im najwięcej problemów podczas polowań dużych ssaków afrykańskich.

Czy rzeczywiście są to aż tak szalenie groźne zwierzęta? Okazuje się, że to tylko częściowo prawda. Bardziej niebezpieczne są hipopotamy, a nawet komary. To z powodu roznoszonych przez te owady chorób na Czarnym Lądzie ginie bardzo wiele osób. Ale to właśnie dużych ssaków z Wielkiej Piątki najczęściej szuka się podczas safari w Afryce. Simba (w języku suahili „lew”) zawsze wzbudza ogromne emocje, szczególnie wtedy, gdy pamięta się wzruszający film animowany z 1994 r. Król Lew, którego głównym bohaterem jest młody lew o imieniu Simba. I to właśnie tych zwierząt warto szukać podczas safari w Ngorongoro, bo jest ich tu całkiem sporo na niewielkim terenie.

Populacja lwów żyjących na wolności wynosi aktualnie przeszło 20 tys. Można je spotkać w ponad 20 państwach, głównie na wschodzie oraz południu kontynentu (lwy afrykańskie), a także w Azji (lwy azjatyckie) w indyjskim Parku Narodowym Gir. Dawniej ssaki te występowały również w pozostałych rejonach Afryki, na Bliskim Wschodzie, w Ameryce Północnej i Południowej (lwy amerykańskie), w większej liczbie miejsc w Azji, a nawet w Europie. Szczątki wymarłych kilkanaście tysięcy lat temu lwów jaskiniowych odnaleziono też w wielu regionach naszego kraju, m.in. w Tatrach, Sudetach i na Wyżynie Krakowsko-Częstochowskiej.

Lwy to jedne z największych aktualnie żyjących ssaków z rodziny kotowatych (większe są tylko tygrysy). Waga dorosłych samców wynosi nawet 230 kg, a długość ciała mierzona od głowy do ogona zwieńczonego włochatym końcem podobnym do pędzla dochodzi do 310 cm. Samce są wyraźnie większe i cięższe od samic.

Lwy mogą być srebrzysto-szare, żółte, pomarańczowo-brązowe, a nawet ciemnobrązowe. W rezerwacie Timbavati (Timbavati Private Nature Reserve) w RPA można także spotkać niezwykle rzadkie naturalnie białe drapieżniki. Za ten kolor odpowiedzialny jest leucyzm, czyli niedobór ciemniejszych pigmentów w skórze i sierści. Co ciekawe, ich oczy, opuszki łap, nos i pysk mają normalne zabarwienie, co różni je od albinosów. Niecodzienne ubarwienie powoduje również różne komplikacje w codziennym funkcjonowaniu. Białym lwom jest zdecydowanie trudniej ukryć się podczas polowania na pożółkłej sawannie.

Unikatową cechę lwich samców stanowi grzywa, która nie występuje u innych kotowatych. Wyrastająca w okresie dojrzewania czupryna różni się u poszczególnych osobników długością i kolorem. Zdarzają się lwy, które mają niewielką grzywę lub nie posiadają jej wcale. Z prowadzonych obserwacji wynika, że osobniki cechujące się dłuższą i ciemniejszą grzywą mają większy poziom testosteronu, często są silniejsze i cieszą się większym powodzeniem u samic.

Aby zobaczyć lwy, trzeba uzbroić się w cierpliwość i mieć sporo szczęścia. Nikt nie da nam gwarancji, że spotkamy je podczas każdego safari. W kraterze Ngorongoro jednak szansa na ich wytropienie jest naprawdę spora.

Lwy można żartobliwie nazwać leniuchami, ponieważ odpoczywają przeciętnie przez ok. 20 godz. na dobę. W ciągu dnia na sawannie temperatura w słońcu często przekracza 50°C i jakakolwiek aktywność w takich warunkach powoduje ogromną utratę energii. Dlatego w dzień lwy znajdziemy pośród wysokich traw, w cieniu skał, w buszu, a czasem na drzewach (np. w pobliskim Parku Narodowym Jeziora Manyara). Gdy robi się chłodniej (późnym popołudniem, nocą i wczesnym rankiem), stają się bardziej aktywne. Wtedy wędrują i polują, trzymając się zajmowanego przez stado obszaru. Opuszczają swój rewir tylko w wyjątkowych sytuacjach, np. gdy brakuje pożywienia. Doskonale wiedzą, że są wtedy narażone na ataki ze strony innych lwów bojących się o utratę terytorium i dominacji nad stadem.

