Agnieszka Wasztyl
« Nowoczesne drapacze chmur, futurystyczne instalacje i luksusowe centra handlowe budowane są w zawrotnym tempie. Na piaskach pustyni, gdzie jeszcze ponad 60 lat temu znajdowały się niewielkie osady, powstały ogromne metropolie, które swoim rozmachem oraz technologicznymi rozwiązaniami zachwyciły i zadziwiły świat. W Abu Zabi i Dubaju coraz trudniej jest poczuć orientalny klimat, ale istnieją jeszcze emiraty, gdzie wśród wydm na pustyni można posłuchać beduińskich opowieści i poczuć klimat dawnej Arabii. »
Gorący wiatr z domieszką pustynnego piasku smaga mi twarz. Choć wybiła dopiero 6.00, to żar już leje się z nieba. Jest parno i duszno. Mimo wczesnej pory na ulicach mijamy mnóstwo ludzi, w tym emigrantów spieszących się do pracy. Według statystyk przyjezdni stanowią niemal 90 proc. populacji Zjednoczonych Emiratów Arabskich (ZEA). Pochodzą oni głównie z Indii, Egiptu, Bangladeszu, Pakistanu, Filipin i Malezji. W sumie ponad 200 narodowości.
W dubajskim metrze także ścisk. To jedyna podziemna kolej w kraju, ma dwie linie – czerwoną (M1) i zieloną (M2). Metro powstało dopiero we wrześniu 2009 r. Przejazd z jednej części miasta na drugą może zająć nawet 1,5 godz. Na podróżnych czekają trzy rodzaje wagonów. Popularne są te przeznaczone tylko dla kobiet i dzieci. My jedziemy jednak tzw. mieszanym wagonem, oznaczonym jako silver class. Oddano do użytku jeszcze wagon dla VIP-ów, oferujący luksusowe udogodnienia, ale tu ceny biletu za przejazd są znacznie wyższe.
Al Fahidi – historyczna dzielnica Dubaju
Dojeżdżamy do Al Fahidi (znanej też jako Bastakiya) – jednej z najstarszych części Dubaju. Promienie porannego słońca odbijają się w spokojnych wodach Dubai Creek – naturalnego wlotu morskiej wody z Zatoki Perskiej (Zatoki Arabskiej). To tutaj jeszcze kilkadziesiąt lat temu – zanim powstały nowoczesne drapacze chmur – biło serce miasta, a najważniejszymi źródłami dochodu miejscowej ludności były handel, rybołówstwo i połów pereł. Dwa brzegi oddzielają dzielnicę Deira od Bur Dubai, czyli Portu Dubajskiego, w którego skład wchodzi niezmiernie klimatyczna część miasta – Al Fahidi. Zanurzamy się w jej wąskich, niezwykle urokliwych uliczkach. Spacer stanowi dla nas podróż do przeszłości. Podziwiamy zadbane budynki w kolorze jasnego piasku z charakterystycznymi wieżami. Najstarszym zachowanym zabytkiem jest pochodzący z 1787 r. fort Al Fahidi, w którym obecnie mieści się Muzeum Dubajskie. Niedaleko znajduje się Centrum Porozumienia Kulturowego im. Szejka Mohammeda (Sheikh Mohammed bin Rashid Al Maktoum Centre for Cultural Understanding – SMCCU), Wielki Meczet Bur Dubai (znany także jako Grand Bur Dubai Masjid) i niewielkie Muzeum Kawy (Coffee Museum). To właśnie mała czarna jest najchętniej pita przez Emiratczyków. Kawę serwuje się tu głównie z kardamonem, ale czasem również z szafranem, imbirem czy cynamonem. Podobnie jak w Omanie, napój często jest przygotowywany na bazie wody różanej. Kawa dotarła na Półwysep Arabski ponad tysiąc lat temu, ale była wtedy tak droga, że mogli pozwolić sobie na nią tylko najbogatsi szejkowie. Teraz małą czarną pija się w każdym arabskim domu. Często podaje się ją z daktylami, bo Arabowie nie wlewają do niej mleka i nie dosypują cukru.
