Czy program KOS-zawał można poszerzyć? Jak leczyć otyłość? Co lepsze na rynku opieki zdrowotnej – konkurencja czy współpraca? M.in. o tym dyskutowano na konferencji medycznej Grupy American Heart of Poland pt. Kompleksowe leczenie, rehabilitacja oraz edukacja – priorytety nowoczesnej opieki zdrowotnej. Była też sesja o wizjonerskiej architekturze wczoraj i dziś.
Architekci Maciej Franta i Robert Konieczny przedstawili plany rozbudowy Uzdrowiska Ustroń jako kurortu na najwyższym europejskim poziomie.
Najpierw jednak dyskutowano o kwestiach stricte medycznych.
Po zawale wzrasta ryzyko kolejnego lub udaru. Prof. Andrzej Madej, specjalista hipertensjologii, farmakologii klinicznej i chorób wewnętrznych z Polsko-Amerykańskich Klinik Serca, Grupa American Heart of Poland zwrócił uwagę, że w Polsce co 10. pacjent umiera po zawale w 12 miesięcy po wypisie ze szpitala.
A można uratować więcej pacjentów pod warunkiem, że będą po wypisie pod kontrolą, zmienią swój styl życia, będą przestrzegać przyjmowania leków i wiedzieć, kiedy należy szukać pomocy. Wielu pacjentów tego nie robi i stąd taki relatywnie wysoki poziom zgonów w ciągu roku po pierwszym incydencie sercowo-naczyniowym.
W tym kontekście wdrożony w 2017 r., finansowany przez NFZ, program kompleksowej opieki po zawale mięśnia sercowego – KOS-zawał, obejmujący rehabilitację oraz naukę zmiany nawyków można nazwać sukcesem – wśród jego pacjentów ryzyko zgonu w ciągu roku zmniejsza się o jedną trzecią. Niestety, KOS-zawał obejmuje tylko co 5. pacjenta po zawale. Jednym z regionów, w którym program jest szeroko realizowany, jest Śląsk. I ten region może pochwalić się jednymi z najlepszych wskaźników zdrowotnych pacjentów po zawale nie tylko w Polsce, ale i Europie.
Główne cele programu KOS-zawał:
– skrócenie czasu od wypisu ze szpitala do osiągnięcia pełnej rewaskularyzacji (poszerzenia i udrożnienia zwężonego naczynia krwionośnego);
– poprawa dostępu do zabiegów elektroterapii (m.in. wszczepienia stymulatorów serca);
– znaczne skrócenie czasu oczekiwania na konsultację kardiologiczną w okresie poszpitalnym;
– znaczne skrócenie czasu oczekiwania na rehabilitację kardiologiczną.
Sukces śląskiej kardiologii
KOS-zawał to sukces na Śląsku. Krajowy konsultant w dziedzinie kardiologii prof. Krystian Wita podkreślał, że korzysta z niego większość pacjentów – pozostają w 12-miesięcznej obserwacji wyszkolonego personelu medycznego, korzystają z rehabilitacji pozawałowej, uczą się zmiany nawyków. W porównaniu z zawałowcami, którzy nie korzystają z KOS-zawał, w grupie tej nie tylko dochodzi do mniejszej liczby zgonów w ciągu 1. roku po zawale, ale i mniejszej liczby hospitalizacji z powodu niewydolności serca, mniejszego odsetka zawałów i udarów oraz mniejszej śmiertelności w ciągu pięciu lat.
Program realizują nie tylko ośrodki prowadzone przez samorządy czy urzędy wojewódzkie, ale i prywatne – w ramach kontraktu z NFZ. Dr n. med. Paweł Kaźmierczak, członek zarządu i dyrektor ds. medycznych Grupy American Heart of Poland (jeden z realizatorów programu), podkreślał, że KOS-zawał przynosi wszystkim wymierne korzyści.
„Koszty opieki nad pacjentem są niższe, jest ona zracjonalizowana, a pacjenci w wieku produkcyjnym mają szansę powrócić na rynek pracy. Beneficjentem programu jest więc również świadczeniodawca – wylicza korzyści z programu KOS zawał dr n. med. Paweł Kaźmierczak. – Cieszymy się, że program KOS-zawał jest dostępny w coraz większej liczbie lokalizacji, tylko we wrześniu rozpoczęliśmy realizację tego programu w ośrodkach w Pile i Józefowie”.