W większości afrykańskich rezerwatów obowiązują zakazy wychodzenia z pojazdów podczas safari, ponieważ drapieżniki doskonale potrafią się kamuflować. Często ich nie zauważamy, bo sierść zlewa się kolorystycznie z wysuszonymi trawami. Podczas spotkania oko w oko z głodnym lwem moglibyśmy stać się dla niego łatwo zdobytą przekąską.

W stadzie lwów za polowania odpowiadają głównie samice, strategicznie współpracując ze sobą podczas zdobywania pożywienia. Najczęściej ich łupem padają zebry, antylopy, żyrafy, guźce, młode słonie i bawoły afrykańskie. Nie oznacza to jednak, że inne zwierzęta mogą czuć się bezpiecznie.

Podczas gdy lwice zajmują się zdobywaniem pożywienia oraz opieką nad lwiątkami, samce odpowiadają za ochronę stada oraz zajmowanego terytorium. Ich donośny ryk, podkreślający obecność w okolicy, często można usłyszeć nocą, nawet z odległości 8 km. Zaczyna się on od kilku głębokich, długich ryknięć, które przechodzą w serię krótszych, a następnie milkną. Trwa to zazwyczaj kilkadziesiąt sekund.

Ol Doinyo Lengai

Po emocjonujących spotkaniach z dzikimi afrykańskimi zwierzętami: lwami, hipopotamami, żyrafami i innymi gatunkami można pomyśleć o nieco aktywniejszym etapie podróży po Tanzanii. Dobrym pomysłem może być wędrówka na jedną z dwóch tanzańskich gór.

Ol Doinyo Lengai (2962 m n.p.m.) stanowi jedyny czynny karbonatytowy wulkan na świecie i jedną z najwyższych gór w tym wschodnioafrykańskim kraju. Wiele osób mówi, że jest trzeci pod tym względem w Tanzanii. To nieprawda. Trzecie miejsce zajmuje Lomalasin, który mierzy 3648 m n.p.m. Ol Doinyo Lengai mieści się prawdopodobnie w pierwszej dziesiątce najwyższych tanzańskich gór. Wejście na wulkan zajmuje kilka godzin, a w trekkingu turystom towarzyszy jeden z przewodników z miejscowej społeczności, którzy wierzą, że w kraterze grzmi bóg Ngai (Enkai). Dlatego właśnie uważają Ol Doinyo Lengai za świętą górę.

Przed trekkingiem turyści zwykle zatrzymują się na kempingu w pobliżu słonego jeziora Natron, które słynie z występującej tutaj ogromnej populacji flamingów małych (czerwonaków małych). Koło północy kierowca zawozi wędrowców do ostatniego dostępnego drogą kołową punktu u podnóża Ol Doinyo Lengai. W tym miejscu zaczyna się marsz. Na początku jest zwykle bardzo ciepło. Ścieżkę otaczają wysokie trawy, a podejście nie należy do trudnych. Z każdym metrem jest jednak bardziej stromo. Trawy powoli stają się coraz rzadsze, a równą ścieżkę zastępuje pył wulkaniczny, w którym idzie się dość ciężko.

Piękne rozgwieżdżone niebo podczas pory suchej sprzyja wędrówce. Droga podejścia nie wije się pod górę – została poprowadzona niemal w linii prostej. Z każdym metrem powoduje to jednak coraz większe problemy. Jest po prostu stromo. W pewnym momencie zaczynają się też skały. Czasem trzeba sobie pomóc rękoma. Powodem, dla którego wędruje się po ciemku, jest nie tylko chęć uniknięcia marszu w upale, lecz także duża, wyraźnie odczuwalna ekspozycja. Należy być bardzo skoncentrowanym, żeby nie runąć w dół.

