PAWEŁ SKAWIŃSKI

autor książki Gdy nie nadejdzie jutro

 

<< Żeby zrozumieć wielką różnorodność Indii, trzeba pojechać w Himalaje, wybrać się na trekking przez deszczowy, zielony Sikkim, spalony słońcem, pustynny Ladakh i żyzny, szafranowy Kaszmir. Odpowiedź na pytanie, co – mimo aż tylu rzucających się w oczy różnic – łączy mieszkańców tego fascynującego kraju, można znaleźć również na dalekim południu Półwyspu Indyjskiego – w iście baśniowej Kerali. >>

Hindusi wierzą, że ich bogowie wybrali Himalaje na swoją siedzibę. Tu mieszka Śiwa z małżonką Parwati („górską boginią”), tutaj bierze swój początek święty Ganges. W tym rejonie rozpowszechnił się głównie buddyzm, ale wciąż silny jest też hinduizm oraz islam. Wyznawcy tych trzech religii na przestrzeni wieków toczyli zaciekłe boje o najwyższe góry świata.

W tym wydaniu magazynu All Inclusive chciałbym zaprosić wszystkich miłośników subkontynentu indyjskiego (i nie tylko!) do odwiedzenia czterech niezwykłych regionów Indii: północno-wschodniego stanu Sikkim, himalajskiej krainy Ladakh, leżącego na północnym zachodzie Kaszmiru oraz Kerali nad Oceanem Indyjskim. Każdy z nich odsłoni przed swoimi gośćmi nowe, nieznane oblicze tego ogromnego południowoazjatyckiego państwa.

 

 Mały Nepal

Podróż do indyjskiego stanu Sikkim rozpoczynamy w stolicy Bengalu Zachodniego, dusznej Kalkucie – jednym z najbardziej zatłoczonych miast świata (na 1 km² żyje tu ok. 25 tys. osób!), z postkolonialną zabudową i atmosferą jak z poprzedniej epoki. Podążając dalej na północ, mijamy Dardżyling, kiedyś co prawda należący do księstwa Sikkim, ale brutalnie zagarnięty przez Brytyjczyków w XIX w. Tutejsze plantacje herbacianych krzewów ciągną się aż po horyzont, pokrywając grubym, gęstym dywanem łagodne wzgórza, na których zbiera się jeden z najlepszych gatunków herbaty na świecie. W końcu ciemnozielone pola przechodzą w ryżowe tarasy, ostro wcięte w strome zbocza. Nad całą krainą góruje Kanczendzanga (Kanczendzonga), trzecia co do wysokości góra naszego globu, gdzie w 1992 r. zginęła najwybitniejsza polska himalaistka, Wanda Rutkiewicz (1943–1992). Pięć wierzchołków tego masywu (najwyższy ma 8586 m n.p.m.) przez tutejsze ludy uznawanych jest za święte, tak jak Ararat przez Ormian albo Sagarmatha, czyli Mount Everest, przez Nepalczyków. Pierwsze ekspedycje z lat 50. XX w. zatrzymywały się kilka metrów przed szczytem, aby nie sprofanować tego miejsca i nie niepokoić górskich bogów, którzy potrafią się zemścić.    

FOT. WIKIPEDIA.COM/CARSTEN NEBEL

Kangchengyao (6889 m n.p.m.) w północnym Sikkimie

Kangchengyao (6889 m n.p.m.) w północnym Sikkimie

 