Prof. Krystian Wita ubolewał, że program KOS-zawał w skali całego kraju nie okazał się, niestety, sukcesem. Mimo że jest w nim, poza Śląskiem, aż 60 podmiotów, włączają one do programu tylko 30 tys. pacjentów rocznie. Jak zaznaczył, to niski wskaźnik. Relatywnie wysoki był w woj. lubelskim i dolnośląskim, ale najwięcej pacjentów objętych tym programem pochodzi ze Śląska.
KOS-BAR na razie tylko dla zaawansowanej choroby otyłościowej
„Młodszym bratem” KOS-zawału jest finansowany z tzw. podatku cukrowego KOS-BAR przeznaczony do leczenia otyłości 3 stopnia (tzw. olbrzymiej, z BMI powyżej 40). Pacjent objęty programem KOS-BAR jest przygotowywany do operacji chirurgicznej pomniejszenia żołądka, a po jej wykonaniu poddany rocznej obserwacji.
Jak mówił Leszek Kliś, dyrektor Szpitala Klinicznego im. prof. W. Orłowskiego CMKP w Warszawie, z danych z lipca br. wynika, że łączna kwota wpłat z tytułu owego „podatku” w 2021 roku wyniosła 1,625 mld zł. Jego zdaniem jest możliwość rozszerzenia tego programu i zaoferowania leczenia także osobom z tzw. otyłością prostą (BMI powyżej 30, ale poniżej 40).
Jak argumentował, dostępne na rynku leki powodujące chudnięcie są drogie – jeden z nich kosztuje ok. 600 zł, a na dodatek farmakoterapia obciążona jest ryzykiem poważnych skutków ubocznych jak retinopatia czy zapalenie trzustki. Podobnie jak pacjenci z otyłością 3. stopnia, pacjenci z otyłością niższego stopnia potrzebują kompleksowej opieki (leczenie bezdechu sennego, przeciwdziałanie efektowi jo-jo itp.). Tego rodzaju opieka, poza operacją bariatryczną, o ile pacjent może być do niej zakwalifikowany, przewidziana jest w KOS-BAR. Współpracują w niej m.in. specjaliści chirurgii, chorób metabolicznych, rehabilitacji, fizjoterapeuci i dietetycy.
Podczas konferencji medycznej w Uzdrowisku Ustroń eksperci zwrócili uwagę, że do tej pory KOS-BAR, pomimo sporego zapotrzebowania, jest realizowany przez relatywnie małą liczbę ośrodków.
„Aby program był popularny w całym kraju, trzeba poluzować obostrzenia dotyczące rehabilitacji. Pacjenci aktywni zawodowo, nie mogą sobie pozwolić na przyjazdy 20 razy w ciągu 3 miesięcy na rehabilitację. Widzimy zainteresowanie naszym programem ośrodków z Hiszpanii i Holandii” – mówił Leszek Kliś.
Zwracał też uwagę na to, że do programu konieczne jest wręcz infrastrukturalne przygotowanie: np. inne, niż standardowe łóżka czy krzesła dla pacjentów, inne endoskopy itp.
„Cham, ale dobry lekarz” musi pójść do lamusa
Dr Agnieszka Szuścik, edukatorka, specjalistka patient experience, podkreśla, jak ważna jest dobra komunikacja między lekarzem a pacjentem i empatia, słuchanie siebie nawzajem.
„Niestety w Polsce wciąż ma się dobrze hasło >>cham, ale dobry lekarz<<. Wypadałoby, aby przestało być obowiązujące” – mówi dr Szuścik.
Wielokrotnie zdarza się, że lekarze nie są partnerami pacjenta w walce o zdrowie. Dr Szuścik sama od kilku lat jest pacjentką onkologiczną. I mimo że wie, iż lekarz to zawód szczególnie zagrożony wypaleniem zawodowym, niejednokrotnie poczuła się bardzo źle z powodu niewłaściwego potraktowania. Słyszała również wyznania innych kobiet, które w gabinecie lekarskim musiały znosić niewybredne komentarze na temat swojej wagi. Mówiły, że z tego powodu więcej do lekarza nie pójdą.
