Magdalena Moll-Musiał

<< „Costa Rica”, czyli „Bogate Wybrzeże” — tak nazwał ten rejon Nowego Świata Krzysztof Kolumb, kiedy dopłynął tu we wrześniu 1502 r. w poszukiwaniu legendarnej krainy złota. Nazwa okazała się dość trafna i ponadczasowa, gdyż Kostaryka i dziś kojarzy się z ogromnym bogactwem: fascynującymi skarbami natury. Niektórzy określają ją poetycko mianem „Ogrodu Ameryki Centralnej”, aby podkreślić jej niepowtarzalne walory przyrodnicze. >>  

Kostaryka to górzysty kraj, oblany z jednej strony wodami Pacyfiku, a z drugiej — Morza Karaibskiego. Ponieważ leży w strefie aktywności sejsmicznej, nieodłączną część jej krajobrazu stanowią liczne wulkany. Kostarykanie są bardzo spokojni i opanowani, nie przypominają zwykle niezmiernie żywiołowych i pełnych temperamentu mieszkańców Ameryki Łacińskiej. Mówią o sobie ticos, dlatego że często zdrabniają wszelkie wyrazy. Wyróżniają się szczególną troską o środowisko naturalne i utrzymanie pokoju w regionie — Kostaryka nie posiada sił zbrojnych, a parki narodowe i rezerwaty przyrody zajmują mniej więcej jedną czwartą jej powierzchni.  

Podrównikowy klimat pozwolił rozwinąć się tu bujnej roślinności, wśród której do dziś żyje mnóstwo różnorodnych zwierząt. Pod ochroną znajdują się dziewicze lasy tropikalne kryjące malownicze wodospady i liczne gatunki płazów, gadów, ptaków i ssaków, a także wulkany oraz piękne dzikie plaże. Niezwykłe bogactwo naturalne znakomicie oddaje często powtarzane miejscowe wyrażenie pura vida — „pełnia życia”. Ta zielona kraina nie byłaby jednak prawdziwie rajskim zakątkiem bez wspomnianych już Kostarykanów — ludzi ze stoickim spokojem witających każdy dzień i wdzięcznych za to, co mają. Ponoć Kostaryka to jeden z najszczęśliwszych krajów świata…

W STOLICY
Tętniące życiem stołeczne San José, położone w Valle Central (Dolinie Centralnej) na średniej wysokości 1300 m n.p.m., stanowi doskonałą bazę wypadową do wycieczek po kraju. Podczas zwiedzania miasta trzeba być bardzo uważnym, gdyż… budynki nie mają oznaczeń. W centrum ulice są ponumerowane, ale poza nim już nie, więc pozostaje nam zdać się na naszą pamięć wzrokową i orientację w terenie.
Unikatową atrakcją San José jest niewątpliwie Museo del Jade — Muzeum Jadeitu. Wraz z mężem podziwialiśmy jego przepiękne eksponaty liczące nierzadko 1500 lat, poznając przy okazji tradycje i wierzenia rdzennych ludów Mezoameryki. Jadeit to dość rzadki minerał z grupy krzemianów. Indianie robili z niego amulety, ponieważ wierzyli, że chroni przed złymi mocami. Również szamani posiadali wiele akcesoriów zdobionych tym kamieniem. Podczas pochówku jadeitowy amulet łamano na dwie części: jedną oddawano zmarłemu, a drugą otrzymywali w spadku jego potomkowie. Wiele takich artefaktów można zobaczyć właśnie w muzeum w stolicy Kostaryki.

JEZIORO NA SZCZYCIE WULKANU
Niedaleko od San José znajduje się wulkan Poás (2708 m n.p.m.). Jeden z jego trzech kraterów wciąż pozostaje aktywny i stale wydobywają się z niego kłęby dymu. Gdy podeszliśmy pod niego, otoczyła nas gęsta mgła i poczuliśmy krople deszczu. Jedynie po zapachu siarki poznaliśmy, że znajdujemy się u celu wyprawy. Postanowiliśmy więc udać się na półgodzinny spacer w kierunku niebieskiej laguny Botos leżącej w kolejnym kraterze. Widoczność w jego okolicy jest nieco lepsza. Gdy wracaliśmy, naszym oczom ukazał się niesamowity widok… Z małego, zielonego jeziorka wystrzeliwały w powietrze białe chmury pary wodnej. Mimo padającego deszczu przez dłuższą chwilę staliśmy jak urzeczeni. To drugie z jezior kraterowych wulkanu Poás (najaktywniejszy tego typu akwen na świecie!) zazwyczaj również zasnuwa mgła, ale zdarza się, że wiejący wiatr odsłania je na kilkanaście sekund. Sam główny krater, który należy do jednych z największych na ziemi (1,7 km średnicy i 300 m głębokości), wygląda naprawdę imponująco.
Z kontemplacji na tarasie widokowym wyrwało nas nieprzyjemne pieczenie w nosie. Ze względu na wysokie stężenie gazów w powietrzu trudno było wytrzymać na nim dłużej niż kwadrans. Musieliśmy zatem zakończyć naszą wycieczkę, ale wspomnienie tego niezwykłego miejsca pozostanie w naszej pamięci do końca życia.  