             Uczestnicy wypraw wspinaczkowych zdobywają najczęściej Goecha La (4940 m n.p.m.), skąd roztacza się najlepszy widok na świętą górę. Nieco trudności przysparza wyrobienie odpowiednich dokumentów – potrzeba osobnych pozwoleń na wjazd do stanu Sikkim i na same trekkingi. Warto wcześniej sprawdzić przepisy, ponieważ często się zmieniają, a miejscowe agencje turystyczne starają się czasami wykorzystać niewiedzę turystów. Wyprawę najlepiej zaplanować na okres między końcem września a początkiem listopada. Należy jednak pamiętać o tym, że ostatnio letnie monsuny bywają dosyć nieregularne i mogą się trochę przeciągnąć, a w Sikkimie są bardzo gwałtowne i towarzyszą im obfite opady deszczu. Trochę gorszym terminem wydają się miesiące przedmonsunowe – kwiecień i maj. Bardzo szybko robi się wtedy gorąco. Sam trekking pod Kanczendzangę stanowi wyprawę w inny świat. Malutkie górskie wioski i bujny, wilgotny las w niższych partiach, pełny rozkwitających na wiosnę rododendronów, sprawiają, że Sikkim z tej strony wygląda jak sąsiedni Nepal. Na tym podobieństwa zresztą się nie kończą. Mieszkańcy północnoindyjskiego stanu współdzielą z Nepalczykami kulturę, zwyczaje, a także język. Nepalski to lingua franca tego regionu i oficjalny język urzędowy. Podobnie przedstawia się również kwestia religii. Ponad 60 proc. Sikkimczyków wyznaje hinduizm, spopularyzowany w tym rejonie przez osiedlających się po tej stronie Kanczendzangi przybyszów z Nepalu.   

            Ten skrawek terytorium Indii (stanowiący kiedyś niezależne księstwo), wciśnięty między Nepal, Bhutan i Chiny, ze względu na swoje położenie miał zawsze duże znaczenie strategiczne. Przez przełęcz Nathu La (4310 m n.p.m.) prowadził niegdyś słynny jedwabny szlak do chińskiego imperium. Tędy można było dostać się do Lhasy w Tybecie albo do Bengalu, który jeszcze w XVIII w. uchodził za jedno z najbogatszych miejsc na ziemi. Nic dziwnego, że o kontrolę nad tą himalajską przełęczą krwawe boje toczyli Bhutańczycy i Nepalczycy oraz biali kolonizatorzy. Gdy Indie uzyskały w 1947 r. niepodległość, również marzeniem ich pierwszego premiera – Jawaharlala Nehru (1889–1964) – stało się włączenie małego księstwa Sikkim do nowego państwa. 

 

Niedostępny Ladakh

Jeszcze sto lat temu podróż przez Himalaje wyglądała zupełnie inaczej. Trwała tygodniami, a nawet miesiącami. W góry ciągnęli ludzie nieustraszeni, najbardziej zdeterminowani, najsilniejsi fizycznie i psychicznie. Tylko urodzeni liderzy potrafili przewodzić karawanom i to o nich krążyły legendy, o nich opowiadano barwne historie w przydrożnych tawernach. Droga do Ladakhu należała do najtrudniejszych w ówczesnym świecie. Nie bez powodu jedną z pierwszych bram na szlaku do tej niedostępnej krainy – Rohtang La (3979 m n.p.m.) – nazwano przełęczą czaszek. Nieraz podróżujących zaskakiwało w tej okolicy gwałtowne załamanie pogody i na wiosnę kolejni śmiałkowie odkrywali tutaj stosy ciał.

FOT. CHRIS CALDICOTT/SHAKTI TRAVEL

 

Ladakh - fragment buddyjskiej gompy (klasztoru)

Ladakh – fragment buddyjskiej gompy (klasztoru)

 

                Dzisiaj do Ladakhu prowadzi asfaltowa, miejscami szutrowa droga, która jest jedną z najwyższych na świecie górskich tras samochodowych. Dwie tutejsze przełęcze – Lachalung La (5060 m n.p.m.) i Taglang La (5328 m n.p.m.) – znajdują się powyżej 5 tys. m n.p.m. Dłuższy pobyt na tej wysokości bez aklimatyzacji grozi śmiercią. Dlatego wzmocnione busy i samochody terenowe pokonują niemal 500-kilometrową trasę z Manali w stanie Himachal Pradesh do Leh (stolicy Ladakhu) w ekspresowym tempie ok. 17–20 godzin. To prawie cały dzień szalonej jazdy, podczas której co chwilę trzeba wymijać potężne ciężarówki jadące z ładunkiem do Ladakhu. Każdy manewr bywa ryzykowny. Często koła pojazdów buksują na krawędziach wąskiej drogi, nad kilkusetmetrowymi przepaściami. Zdarza się, że dwa samochody ciężarowe nie mieszczą się obok siebie i jeden z nich musi się wycofać do najbliższego zakrętu. Wtedy drugi kierowca, pełniący rolę pilota, wyskakuje z szoferki i – gwiżdżąc lub miarowo uderzając dłonią o karoserię – wydaje instrukcje prowadzącemu. Taki pomocnik jest niezbędny, ale i tak zdarzają się wypadki. Wystarczy spojrzeć w głąb niektórych przepaści – straszą w nich szkielety ciężarówek i autobusów.