W Bur Dubai warto odwiedzić też Targ Tkanin (Grand Souk Bur Dubai). Wybór jest tutaj ogromny – od bawełny, jedwabiu, do materiałów wykonanych z liści palmowych. My jednak rezygnujemy z zakupu tkanin. Interesuje nas Targ Złota po drugiej stronie Dubai Creek.
Wsiadamy do abry – drewnianej motorowej łodzi – i za zaledwie 1 dirhama (w przeliczeniu ok. 1 złoty) płyniemy na drugi brzeg. Niespiesznie spacerujemy gwarnymi uliczkami Deiry, do której przed wiekami docierali kupcy z całego świata. Tu można poczuć ducha Orientu. Kuszą nas kolorowe stoiska z przyprawami. Od intensywnych zapachów aż kręci mi się w głowie. Sprzedawcy nawołują do zakupów, ale nie są natarczywi. Można, a nawet trzeba się targować. Stragany po brzegi wypełnione są ziołami. Mój wzrok przyciągają czerwone kupki szafranu i kurkumy. Miejscowi polecają zatar (znany także jako za’atar lub zahtar) – mieszankę przypraw kojarzoną z kuchnią Bliskiego Wschodu. Wreszcie docieramy na słynny Targ Złota. Ceny tutaj bywają zawrotne, a furorę robi ogromny pierścień wykonany z czystego złota. Waży 64 kg i został wpisany do Księgi rekordów Guinnessa. Jego wartość szacowana jest na ponad 3 mln dolarów. Kupuję u starszego Hindusa zimny sok z bambusa i ruszamy dalej. Tym razem do nowoczesnych dzielnic.
Nowoczesny i luksusowy Dubaj
W Dubaju wszystko musi być „naj”. Nowoczesne wieżowce i konstrukcje wyrastają jak grzyby po deszczu. Ulgę od upałów dają klimatyzowane przejścia nad ulicami i liczne punkty z wodą pitną. Miasto ciągle jest w budowie. Ikonę tej blisko 4-milionowej metropolii stanowi najwyższy na świecie drapacz chmur – Burdż Chalifa (Burj Khalifa, czyli Wieża Chalify). Ma aż 828 m wysokości i 163 piętra użytkowe. Widok robi wrażenie. Strzelista konstrukcja przyciąga turystów z całego świata. W środku Wieży Chalify mieszczą się m.in. biura, restauracje, luksusowe sklepy i ponad 50 wind. Wieczorem na sztucznym jeziorku przed wieżowcem odbywa się pokaz fontann ze światłami i muzyką. Tuż obok znajduje się słynna galeria handlowa Dubai Mall. Jest uważana za największą na świecie. W dodatku emiracki deweloper Emaar Properties ogłosił na początku czerwca 2024 r., że zamierza wydać na jego dalszą rozbudowę aż 1,5 mld dirhamów. Tu naprawdę można spędzić cały dzień. Przejście do metra zajmuje 15 min, ale łatwo jest się zgubić. To miasto w mieście. Znajduje się tutaj m.in. ponad 1000 sklepów (po ekspansji dojdzie 240 nowych), 120 restauracji, wodospad i ogromne akwarium o pojemności 10 mln litrów wody. Zresztą w Dubaju nie brakuje oryginalnych centrów handlowych. W galerii Mall of the Emirates wybudowano imponujący kompleks narciarski i snowpark – Ski Dubai. Nowoczesny Dubaj niewiele ma jednak wspólnego ze światem Orientu, który sobie wyobrażałam przed wyjazdem. Dookoła nowoczesne hotele, luksusowe samochody, eleganckie, drogie sklepy i tłumy zagranicznych turystów. Trudno jest znaleźć przytulne, klimatyczne restauracje serwujące tradycyjne jedzenie.