NIE TYLKO ŻÓŁWIE
Tortuguero znaczy „Żółwiowo”, nietrudno więc odgadnąć, że pobliski Parque Nacional Tortuguero (Park Narodowy Tortuguero) to ostoja tych gadów. Dostać się do niego można jedynie od strony rzeki, po 42-kilometrowym rejsie łodzią.
Morze Karaibskie już przy brzegu jest tu bardzo głębokie, a plaża — szeroka i piękna. Właśnie ten zakątek ziemi upodobały sobie do rozrodu wielkie żółwie morskie. Od czerwca wychodzą rano z wody i na granicy lasu tropikalnego składają liczne jaja. Z tych, które nie stały się łupem drapieżnych ptaków, wieczorami od września do końca października wykluwają się młode. Ich wędrówkę w stronę morza najłatwiej zaobserwować wtedy między godziną 22 a północą. W tym też czasie wybraliśmy się na plażę. Do późnej nocy penetrowaliśmy ją wzdłuż i wszerz, ale znaleźliśmy jedynie wielką skorupę dorosłego 450-kilogramowego żółwia w zaroślach… Zrezygnowani poszliśmy spać. O świcie znów wyruszyliśmy na poszukiwania. Tym razem udało się nam! Zobaczyliśmy, jak trzy maleńkie żółwiki nieporadnie wygramoliły się ze skorupek i pognały do wody (te maleństwa poruszają się naprawdę szybko!). Nigdy wcześniej nie widzieliśmy czegoś tak niesamowitego.

FOT. COSTA RICAN TOURISM BOARD

Zagrożone wyginięciem żółwie zatokowe na plaży Ostional

Zagrożone wyginięciem żółwie zatokowe na plaży Ostional

Aby obejrzeć drugą część parku, czyli system rzek i kanałów przecinających wilgotny las tropikalny, wynajęliśmy kanu. Żyje tutaj wiele gatunków zwierząt. Przez cały czas towarzyszyły nam przepiękne, niebieskie motyle wielkości dłoni oraz nieco mniejsze, pomarańczowe i żółte. Nad brzegami odpoczywały duże, śnieżnobiałe i srebrzystoniebieskie ptaki. Po godzinie rejsu spostrzegliśmy rodzeństwo małych kajmanów, a kilka metrów dalej ich matkę. Szybko oddaliliśmy się od nich, aby nie zdążyła się nami zainteresować. Po gałęziach wysokich drzew, spowitych sieciami lian, skakały kapucynki czarnobiałe. Z bujnego lasu dochodził do nas śpiew tropikalnych ptaków oraz odgłosy insektów, które dawały nam o sobie znać także w bardziej dokuczliwy sposób. Poza tym słyszeliśmy również pękające co chwilę suche gałęzie, stukanie dzięciołów i… groźne, donośne wycia. Te ostatnie wydawały prawdopodobnie jaguary, jedni z drapieżnych mieszkańców parku.

FOT. COSTA RICAN TOURISM BOARD

Na zwalonych kłodach zagrożone wyginięciem wspaniałe żółwie szylkretowe oddawały się kąpieli słonecznej. Płynęliśmy wśród nich coraz dalej i dalej… Im głębiej zanurzaliśmy się w tropikalną puszczę, tym rzeka stawała się spokojniejsza, a przyroda wydawała się bardziej tajemnicza. Życie toczy się tu swoim naturalnym rytmem, każde stworzenie stanowi ważny element ekosystemu, którego równowagi nie zaburza ingerencja człowieka. Zachwyceni soczystą zielenią lasu, delikatnym pluskiem wody odgarnianej przez wiosła, błękitem nieba i całkowitą wolnością, jaką mogą cieszyć się dzikie zwierzęta, trwaliśmy w ciszy, aby nie mącić spokoju tej wyjątkowej krainy.

