Magdalena i Sergiusz Pinkwartowie

www.dzieckowdrodze.com

Tradycyjna łódź ngalawa z zamontowanymi po obu stronach, zwiększającymi stabilność, pływakami z desek

« Wyspy Przypraw u wybrzeży Tanzanii to miejsce tak piękne, że aż trudno uwierzyć, iż istnieje nie tylko na okładkach folderów biur podróży. A jednak. Kolory, zapachy, smaki są tu tak intensywne, że zostają w pamięci na długo i ciężko znaleźć potem lepszy kierunek na udane wakacje. »

Do atrakcji wysp, stanowiących autonomiczny region Tanzanii, leżącej w Afryce Wschodniej, należą cudowne plaże o pięknym piasku, rafa koralowa, łagodny klimat, wspaniałe jedzenie, bogactwo flory i fauny. To także obszar o burzliwej przeszłości, w której miejscowa tradycja łączyła się z wpływami kolonialnymi – portugalskimi, brytyjskimi, niemieckimi – oraz oddziaływaniem kultury arabskiej i indyjskiej.

Powiedzmy to otwarcie: na Zanzibar nie przyjeżdża się po to, aby podziwiać dzieła sztuki albo zwiedzać wysokiej klasy zabytki. Ale warto polecieć aż za równik, żeby odkryć plaże uważane za najpiękniejsze na świecie i wykąpać się w ciepłych falach oceanu u wybrzeży Tanzanii. Archipelag Zanzibar to trzy duże wyspy – Unguja (powszechnie określana właśnie jako Zanzibar), Pemba i Mafia oraz wiele mniejszych wysepek, położonych na Oceanie Indyjskim – najcieplejszym z trzech oceanów.

PIĘKNO NATURY

Od północy i wschodu ochrania Zanzibar mur rafy koralowej, który przebiega kilkaset metrów od plaży. Oceaniczne fale spektakularnie łamią się na tej barierze, więc woda przy brzegu jest gładka jak lustro, a nachylenie dna łagodne. Dzięki temu można swobodnie i bezpiecznie pływać niedaleko od  plaży z maską do snorkelingu, obserwując fascynujące podwodne życie na wyciągnięcie ręki – kolorowe rybki, kraby, morskie rośliny i zwierzęta. Najbardziej efektowne widoki zobaczymy podczas rejsu na rafę koralową. Trzeba za to pamiętać o przypływach i odpływach, podczas których wysokość wody zmienia się nawet o 2–3 m. Najlepiej się kąpać przy brzegu przy wyższym stanie wody, bo odpływ odsłania większe kamienie czy płytko leżące jeżowce. Podczas niego do wody wskakują miejscowe dzieciaki, żeby zaostrzonymi patykami łowić chowające się przy dnie kałamarnice i kraby oraz wybierać co ładniejsze muszelki, z których później powstaną suweniry dla turystów.

Piasek na wschodnim wybrzeżu Zanzibaru jest biały jak śnieg i ma konsystencję cukru pudru. To właśnie dzięki takiej barwie podłoża woda przy brzegach wysp ma wspaniały, niepowtarzalny kolor akwamaryny – zieleni zmieszanej z błękitem. Na wybrzeżu od strony Afryki piasek przypomina ten, jaki mamy nad Bałtykiem, a w okolicy miasta Zanzibar, wraz z jego historyczną częścią – Kamiennym Miastem (Stone Town), nie ma rafy, więc przy wietrznej pogodzie można poskakać przez imponujące fale.