Po dojściu do krawędzi krateru bez problemu można dostrzec unoszący się pył i kopczyki z kamieni wyrzucanych przez wulkan. Czuć zapach siarki, a małe bulgoczące jeziorko czarnej mazi regularnie daje o sobie znać. To właśnie dlatego, planując wejście na szczyt, trzeba zwrócić uwagę na aktywność Ol Doinyo Lengai. Co kilka, kilkanaście lat daje on o sobie znać w postaci erupcji, która czasem jest bardzo spektakularna i powoduje jednocześnie wiele szkód w bliskim i dalszym otoczeniu.

Krawędź krateru to jeszcze nie koniec podejścia, chociaż niestety przewodnicy często liczą na to, że turystom wystarczy sam jego widok, obserwacja wschodu słońca z tego miejsca i spacer ścieżką dookoła krawędzi. Kilkaset metrów dalej znajduje się wzniesienie, które stanowi właściwy wierzchołek góry. Wejście na niego zajmuje dodatkowe pół godziny. Dopiero z tego punktu można dostrzec, jak eksponowanym podejściem wchodzi się na Ol Doinyo Lengai.

Droga w dół zajmuje ok. 4 godz. Też nie należy do łatwych. Jest stromo i ślisko, a marsz przeradza się w zjazd z górki na nogach lub pupie po grząskim pyle. Nawet gdy pod stopami czuć skałę, trzeba uważać, bo często kruszy się ona wkrótce po tym, gdy się na niej stanie.

KILIMANDŻARO – SZCZYT WOLNOŚCI

Ol Doinyo Lengai można potraktować jako rozgrzewkę przed prawdziwym wyzwaniem podczas tanzańskiej wyprawy. Stanowi je bez wątpienia zdobycie Kilimandżaro. Po nocnym wypoczynku w Aruszy albo Moshi pozostaje tylko dojechać samochodem do miejsca, z którego rozpoczyna się trekking.

Dróg, którymi można wejść na wierzchołek Uhuru (5895 m n.p.m.), co w języku suahili oznacza „Szczyt Wolności”, jest kilka. Do najpopularniejszych szlaków należą Machame (62 km) i Marangu (70 km). Warto wybrać tę pierwszą, trochę krótszą drogę. Machame to prawdopodobnie najładniejsza krajobrazowo trasa, ale przede wszystkim taka, która pozwala na dobrą aklimatyzację. Cały trekking zajmuje sześć dni. Można go wydłużyć nawet do tygodnia, ale w większości przypadków nie jest to konieczne.

Marsz rozpoczyna się przy bramie wejściowej Machame na wysokości 1743 m n.p.m. Po rejestracji uczestników bagaż rozdzielany jest pomiędzy tragarzy. Waga pakunków nie może przekroczyć dozwolonego limitu 25 kg na jednego nosiciela.

Pierwszego dnia trasa prowadzi przez las deszczowy. Zwykle pokonanie go zajmuje ok. 4 godz. Trzeba się jednak liczyć z dość dużym prawdopodobieństwem wystąpienia burzy i silnego deszczu. Celem tego dnia jest kemping Machame na wysokości 3026 m n.p.m. Pierwszy nocleg pod namiotem uświadamia wszystkim, że z każdą kolejną nocą będzie zimniej.

Drugiego dnia turyści wędrują do obozu Shira położonego ok. 800 m wyżej (3840 m n.p.m.). Po sprawnym marszu jest sporo czasu na podziwianie wulkanu Meru – drugiej pod względem wysokości góry Tanzanii (4562 m n.p.m.), oddalonej od Kilimandżaro o mniej więcej 70 km, oraz pięknego zachodu słońca.

Kolejnego dnia trzeba wspiąć się na wysokość ponad 4600 m n.p.m., na tzw. Lava Tower, aby ostatecznie zejść do doliny zwanej Barranco – do Barranco Camp (3950 m n.p.m.). Dzięki temu ma się dobrą aklimatyzację. Od czasu do czasu na trasie można dostrzec śnieg. Zwykle nie ma go zbyt dużo, ale wystarczająco, żeby nieco przyprószyć porastające dolinę ogromne senecje i lobelie wielkie.

