Sylwia Brynda

www.followthetaste.pl

 

« Kto z nas nie marzy o rajskich wakacjach na pięknej plaży ze złocistym piaskiem i błękitną czystą wodą? Rozmarzyliście się? Ja również… i myślami przenoszę się właśnie na Mauritius. To w tym wyspiarskim państwie spędziliśmy podróż poślubną, i były to dwa tygodnie w raju. »

 

Ta nieduża wyspa położona w południowo-zachodniej części Oceanu Indyjskiego, mimo stosunkowo niewielkich rozmiarów – jedynie ok. 2 tys. m2 powierzchni – jest pod wieloma względami naprawdę fascynująca. Pierwszymi Europejczykami, którzy pojawili się na Mauritiusie, byli Portugalczycy – w 1507 r. przybyli na bezludny ląd i założyli swoją bazę. W swojej historii wyspa znajdowała się pod władaniem niderlandzkim, francuskim i brytyjskim, żeby w końcu w drugiej połowie ubiegłego stulecia – od marca 1968 r. – stać się niepodległym krajem.

Każda z kultur zostawiła tutaj trwałe ślady. Wyspę skolonizowali ostatecznie Holendrzy w 1638 r. i nazwali ją imieniem księcia Maurycego Orańskiego (w Niderlandach znanego jako Maurits van Oranje lub Maurits van Nassau, 1567–1625). Jednak dopiero pod panowaniem Francuzów Mauritius rozkwitł jako centrum handlu oraz rozwinął uprawy trzciny cukrowej. Do dzisiaj też tutejszy język i kultura mają bardzo wyraźne wpływy francuskie. Ze względu na długi okres pod panowaniem Wielkiej Brytanii (od 1810 do 1968 r.) na Mauritiusie dominują Hindusi (ok. 66 proc. populacji), którzy przybyli tu niegdyś z Indii jako pracownicy kontraktowi. Wyspę zamieszkuje także duża grupa ludności kreolskiej (mniej więcej 28 proc.). Język kreolski (créole mauricien, kreol morisien, morisien) jest dominującym (przypomina trochę francuski). Nie ma jednak problemu z porozumieniem się wszędzie po angielsku czy francusku. To de facto języki urzędowe na Mauritiusie. Historia tego kraju jest burzliwa i bardzo zróżnicowana, co współcześnie przejawia się zarówno w kulturze, jedzeniu, jak i wyznaniach oraz strukturze społecznej. Wyspa stanowi swoisty tygiel kulturowy, połączenie Afryki z krajami europejskimi i ze sporą dozą Azji. Tę mieszankę naprawdę łatwo polubić.

 

Dodo i latające lisy

Mówiąc o dziejach Mauritiusu, należy wspomnieć o ptaku dodo, który – mimo iż od dawna nie chodzi już po tej ziemi [w ubiegłym roku maurytyjska organizacja pozarządowa podpisała z firmą Colossal Biosciences umowę mającą na celu odtworzenie populacji słynnego nielota – przyp. red.] – stał się nie tylko swoistą ikoną wyspy, lecz także generalnego wpływu człowieka na środowisko. Dodo był bardzo towarzyskim ptakiem nielotem z rodziny gołębiowatych, to jednak przyczyniło się do jego zagłady. Stanowił łatwy łup dla ludzi i nowo sprowadzonych gatunków zwierząt, co doprowadziło do jego szybkiego wymarcia. Dodo zniknął całkowicie z powierzchni ziemi w drugiej połowie XVII w., pozostawiając po sobie jedynie niewielką liczbę zachowanych szczątków oraz wspomnienie o jednym z najbardziej nietypowych ptaków, jakie kiedykolwiek zamieszkiwały naszą planetę.