Galerie w wąskich uliczkach Kamiennego Miasta

EUROPEJSKIE I ARABSKIE DZIEDZICTWO

Miasto, założone przez Portugalczyków, rozłożyło się nad malowniczą, półokrągłą zatoką. W 1498 r. żeglarz i odkrywca Vasco da Gama (1469–1524) podczas swojej historycznej podróży w poszukiwaniu drogi do Indii dopłynął do brzegów Zanzibaru. Pięć lat później ziemie te stały się podległe Portugalii za sprawą kapitana Rui Lourenço Ravasco, któremu sułtan poddał Zanzibar w zamian za obietnicę pokoju. Stan ten utrzymywał się przez kolejne dwa stulecia. Potem, w 1698 r., wyspy stały się częścią Sułtanatu Omanu. Co ciekawe, w 1840 r. sułtan Maskatu i Omanu, Sa’id ibn Sultan (1791–1856), przeniósł swoją stolicę z leżącego na Półwyspie Arabskim i zwrotniku Raka Maskatu właśnie do odległego o 4 tys. km, położonego już po drugiej stronie równika Stone Town. Pod koniec XIX w. Zanzibar znalazł się pod protektoratem brytyjskim, a w 1964 r., po rewolucji, gdy kontynentalna Tanganika połączyła się z Zanzibarem, tworząc Tanzanię, stał się terytorium autonomicznym. Zarówno dziedzictwo portugalskie, jak i arabskie, a także ślady protektoratu brytyjskiego oraz wpływy indyjskie można odnaleźć w architekturze stolicy. Stone Town, kiedyś ważne miejsce na szlaku handlu przyprawami i niewolnikami, zachowało dziś wiele elementów z czasów swojej świetności.

Na Ungui o Zanzibar City mówią po prostu „miasto” (city lub town). Powód jest oczywisty – poza stolicą są tu tylko małe wioski. Ciasne uliczki w historycznym centrum (Stone Town) to właściwie jeden wielki bazar, gdzie znajdziemy pamiątki z motywami afrykańskimi, figurki zwierząt, popiersia Murzynek, maski. Można tutaj wytargować kolorowe chusty albo ręcznie plecione koszyki. Na stoiskach piętrzą się egzotyczne owoce i warzywa. Kluczymy zastawionymi straganami uliczkami w poszukiwaniu odrobiny zbawiennego cienia. Tak trafiamy do The Swahili House Zanzibar. Ciężkie drewniane drzwi wejściowe są nabite mosiężnymi kolcami. To tradycja przywieziona z Indii, gdzie ochraniano w ten sposób dom przed namolnymi słoniami. Na Zanzibarze tych olbrzymich ssaków nie ma, a metalowe elementy służą po prostu do ozdoby. Wspinamy się kilka pięter po drewnianych schodach, ciekawie zaglądając do pokojów urządzonych w prostym, kolonialnym stylu. Na tarasie na samej górze jest miły przewiew i widok na cztery strony świata. Podobnie jak pobliski Zanzibar Coffee House, pięciopiętrowy The Swahili House Zanzibar to historyczny hotel w stylu kolonialnym z restauracją na dachu, która pozwala nieco odpocząć od afrykańskiego upału. To jeden z niewielu wysokich budynków, więc z góry rozciąga się widok na całe miasto – labirynt uliczek, wieże kościołów, Stary Fort (Ngome Kongwe), sułtański Pałac Cudów (Beit-al-Ajaib), katedrę anglikańską (Christ Church), a przed nią historyczny plac, na którym handlowano niewolnikami. Widać stąd także nabrzeże portu i terminal promowy, skąd codziennie odpływają statki do Dar es Salaam nad Oceanem Indyjskim, największego miasta Tanzanii (zamieszkiwanego przez ok. 4,5 mln ludzi). Dalej na południe każdy skrawek plaży zajmują małe, kolorowe łódki, którymi można popłynąć z rybakami na połów albo na nieodległą Wyspę Więzienną (Prison Island), gdzie znajdują się zabudowania dawnego więzienia i punktu kwarantanny.

ATRAKCJE STOLICY

Właśnie w pobliżu tej plaży usytuowane jest miejsce, do którego powinien wybrać się każdy, komu serce bije szybciej w takt przebojów legendarnego zespołu Queen. Jego wokalista, charyzmatyczny Freddie Mercury, urodził się we wrześniu 1946 r. właśnie w Kamiennym Mieście. Nazywał się Farrokh Bulsara, a korzenie jego rodziny wywodziły się z kultury zaratustryjskiej. Dzieciństwo i młode lata spędził na Zanzibarze, uczył się w szkole przy katolickiej Katedrze św. Józefa. Z ojczystego kraju wyjechał już jako 18-latek, uciekając wraz z rodzicami przed rewolucją 1964 r. do Londynu, aby stać się tam jedną z największych gwiazd rocka wszech czasów. Przy plaży znajduje się „Mercury’s Bar”, gdzie na tarasie z widokiem na ocean można posłuchać przebojów Queen, a nieco dalej, w rejonie Shangani, w sercu Kamiennego Miasta, mieści się otwarte w listopadzie 2019 r. – w 28. rocznicę śmierci gwiazdora – pierwsze na świecie muzeum poświęcone Mercury’emu (Freddie Mercury Museum Zanzibar). Instytucja współpracuje ściśle z fundacją Queen Productions w Wielkiej Brytanii, dzięki czemu ma dostęp do unikatowej kolekcji zdjęć i pamiątek.

