Martyna Leszczyńska
« Meksyk to ogromny kraj, w którym mieszka ponad 130 mln ludzi. Na przestrzeni blisko 2 mln km2 żyje powyżej 60 grup etnicznych, spośród których każda ma własne tradycje i język. Trudno zatem stwierdzić, co jest esencją tzw. meksykańskości („mexicanidad”). »
Paradoksalnie, młodemu podzielonemu państwu (uniezależnionemu od królestwa Hiszpanii dopiero w 1821 r.) nie przeszkadzało to wcale w kolektywnych próbach jej odnalezienia. José Vasconcelos (1882–1959), XX-wieczny meksykański prawnik, myśliciel, polityk i pisarz, a nawet kandydat na prezydenta kraju (w 1929 r.), wprowadził w latach 20. wyrażenie „rasa kosmiczna” (raza cósmica), mające określać nową piątą ziemską „rasę” – Metysów. Potomkowie Europejczyków i rdzennych Amerykanów, których kulturowym symbolem stał się przemocowy związek hiszpańskiego konkwistadora Hernána Cortésa (1485–1547) i tłumaczki z autochtonicznego ludu Nahua Malinche (znanej też jako Malintzin, Malinalli lub Doña Marina), mieli dać początek nowemu lepszemu światu.
Choć hiszpański – język kolonizatora – dominuje i spaja ten zróżnicowany, rodzący się w rewolucyjnych bólach XIX i XX stulecia naród, to obok niego na szczeblach lokalnych współistnieje 68 innych rdzennych języków. Posługuje się nimi na co dzień duża część społeczeństwa, szczególnie na terenach wiejskich, co przypomina o żywej i barwnej tkance meksykańskiego społeczeństwa, dla którego prekolumbijskie dziedzictwo kulturowe stanowi integralną część współczesności. Do tych wspomnianych języków należy maya (maja), używany przede wszystkim w meksykańskiej części półwyspu Jukatan – dawnego serca cywilizacji Majów, która pomimo rozprzestrzenienia się na spory geograficznie obszar nigdy nie stworzyła scentralizowanego aparatu państwowego na wzór Azteków.
WCIĄŻ ŻYWE DZIEDZICTWO
Obecnie Jukatan to jedno z najczęściej odwiedzanych miejsc w Meksyku ze względu na popularne resorty w formule all inclusive, piaszczyste plaże i lazurowe wody Morza Karaibskiego. To właśnie bioróżnorodność meksykańskiego wybrzeża jest jednym z największych atutów tutejszego przemysłu turystycznego, choć nie zawsze tak było. Jeszcze w latach 60. XX w. wybrzeże Morza Karaibskiego w Meksyku stanowiło dla większości przyjezdnych „ziemię nieznaną”. Słynna dzisiaj luksusowa miejscowość wypoczynkowa Cancún była – jak to w przypadku wielu nadmorskich miast na świecie – niewyróżniającą się niczym szczególnym wioską rybacką. Kurort założono oficjalnie 10 sierpnia 1971 r., a niedługo później, w 1975 r., uruchomiono także lotnisko – Aeropuerto Internacional de Cancún (CUN) – i kolejne, wyrastające jak grzyby po tropikalnym deszczu, kompleksy hotelowe. Ci, których zmasowane enklawy obcokrajowców zaczęły przytłaczać, szukali wytchnienia dalej na południe nad wschodnim wybrzeżem półwyspu. Dzisiaj znajdziemy tutaj kolejne popularne punkty turystyczne Jukatanu, a nadmorski pas, w którym leżą, tworzy tzw. Riwierę Majów (Riviera Maya).