Gatunkiem również zagrożonym wyginięciem jest rudawka mauritiuska (Pteropus niger), nazywana latającym lisem (flying fox). Rozpiętość skrzydeł tych nietoperzy może sięgać aż 1,5 m! Przed pełnym skolonizowaniem wyspy nietoperze były największymi zwierzętami zamieszkującymi Mauritius. Do dziś jest ich tu całkiem sporo i przyznaję, że pierwszego wieczora trochę mnie wystraszyły – mają naprawdę ogromne rozmiary. Jednak po przyjrzeniu się im bliżej, okazały się całkiem urocze. Możemy je zobaczyć głównie po zmroku. Wypatrujcie ich na palmach i owocowych drzewach, gdyż są to nietoperze, które żywią się owocami.

Gospodarka, tolerancja, bezpieczeństwo i klimat

Obecnie Mauritius rozwija się dynamicznie i uchodzi za jeden z najbardziej rozwiniętych i stabilnych krajów w Afryce. Jego gospodarka opiera się przede wszystkim na turystyce, przemyśle tekstylnym, przetwórstwie żywności oraz produkcji cukru. To wyspiarskie państwo jest także jednym z największych producentów rumu na świecie. Rajską wyspę na Oceanie Indyjskim uważa się też za wzór demokracji i tolerancji religijnej – ludzie różnych wyznań żyją tu obok siebie w pokoju i zrozumieniu. W kraju funkcjonuje wielopartyjny system polityczny, a obywatele mają prawa i swobody gwarantowane przez konstytucję.

Na Mauritiusie można się czuć bardzo bezpiecznie, usługi turystyczne są rozwinięte i na wysokim poziomie. Nie spotka się tutaj raczej żadnego rodzaju naciągania, nagabywania czy prób oszukiwania turystów, co niestety często się zdarza w wielu innych pięknych państwach. Ludzie są niezmiernie pomocni, mili i bezinteresowni. Przekonaliśmy się o tym, gdy zepsuł nam się samochód: otrzymaliśmy wsparcie od mieszkańców, którzy zadzwonili do naszej wypożyczalni i dzięki temu szybko otrzymaliśmy auto zastępcze. Wszyscy byli uprzejmi i uśmiechnięci – naprawdę dobrze wspominam ten aspekt pobytu na wyspie.

Mauritius leży na półkuli południowej, dlatego występujące na nim pory roku są odwrotne w stosunku do europejskiej strefy klimatycznej. Jest tu ciepło przez cały rok, przy czym wyróżnia się dwie pory: suchszą i chłodniejszą zimę (czerwiec–wrzesień) oraz cieplejsze i bardziej wilgotne lato (listopad–kwiecień). Pozostałe miesiące to okres przejściowy. Nie przestraszcie się jednak słowem „zima”, gdyż ta pora roku na Mauritiusie oznacza ok. 25°C w dzień i temperaturę wody mniej więcej 23°C. W lato jest ok. 30°C i mogą pojawić się tajfuny oraz częstsze opady deszczu (głównie przejściowe burze). My byliśmy na wyspie pod koniec września i pogoda była w kratkę – bardzo gorące dni z pełnym słońcem przeplatały się z chłodniejszymi wieczorami i zachmurzonym niebem, trzeba więc było założyć sweterek. Raz nawet lekko padało. Generalnie jednak temperatura była bardzo przyjemna (mniej więcej 23–27°C), a woda w oceanie wystarczająco ciepła, żeby się bez problemu kąpać. Uważam, że Mauritius jest dobrym celem do podróży przez cały rok.

Na wyspę najłatwiej się dostać z przesiadką w Paryżu. Latają stąd bezpośrednio samoloty Air France oraz Air Mauritius. My zarezerwowaliśmy bilety francuskich linii lotniczych, nasz pierwszy lot został jednak odwołany i zostaliśmy przekierowani na połączenie Air Mauritius. Maurytyjskie narodowe linie lotnicze bardzo pozytywnie nas zaskoczyły. Samolot był nowy i wygodny. Dostaliśmy nawet szczoteczki do zębów i skarpetki, co nie jest regułą w innych liniach lotniczych.