FOT. CHRIS CALDICOTT/SHAKTI TRAVEL

Rafting na rzece Indus, w tle klasztor Thikse (Thiksey) koło Leh

Rafting na rzece Indus, w tle klasztor Thikse (Thiksey) koło Leh

 

            W przeszłości ludzie zazwyczaj wozili tędy towar do Leh, bramy do Tybetu. Współcześni podróżnicy odkryli Ladakhu bardzo późno, bo dopiero w latach 70. XX w. Znaleźli tu magiczną krainę pełną tajemnic, która wygląda jak z innego świata. W okolicach Manali znika gdzieś zieleń z doliny Kullu. Zamiast bujnych lasów Sikkimu są tylko majestatyczne, nagie góry mieniące się, w zależności od pory dnia, mnóstwem kolorów: od czerni i szarości po jasne, piaskowe żółcie, przechodzące w końcu w krwistą czerwień w czasie zachodu słońca.

            W zgodzie z surową przyrodą żyją tutaj buddyści. Mówi się, że Ladakh jest obecnie bardziej tybetański od Tybetu, gdzie podczas rewolucji kulturalnej Mao Zedonga (1893–1976) zniszczono setki klasztorów, które teraz się odnawia. Natomiast ten region, należący do Indii (wchodzący w skład stanu Dżammu i Kaszmir), uchronił się na szczęście przed dewastacją.

            Najbardziej okazały jest klasztor w Hemis. Mieszka w nim ponad setka mnichów. Warto też odwiedzić pobliskie Shey i Spituk oraz Stok. W każdym z tych kompleksów znajdziemy ogromne thanki, czyli malowidła na tkaninach przedstawiające Buddę. Wyznawcy buddyzmu modlą się przed nimi i medytują, dlatego wieszają je również w swoich domach. To chyba najbardziej oryginalna pamiątka z Ladakhu. Na głównym bazarze w Leh thanki oferuje sporo sklepów, ale polecam odwiedzić kilka, aby poznać ceny i przyjrzeć się jakości wykonania. Sprzedawcy zazwyczaj mówią, że ich zwoje zrobili starzy mnisi z klasztoru. Niestety, nie zawsze bywa to prawda.

            Ladakh słynie z pięknych tras trekkingowych i malowniczych jezior. Warto wybrać się m.in. do uroczej doliny Nubra („Dolina Kwiatów”) czy na kilkudniową wycieczkę do klasztoru Lamayuru (blisko Leh). Polecam także wyprawę jeepem nad wysoko położone jezioro Pangong Tso (4250 m n.p.m.). Co istotne, do tego regionu Indii można już dostać się samolotem – loty z Nowego Delhi do Leh odbywają się dość regularnie. Trzeba jednak pamiętać o ryzyku choroby wysokościowej, ponieważ stolica Ladakhu leży na ponad 3500 m n.p.m. 

 

Rajski Kaszmir

Za jeden z najstarszych klasztorów w Ladakhu uchodzi Alchi. Pochodzi najprawdopodobniej z początku XI w. i został zbudowany przez Rinchena Zangpo (958–1055). Ten słynny lama przybył z… Kaszmiru, który rzadko kojarzy się z buddyzmem. Obecnie dominuje w nim islam, ale w okolicy jeziora Dal w Śrinagarze znajdują się ruiny budynków wzniesionych na jeden z największych synodów buddyjskich.