MAJAŃSKI RYDWAN OGNIA – „TSÍIMIN KʼÁAKʼ”
Na Jukatanie znajduje się ok. 150 stref archeologicznych. Wiele z nich jednak jest ciężko dostępnych, a zdecydowana większość podróżujących odwiedza tylko te najbardziej znane, jak Chichén Itzá, Tulum lub Cobá. W 2020 r. ówczesne władze Meksyku, na czele z prezydentem kraju Andrésem Manuelem Lópezem Obradorem, odchodzącym w tym roku z urzędu, poczyniły znaczący krok w zakresie rozwoju infrastruktury transportowej w regionie i rozpoczęły prace nad nowym projektem modernizacyjnym. Jest nim Pociąg Majów (Tren Maya), inaczej Tsíimin Kʼáakʼ, co w języku maya oznacza „Ognisty Koń”, linia szeroko rozsianych połączeń kolejowych, przebiegających przez wszystkie najważniejsze punkty turystyczne na mapie półwyspu, od lotniska w Cancún aż do stacji Palenque w stanie Chiapas. Zapowiadana trasa ma rozciągać się na długości ponad 1,5 tys. km, co w europejskich warunkach odpowiada odległości z Lizbony do Paryża. Entuzjaści przedsięwzięcia podkreślają, że sieć szybkich połączeń kolejowych odciąży nadmorskie kurorty, przeładowane masową turystyką, i przyciągnie część turystów w historyczne lokalizacje położone w głębi półwyspu, z dala od głównych atrakcji. Jednym z takich miejsc jest Uxmal, miasto usytuowane na zachód od Chichén Itzá. Jego zabudowa wyróżnia się na tle najsłynniejszych jukatańskich stref archeologicznych pięknymi zdobieniami i późnoklasycznym stylem architektonicznym o nazwie Puuc. Zwolennicy poprowadzenia kolei powołują się również na zwiększenie szans rozwoju ekonomicznego peryferyjnej części kraju oraz utworzenie nowych miejsc pracy, co miałoby powstrzymywać migrację zarobkową na północ. Być może część Majów będzie mogła zrezygnować z niebezpiecznej podróży na grzebiecie tzw. Bestii (La Bestia, zwana też pociągiem śmierci – skład towarowy, który każdego dnia pokonuje trasę z Gwatemali przez Meksyk w kierunku USA), na rzecz pracy przy nowym środku transportu o swojsko brzmiącej dla nich nazwie i wagonach pędzących szybciej niż obecny w mitologii Majów jaguar.
Projekt rozbudowy infrastruktury spotkał się jednak także z rozległą krytyką i sprzeciwem lokalnych społeczności, których członkowie już w 2018 r., czyli krótko po ogłoszeniu projektu, wyszli na ulice 930-tysięcznej Méridy, pełnej zabytków kolonialnej stolicy stanu Jukatan, jednego z największych miast regionu objętych inwestycją. Kontrowersji jest wiele, od kwestii środowiskowych po obawy związane z wywłaszczaniem i sprzedażą wiejskich ziem wspólnotowych (tzw. ejidos), na których Majowie wciąż uprawiają tradycyjne rolnictwo (milpa), a prawo do wieczystego użytkowania gruntów wywalczyli po Rewolucji Meksykańskiej (1910–1920). Miejscowi uważają, że komercjalizacja oraz promocja ich kultury wiąże się z równoległym niszczeniem jej pozostałości i doszczętnie zamienia ją w przerysowany park tematyczny na wzór Xcaret. Osada o tej samej nazwie była niegdyś ważnym majańskim ośrodkiem handlowym, dziś stoi tu luksusowy „eko-archeologiczny” park rozrywki, oferujący swoim gościom szeroką gamę atrakcji, które mają reprezentować nie tylko lokalną kulturę Majów, lecz także inne wyróżniające się elementy dziedzictwa z całego Meksyku. Organizuje się tutaj m.in. pokazy artystyczne, takie jak np. taniec powietrzny ludzi ptaków. Tradycyjny prekolumbijski obrzęd religijny „lataczy” (voladores) z ludów Nahua i Totonaków, wykonywany jest przez pięciu odświętnie ubranych mężczyzn, którzy po kolei wspinają się na ok. 30-metrowy słup. Jeden z nich pozostaje na szczycie, gdzie przygrywa na bębenku i flecie, podczas gdy pozostali rzucają się w dół z linami przywiązanymi do kostek, co przywodzi na myśl wielkomiejskie skoki bungee. Ten ekstremalny rytuał został wpisany w 2009 r. na Listę Reprezentatywną Niematerialnego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO, a voladores chętnie organizują komercyjne występy dla turystów zarówno w kurortach, jak i w stolicy.