Zastanawialiśmy się na jak długo polecieć na Mauritius. Nasz pierwotny plan zakładał tygodniowy pobyt, ale w końcu zdecydowaliśmy się na pełne dwa tygodnie. Uważam, że był to strzał w dziesiątkę. Na tej rajskiej wyspie jest co robić i co zobaczyć, więc przez 14 dni nam się nie nudziło, ale też znaleźliśmy spokojnie czas, żeby poleniuchować na plaży czy pokąpać się w hotelowym basenie.

Podróżowanie, nocowanie i płacenie na wyspie

Wiemy już kiedy, wiemy już jak, więc teraz skupmy się na samym Mauritiusie. Jeśli planujemy zwiedzać wyspę, najlepiej poruszać się po niej wynajętym autem – ceny wypożyczenia należą do przystępnych i wybór jest duży, a infrastruktura drogowa dobrze rozwinięta. Nie ma tutaj zbyt wielu samochodów, wszyscy jeżdżą spokojnie. Trzeba jednak pamiętać, że ruch jest lewostronny, potrzeba więc chwili, aby się do tego przyzwyczaić. Jeśli nie chcecie jeździć autem, można korzystać z komunikacji publicznej. Jest ona tania, ale niezbyt dobrze rozwinięta, dlatego przemieszczanie się nią zajmuje sporo czasu. Kolejne rozwiązanie stanowi uczestnictwo w wycieczkach oferowanych przez hotel. Mauritius słynie ze swoich pięknych i luksusowych resortów. W praktycznie każdym z nich można skorzystać z oferty wycieczek po wyspie, czasem w małej grupie, a niekiedy nawet prywatnie, często z kierowcą i przewodnikiem.

Oczywiście w opcji dla wygodnych biura podróży oferują w całości zorganizowane wakacje na Mauritiusie. Wybór z roku na rok jest coraz większy, gdyż coraz więcej ludzi odkrywa wspaniałości tej wyspy na Oceanie Indyjskim.

Mauritius oferuje niezmiernie bogatą ofertę noclegową i każdy znajdzie tu coś dla siebie. Ceny nie są zbyt niskie, ale można znaleźć dobry hotel lub kwatery prywatne w przystępnej cenie. Mauritius, jak na rajską wyspę przystało, ma bardzo szeroki wybór resortów i luksusowych hoteli (4- i 5-gwiazdkowych). Ja na początku miałam wątpliwości, czy wydawać pieniądze na taki nocleg, ale po dwutygodniowym pobycie uważam, że każde wydane euro było tego warte. Otóż w tego typu obiektach płacimy nie tylko za pokój (który z reguły i tak jest bardzo duży, pięknie urządzony i wygodny), obsługę (ta była na najwyższym poziomie, nigdy nie czułam się tak zadbana i wręcz rozpieszczona), lecz także za całą masę dostępnych atrakcji. Dla przykładu nasz hotel oferował: rejsy łódką, sporty wodne, snorkeling, dwa baseny, jacuzzi, kompleks saun, siłownię – i wszystko było w cenie. Dodatkowo również w formule all inclusive były zajęcia jogi, fitness, koncerty, tańce, degustacje rumu, a nawet kursy fotografii. Z kolei w centrum spa w cenie znajdował się jeden masaż. Naprawdę nie można było się nudzić. O dziwo, jedzenie było przepyszne. Z reguły nie jestem wielbicielką hotelowego jedzenia, ale w takim resorcie mogłabym się stołować cały czas. Część noclegów mieliśmy w hotelu na zachodzie wyspy, a część w najpiękniejszym, według mnie, miejscu – przy plaży Le Morne. Myślę jednak, że przy odrobinie organizacji można zarezerwować jeden obiekt noclegowy i zrobić z niego bazę wypadową na wycieczki po całym kraju. W najgorszym razie z południowego krańca na samą północ jedzie się ok. 1,5 godz. w jedną stronę.