Wracamy w stronę portu i z plątaniny zaułków wpadamy na mały placyk, na którym miejscowi godzinami siedzą, dyskutują i delektują się czarną, mocną, aromatyczną kawą. To kultowy „Jaws Corner” (Zakątek Szczęk) – nazwany tak od muralu przedstawiającego rekina ze słynnego hollywoodzkiego dreszczowca. Zapach węgla drzewnego miesza się z aromatem kawy. To tutejszy barista przygotowuje napój w stojącym na betonie czajniczku grzejącym się na rozżarzonych węglach. Filiżanki, a właściwie małe czarki, po użyciu lądują w kuble z mętną wodą. Kilka sekund i barista wyławia kubeczek palcami, nalewa kawę i podaje następnemu klientowi. Za napar inkasuje 200 szylingów, czyli równowartość ok. 40 groszy. O mleku czy cukrze można zapomnieć, ale aromat kardamonu z nutką cynamonu jest wyraźnie wyczuwalny. W końcu znajdujemy się na Wyspie Przypraw.

KORZENNE SMAKI

Wycieczki na farmy przypraw, jak Kizimbani Spice Farm, są jedną z najciekawszych atrakcji Zanzibaru. To przecież drogocenne, pachnące korzenie kusiły od wieków żeglarzy i podróżników. Właśnie najprawdopodobniej Zanzibar chciał „odkryć” Kolumb w 1492 r. Marzył wszak o tym, że zapełni ładownie statków wonnymi goździkami, cynamonem i pieprzem. Przyprawy w Europie doskonale się sprzedawały, a Arabowie zazdrośnie strzegli tajemnic Jedwabnego Szlaku. To dlatego Kolumb czy Vasco da Gama planowali ominąć kraje arabskie i bezpośrednio dotrzeć do „Indii” – tą nazwą ochrzczono zbiorczo wszystkie miejsca, „gdzie pieprz rośnie”. A zatem m.in. wyspy archipelagu Zanzibar. Mamy to szczęście, że nie musimy się już przeprawiać przez wzburzone oceany, aby na własne oczy ujrzeć bogactwo przypraw, wystarczy, że pojedziemy na jednodniową wycieczkę.

Na farmie przekonaliśmy się, jak wyglądają w naturalnym środowisku muszkatołowiec korzenny (jego nasiona to gałka muszkatołowa, w języku swahili kungu manga) czy lawsonia bezbronna (z jej liści i pędów produkowana jest henna), jak rośnie kurkuma, nazywana szafranem dla ubogich – mogliśmy nawet spróbować jej kłączy. Chwilę później z kolczastego owocu niewielkiego drzewa arnoty właściwej wydobyliśmy nasiona, które zmiażdżone dały kolor najpiękniejszej szminki (pomarańczowoczerwony). Powąchaliśmy, jak intensywnie pachnie trawa cytrynowa, którą miejscowi suszą i palą w domach, bo dla nas jej woń jest wspaniała, a dla komarów odstraszająca. Zobaczyliśmy również rosnące kwiaty ylang-ylang (jagodlinu wonnego), których zapach można uznać za piękniejszy od najdroższych perfum (powstaje z nich cenny olejek ilangowy). Spróbowaliśmy też prosto z krzaka karambole – kwaśne owoce, które przekrojone mają kształt gwiazdki. Widzieliśmy, jak rośnie kawa, krzewy curry (curry tree lub curry leaf tree), których liście mają okropny zapach, ale gdy już je ususzymy i utłuczemy na proszek, są świetnym dodatkiem do potraw i przyprawą dobrą na obniżenie ciśnienia i poziomu cholesterolu we krwi. Sprawdzaliśmy znieczulające działanie goździków, których miejscowi używają w przypadku bólu zęba. Podziwialiśmy wiecznie zielone drzewo cynamonowe. Jego liście pachną jak goździki, kora służy jako dobrze nam znana przyprawa (cynamon), a po zdjęciu z drzewa odrasta po trzech miesiącach. Z kolei korzenie cynamonowca, które można własnoręcznie wykopać, mają zapach kamfory. Kiedy utrze się je z olejem kokosowym, powstaje naturalna maść rozgrzewająca stosowana w czasie przeziębienia. W okresie ramadanu miejscowi przed wschodem słońca jedzą owsiankę z cynamonem, która jest tak sycąca, że pozwala im przetrwać całodzienny post. Przyjrzeliśmy się także roślinom pnącym. Wanilia, druga po szafranie najdroższa przyprawa świata, nie rośnie samodzielnie, ale owija się wokół drzew. Największe wrażenie robi muszkatołowiec korzenny, którego owoce są wprost przepiękne. Zawierają one brązowe nasienie znane jako gałka muszkatołowa. Uważa się ją za lokalny afrodyzjak, jak również środek do uspokajania i usypiania dzieci. Po dwugodzinnej wyprawie przez busz, z przerwą na picie mleczka prosto z kokosa i poczęstunek ze świeżych owoców, zrobiliśmy jeszcze zakupy w sklepie ze świeżymi przyprawami, wspierając w ten sposób lokalną społeczność, która prowadzi farmę.