NIEPOTRZEBNE RÓŻOWE OKULARY
Poza zwiedzaniem wykopalisk oraz klasycznym plażowaniem Jukatan oferuje również świetne miejsca dla miłośników nurkowania. Na dnie wybrzeża niemal całego meksykańskiego stanu Quintana Roo ciągnie się druga największa na świecie Wielka Mezoamerykańska Rafa Koralowa (Sistema Arrecifal Mesoamericano, Arrecife Mesoamericano lub Gran Arrecife Maya), która ma łączną długość ok. 1 tys. km. Zdobi ona też podwodną linię brzegową kolejnych państw Ameryki Środkowej: Belize, Gwatemali i Hondurasu. Wielu amatorów sportów wodnych wybiera okolice wyspy Cozumel (maya: Kosom lumil, czyli „Wyspa Jaskółek”), którą Jacques-Yves Cousteau (1910–1997), znany francuski badacz mórz i podróżnik, nazwał jednym z ukrytych klejnotów świata. Rafy koralowe to delikatny i wrażliwy na zmiany klimatyczne ekosystem, dom dla wielu zależnych od nich rzadkich gatunków morskiej fauny i flory. Majestat tutejszej nadmorskiej przyrody jest chroniony w obrębie dwóch rezerwatów biosfery UNESCO – Sian Ka’an i Ría Lagartos. W tym pierwszym można podziwiać m.in. pływające w lagunach delfiny i żółwie morskie, a jego nazwa w języku maya oznacza „wrota nieba” lub „tam, gdzie zaczyna się niebo”. W obrębie drugiego rezerwatu znajdują się niesamowite różowe jeziora Las Coloradas. Te płytkie zbiorniki o dużym stężeniu zasolenia tworzy woda oceaniczna, która przelewa się z pobliskich namorzynów na twarde równiny. Niewiele żywych organizmów byłoby w stanie przeżyć w takich warunkach, jest to jednak dobre środowisko życia dla planktonu oraz drobnych, ciepłolubnych skorupiaków z rodzaju Artemia, nazywanych również słonaczkami (solowcami czy solankowcami). To właśnie one odpowiadają za różowy odcień wody w jeziorach, co więcej, stanowią ulubione pożywienie różowych flamingów. Te duże ptaki brodzące wraz z innymi przedstawicielami awifauny przylatują stadnie na podmokłe tereny rezerwatów, gdzie mają swoje tereny lęgowe. Las Coloradas już w czasach starożytnych Majów wykorzystywano do produkcji soli.
SUROGAT MEKSYKU WZDŁUŻ GRANICY
Przed rozkwitem Jukatanu centrum rozrywki i dobrej zabawy mieściło się w Tijuanie, na meksykańsko-amerykańskim pograniczu, które Ed Vulliamy – brytyjski dziennikarz, reporter i pisarz, korespondent tygodnika The Observer w USA, ochrzcił swego czasu mianem Ameksyki (warto przeczytać jego książkę Ameksyka. Wojna wzdłuż granicy, za którą w 2013 r. otrzymał Nagrodę im. Ryszarda Kapuścińskiego). W XIX w. po przegranej wojnie z północnym sąsiadem Meksyk utracił część prowincji Kalifornia, co przyczyniło się do gwałtownego wzrostu populacji Tijuany. Ruch obywateli USA meksykańskiego pochodzenia, powstały w latach 60. ubiegłego wieku (tzw. Movimiento chicano), wskrzesił pojęcie kolebki „meksykańskości”, nawiązując do ważnego elementu mitologii założycielskiej kraju. Aztekowie, posługujący się językiem nahuatl (posiadającym obecnie największą liczbę użytkowników ze wszystkich języków rdzennych Meksyku – ok. 1,7 mln osób) mieli pochodzić z mitycznej krainy Aztlán, którą umiejscawia się niedaleko współczesnej granicy obu państw, wytyczonej 2 lutego 1848 r. w Guadalupe Hidalgo (aktualnie część Ciudad de México) w traktacie pokojowym kończącym wojnę amerykańsko-meksykańską (1846–1848). Huitzilopochtli, bóstwo opiekuńcze Azteków, poprowadziło lud na południe, gdzie później wybudowano stolicę nowego imperium – Tenochtitlán. Miasto to założono ok. 1325 r. na wyspie oraz na sztucznych pływających wysepkach pośrodku jeziora Texcoco. To właśnie na ruinach Tenochtitlán stanęło dzisiejsze miasto Meksyk.