Przed upałem postanawiamy się schłodzić w futurystycznym Muzeum Przyszłości (Museum of the Future). Już z zewnątrz robi na nas duże wrażenie. Eliptyczna bryła jest widoczna z daleka i w kilka minut można dostać się do niej z metra. Elewację pokrywają cytaty, a jeden z nich szczególnie przypada mi do gustu: Przyszłość należy do tych, którzy potrafią ją sobie wyobrazić, zaprojektować i zrealizować Nie jest czymś, na co czekamy – musimy ją sami stworzyć. I to jest kwintesencja tego niezwykłego obiektu. Bo tak naprawdę ten oryginalny budynek niewiele ma wspólnego z muzeami. To imponujące centrum naukowe, przestrzeń wystawiennicza. Na kilku piętrach można zobaczyć interesujące ekspozycje. Wnętrze przypomina mi kadry z filmów science fiction. Już przejście korytarzem wywołuje we mnie mieszane uczucia, bo muzyka, którą słychać, niczego nie przypomina, choć po chwili kojarzy mi się trochę ze słynnym serialem Z Archiwum X. Potem jest jeszcze ciekawiej. W jednej z sal można zobaczyć gatunki żyjące na Ziemi w technice 3D. Fani mediów społecznościowych dostają tu zawrotu głowy. I owszem, miejsce jest bardzo fotogeniczne. Furorę robią humanoidalne roboty, eliptyczne windy i kapsuła czasu, która pozwala nam się przenieść w przeszłość.
Wyspy Palmowe i rejsy po marinie
Późnym popołudniem wsiadamy do metra i po kilkudziesięciu minutach dojeżdżamy do stacji, z której w kilka minut dochodzimy do jednoszynowej kolejki. To właśnie ona zawiezie nas na słynne Wyspy Palmowe (Palm Islands) – sztucznie zbudowane wysepki w kształcie palm daktylowych, z falochronami dookoła. W pełni ukończona jest na razie tylko jedna z trzech – wyspa Palma Jumeirah (Dżamira) z luksusowym 5-gwiazdkowym hotelem Atlantis, The Palm. W pełni zautomatyzowana bezzałogowa kolejka przejeżdża przez cztery stacje: Palm Gateway, Al Ittihad Park, Nakheel Mall oraz Atlantis Aquaventure Waterpark. Przejazd w dwie strony kosztuje ok. 35 zł. Na pierwszym przystanku można wykupić bilet na wieżę widokową – The View w The Palm. Koszt biletu w przeliczeniu wynosi ok. 100 zł. My rezygnujemy jednak z tej atrakcji i od razu jedziemy na ostatni przystanek. W oddali widać słynny hotel w kształcie żagla – 5-gwiazdkowy „deluxe” Burdż al-Arab (Burj Al Arab, czyli Wieżę Arabów). To jeden z najbardziej rozpoznawalnych budynków w Dubaju. W sumie przejazd kolejką trwa ok. 20 min. Najlepsze widoki są z pierwszego wagonu. Tłumy turystów przeciskają się, żeby zająć jak najlepsze miejsca. Atlantis, The Palm to elegancki hotel, w którym znajdują się luksusowe sklepy, restauracje, akwarium, a także olbrzymi park wodny ze sztuczną rzeką i basenami z falami – Aquaventure World. Budynek jest na tyle duży, że na recepcji można poprosić o mapę obiektu. Dla gości przygotowano 1,5 tys. pokoi, drogie apartamenty i popularne pokoje podwodne. Wstęp na plażę możliwy jest tylko dla gości hotelu. Ale nic straconego, bo po drugiej stronie ulicy rozciąga się szeroka piaszczysta plaża dostępna dla wszystkich.
Wsiadamy do kolejki, tym razem zajmujemy najlepsze miejsca. Przez okna podziwiamy wille bogatych mieszkańców i błyszczące w słońcu szklane wieżowce mariny. To bardzo luksusowa i zamożna część miasta. Mniej więcej 200 wieżowców powstało wzdłuż sztucznego kanału połączonego z Zatoką Perską. Spacer 7-kilometrową promenadą Dubai Marina Walk jest najprzyjemniejszy po zachodzie słońca. Liczne tutejsze restauracje kuszą bogatym menu. Ceny jednak są znacznie wyższe niż w innych częściach miasta. Wysadzany palmami deptak można obejść dookoła. Od czasu do czasu na horyzoncie pojawia się Ain Dubai – największy na świecie diabelski młyn, mający aż 250 m wysokości. Zresztą miłośnicy adrenaliny nie będą się nudzić w Dubaju. Serce na pewno mocniej zabije przy zjeździe tyrolką XLine Dubai, która pędzi z prędkością nawet 80 km/godz. To jednak atrakcja tylko dla odważnych. Każdy natomiast może skorzystać z rejsów po marinie. Najwięcej firm oferuje swoje usługi przy Dubai Marina Mall. Trasy różnią się długością, cenami i łodziami. Popularne są rejsy w okolicę wyspy Palma Jumeirah.