Walutą na Mauritiusie jest rupia maurytyjska (MUR), 1 rupia to mniej więcej 0,09 złotego (PLN). Pieniądze można wymienić w bankach i oficjalnych kantorach na wyspie (będzie potrzebny do tego paszport), zabierzcie jednak ze sobą dolary albo euro. Oczywiście można skorzystać także z bankomatów, a i z płaceniem kartą z reguły nie ma problemu. Ceny na wyspie są, powiedzmy, europejskie – podczas naszego pobytu nie było bardzo tanio, ale też nie było aż tak drogo, jak np. w USA czy Japonii.

Rajskie atrakcje wyspy

Mauritius pewnie większości z was kojarzy się ze słynnym podwodnym wodospadem. To oczywiście iluzja optyczna, którą tworzą wyjątkowo ukształtowana rafa koralowa wokół wyspy oraz piasek i dno Oceanu Indyjskiego. Ten spektakularny widok można podziwiać jedynie podczas lotu helikopterem lub awionetką, nawet dronem nie udało nam się odlecieć tak daleko, żeby był widoczny. Stanowi on jednak unikatową atrakcję dla miłośników podwodnych przygód i turystów z całego świata. Nurkowanie w okolicach tego wodospadu musi być z pewnością niesamowitym doświadczeniem. Mieszanka białego piasku, krystalicznie czystej wody oraz bogatej fauny i flory morskiej czyni to miejsce niezwykłe pod każdym względem. Widok spadającej pod powierzchnią oceanu wody jest niepowtarzalny i trudno znaleźć równie magiczną scenerię gdziekolwiek indziej na świecie.

Przejdźmy teraz do innych atrakcji tego wyspiarskiego państwa. Zacznijmy od przepięknej i rajskiej Île aux Cerfs (czyli Wyspy Jeleni) – to malutka, piękna wysepka u zachodnich wybrzeży Mauritiusu. Możemy się na nią dostać rejsowym katamaranem albo motorówką. Myślę, że ta druga opcja jest wygodniejsza i szybsza. W takich miejscach jak Île aux Cerfs nie ma zbyt wielu palm. Co ciekawe, nie rosły one na Mauritiusie, zostały tutaj sprowadzone przez Brytyjczyków i całkiem dobrze poszło im opanowanie całej wyspy. Jest za to piękny mieszany las, bielutki piasek i czysta, lazurowa woda. To wszystko sprawia, że widoki na Île aux Cerfs przypominają naprawdę najlepsze zdjęcia z katalogów biur podróży. Właściwie są to dwie wyspy oddzielone cienkim przesmykiem, w którym rano jest trochę płytkiej wody, a popołudniu odsłania się drobny piasek. Weźcie ręczniki, napoje i możecie tu leniuchować cały dzień.

Kolejną atrakcją, którą trzeba zobaczyć, jest Chamarel, wioska położona w Parku Narodowym Wąwozu Czarnej Rzeki (Parc National des Gorges de Rivière Noire, ang. Black River Gorges National Park). Znajduje się tutaj nie tylko przepiękny wodospad, lecz także bardzo interesujące miejsce zwane Ziemią Siedmiu Kolorów (Terre des Sept Couleurs, ang. Seven Coloured Earth). Do parku łatwo dotrzeć wynajętym samochodem, zwiedzanie rozpoczyna się po dokonaniu niewielkiej opłaty na wjeździe. Pierwszy punkt wycieczki stanowi właśnie wodospad Chamarel, praktycznie ikona Mauritiusu, można go podziwiać z kilku tarasów widokowych. Kolejnym przystankiem usytuowanym na samym końcu parku jest kolorowa ziemia, wyglądająca niczym wielobarwne wydmy. Historia tej niezwykłej przyrodniczej atrakcji sięga tysięcy lat, kiedy to wulkaniczne skały zostały wymieszane z osadzanymi się na nich piaskami, a także minerałami, co dało początek różnorodnym barwom tutejszej gleby. Kolory się zmieniają w zależności od nasłonecznienia i panującej wilgoci. Zobaczymy tu piasek w odcieniach czerwieni, brązu, fioletu, błękitu, zieleni, żółci i pomarańczu. Ziemia Siedmiu Kolorów stanowi nie tylko atrakcję turystyczną, lecz także ma znaczenie kulturowe dla mieszkańców wyspy. Legenda głosi, że posiada magiczną moc i przynosi szczęście tym, którzy jej dotkną lub zabiorą ze sobą. Na zdjęciach w internecie kolory zostały na ogół znacząco podbite, ale na żywo, szczególnie w słoneczny dzień z odrobiną chmur, są również dość wyraziste i robią ogromne wrażenie.