Czwarty dzień jest często bardziej wymagający. Początkowy odcinek ma nawet coś z elementów łatwej wspinaczki, aczkolwiek nie wymaga użycia specjalistycznego sprzętu. A później na piechurów czekają już tylko: górka, dołek, górka, dołek… A wszystko to ponad chmurami rozścielonymi nad Tanzanią. Wciąż jednak idzie się powoli wyżej i wyżej, aż do bazy usytuowanej na wysokości 4645 m n.p.m. (Barafu Camp), z której jeszcze nocą rozpoczyna się atak szczytowy.

W nocy jest naprawdę zimno. Temperatura spada do -15°C. Czasami nawet jeszcze bardziej. Często pada też śnieg. Na szczyt wyrusza się koło północy. Nie czuje się wtedy chłodu. Zimno jest stłumione przez emocje związane z decydującym podejściem.

Po drodze przechodzi się obok Stella Point (5756 m n.p.m.). Powoli wschodzi słońce. Przy bezchmurnym niebie widoki są obłędne. Ale to jeszcze nie koniec… Z tego miejsca czeka na nas jeszcze nieco ponad 100-metrowe podejście, co często przekłada się na ponad godzinny marsz w wolnym równym tempie. Większość turystów dociera do upragnionego celu we łzach, nie mogąc złapać oddechu z braku tlenu i wzruszenia. Odczuwa się ogromną radość z faktu, że wszystkie słabości i kryzysy udało się pokonać, a szczyt został zdobyty.

Pozostaje tylko zrobić pamiątkowe zdjęcia i bezpiecznie zejść z Kilimandżaro. To jeszcze prawie dwa żmudne i wyczerpujące dni marszu… Trekking kończy się przy bramie Mweka (1653 m n.p.m.), a na schodzących turystów czekają Tanzańczycy, pełni nadziei, że podekscytowani i szczęśliwi zdobywcy zostawią im odzież albo kupią od nich pamiątki po zdecydowanie zawyżonych cenach.

Rajski Zanzibar

Po udanym wejściu na najwyższą górę Afryki przychodzi czas na prawdziwe leniuchowanie i błogi relaks na rajskim Zanzibarze. Najczęściej celem jest jedna z kilku tanzańskich wysp wchodzących w skład archipelagu na Oceanie Indyjskim, oddalonego od kontynentu afrykańskiego o kilkadziesiąt kilometrów. Największą popularnością cieszą się Mafia, Pemba i Unguja. Tę ostatnią zwykle nazywa się Zanzibarem (od nazwy miasta – stolicy autonomicznej części Tanzanii). Na tę modną wyspę dociera się samolotem albo promem z Dar es Salaam.

Co można zobaczyć na Zanzibarze? Pierwsze skojarzenie to piękne plaże, wysmukłe palmy i ciepły Ocean Indyjski. To oczywiście prawda. Na tej wyspie jest pięknie i gorąco. Często jednak to, co widać na pierwszy rzut oka, zmienia się, gdy tylko minie się bramę wejściową do hotelu i przejdzie się uliczkami, o których trudno znaleźć choćby wzmiankę w folderach turystycznych. To właśnie w takich miejscach znajduje się prawdziwy i ciekawy Zanzibar, czyli tzw. klimat. Warto tego doświadczyć, zagubić się nieco i wybrać się gdzieś dalej niż do baru hotelowego, na plażę albo na zorganizowaną wycieczkę z innymi zagranicznymi turystami.

Zwiedzanie Zanzibaru można rozpocząć od wyprawy do Parku Narodowego Jozani-Chwaka Bay (Jozani-Chwaka Bay National Park). To jedyny park narodowy na wyspie. Jest on niewielki pod względem powierzchni (ok. 50 km²), obejmuje swoim obszarem las Jozani, słynący m.in. z ciekawskich endemicznych małp – gerez trójbarwnych. Turyści spotkają je wyłącznie w tym miejscu. Obowiązkowy punkt każdej wycieczki z przewodnikiem po lesie stanowi również spacer drewnianymi kładkami pośród niezwykłych namorzyn. Można też umówić się na indywidualną wędrówkę po terenie parkowym. Podczas niej istnieje szansa zajrzenia z przewodnikiem do rzadziej odwiedzanych miejsc.