Na Zanzibarze na smakoszy czekają talerze pełne przysmaków przygotowanych ze świeżych owoców morza

SMAKOWITA KUCHNIA

Feeria smaków tutejszych przypraw wspaniale wzbogaca prostą kuchnię afrykańską. Czarny Ląd na tej szerokości geograficznej jest prawdziwym rogiem obfitości. Są tu pełne słodyczy owoce, soczyste warzywa, a ocean zapewnia mnóstwo ryb, skorupiaków i owoców morza. Do tego dochodzą rozmaite przyprawy, korzenie, kilka rodzajów ziemniaków, batatów, manioku (z jego bulw otrzymuje się mąkę nazywaną kassawą), kukurydzy, bananów – traktowanych nie tylko jak owoce, ale i jak warzywa. Afrykańczycy lubią proste jedzenie. Najczęściej przygotowują potrawy jednogarnkowe, gulasze mięsno-warzywne, a do tego ryż czy ugali – rodzaj gęstej papki z mąki lub kaszki kukurydzianej albo kassawy. Niemal w każdym miejscu znajdziemy kramiki z grillowanymi kolbami kukurydzy. Podaje się je na gorąco, posmarowane sokiem z limonki i posypane solą. Na nadmorskiej promenadzie i w Ogrodach Forodhani (Forodhani Gardens) w Kamiennym Mieście co wieczór rozkładają się dziesiątki straganów z jedzeniem. Przed zachodem słońca kucharze rozstawiają przenośne kuchnie, rozpalają grille i pieczołowicie układają na gazetach świeże owoce morza, warzywa, szaszłyki.

Jeżeli chcemy pokusić się o droższe i bardziej eleganckie jedzenie, trzeba wybrać się do wioski Pingwe i do „The Rock”, uważanej za najpiękniej położoną restaurację na świecie. Mały, biały domek z przytulonymi do niego drzewami niepewnie opiera się na niewielkiej skale wśród lazurowych wód Oceanu Indyjskiego – do lokalu przypływa się łódką. Słynąca z doskonałych owoców morza i wspaniałych deserów „The Rock” najbardziej efektownie wygląda w czasie przypływu, więc trzeba dobrze wyliczyć czas, kiedy przyjedziemy na miejsce. Jest to na pewno atrakcja, którą warto zobaczyć, ale jeśli nie chce się płacić rachunku słonego jak fale oceanu (przeciętnie 50–70 dolarów od osoby), można wybrać się na obiad w znacznie tańszej restauracji „Upendo” przy plaży, za to z widokiem na ikoniczny lokal.