Współpraca szpitali z samorządami i NFZ
Osobna sesja konferencji poświęcona była systemowi organizacji opieki zdrowotnej. Sabina Bigos-Jaworowska, dyrektor Szpitala Wojewódzkiego w Bielsku-Białej oraz członkini Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP, zwróciła uwagę na specyfikę polskiego systemu opieki zdrowotnej. Jak mówiła, o ile na przykład w Skandynawii hospitalizacja to ostateczność po wyczerpaniu wszelkich innych możliwości, w Polsce jest odwrotnie.
„40 proc. hospitalizowanych w jednym ze szpitali nigdy tam nie powinno trafić! Tak samo ludzie nie powinni trafiać na SOR-y. Jadą do szpitala, bo nie mogą dostać się do POZ, a potem do opieki ambulatoryjnej. Na to nakładają się problemy kadrowe – w szpitalach brakuje specjalistów” – mówiła.
Eksperci nie mają wątpliwości, że konieczna jest taka reforma, która spowoduje zwiększenie możliwości korzystania z opieki ambulatoryjnej.
Współpraca między podmiotami prywatnymi i publicznymi
Przekształcenia własnościowe i organizacyjne szpitali nadal budzą kontrowersje. Zdaniem Marioli Szulc, prezes zarządu Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego MEGREZ SP. z o. o. w Tychach, forma prawna, jaką jest spółka prawa handlowego w przypadku szpitali sprawdziła się. Przypomniała, że dekadę temu szpital w Tychach miał olbrzymie problemy finansowe.
Obecnie samorząd inwestuje w modernizację, kupuje bardzo dobry sprzęt, a środki z NFZ idą na wynagrodzenia i na pacjenta. Szpital MEGREZ bierze udział w grupie zakupowej, jeśli chodzi o energię elektryczną, dzięki czemu osiąga istotne oszczędności.
Uczestnicy panelu podkreślali, że na Śląsku spółki prawa handlowego i medyczne podmioty prywatne nie konkurują z ośrodkami prowadzonymi przez samorządy i urzędy wojewódzkie.
„Wydajny system opieki zdrowotnej w krajach rozwiniętych powinien zakładać funkcjonowanie w nim sprawnie zarządzanych jednostek, które niezależnie od formy własności zapewniają dostęp do najwyższej jakości usług szpitalnych, w ramach publicznego sytemu opieki zdrowotnej” – mówił Adam Szlachta, prezes zarządu American Heart of Poland.
Adam Szlachta, jako przedstawiciel grupy placówek medycznych kontraktowanych przez NFZ podkreślał, że jedną z kluczowych kwestii jest edukacja lekarzy, ponieważ problem braku kadr będzie dotyczył wszystkich.
Czy jest sens w mówieniu o podmiotach medycznych w podziale na prywatne/publiczne, jeśli mają kontrakt z NFZ? Uczestnicy panelu zgodzili się, że miasto Tychy, w którym działają różne szpitale w różnych formach prawnych pokazuje, że da się zgodnie współpracować, nie będąc dla siebie konkurencją.
Efekt synergii popiera także dyrektor Szpitala Powiatowego w Chrzanowie Artur Baranowski, wskazując, że najważniejsza jest:
– współpraca, a nie rywalizacja;
– nietraktowanie siebie w kategoriach konkurencji;
– walka o komfort pacjenta.
Trudne reformy
Niektóre placówki nie oglądają się na rząd i same się reformują. Dobrym przykładem jest Szpital Powiatowy w Chrzanowie. Jego dyrektor Artur Baranowski zlikwidował dług i obecnie placówka generuje zyski.
„Dokonaliśmy tego bez wymiany personelu. Przekonaliśmy lekarzy, jak ważna jest wiedza o rozliczeniach. Słuchają podpowiedzi ludzi, którzy znają się na finansach. Mamy większy przychód z łóżka, niż bliźniaczo podobny szpital. Ordynatorzy sami proszą o premię dla statystyków medycznych, wcześniej prosili tylko dla lekarzy” – mówi Artur Baranowski.