Co ciekawe, choć Dubaj nie kojarzy się raczej turystom z przemysłem jachtowym, to właśnie tutaj w marcu 2022 r., po dwóch latach przerwy z powodu pandemii, zorganizowano z rozmachem 28. edycję Dubai International Boat Show, na którą przyleciało ponad 250 wystawców z całego świata. Zlokalizowano ją w wówczas niedawno ukończonym nowym porcie – Dubai Harbour. W alei superjachtów swoje stoisko miała również polska firma Sunreef Yachts. Stocznia z Gdańska podczas dubajskich targów zaprezentowała swoją premierę – najbardziej zaawansowany technologicznie luksusowy katamaran na świecie – Sunreef 80 Eco. Kolejna, już 31., edycja Dubai International Boat Show odbędzie się od 19 do 23 lutego 2025 r. w Dubai Harbour.
Ras al-Chajma – egzotyczny emirat
Zaledwie 120 km od Dubaju mamy już zupełnie inny świat. Piaszczyste plaże, lasy namorzynowe, wyschnięte doliny rzek – tzw. wadi, pomarańczowe piaski pustyni i majestatyczne szczyty gór Al-Hadżar (Hajar Mountains). Tutaj, w wyludnionych wioskach, czas się zatrzymał. Fortyfikacje pamiętają tu burzliwe czasy, a mieszkańcy nie zapominają o długiej tradycji połowu pereł. Największy rozkwit tego biznesu w emiracie Ras al-Chajma (Ras Al Khaimah) nastąpił w XII stuleciu, o czym możemy się dowiedzieć w rybackim miasteczku Ar-Rams (Al Rams lub Rams), u wybrzeży którego znajduje się Suwaidi Pearls, powstała w 2004 r. farma. Tradycja wyławiania pereł sięga tutaj starożytności. To właśnie one były najważniejszą gałęzią handlu, zanim odkryto bogate złoża ropy i gazu. Poławiacze nurkowali w ciepłych wodach najczęściej od kwietnia do września. Wypływali po perły tradycyjnymi drewnianymi łodziami, zwanymi dau (dhow).
Turystów do emiratu przyciągają jednak przede wszystkim pocztówkowe plaże. Ras al-Chajma to ok. 65 km wybrzeża, które porastają malownicze lasy namorzynowe. Są one domem nie tylko dla ryb, lecz także ptaków, w tym flamingów. Można je zobaczyć na najsłynniejszej tutejszej plaży – Flamingo Beach. Dużą popularnością cieszą się też noclegi na pustyni w beduińskich campach. Legendy opowiadane przez nomadów przy rozgwieżdżonym niebie, ognisku i tradycyjnych tańcach na długo zapadają w pamięci. W emiracie Ras al-Chajma śmiałkowie mogą zjechać także najdłuższą na świecie tyrolką – Jais Flight. Ma ona ponad 2,8 km długości i pędzi z zawrotną prędkością do 150 km/godz.
Moją wyobraźnię najbardziej jednak pobudza fort Dhayah, wzniesiony na wzgórzu. Obecny wygląd twierdzy pochodzi z XIX w. Fort Dhayah jest najwyżej zbudowaną warownią w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. W grudniu 1819 r. dzielnie bronił się przed atakami Brytyjczyków, choć siły Zjednoczonego Królestwa były liczniejsze i silniejsze. Z fortu doskonale widać Dżabal al-Dżajs (Jebel Jais) – górę znajdującą się na granicy ZEA i Omanu, która jest jednocześnie najwyższym szczytem Emiratów, osiągając tu wysokość 1892 m n.p.m. Archeolodzy uważają, że ziemie w tych okolicach były zamieszkałe już za czasów starożytnej kultury Wadi Suq (2000–1300 r. p.n.e.).