Tijuana stała się uosobieniem ducha wolności w czasach amerykańskiej prohibicji (1919–1933), kiedy wielu przedsiębiorców z północy próbowało kontynuować tutaj biznes, obchodząc niekorzystne dla nich nowe przepisy. W miastach meksykańskiego pogranicza nie brakowało więc stałego dopływu klientów, szczególnie że w San Diego w Kalifornii, jednym z bliźniaczych miast po drugiej stronie, stacjonowała marynarka wojenna. Przyjeżdżano tu ze Stanów Zjednoczonych napić się m.in. margarity, jednego z najpopularniejszych drinków na bazie tequili, którego narodziny, wedle jednej z teorii, miały miejsce w 1938 r. w restauracji „Rancho La Gloria”, położonej między Tijuaną a Rosarito. Innym kreatywnym kulinarnym wytworem pogranicza miała być sałatka cezar, za której twórcę uważa się Caesara Cardiniego (1896–1956). Ten pochodzący z Włoch kucharz prowadził w Tijuanie własną restaurację. Jego córka Rosa (1928–2003) opowiadała, że Cardini wynalazł tę sałatkę, gdy 4 lipca 1924 r. skończyły się zapasy w kuchni i musiał przygotować do jedzenia coś z tego, co mu zostało w spiżarni. Alkohol i gastronomia nie były jednak jedynym magnesem dla podróżnych z północy. Odnajdywali się tu też adepci hazardu, entuzjaści walk byków, odbywających się na Plaza Monumental de Playas de Tijuana (jednej z największych aren do corridy na świecie, mogącej pomieścić aż 22 tys. widzów) i poplecznicy innych nieobyczajnych uciech. Tijuana zaczęła specjalizować się w reprodukcjach folklorystycznego kiczu, na potęgę wciskała nowo przybyłym gościom sombrera, poncza, bibeloty inspirowane Aztekami i Dzikim Zachodem, które na stałe zagościły w naszym wyobrażeniu dotyczącym całego kraju. Wszystko zmieniło się niestety wraz z nasileniem aktów przemocy, związanych z kwitnącym handlem narkotykowym i walkami poszczególnych karteli o wpływy w regionie.
POZA TEQUILĄ I TORTILLĄ
Co ciekawe, obrośnięta złą sławą Kalifornia Dolna (Baja California) przeżywa obecnie renesans turystyczny. Na terenie tego północno-zachodniego stanu znajduje się słynny region winiarski Meksyku – Dolina Guadalupe (Valle de Guadalupe). Stąd właśnie pochodzi 70 proc. krajowej produkcji win. Region ten rozwinął się dzięki sąsiedztwu dużego portu w 340-tysięcznym mieście Ensenada, gdzie oprócz krążących statków towarowych przystanek robi także wiele luksusowych wycieczkowców z pasażerami z różnych stron świata. Odwiedzającym Kalifornię Dolną oferuje się wyprawy po okolicznych winnicach i degustacje szlachetnych trunków. Apogeum tych lokalnych doświadczeń stanowi aż 25-dniowy Festiwal Winobrania w Ensenadzie (Fiestas de la Vendimia en Ensenada), odbywający się w lipcu i sierpniu. Po uzyskaniu niepodległości przez Meksyk w Valle de Guadalupe założono w 1834 r. ostatnią misję dominikańską w Kalifornii Dolnej – Misión de Nuestra Señora de Guadalupe del Norte. To właśnie misjonarze zapoczątkowali uprawę winorośli w regionie, którą kontynuowali ich następcy. Na początku XX stulecia dolina stała się nowym domem dla grupy rosyjskich uchodźców, mołokanów – przedstawicieli chrześcijańskiej grupy religijnej wywodzącej się z prawosławia – prześladowanych przez cara, o których spuściźnie można posłuchać podczas wizyty w muzeum poświęconym miejscowej osadzie przybyszy z Rosji (Museo Comunitario Ruso).
Coraz większą popularnością cieszą się również potrawy z lokalnej innowacyjnej kuchni Baja Med, łączącej unikatowe smaki zarówno tradycyjnej kuchni meksykańskiej, jak i śródziemnomorskiej oraz azjatyckiej. Kawałek dalej, w historycznym centrum Mexicali możemy wybrać się do dzielnicy Chinesca, gdzie koncentruje się najprawdopodobniej najliczniejsza grupa osób pochodzenia chińskiego w całym Meksyku, a przy tym znajdują się jedne z najlepszych chińskich restauracji. Krążą legendy, że pod zabudową miasta wydrążone są podziemne tunele, które były używane przez chińskich imigrantów jako schronienie i miejsce prowadzenia działalności gospodarczej podczas kampanii antychińskiej (campaña antichina, 1911–1934). Chinesca nadaje się do zwiedzania najlepiej z lokalnym przewodnikiem, który z pewnością wspomni też o interesującym muzeum kuchni chińskiej – Museo Wok. Po kalorycznym doładowaniu znakomitym dopełnieniem dnia może okazać się sandboarding, czyli zjazd na specjalnie przygotowanej desce z piaszczystych wydm.