PÓŁNOCNA WYSPA

Tylko ok. 50 km na północ od Zanzibaru, czyli wyspy Unguja, i tyle samo na wschód od kontynentalnej części Tanzanii leży Pemba, zwana Zieloną Wyspą, ze stolicą w Chake Chake. To spokojne miejsce, żyjące w swoim tempie, jakby nie zauważało szalonego postępu cywilizacji. Choć nieskazitelnie biały, miękki piasek, delikatne ciepłe fale i lekką bryzę znad oceanu da się znaleźć nie tylko tutaj, to właśnie na Pembie nie trzeba się nimi z nikim dzielić. Można mieć niemal całą rajską plażę dla siebie i rozkoszować się promieniami słońca, oglądając tradycyjne drewniane łodzie dau (dhow) z ich trójkątnymi żaglami, pływające wolno po mieniącej się, turkusowej toni Oceanu Indyjskiego. Prawdziwi miłośnicy wody powinni wybrać się do Manta Resort, gdzie mogą zamieszkać (na minimum trzy noce) w podwodnym pokoju na rafie Manta. Pływający, zakotwiczony pomost z hotelowym pokojem, położony 250 m od plaży w wodach oceanu, składa się z trzech poziomów. Najwyższy stanowi taras słoneczny, niższe piętro to salon i łazienka, a na samym dole znajduje się część podwodna z sypialnią ze szklanymi oknami, przez które widać morskie życie na rafie. Ocean Indyjski wokół Pemby utrzymuje temperaturę między 24 a 29°C, idealną dla wzrostu koralowców, które przyczyniają się do tworzenia długich linii raf zamieszkałych przez niezwykłe bogactwo morskich stworzeń. Nurkowie podziwiają widoki w wodzie, której przejrzystość pozwala na widoczność sięgającą 30–40 m. Setki barwnych ryb, rozgwiazdy, mięczaki, kraby, krewetki, koniki morskie, kalmary, gąbki, żółwie tworzą unikalny ekosystem, fascynujący świat fauny i flory oceanicznej, który można oglądać bez końca. Na wyspie warto także odwiedzić ruiny fortecy Mkama Ndume z XV stulecia i pozostałości miasta Chwaka, zamieszkałego od IX do XVI w. i ponownie w XVIII w. Poza tym w stołecznym Chake Chake znajduje się latarnia morska i kolorowy targ rybny.

Mafia Island Marine Park, egzotyczna ryba ustnik lunula w najważniejszym parku morskim Tanzanii

POŁUDNIE ARCHIPELAGU

Niedaleko modnego, turystycznego Zanzibaru jest miejsce, w którym nie doświadczymy pośpiechu ani tłumów, zatopimy się za to w atmosferze wyspiarskiego luzu i slow life, które nie zmieniają się od dziesięcioleci. Tu można zejść z utartych szlaków i doświadczyć nieskażonej ręką człowieka przyrody i lokalnej kultury. Wyspa Mafia (znana dawniej jako Chole Samba) leży 160 km na południe od Ungui i w tej samej odległości na wschód od rezerwatu zwierzyny łownej Selous (Selous Game Reserve) w kontynentalnej Tanzanii. Z Dar es Salaam leci się tutaj mniej więcej 30 minut, da się także dotrzeć lekkim samolotem z Zanzibaru. Mówi się, że Mafia jest najbardziej oryginalną kulturowo i naturalną przyrodniczo spośród wysp archipelagu. Ma białe plaże, wysmukłe palmy i bajeczną rafę koralową z mnóstwem miejsc do podziwiania podwodnego świata. W południowo-wschodniej części wyspy leży chroniona zatoka Chole, usiana wysepkami i mierzejami – to właśnie tu znajdują się najsłynniejsze i najpiękniejsze miejsca do nurkowania i snorkelingu.

Wyspa ma niezmiernie bogatą historię, której ślady można zobaczyć w cennych stanowiskach archeologicznych, których historia sięga nawet epoki żelaza. Mafia znalazła się na szlaku podbojów morskich statków, wiozących odkrywców i handlarzy eksplorujących wschodnie wybrzeże Afryki. Dziedzictwo kolonialne przypomina o obecności na tych terenach Niemców i Brytyjczyków. Mafia, podobnie jak Zanzibar, była kiedyś własnością sułtana Omanu. W 1890 r. wraz z częścią wybrzeża Tanganiki została sprzedana Niemcom (na mocy traktatu Heligoland-Zanzibar). W okolicach Chole i Kanga znajdziemy niemieckie budynki z przełomu XIX i XX stulecia. Podczas I wojny światowej wyspę opanowały brytyjskie wojska (w styczniu 1915 r.). Na Mafii nie brakuje również pamiątek z czasów perskich i arabskich, przypominających o ponad tysiącu lat historii tego miejsca. Ruiny w Kisimani, Kanga, Kua i na wyspie Chole pochodzą z XI w.