W rejonie Chamarel znajduje się też słynna destylarnia rumu – La Rhumerie de Chamarel. Nam nie udało się jej odwiedzić, gdyż zaplanowaliśmy jej zwiedzanie na koniec wycieczki i niestety okazała się wówczas zamknięta. Podobno jednak warto do niej zajrzeć i wiem już, że mamy po co wracać na Mauritius.

Moim zdaniem, zdecydowanie jedno z najpiękniejszych miejsc na wyspie stanowi Le Morne Brabant. Ten półwysep, którego krajobraz kulturowy wpisano w 2008 r. na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO, usytuowany jest w południowo-zachodniej części Mauritiusu. To właśnie tutaj znajduje się podwodny wodospad, a Le Morne otacza piękna rafa koralowa. W dodatku znajduje się ona dość płytko, więc snorkeling w tej wodzie to idealny pomysł. Pamiętajcie tylko koniecznie o odpowiednich butach, gdyż kamienie są ostre i bardzo dużo tu jeżowców. Na półwyspie wznosi się również charakterystyczna góra Le Morne Brabant (556 m n.p.m.), której nazwa pochodzi z czasów niewolnictwa. W przeszłości stanowiła ona schronienie dla zbiegłych niewolników oraz miejsce oporu przeciwko brytyjskim władzom kolonialnym. Legenda głosi, że kiedy 1 lutego 1835 r. Wielka Brytania zniosła niewolnictwo na Mauritiusie i wysłano tutaj oddział funkcjonariuszy policji, którzy mieli poinformować zbiegów, że zostali wyzwoleni, wielu z nich, obawiając się krzywdy ze strony kolonizatorów i w akcie desperacji, popełniło samobójstwo. Wspięli się oni na Le Morne Brabant i skoczyli z wysoka w odmęty oceanu. Spacerując po okolicy, ujrzymy tablice poświęcone temu tragicznemu wydarzeniu i wspominające o niechlubnej karcie historii, jaką było niewolnictwo oraz segregacja rasowa. Dzisiaj Le Morne uchodzi za symbol walki przeciwko uciskowi i niesprawiedliwości. Ta francuska nazwa oznacza w dosłownym tłumaczeniu „smutny”, „ponury”. Obecnie jednak miejsce to ma zupełnie inną atmosferę i będąc na Mauritiusie, po prostu musicie się tu wybrać.

W okolicy Le Morne można też wybrać się na pływanie z delfinami. Od razu mówię, że są to żyjące na wolności wodne ssaki z rzędu waleni, które podziwiamy z łódki pływającej po Oceanie Indyjskim. My zdecydowaliśmy się na jednodniową wycieczkę zorganizowaną. Byliśmy z niej bardzo zadowoleni. Rano łódka odebrała nas spod hotelu, wypłynęliśmy na ocean i udało nam się zobaczyć całe stado delfinów. To było fantastyczne przeżycie, widzieć te sympatyczne zwierzęta w ich naturalnym środowisku. Po oglądaniu delfinów, uprawialiśmy snorkeling, który także przypadł nam do gustu. Na koniec popłynęliśmy wokół skamieniałej rafy koralowej Crystal Rock na Île aux Bénitiers, czyli bezludną wysepkę niedaleko Le Morne. Mieliśmy na niej piknik i lunch z całą masą genialnych grillowanych homarów, pysznego lokalnego rumu oraz nawet naukę narodowego tańca Mauritiusu i pobliskiego Reunionu – segi. Teksty śpiewane w języku kreolskim mają charakter erotycznego przekomarzania się. Typowy dla segi jest energetyczny i dynamiczny rytm o afrykańskich korzeniach z jednocześnie łagodną linią melodyczną. Tańczy się ją przy dźwiękach tradycyjnych instrumentów – bębenków, kalabas i żelaznych trójkątów. Sega stanowi nie tylko formę rozrywki, lecz także ważny element kultury i dziedzictwa Mauritiusu. Wykonuje się ją spontanicznie podczas spotkań rodzinnych, z okazji świąt Wielkanocy, Bożego Narodzenia, Wniebowzięcia czy Nowego Roku oraz na ślubach. W 2014 r. tradycyjna maurytyjska sega została wpisana na Listę Reprezentatywną Niematerialnego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO.