            Takich niespodzianek czeka na nas w Kaszmirze znacznie więcej. Lalla (ok. 1320–1392) była mistyczką kaszmirskiej sekty uznającej Śiwę za jedynego boga. Jednocześnie inspirowali się nią sufiowie – mistycy islamscy. Doprowadziła ona do rewolucji obyczajowej – zwykła chodzić nago, aby udowadniać innym, że gorset rygorystycznych zwyczajów jest czymś powierzchownym, a ludzi należy oceniać takimi, jakimi są naprawdę.

            Często zdarza się, że właściciele indyjskich agencji turystycznych straszą porwaniami dokonywanymi przez kaszmirskich muzułmanów. Chodzi im głównie o sprzedanie oferty z innego mniej atrakcyjnego regionu lub wytworzenie poczucia zagrożenia u klienta, aby zdał się całkowicie na wszelkie sugestie agenta. Co prawda w Kaszmirze dosyć często dochodzi do protestów przeciw indyjskiemu rządowi, ale mają one charakter pokojowy. Na islam Kaszmirczyków duży wpływ wywarły tradycje buddyjskie i hinduistyczne. Co więcej, mieszkańcy tego regionu żyją z turystyki, więc podróżnicy nie muszą obawiać się o swoje zdrowie i życie. A Kaszmir ma naprawdę czym się pochwalić. Tutejszy krajobraz przypomina szwajcarskie Alpy. Z tą tylko różnicą, że w Europie nie zobaczymy pól złotego szafranu, ani jeziora Dal, gdzie cumują bogato rzeźbione, luksusowe łodzie-hotele.     

 

Bogowie Kerali

Hindusi i muzułmanie wadzą się w Kaszmirze, ale w Kerali każdego roku odbywa się święto obu religii. W miejscowości Erumeli, na południe od Koczin, wyznawcy hinduizmu modlą się w meczecie. Następnie muzułmanie idą do świątyni boga Ajjappana, którego serdecznym przyjacielem był islamski wojownik Wawar (Vavar). Według tradycji obaj, ramię w ramię, pokonali demona Mahisiego. Świąteczna procesja odwiedza też kościół. W tym czasie znikają religijne podziały.

 

                Coś jest takiego niezwykłego w Kerali, położonej na południowo-zachodnim wybrzeżu Indii, że jej mieszkańcy żyją ze sobą w pokoju. Może dlatego, że właśnie tutaj rozwinęła się w starożytności Ajurweda…? Esencję tej dziedziny medycyny naturalnej stanowi uzyskanie harmonii duszy i ciała. Odbywa się to m.in. poprzez zabiegi oczyszczania organizmu z toksyn, z użyciem olejów i ziół, oraz odpowiednią dietę (Keralczycy jedzą dużo ryb). Ludzie Zachodu powoli odkrywają piękno niezliczonych rozlewisk, jezior i rzek dziewiczej Kerali, które można zwiedzać, podróżując komfortowymi łodziami-domami. Zachwyca ich również bogactwo kuchni i smaków, wspaniała stara kultura oraz dobroczynne działanie Ajurwedy. Jednak najciekawsi są sami Keralczycy, potomkowie Drawidów, zepchniętych przez wrogie wojska z północy, kupców arabskich, rzymskich, a także żydowskich. To oni nazywają swoją malowniczą krainę „rajem wielu bogów”.

FOT. KERALA TOURISM

Kerala to ojczyzna najstarszej medycyny świata - Ajurwedy

Kerala to ojczyzna najstarszej medycyny świata – Ajurwedy

 

Indie to bez wątpienia kraj pełen tajemnic, cudownych atrakcji, niezmiernie rozległy i różnorodny, choć większości Europejczyków znany głównie z produkcji bollywoodzkich. Planując podróż do tego fascynującego zakątka Azji, warto więc zastanowić się nad odwiedzeniem miejsc mniej popularnych, takich jak Sikkim, Ladakh, Kaszmir czy Kerala. Jeśli ich nie zobaczymy, nigdy nie będziemy mogli powiedzieć, że naprawdę wiemy, czym są Indie…