To, co powoduje, że Mafia jest taka wyjątkowa, to jej nieskażona przyroda. Wyspa ma najważniejszy park morski w Tanzanii (Mafia Island Marine Park). Jej ciepłe, płytkie wody są siedliskiem dla ponad 50 rodzajów koralowców, 460 gatunków ryb, 400 rodzajów gąbek, 200 rodzajów glonów i setek innych gatunków, z czego niektóre nie zostały nawet zidentyfikowane. Co ciekawe, porywane przez prądy Oceanu Indyjskiego zarodniki są przenoszone na północ, wzbogacając faunę i florę nawet odległych o tysiące kilometrów ekosystemów. Organizmy z wyspy docierają aż do Morza Czerwonego. Park Morski Wyspy Mafia zajmuje powierzchnię ponad 820 km2. Przy piaszczystych brzegach rosną lasy namorzynowe, które należą do najbardziej zagrożonych i wartościowych obszarów przyrodniczych w Afryce Wschodniej. Namorzyny z siedmioma gatunkami drzew mangrowych stanowią schronienie dla dziesiątek rzadkich i zagrożonych wyginięciem gatunków zwierząt, jak choćby siewka krabowa. Znajdują się tu także urokliwe wysepki koralowe. Mafia ma jedne z najbogatszych raf na świecie, z niezrównaną różnorodnością twardych i miękkich koralowców oraz wielką obfitością ryb tropikalnych. Na plażach lęgną się chronione żółwie, które można obserwować na ogół od lipca do września.

Z kolei od października do marca warto pokusić się o atrakcję z dreszczykiem emocji – pływanie i nurkowanie z rekinami wielorybimi migrującymi na tutejsze wody. Bliskie spotkanie z tymi ogromnymi, mającymi średnio do 10 m długości i ważącymi nawet 9 t stworzeniami zapiera dech w piersiach. Jednak pomimo groźnie brzmiącej nazwy i imponujących rozmiarów rekiny wielorybie nie są niebezpieczne; z natury łagodne, żywią się planktonem, a pływanie z nimi, zorganizowane przez wyspecjalizowaną agencję turystyczną lub profesjonalne centrum nurkowe, jest całkowicie bezpieczne. Jeśli jednak wolimy mniej emocjonujące formy aktywności, warto popływać kajakiem po okolicznych lasach namorzynowych i poobserwować z bliska życie ptaków wodnych. Świetny pomysł na spędzenie dnia stanowi wyprawa łodzią na jedną z tutejszych wysepek i plaż, jak np. Kitutia, Ras Kisimani, Miewe lub Mivinje, pływanie i relaks w ciepłej wodzie, a potem piknik w rajskim plenerze składający się z lokalnych dań. Poza tymi atrakcjami największym skarbem Mafii są bez wątpienia ludzie. Gościnni i przyjaźni, uśmiechnięci i weseli, z wielkim szacunkiem dla starszych i przodków, kulturowo silnie zakorzenieni w tradycji, przez której warstwę ochronną nie mają do nich dostępu zdobycze cywilizacji.

Jak wybrać miejsce na wyspie, które sprosta naszym oczekiwaniom? Północno-zachodnia część wybrzeża to kilometry pięknych, pustych, bielutkich plaż oraz zatok i wysepek stworzonych do rekreacyjnego pływania łodzią i piknikowania. Plaża Utende, w samym sercu parku morskiego, leży przy przyciągającej nurków wspaniałej głębinie wodnej, a okoliczne wyspy Chole, Juani, Jibondo, Bwejuu, Shungu Mbili, Niororo i Mbarakuni są niezmiernie zróżnicowane – odkrywanie ich pozwoli urozmaicić każdy dzień wakacji na Mafii. Z kolei Ras Kisimani stanowi rozległy kompleks piaszczystych półwyspów i zatok. To świetny rejon na błogie pluskanie się w ciepłej wodzie, pikniki na plaży i szukanie plenerów na zrobienie idealnego selfie. Juani, podobnie zresztą jak Ras Kisimani, jest miejscem, w którym znajdziemy najbardziej interesujące stanowiska archeologiczne. Wschodnie wybrzeże Mafii słynie ze spektakularnego podwodnego klifu ze skały koralowej. Bardzo głębokie dno i stroma granica rafy w tej okolicy to gwarancja niezapomnianych widoków podczas nurkowania. Właśnie tu powinni przyjechać miłośnicy silnych wrażeń. Z kolei Marimbani w zatoce Chole, pobliskie Kitutia i Mange oraz Fungu Sefu, na zachód od Kilindoni, słyną z łagodnych brzegów z dużą różnicą poziomów podczas przypływów, ale dno opada tutaj łagodnie, więc to dobre miejsce do rekreacyjnego snorkelingu.