Po drodze do emiratu Ras al-Chajma można się zatrzymać w Szardży (Sharjah). To trzecie co do wielkości miasto ZEA – zamieszkane przez ok. 1,5 mln ludzi. Jest stolicą emiratu o tej samej nazwie. Stanowi spokojną enklawę, w której chętnie odpoczywają mieszkańcy Dubaju. Warto tutaj zobaczyć usytuowany nad jeziorem Khalid meczet Al Noor (Al Noor Mosque), który określa się mianem perły islamskiej architektury, oraz Muzeum Cywilizacji Islamskiej (Sharjah Museum of Islamic Civilization), gdzie można zobaczyć ponad 5 tys. eksponatów. Są to m. in. rzeźby, wyroby ceramiczne i rękopisy.
Abu Zabi – stolica w cieniu Dubaju
Z Dubaju do Abu Zabi (Abu Dhabi) dojeżdżamy w godzinę komfortowym autobusem. Tu klimat się zmienia. Powietrze jest bardzo suche i łatwiej się oddycha. Kierowca daje nam butelkę wody. Weźcie ze sobą, tutaj trzeba się nawadniać – mówi z uśmiechem. Ma rację. W Abu Zabi – w przeciwieństwie do Dubaju – nie ma punktów z wodą. A nasze zapasy szybko się kończą. Jest gorąco jak w piekarniku. Mimo żaru lejącego się z nieba na ulicach panuje tłok. Chociaż trzeba przyznać, że i tak 3,8-milionowa stolica Emiratów jest mniej zakorkowana niż Dubaj, ma więcej przestrzeni i zieleni. W mieście można znaleźć wiele zakątków, gdzie łatwo odpocząć od zgiełku i upału. Jedną z takich enklaw, w której lokalni mieszkańcy chętnie spędzają czas, stanowi Park Narodowy Namorzyn (Mangrove National Park) – zielone płuca tego pustynnego miasta. Znajdziemy tu mokradła, lasy namorzynowe i trasy kajakowe. Podobno można spotkać również żółwie i delfiny.
Abu Zabi tętni życiem od wczesnych godzin porannych. W nocy zresztą też nie zasypia. W przyhotelowych dyskotekach do rana bawią się turyści. Jeden z pracowników naszego hotelu z dumą podkreśla, że tutaj można pobawić się przy zagranicznej muzyce i że także kobiety bez problemu mogą potańczyć. Jest jak w Europie – zapewnia.
Stolica ZEA jest rozdarta między tradycją a nowoczesnością. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu była niewielką osadą. Dzięki odkrytym złożom ropy naftowej dziś to bogata metropolia. W wielu miejscach można znaleźć sklepy zachodnich marek, amerykańskie fast foody, azjatyckie i europejskie restauracje. Ja jednak nie tego szukam… Dojazd do najciekawszych miejsc komunikacją publiczną zajmuje dużo czasu. To nie jest niestety miasto dla pieszych. I choć autobusy należą do bardzo tanich środków transportu publicznego, jeżdżą one jednak okrężnymi drogami. Taksówki te same odległości pokonują dwa razy szybciej. Nic dziwnego, że również wielu miejscowych z nich korzysta. Czasem podjeżdżają nimi zaledwie kilkaset metrów i nikt nie jest tym zaskoczony.