ZNIEWALAJĄCE PEJZAŻE
Do najbardziej znanych i najczęściej odwiedzanych przez turystów parków narodowych Kostaryki należy Parque Nacional Manuel Antonio. Maleńkie skalne wysepki wyłaniające się z turkusowego Pacyfiku wzdłuż wybrzeża tworzą urzekający krajobraz. Ochronie podlega nie tylko część morska, lecz także dziewicza puszcza tropikalna. Spotkamy w niej wiele zwierząt, np. jelenie, szopy, znane z folderów i widokówek chwytnice kolorowe – zielone żabki z dużymi czerwonymi oczami z czarnymi źrenicami, wylegujące się w konarach drzew leniwce, małpy (na czele z endemiczną i zagrożoną wyginięciem tití), tukany, pelikany, rybołowy, iguany, węże, mnóstwo kolorowych motyli i ptaków.

FOT. COSTA RICAN TOURISM BOARD

Plaża Manuel Antonio uchodzi za najpiękniejszą w Ameryce Środkowej

Plaża Manuel Antonio uchodzi za najpiękniejszą w Ameryce Środkowej

 

Dużo łatwiej się na nie natknąć, jeśli wynajmie się miejscowego przewodnika, który nosi ze sobą lunetę ze statywem i pokazuje turystom co ciekawsze okazy. Zawsze zabiera on również ręczniki dla swojej grupy, gdyby ktoś chciał skorzystać z orzeźwiającej kąpieli w Pacyfiku. Nieco rozczarowujący okazał się natomiast snorkeling, gdyż padający dzień wcześniej deszcz zupełnie zmącił wodę. Jednak fakt, że udało nam się sfotografować kapucynkę czarnobiałą i tukana, wynagrodził nam te niefortunne skutki pogody.

STOŻEK SPOWITY MGŁĄ
Nadal aktywnym kostarykańskim wulkanem jest także Arenal (1670 m n.p.m.) leżący na północy kraju. W lipcu 1968 r. w wyniku jego ogromnej erupcji zginęło 87 osób i zostały zniszczone pobliskie wioski Tabacón i Pueblo Nuevo. Od 1991 r. teren ten znajduje się pod ochroną Parque Nacional Volcán Arenal (Parku Narodowego Wulkanu Arenal).

FOT. COSTA RICAN TOURISM BOARD

Sztuczne jezioro Arenal u stóp czynnego wulkanu o tej samej nazwie

Sztuczne jezioro Arenal u stóp czynnego wulkanu o tej samej nazwie

Szliśmy trasą otoczoną przez roślinność, która wyrosła przez ostatnie 45 lat. Mijaliśmy głazy zastygłej lawy. Niestety, towarzyszył nam deszcz i w istnienie wulkanu musimy uwierzyć na słowo, bowiem zasłoniła go gęsta mgła. Na szczęście, ptaki umilały nam wędrówkę swoim pięknym śpiewem. Po kilku godzinach marszu doszliśmy do ostatniego tarasu widokowego. Arenal nie zmienił zdania i nadal ukrywał się w chmurach. Cóż, nic straconego — będziemy mieli po co wrócić do pasjonującej Kostaryki…

KOSTARYKAŃSKIE TERMY
Z wulkanu Arenal wypływa gorąca rzeka Tabacón, która spływając ze zboczy, tworzy kaskady i malownicze baseny. Łagodnym zejściem dostaliśmy się nad jej brzeg. Widok pluskających się tubylców zachęcił nas do natychmiastowego pójścia w ich ślady. Wszystkie bicze wodne i jacuzzi świata nie dorównują dobrodziejstwom kostarykańskiej natury! Rwący prąd i siła małych wodospadów wymasowały nasze ciała tak doskonale, że natychmiast poczuliśmy się odprężeni. Nad nami koncertowały tropikalne ptaki, a my pogrążaliśmy się w błogostanie… Tak musi wyglądać prawdziwy raj.

 

***

 

W Kostaryce każdy może spędzić czas w swój ulubiony sposób: wybrać się w góry, oddawać się kąpielom słonecznym i morskim na przepięknych plażach, nurkować w błękitnych wodach, skakać na linie z wysokich mostów (bungee jumping), uprawiać surfing, snorkeling, rafting czy wędkarstwo, eksplorować dziewiczą puszczę, wspinać się na wulkany, obserwować rzadkie ptaki, odwiedzić plantacje kawy czy potańczyć salsę w plażowym klubie. Jedno jest pewne: wszyscy wyjeżdżają stąd wypoczęci, radośniejsi, zrelaksowani i bogatsi o wspaniałe wspomnienia z podróży. Dlatego tak trudno oprzeć się chęci powrotu w te strony. Po prostu pura vida!