Nadejście epoki tanich linii lotniczych spowodowało, że uwaga turystów zaczęła przesuwać się w głąb kraju, m.in. do takich stanów jak Oaxaca, domu kolejnych rdzennych grup etnicznych, w tym dwóch najliczniejszych – Zapoteków i Misteków (Mixteków). W czasach starożytnych zamieszkiwały one dawne centrum kulturalne Mezoameryki – Monte Albán. Obecnie to stanowisko archeologiczne usytuowane jest 8 km od stolicy stanu. Potężne miasto Monte Albán zostało założone ok. 500 lat p.n.e. i kwitło do 500 r. n.e. Było starożytnym centrum cywilizacji Zapoteków. Do tych ostatnich należał m.in. prezydent Meksyku Benito Juárez (1806–1872). Nazwisko tego bohatera narodowego pojawia się nawet w nazwie stolicy stanu – Oaxaca de Juárez. Jego rządy określa się jako okres Wielkiej Reformy (La Reforma), obejmującej likwidację ogromnych majątków Kościoła katolickiego, który przez lata kontrolował edukację oraz przeważającą część sądownictwa i administracji w Meksyku. Duchowni od samego początku kolonizacji prowadzili też działalność ewangelizacyjną i misyjną. Przyczyniło się to do mieszania obrządku katolickiego z miejscowymi zwyczajami ludowymi. Stąd charakterystyczny synkretyzm religijny Meksykanów, którego najlepszym uosobieniem jest kult Matki Bożej z Guadalupe (Nuestra Señora de Guadalupe lub Virgen de Guadalupe). Oaxaca słynie także z rzemiosła, tzw. alebrijes, barwnych figurek, będących zazwyczaj połączeniem kilku zwierząt, np. osła z motylem, koguta z bykiem czy lwa z orłem. Fantastyczne stwory powstają tradycyjnie z drewna albo z papierowej masy (papier maché), którą nakłada się na szkielet z drutu, a później maluje i ozdabia. Równie abstrakcyjny wydaje się zastygły wodospad Hierve el Agua, prawdziwy cud natury i jedyny taki na świecie poza tureckim Pammukkale i węgierskim Egerszalók.
DRYFUJĄCE RUINY
Kiedyś cały Jukatan znajdował się pod wodą. Wynurzył się na powierzchnię, niczym mityczne miasto Atlantyda, za sprawą uderzenia olbrzymiej planetoidy w pobliżu dzisiejszego miasteczka Chicxulub. Przypuszcza się, że była ona również odpowiedzialna za rozpoczęcie wielkiego wymierania dinozaurów. Północna część półwyspu stanowiła przez długi czas suche i stosunkowo nieprzyjazne miejsce do życia, stąd m.in. późny rozwój turystyki w tym regionie. Nie płyną tu żadne rzeki ani strumienie, w związku z czym, przy braku odpowiedniej infrastruktury, dostęp do wody pitnej był utrudniony. Największe opady w tym rejonie świata występują między czerwcem a październikiem. Dlatego też najwięcej zagranicznych gości decyduje się na podróż tutaj w miesiącach zimowych, gdy klimat nie jest aż tak wilgotny, a skwar mniej intensywny.