Mój wzrok koncentruje się na klimatyzowanych przystankach. Często z nich korzystamy, żeby schronić się przed palącym słońcem. Wsiadamy do miejskiego autobusu, którym dojeżdżamy do urokliwej promenady nad Zatoką Perską. Nieopodal znajduje się najbardziej luksusowy hotel na świecie Emirates Palace i nowoczesne wieżowce. Wzrok najbardziej przyciąga tutaj kompleks pięciu drapaczy chmur Etihad Towers. Stąd już tylko rzut beretem do jednego z najpiękniejszych budynków Abu Zabi – Pałacu Prezydenckiego, Qasr Al Watan, czyli Pałacu Narodu. W monumentalnym gmachu odbywały się spotkania m.in. przedstawicieli Ligi Państw Arabskich. Co ciekawe, w pałacu dziś nikt nie mieszka. Budowla już z zewnątrz robi duże wrażenie, ale w środku pełne przepychu wnętrza dosłownie zapierają dech w piersiach. Zachwyceni, podziwiamy misterne zdobienia sal, wystawy, eksponaty i ogromną kopułę, która ma aż 37 m średnicy. Złote ściany przypominają mi kadry z bajek o księżniczkach i pałacach. Bo Qasr Al Watan to pałac jak z baśni. Nie tylko my jesteśmy zachwyceni. Oszołomieni są też inni turyści. Nigdy czegoś takiego nie widziałam. To zupełnie inny świat. Przepiękne miejsce – mówi mi turystka z Chin Xiao Jiayi. Na mnie największe wrażenie robi biblioteka z kolekcją ponad 50 tys. woluminów. Interesująca jest także sala z prezentami od przywódców innych państw i oryginalna złota instalacja w kształcie elipsy – „Power of Words”. Jest na niej przesłanie dla świata: Bogactwo to nie pieniądze, nie ropa. Bogactwo leży w ludziach i jest bezwartościowe, jeśli nie jest poświęcone służbie ludziom.
Opuszczamy baśniowy pałac i znów prawie godzinę jedziemy do futurystycznego muzeum sztuki Luwr Abu Zabi (Louvre Abu Dhabi), zbudowanego na wyspie Saadiyat. Bryła budynku jest oryginalna i nowoczesna. Przez otwory jasnej kopuły do środka przedostaje się światło, które mocno rozświetla wnętrze. Autorem projektu jest francuski architekt Jean Nouvel. W środku można podziwiać mnóstwo wystaw i zbiorów z wielu krajów świata. Mają one pokazywać różnorodność kultur. Część z nich została pożyczona z francuskiego Luwru i Centre Pompidou.
Z kolei na innej wyspie – Marina Mall – można zobaczyć, jak wyglądało życie w Abu Zabi przed wiekami. Skansen Heritage Village stanowi darmową atrakcję, do której najwygodniej dojechać taksówką. W mieście warto również zobaczyć zamek Qasr al-Hosn (Qasr Al Hosn) z 1761 r., Capital Gate, czyli Krzywą Wieżę Abu Zabi, nowoczesny i najbardziej pochyły wieżowiec na świecie, a na fanów mocnych wrażeń czeka park rozrywki Ferrari World, z najszybszą górską kolejką świata Formula Rossa, pędzącą z zawrotną prędkością do 240 km/godz. Jednak bez wątpienia najsłynniejszą atrakcją Abu Zabi jest Wielki Meczet Szejka Zajida (Sheikh Zayed Grand Mosque), w którym spędziliśmy ponad 2 godz.
Wielki Meczet Szejka Zajida – perła arabskiej architektury
Olbrzymią budowlę widać już z daleka. Monumentalny biały budynek ze strzelistymi minaretami wygląda jakby był wyciągnięty z innej bajki. Podjeżdżamy autobusem pod meczet, największy w Emiratach. Świątynia nie jest zabytkiem, została ukończona w 2007 r., ale od samego początku przyciąga miliony turystów z całego świata. A jest się czym zachwycać. Wielki Meczet Szejka Zajida już z zewnątrz robi piorunujące wrażenie. Ponad 1000 kolumn, 82 kopuły, z czego ta największa uchodzi za największą na świecie (ma 85 m wysokości i prawie 33 m średnicy). Wejście do meczetu znajduje się w podziemiach. Bilet jest darmowy, ale trzeba go zarezerwować wcześniej na konkretny dzień i godzinę. Przed pandemią można było za darmo wypożyczyć tutaj strój. Obecnie jednak możliwy jest tylko zakup. Nie mam więc wyjścia. Choć założyłam chustę na włosach, długie spodnie i długi rękaw, ochroniarze proszą, żebym kupiła abaję, długą sukmanę. Ich zdaniem moja jasna koszula może prześwitywać. Nie dyskutuję, takie są zasady. Kupuję zatem arabską sukienkę i wchodzę na teren meczetu. W środku prawdziwe tłumy. Nie można jednak przemieszczać się swobodnie. Na każdym kroku ochroniarze pilnują kierunku zwiedzania. Co chwilę sprawdzają nam też bilety. Panują tu dość restrykcyjne zasady w porównaniu do innych meczetów, które miałam okazję zwiedzać w Kuwejcie czy Omanie. Ale to być może sposób, żeby zapanować nad tak dużą liczbą turystów. Meczet może pomieścić nawet ok. 42 tys. wiernych. Piękne dekoracje wnętrz wykonywali artyści z całego świata. W głównej sali modlitewnej wzrok przyciągają złote żyrandole ozdobione kryształami Swarovskiego. Ten największy waży 12 t. Podłogę zdobi ręcznie tkany dywan. Jest on największy na świecie – zajmuje powierzchnię 5627 m² i ma wagę aż 35 t. Wielki Meczet Szejka Zajida bez wątpienia stanowi perłę arabskiej architektury.