WARTO WIEDZIEĆ

W tej części Afryki panuje klimat równikowy monsunowy, co oznacza, że rozróżniamy jedynie dwie pory roku – suchą i deszczową. Największe tłumy jeżdżą na wyspy od czerwca do września. Panuje wówczas pora sucha (przypada także na styczeń i luty), kiedy pogoda jest gwarantowana i wiadomo, że nie spadnie ani kropla deszczu. Ale przecież Zanzibar może być fascynujący o każdej porze roku. Temperatura powietrza w ciągu dnia rzadko spada poniżej 28°C. W porze deszczowej, czyli od marca do końca maja (oraz ponownie od października do listopada), przyjeżdża znacznie mniej turystów, a wcale nie oznacza ona, że pada tu przez cały czas. To prawda, zdarzają się wielkie ulewy, ale są one też niezwykłym zjawiskiem przyrodniczym, które warto przeżyć. Gdy z nieba leją się strugi wody, po kilku godzinach ulicami zaczynają płynąć wartkie strumienie, w których brodzi się po kolana. Wkrótce niebo się przeciera i wychodzi wspaniałe słońce. Nawet jeśli deszcze trwają kilka dni, potem następuje długi okres pięknej pogody. Podczas pory deszczowej na Zanzibarze można obserwować wschody i zachody słońca, które nie mają sobie równych. Chmury są wówczas oświetlane złoto-różowym światłem, malującym na niebie niezwykłą paletę barw, jak na najpiękniejszych obrazach wielkich mistrzów. Warto pomyśleć o wyprawie na archipelag w tym urokliwym okresie, kiedy ma się go niemal tylko dla siebie.

Choć wyspy mają stosunkowo niedużą powierzchnię, poruszanie się po nich to wyzwanie, zwłaszcza dla osób po raz pierwszy odwiedzających Czarną Afrykę. Nawet niewielkie odległości pokonuje się tutaj znacznie dłużej niż w Europie. Drogi, częściowo asfaltowe, a częściowo bite, są dużo gorszej jakości niż te, które znamy, więc podróż trwa dłużej. Możemy wziąć taxi (kursują tu one nawet na długich trasach, między miejscowościami), ale prawdziwą przygodą będzie wyprawa afrykańskim minibusem dala dala. W Stone Town najważniejszy przystanek takich taksówek zbiorowych znajduje się obok głównego targu miejskiego Darajani (Darajani Market lub Bazaar). Odjeżdżają stąd busy we wszystkie części wyspy. Na placu panuje nieopisany harmider i bałagan, ale po chwili można zorientować się w tym rozgardiaszu. Za przejazd uiszczamy opłatę u kierowcy i musimy pogodzić się z tym, że jako turyści wydamy więcej niż miejscowi, choć nadal w stosunku do cen europejskich będą to grosze. Bagaże lądują na dachu minibusa, a my wsiadamy na pakę, na której rolę siedzeń pełnią drewniane ławki. Starsze dala dala (te nowsze przypominają wschodnioeuropejskie marszrutki) nie mają okien. Na ich dachu nierzadko przewożone są bagaże pasażerów – worki z ryżem albo naręcza gałęzi. Charakteryzują się tym, że mieści się w nich dowolna liczba ludzi. My w szczytowym momencie naszej podróży naliczyliśmy 28 osób w ciasnym wnętrzu, mniej więcej 2 na 4 m, siedzących na ławach i na podłodze albo wiszących na zewnątrz pojazdu, jak w powojennej Warszawie, gdy tramwajami jeździło się „na winogrono”. Kiedy przejeżdżamy przez miejscowości, obserwujemy codzienność mieszkańców Zanzibaru. W wiosce mężczyźni siedzą pod „sklepem” – wiatą, pod którą można kupić kokosy i pomarańcze, lokalna młodzież gra na bosaka w piłkę nożną, a brudne dzieci w obdartych ubraniach prowadzają na sznurkach swoje upolowane podczas odpływu kraby. Warto choć raz wyjść poza wysoką bramę otaczającą luksusowy hotel, żeby zobaczyć, jak wygląda prawdziwe życie w tej fascynującej części świata.