Starożytni Majowie, w przeciwieństwie do wylegujących się w promieniach słońca turystów (łudząco przypominających w tej aktywności element miejscowej fauny – iguany), niecierpliwie wyczekiwali końca suszy. Świadczy o tym Chaaka, ważna postać z panteonu ich bóstw, dawca życiodajnej wody użyźniającej pola uprawne. Jego wizerunek pojawia się na wielu stanowiskach archeologicznych. Wierzono, że mieszka w tzw. cenotach (cenotes), naturalnych studniach krasowych, powstałych na skutek wymywania wapiennych skał przez deszcze. Wejścia do zalanych podziemnych systemów jaskiń stanowiły podstawowe źródło wody pitnej dla mieszkańców, przez co w ich pobliżu powstawały duże miasta, takie jak legendarne Chichén Itzá. Ogłoszone 7 lipca 2007 r. jednym z siedmiu nowych cudów świata, najprężniej rozwijało się na przełomie X i XI stulecia, dzięki czemu długo utrzymywało dominującą rolę w regionie. Nazwa pochodzi od położonego na jego terenie Świętego Cenote (Cenote Sagrado) i oznacza dosłownie „u wylotu / u wrót studni Itzá” lub „źródła ludu Itzá”. Oprócz tego cenotes pełniły także ważną rolę rytualną. Do studni składano ofiary, licząc na przychylność i wstawiennictwo bóstw. Badania przeprowadzone na początku XX w. przez amerykańskiego archeologa i dyplomatę Edwarda Herberta Thompsona (1857–1935) odkryły na dnie Cenote Sagrado w Chichén Itzá liczne przedmioty, w tym m.in. różne narzędzia, biżuterię, ceramikę oraz ludzkie kości. Studnie stanowiły jedno z przejść do świata zmarłych – Xibalby. W oczach współczesnych, tłumnie przybywających co roku turystów, straciły one swój wymiar duchowy. Stały się jedynie pospolitą częścią oszałamiającego krajobrazu tropikalnego wybrzeża, rajskim kąpieliskiem, którego przejrzyste wody skrywają w głębi prawdziwe skarby z przeszłości. W 2021 r. na dnie studni na terenie stanowiska archeologicznego San Andrés w pobliżu ruin Chichén Itzá znaleziono ponadtysiącletnią majańską łódkę, która miała służyć w rytualnych przejściach pomiędzy światami.
ŚMIERĆ TAKA, JAKĄ JĄ MALUJĄ
Mitologia Majów stanowi zaledwie ułamek licznych meksykańskich toposów, nawiązujących w taki czy inny sposób do śmierci. Ciężko pominąć głównego reprezentanta tego „gatunku” oraz skupionych wokół niego obchodów, czyli Święto Zmarłych (Día de Muertos). Co ciekawe, uważa się je powszechnie za tradycyjne i sięgające korzeniami do prekolumbijskiego folkloru, na którym oparto również inne części składowe tożsamości narodowej. Tak naprawdę jednak dzisiejsza forma tego święta stanowi głównie wynik inwencji stołecznych elit, które usilnie poszukiwały czegoś na wskroś „meksykańskiego”, co mogłoby stanowić spoiwo dla młodego narodu i jednocześnie być atrakcyjnym wizerunkiem eksportowym. Tym właśnie okazało się Święto Zmarłych i rzekomo odmienny, bardziej beztroski w porównaniu do innych narodów stosunek Meksykanów do śmierci, a dopełnieniem całości stały się motywy cukrowej czaszki (calavera de dulce lub calavera de alfeñique) i przyjaznego, tańczącego na płatkach aksamitek kościotrupa (cempasúchil). Wielu mieszkańców meksykańskiej prowincji nie znało zwyczaju budowania i ozdabiania kultowych już ołtarzy (altares de muertos). Z kolei Meksykanie z północnych, granicznych stanów świętowali w dzieciństwie raczej Halloween.
Swoją rolę w krzewieniu narodowej tradycji sąsiada z południa odegrali sami gringos. Wielka uliczna parada, sunąca na przełomie października i listopada przez ulice meksykańskiej stolicy, po raz pierwszy miała miejsce w scenie otwierającej film Spectre z 2015 r. o przygodach Jamesa Bonda. Był to podobno pomysł meksykańskiego rządu, dla którego propozycja umieszczenia uroczystości w hollywoodzkim scenariuszu stanowiła przemyślaną strategię marketingową. Jak się okazało, Meksykanie zasymilowali nową tradycję bez większych oporów – w pierwszej faktycznie zorganizowanej paradzie uczestniczyło ponad 250 tys. ludzi, przede wszystkim miejscowych. Z każdym kolejnym rokiem huczne obchody święta stają się coraz głośniejsze poza granicami kraju – ściągają do stolicy podróżnych z całego świata. I nic dziwnego, bo odznaczają się dużą oryginalnością i niepowtarzalną atmosferą, jak zresztą na niezmiernie barwny Meksyk przystało.