Osobiście nie należę do miłośniczek długiego wylegiwania się na słońcu, ale na Mauritiusie plaże są tak piękne, że pragnie się spędzić na nich cały dzień. Jeśli macie ochotę zaznać trochę uroków błękitnej wody i bieluśkiego piasku, odwiedźcie Belle Mare oraz Flic en Flac. Niedaleko tej pierwszej, na zachodzie wyspy, był nasz pierwszy hotel, stąd ta plaża wyjątkowo utkwiła nam w pamięci. Woda ma tutaj piękny kolor i jest to doskonałe miejsce do snorkelingu. W dodatku czarne kamienie z rafy koralowej wychodzą aż na brzeg, co tylko dodaje temu miejscu uroku. Z kolei Flic en Flac leży na wschodzie wyspy – to bardzo duża i szeroka plaża, idealna dla rodzin z dziećmi, gdyż nie jest specjalnie zatłoczona.

Kolejny ważny przystanek na mapie atrakcji stanowi niewątpliwie przepiękny ogród botaniczny Pamplemousses – Sir Seewoosagur Ramgoolam Botanical Garden. Ujrzymy w nim całą masą drzew, kwiatów i innych roślin nie spotykanych raczej na naszym kontynencie. Dla miłośników zieleni, olbrzymich lilii wodnych i palm to miejsce okaże się wręcz wymarzone.

Będąc na północy wyspy, należy zajechać do Grand Baie. To kilkunastotysięczne miasteczko jest ponoć imprezowym centrum Mauritiusu. Jeśli więc macie ochotę na kolorowe koktajle i bary z muzyką, to znajdziecie je tutaj. Nie liczcie jednak na niekończące się imprezy do białego rana. Mauritius nie jest wyspą, na której można znaleźć takie atrakcje. W Grand Baie znajduje się wiele dobrych restauracji, warto odwiedzić też małą, ale bardzo przyjemną plażę Pereybere. W tym miasteczku spędzają czas miejscowi, więc jeżeli jesteście ciekawi, co na co dzień robią i jedzą mieszkańcy wyspy, odwiedźcie tę właśnie miejscowość. Jadąc dalej na północ, dotrzemy do Cap Malheureux, w dosłownym tłumaczeniu „Niefortunnego Przylądka”. Nie zraźcie się jednak tą nadaną przez Francuzów nazwą, bo miejsce jest naprawdę niezmiernie malownicze. Znajdziecie tu malutki czerwono-biały Kościół Notre-Dame  Auxiliatrice z 1938 r. oraz zachwycający widok na usytuowane niedaleko bezludne wysepki.