Jedną z ciekawostek związanych z Zanzibarem są podwodne plantacje alg morskich. Uprawiane poletka tworzą charakterystyczny przybrzeżny krajobraz wyspy. Podczas odpływu (dość silnego w tym rejonie) spod wody wyłaniają się całe pola alg. Kobiety wędrują, aby je pielęgnować, poprawiać, podwiązywać, zbierać i sadzić na nowo. Na brzegu można obserwować suszące się na słońcu algi, którę przybierają różne odcienie w zależności od stopnia wysuszenia. Warto także przysiąść po prostu nieco z boku, przyjrzeć się wszystkim czynnościom wykonywanym przez kobiety i pomyśleć wówczas o ich ciężkiej pracy. Ciekawe jest również to, że algi morskie z Zanzibaru stanowią jeden ze składników wielu kosmetyków. Być może nawet ich używasz, bo z każdym rokiem stają się coraz popularniejsze.

Jeśli ktoś chciałby ujrzeć piękny podwodny świat, Zanzibar nadaje się do tego doskonale. Wyspy archipelagu otaczają wspaniałe rafy koralowe. Jest wiele miejsc, gdzie można podziwiać podwodne życie. Działa też sporo firm, szczególnie w okolicy miejscowości Nungwi (na północnym krańcu Zanzibaru), które w kilka chwil zorganizują wycieczki dla miłośników snorkelingu albo nurkowania. Wystarczy zwykła maska z rurką, żeby podziwiać piękno oceanicznego świata. O sprzęt nie trzeba się martwić. Bez problemu można go tu wypożyczyć w każdym miejscu.

Kolejną popularną atrakcję na Zanzibarze stanowią pokazowe plantacje przypraw. Mieszkańcy za drobną opłatą chętnie oprowadzą nas po uprawach. To dla nich dodatkowe źródło dochodu. Z kolei dla nas jest to często szansa, aby zobaczyć, jak wygląda to, co w Polsce widzimy już w znacznym stopniu przetworzenia. Na Zanzibarze można dowiedzieć się, jak rośnie pieprz, goździki, wanilia, kardamon, gałka muszkatołowa czy cynamon.

Podczas pobytu na tej rajskiej wyspie obowiązkowo należy zwiedzić Kamienne Miasto (historyczną część miasta Zanzibar). Stone Town stanowi wspaniały przykład nadbrzeżnych miast handlowych ludu Suahili w Afryce Wschodniej, dzięki czemu w 2000 r. zostało umieszczone na prestiżowej Liście Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO. To naprawdę niezwykłe miejsce. Mieszają się tu wpływy wielu narodów, z których każdy wywarł widoczny do dziś ślad w architekturze, sztuce, zwyczajach, a nawet słownictwie. Wszędzie dostrzega się odniesienia do kultury Suahili, perskiej, arabskiej, hinduskiej czy europejskiej. Przed oczami turystów przewijają się tu wąskie uliczki, stosunkowo wysokie domy, place, bazary, meczety… Uwagę zwraca także materiał, z którego w dużej części zbudowane są tutejsze domostwa. To koralowiec i jego charakterystyczny czerwonawy kolor, widoczny szczególnie wyraźnie zaraz po deszczu.

„KWAHERI TANZANIA, TUTAONANA”

Tanzania jest naprawdę dużym, dynamicznie rozwijającym się i zmieniającym się krajem. Tych kilka opisanych atrakcji i aktywności to zaledwie niewielka część tego, co można obrać za cel wymarzonej afrykańskiej podróży. Być może właśnie dlatego w Tanzanii byłem już pięć razy. Wiem też, że na mapie tego wschodnioafrykańskiego państwa pozostało mnóstwo nieodkrytych i ciekawych regionów, do których chciałbym dotrzeć. Wiem również, że miejsca, w których byłem, chciałbym odwiedzić ponownie. Dlatego na koniec piszę Kwaheri Tanzania ya kuonana, co w języku suahili oznacza „Żegnaj Tanzanio, do zobaczenia wkrótce”.