Uczestnicy konferencji podkreślili, że jedną z największych bolączek powiatów jest wysoka liczba szpitali i zbyt duża liczba łóżek w przeliczeniu na liczbę mieszkańców. Starosta pilski Eligiusz Komarowski wskazał, że kiedy jego samorząd rozpoczął reformę zmniejszającą liczbę łóżek szpitalnych, konieczne było wyjaśnienie mieszkańcom przyczyn takich działań. Pytał na przykład, czy warto decydować się na poród na oddziale położniczym, gdzie rodzi się pięć noworodków miesięcznie, czy w takim, gdzie lekarze mają większe doświadczenie, bo rodzi się 60 dzieci, i ryzyko błędu medycznego jest mniejsze. Obecnie mniejszy szpital powiatowy pełni funkcję rehabilitacyjną, nie konkuruje z większym, a reforma przebiegła bezboleśnie.
Eksperci wyrazili zadowolenie, że w trakcie niedawnego przygotowywania projektu ustawy o szpitalnictwie wzięto pod uwagę opinie krytyczne i w wyniku tego projekt nie wejdzie życie.
„Pokazaliśmy jego mankamenty. Projekt nie był uzgodniony z samorządami” – wyliczała Sabina Bigos-Jaworowska. „Jeśli uwalniać szpitale z długu, to trzeba to robić efektywnie, nie powinno to się odbywać na zasadzie rozdawnictwa pieniędzy, bo pewne placówki po uwolnieniu nadal się zadłużają” – przekonywała.
Architekci światowej sławy w Ustroniu
Uzdrowisko w Ustroniu znajduje się w podręcznikach architektury. Może się pochwalić modernistyczną dzielnicą uzdrowiskową, która była największą inwestycją służby zdrowia w PRL. Dzieło śląskich architektów: Henryka Buszko, Aleksandra Franty i Tadeusza Szewczyka nigdy nie zostało zakończone. Starosta cieszyński Mieczysław Szczurek podkreślił podczas konferencji, że była to jedna z najbardziej wizjonerskich realizacji.
Będzie miała kontynuację. Jak mówił Wojciech Budzowski, prezes Uzdrowiska Ustroń, z inicjatywą rozbudowy wystąpiła Grupa American Heart of Poland. Zgodnie z zapewnieniami złożonym na konferencji, za kilka lat Uzdrowisko Ustroń zmieni się w nowoczesny kurort uzdrowiskowy klasy europejskiej.
Autorami projektu rozbudowy są pracownie architektoniczne: Franta Group, prowadzona przez Macieja Frantę – wnuka jednego z głównych projektantów powojennego uzdrowiska – oraz KWK Promes Roberta Koniecznego, którzy podczas konferencji przedstawili całościową koncepcję urbanistyczno-architektoniczną rozbudowy uzdrowiska.
„Dzielnica nigdy nie została w pełni ukończona. Planowano 28 domów wypoczynkowych w kształcie piramid, a powstało dotychczas jedynie 17. Z kolei duży szpital i sanatorium mają dziś obłożenie na poziomie 60 proc. Rozbudowa dzielnicy uzdrowiskowej i zwiększenie liczby miejsc noclegowych pozwoli zwiększyć liczbę zabiegów z 6 do aż 10 tysięcy dziennie. Większa liczba osób będzie mogła być tu leczona i rehabilitowana” – wyjaśniał główny sens rozbudowy Maciej Franta.
Zespoły Franty i Koniecznego wspólnie pracowały nad całościową koncepcją urbanistyczno-architektoniczną rozbudowy dzielnicy.
„To kompleksowy plan rozwoju uzdrowiska na kolejne dekady. Takie całościowe podejście, które cechowało również projekt zespołu mojego dziadka, ma uchronić dzielnicę przed chaotyczną zabudową, a od lat 90. w okolicy powstają przypadkowe inwestycje. Ten cenny przyrodniczo i kulturowo zespół wymaga opieki, a po tylu latach od wbudowania – również swego rodzaju rehabilitacji. Projektowane przez nas obiekty mają wzmocnić istniejący układ oraz zwiększyć dostępność i atrakcyjność uzdrowiska” – przekonywał Franta.
Planowane są m.in. trzy nowe budynki w kształcie nawiązującym do dawnych piramid. Z daleka mają wyglądać prawie identycznie jak te powojenne, dopiero z bliska będzie można odkryć ich współczesną proweniencję.
„Pierwotne domy wczasowe mają doklejone balkony, my traktujemy piramidy jak skalne masywy, w których drążymy. W ten sposób we wgłębieniach powstaną obszerne loggie, dzięki czemu duże przeszklenia budynków zyskają potrzebne zacienienie i nie będą się przegrzewać latem. Z kolei od dołu zamierzamy mocno podciąć kubatury, aby zminimalizować ingerencję obiektów w zbocze” – tłumaczył Konieczny.