Na południu wyspy także są interesujące atrakcje. Zacznijmy od przylądka i pomnika brytyjskiego żeglarza i kartografa – kapitana Matthew Flindersa (1774–1814). Tutejsza wysoka skała stanowi doskonały punkt widokowy na lazurowe wody oceanu. Kolejnym atrakcyjnym punktem jest Rochester Falls (po francusku Cascade de Rochester), najszerszy wodospad na wyspie. Turyści często się pod nim kąpią, a pasjonaci zdjęć przy okazji robią sobie fotki na okolicznych polach trzciny cukrowej – najpopularniejszej rośliny na Mauritiusie. Niedaleko znajduje się Gris-Gris, spektakularny klif z tzw. Płaczącą Skałą (Roche Qui Pleure) oraz malowniczą plażą. Nie ma tu aż takiego tłumu turystów, gdyż dojazd i jakość nawierzchni pozostawiają wiele do życzenia. Następnie możemy wybrać się do Pont Naturel, czyli Naturalnego Mostu, formacji skał wulkanicznych rozciągającej się dwumetrowym łukiem nad wirującymi niebieskimi i białymi falami. Na sam koniec polecam miejscowość Blue Bay, kolejne miejsce, gdzie czas spędzają głównie miejscowi. Dotarliśmy tutaj już pod wieczór, wszędzie grała muzyka, ludzie grillowali i wesoło spędzali czas.

W południowo-zachodniej części wyspy usytuowany jest piękny Park Narodowy Wąwozu Czarnej Rzeki. To największy park narodowy na Mauritiusie – zajmuje on powierzchnię ok. 67,5 km². Założono go w 1994 r., aby chronić unikatowe ekosystemy, m.in. wilgotny las wyżynny, bardziej suchy las nizinny i podmokłe wrzosowiska, oraz tutejszą dziką faunę i florę. Można tu spotkać liczne gatunki ptaków, w tym rzadkie i zagrożone wyginięciem, np. szlarniki maurytyjskie i popielate czy wikłacze maurytyjskie. Park Narodowy Black River Gorges oferuje również możliwość obserwacji innych zwierząt, takich jak sambary sundajskie, tenreki zwyczajne (kretojeże bezogonowe), małpy makaki czy jaszczurki. Znajdziecie tutaj trasy udostępnione na piesze wycieczki, a także malownicze wodospady i punkty widokowe. Dla miłośników trekkingu, a nawet wspinaczki czy innej aktywności fizycznej to miejsce jest idealne.

Niedaleko leży jezioro kraterowe Ganga Talao (Grand Bassin) oraz największa świątynia hinduistyczna na wyspie, poświęcona Śiwie – Shiv Mandir. Na Mauritiusie jest wiele wyznań, dominuje jednak hinduizm.

Na koniec polecam wam jeszcze wizytę w 150-tysięcznej stolicy kraju. Port Louis to portowe miasto, które ma swój unikatowy charakter. Warto więc wybrać się do niego chociaż przejazdem, żeby zobaczyć, jak wygląda stolica Mauritiusu i jak żyją tutaj na co dzień ludzie. Jest to miejsce pełne kontrastów – z jednej strony można zobaczyć nowoczesne wieżowce, liczne sklepy i restauracje, a z drugiej – stare kolonialne budynki i zabytki kultury. Odwiedźcie samo centrum (od razu zastrzegam, że nie tak łatwo w nim zaparkować) i koniecznie Central Market, gdzie trzeba spróbować lokalnej indyjskiej kuchni oraz kupić pamiątki. Warte odwiedzenia jest też słynne Muzeum Historii Naturalnej (Natural History Museum), gdzie można zobaczyć liczne eksponaty dotyczące fauny i flory Mauritiusu.

Maurytyjska kuchnia

Mauritius nie słynie zbytnio ze swojej sztuki kulinarnej, a wielka szkoda! Ja uważam, że jedzenie na wyspie jest bardzo dobre i czasem tęsknię za serwowanymi na niej genialnymi owocami morza, rybami czy pysznymi świeżymi owocami.