SAFARI I KILIMANDŻARO

Wypoczynek na jednej z wysp archipelagu Zanzibar może być świetną nagrodą za trud safari w parkach narodowych Tanzanii – przejazd przez bezkresne sawanny Serengeti, do których milionowe stada antylop gnu i zebr migrują z Masai Mara, rezerwatu po kenijskiej stronie granicy. Warto również wybrać się na eksplorowanie krateru Ngorongoro, w którego wnętrzu niczym w ogromnym terrarium zamknięte są chronione gatunki zwierząt. Z pewnością doskonałym ukoronowaniem pobytu w Tanzanii będzie wyprawa na najwyższy szczyt Afryki – Kilimandżaro (5895 m n.p.m.). Wspinaczka na Dach Afryki nie wymaga umiejętności alpinistycznych i jest to raczej żmudny trekking, ale potrzebne będą niezwykłe samozaparcie i siła charakteru. W końcu, żeby zdobyć Mount Everest, wspinacz musi z bazy podejść 3448 m, a szlak na Kilimandżaro to aż 4195 m w górę.

Na szczyt prowadzą dwie drogi o różnym stopniu trudności – wspinacze ochrzcili je „Whisky” (Machame) i „Coca-Cola” (Marangu). Nietrudno zgadnąć, która jest tą łatwiejszą. Na Kilimandżaro można wchodzić cztery lub pięć dni (schodzi się jeden dzień). Warto wybrać wariant dłuższy (i droższy), a dodatkowy dzień, tuż przed atakiem szczytowym, przeznaczyć na podejście aklimatyzacyjne na poziom 5 tys. m. Dodatkowo codziennie po dojściu do obozu, w którym ma się nocleg, warto przejść jeszcze chociaż 200 m, żeby przed snem nabrać wysokości.

Na początku wspinaczki idzie się przez bajeczny las deszczowy. Przewodnicy jak mantrę powtarzają w języku swahili: pole, pole (wolniej). Trzeba wchodzić nieśpiesznie i stałym tempem, bo szarżowanie zgubiło niejednego próbującego zdobyć szczyt wulkanu. W schronisku Horombo (Horombo Hut) na wysokości 3720 m n.p.m. wspinacze zostają nieco dłużej, aby się zaaklimatyzować. Na ok. 4 tys. m są malownicze Zebra Rocks, a na mniej więcej 4,4 tys. m wychodzi się na przełęcz pomiędzy wulkanem Kibo a niższym wierzchołkiem Kilimandżaro – Mawenzi (5149 m n.p.m.). Widoki są niesamowite – szczyt wydaje się być stąd zaledwie na wyciągnięcie ręki. Trasa prowadząca z Horombo do schroniska Kibo (Kibo Hut, 4720 m n.p.m.) to piękny, 9-kilometrowy spacer. Po drodze mijamy pustynne krajobrazy. Na tle intensywnie niebieskiego nieba króluje szczyt Mawenzi. Tylko samo podejście pod Kibo Hut – dosłownie ostatnie 500 m – wymaga większego wysiłku. Stąd w nocy wyrusza się na atak szczytowy. Idziemy zakosami, gęsiego. Na wysokości ok. 5,5 tys. m n.p.m. coraz więcej wspinaczy rezygnuje z uwagi na objawy choroby wysokościowej. Wszak tylko jednej trzeciej śmiałków udaje się zdobyć Kilimandżaro.

Prawdziwe wyzwanie stanowi ostatnie 200 m w pionie – słynne podejście na Gilman’s Point (5681 m n.p.m.). Przy Stella Point (5756 m n.p.m.) do krawędzi krateru dochodzi szlak „Whisky”. Podejście trwa mniej więcej 40 minut. Kolejny wierzchołek ukazuje się, gdy z największym trudem wspinaliśmy się na poprzedni. Jest coraz wyżej i coraz ciężej. Wreszcie naszym oczom ukazuje się wymarzona tablica, że właśnie zdobyliśmy Dach Afryki. To prawdziwie mistyczne przeżycie.