Każda z nowych piramid będzie mieć podobny układ dwóch wierzchołków różnej wysokości, jednak pomiędzy nimi powstanie nowatorski, siodłowy dach pokryty trawą. Organiczna forma zadaszenia ma być znakiem współczesnych możliwości technologicznych, ale i nacisku na zrównoważone budownictwo.
Sercem całego założenia będzie nowy deptak, biegnący wzdłuż obecnej głównej drogi, przecinającej dzielnicę z północny na południe.
„W okresie budowy Zawodzia dominowało inne myślenie o komunikacji, w tamtych czasach faworyzowano ruch kołowy. Chcemy tę przestrzeń przekształcić – dodać deptak, ścieżkę rowerową, szerokie i bezpieczne przejścia, których tam dziś brakuje. Teren stanie się bardziej atrakcyjny dla spacerowiczów, bo wzdłuż deptaku rozlokowane będą funkcje ogólnodostępne, jak stacja kolejki linowej, pijalnia wód, knajpki” – wyjaśniał Franta.
Droga, wraz przestrzenią dla pieszych i rowerzystów, stanie się rodzajem górskiego deptaku, z którego będzie można podziwiać widoki na masyw Beskidu Śląskiego, w tym Wielką Czantorię. Zapowiada się zatem bliźniak bulwaru, który biegnie w dole – tuż nad Wisłą.
Poniżej drogi z deptakiem powstaną dwa nowe budynki, nazwane przez architektów „klinowcami”.
„Przeglądając stare projekty uzdrowiska natrafiliśmy na zapominaną dziś koncepcję tzw. klinowców. Główna droga rozdziela kompozycję Buszki, Franty i Szewczyka. Powyżej niej powstawały sterczące piramidy, natomiast poniżej jej poziomu planowano ich odwrócone odpowiedniki, czyli właśnie klinowce. Ich płaskie dachy miały być rozległymi tarasami, a piętra przyrastałyby w dół wraz z opadaniem stoku. W naszej wersji dachy stają się zielonymi polanami, na jednej z nich znalazło się nawet miejsce na nową pijalnię wód” – wyjaśniał Konieczny.
Architekci zapowiadają minimalną ingerencję w krajobraz i środowisko przyrodnicze. Klinowce mają być posadowione w miejscu istniejących polan, aby jak najmniejsza liczba drzew ucierpiała.
„Jakby ktoś wypoziomował polany i schował pod nimi budynki. Będą praktycznie niewidoczne z dalszych perspektyw, bo ich kubatury przesłoni las” – tłumaczył ideę klinowców Maciej Franta.
Planowana rozbudowa uzdrowiska ma też rozwiązać największe bolączki dzielnicy – podniesiony zostanie standard, który obecnie w wielu miejscach odstaje już od oczekiwań współczesnych gości, ośrodek będzie też bardziej zintegrowany z miastem. Scalą ją z położonym poniżej miastem nowe połączenia: planowana kolejka linowa oraz nowe ścieżki rowerowe i piesze. Te ostatnie mają wykorzystać malownicze jary, które przecinają porośnięte bukami zbocza Równicy. Ścieżki w formie delikatnych trapów będą zawieszone ponad poziomem gruntu, aby nie ingerować w topografię jarów, ani nie pogłębiać procesów erozyjnych. Woda będzie mogła swobodnie pod nimi przepływać, a zwierzęta migrować.
„Jesteśmy przekonani, że przemyślana rozbudowa Zawodzia, odnosząca się z szacunkiem do kontekstu architektonicznego, jak i z poszanowaniem przyrody, podniesie rangę uzdrowiska. Nasz projekt, w połączeniu z ambitnymi planami inwestora, stanowią szansę na wykreowanie w Ustroniu kurortu uzdrowiskowego o europejskiej randze. Po 60 latach od rozpoczęcia budowy Zawodzia będziemy mogli dokończyć dzieło naszych poprzedników, w tym kompozycję słynnych piramid, jak i całej dzielnicy, co da miastu nowe perspektywy rozwoju na następne dziesięciolecia” – zapewniali wspólnie obaj architekci.
Artykuł powstał we współpracy z Grupą American Heart of Poland.
Źródło informacji: PAP MediaRoom