Kuchnia maurytyjska charakteryzuje się dużą różnorodnością. Ważną rolę odgrywają w niej przyprawy oraz wpływy indyjskie z wyraźnymi akcentami europejskimi – francuskimi czy brytyjskimi. Aromatyczne curry to potrawa, którą zdecydowanie należy spróbować na Mauritiusie. Cynamon, goździki, anyż czy wanilia należą do najczęściej wykorzystywanych tu przypraw. Warto je kupić, szczególnie na targu w stolicy. My zdecydowaliśmy się nabyć gotową mieszankę – maurytyjskie curry. Na Mauritiusie dużą popularnością cieszy się też kuchnia kreolska. To bardzo ciekawe smaki, mieszanka wpływów francuskich, afrykańskich, hinduskich – miks wszystkiego, co najlepsze. Zbliżoną kuchnię możemy także spotkać np. w niektórych regionach Karaibów czy na Seszelach. Wykorzystuje się w niej przyprawy, lokalne warzywa oraz obowiązkowo ryby i owoce morza. Warto więc wybierać restauracje podające właśnie te specjały. Polecam wam w szczególności spróbować dań z pikantnym kreolskim sosem rougaille – pomidorowy sos z cebulą i aromatycznymi przyprawami jest idealny do owoców morza i ryb (rougaille tout nu). Kolejną obowiązkową potrawę stanowi sałatka z serca palmy – tzw. sałatka milionera. Nie należy ona do najtańszych, ale smak ma dość ciekawy, mimo iż niezbyt wyrazisty. My jedliśmy ją kilkakrotnie – raz z mięsem kraba i raz na słodko, z kokosem i wanilią. Wersja wytrawna zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu. Nie zapomnijcie również o rybach i owocach morza – genialnych homarach, dużych krewetkach czy różnych gatunkach małży. Warto też spróbować lokalnego przysmaku, czyli jeżowców – głównie serwuje się je na surowo i wyjada łyżeczką lekko słonawe, lekko słodkawe, po prostu rozpływające się w ustach mięso. Jedzcie także na potęgę, bez wyrzutów sumienia, ananasy, mango i inne egzotyczne owoce.

Z wyspy trzeba przywieźć cukier. Trzcina cukrowa rośnie na Mauritiusie praktycznie wszędzie. Odwiedźcie fabrykę i ciekawe muzeum – L’Aventure du Sucre (Beau Plan, Pamplemousses). Kupcie tutaj najlepszy, według mnie, cukier z prawdziwą wanilią oraz różne odmiany cukru trzcinowego. Jest ich naprawdę dużo, a każda interesująca – ma specyficzny smak i konsystencję. Nawet nie wiedziałam, że istnieje tyle rodzajów cukru.

Myślałam wcześniej, że nie lubię rumu i że ten trunek po prostu mi nie smakuje. Na Mauritiusie zmieniłam jednak zdanie. Rum wytwarzany na tej wyspie to klasa sama w sobie. Oczywiście nie wszystkie marki przypadły mi do gustu, ale jest tyle różnych rodzajów i aromatów, że każdy znajdzie coś dla siebie. Możemy spróbować białych, ciemnych albo aromatyzowanych przyprawami, kokosem, suszonymi owocami, kawą czy imbirem.

Na wyspie można również nabyć lokalnie uprawianą herbatę oraz kawę – tylko jedną markę: Le Café de Chamarel. Miejscowe plantacje nie należą do zbyt dużych. Maurytyjska herbata lub kawa będzie jednak z pewnością świetną pamiątką z wakacji.

Podsumowując, Mauritius stanowi doskonałe miejsce na podróż przez cały rok, może się pochwalić szeroką ofertą noclegową i atrakcjami dla każdego turysty. Ta malownicza wyspa na Oceanie Indyjskim to fascynujący ląd o niezwykłej historii, różnorodnej kulturze i urokliwym krajobrazie. To też bogactwo przyrody, które przyciąga gości z całego świata, piękne plaże, wspaniałe rafy koralowe, a także górzyste tereny idealne dla miłośników trekkingu. Dodatkowo dzięki bezpiecznemu środowisku, przyjaznej atmosferze i życzliwym ludziom pobyt na tej rajskiej wyspie zapewni niezapomniane wrażenia i błogi relaks.