Aby w całości objąć piękno budowli, najlepiej podejść na drugą stronę ulicy do memoriału Wahat Al Karama – pomnika upamiętniającego poległych obywateli ZEA, nie tylko żołnierzy, lecz także cywilów. To stąd rozpościera się najpiękniejszy widok na meczet.
Ekologiczny Masdar
Taksówką dojeżdżamy do Masdaru – ekologicznego miasta przyszłości. Przejazd z lotniska w Abu Zabi (Zayed International Airport – AUH) zajmuje 10 min. To miejsce poza szlakiem, nieprzerwanie w fazie konstrukcyjnej od lutego 2008 r., choć projekt budowy był gotowy już dwa lata wcześniej.
Po co tam jedziesz, tam nic nie ma, tylko budynki – pyta mnie zdziwiony taksówkarz. I właśnie te budynki chcę zobaczyć. Masdar stanowi oczko w głowie emirackich władz. Odnawialne źródła energii mają pokrywać zapotrzebowanie miasta na prąd w 100 proc. Na ławkach w cieniu siedzi kilkoro młodych ludzi. Jednym z nich jest Rohit Bharadwaj z Indii. Studiuję tu na Khalifa University, w Masdar Institute of Science and Technology. To nowoczesna uczelnia, która skupia się na ekologicznych technologiach. Mamy wykładowców z całego świata – zapewnia chłopak. W większości budynków w Masdarze mieszczą się siedziby firm i akademiki dla studentów. Nie czuć tu jednak ducha miasta. Bardziej czuję się jak na patio w korporacji. Miasto wydaje się wyludnione. Oprócz nas nie ma ani jednego turysty. Specjalnie zaprojektowane budynki zapewniają dobrą wentylację. Nie ma tutaj wieżowców, zabudowa jest niska, wzorowana na tradycyjnej arabskiej architekturze. Rzeczywiście panuje znacznie niższa temperatura niż w Abu Zabi. Znajduje się tu także 45-metrowa wieża wiatrowa, która zasysa chłodne powietrze z góry. Między uliczkami kursują elektryczne meleksy. W przyszłości do Masdaru nie będą mogły wjeżdżać samochody. W planach jest również budowa metra, które połączy miasto z pobliską stolicą Emiratów.
Zjeżdżamy na poziom minus jeden. W podziemiach kursują bezobsługowe pojazdy. To pilotażowy program PRT (Personal Rapid Transit) – nowoczesnych elektrycznych samochodów bez kierowcy. Naciskam przycisk przy drzwiach, rozsiadam się wygodnie w fotelu, następnie wciskam guzik play i po chwili pojazd zaczyna jechać. Cieszę się jak dziecko. Na razie takie auta jeżdżą tu tylko w podziemiach, ale w przyszłości mają wyjechać na ulice emirackich miast. Po kilku rundkach wychodzimy na powierzchnię złapać taksówkę do naszego hotelu. Rano opuszczamy Emiraty – trochę z mieszanymi uczuciami.
Ten pustynny kraj zachwyca szybkim rozwojem, nowoczesnymi technologiami i rozwiązaniami, ale w tym wyścigu zatraca orientalny klimat. Ten można poczuć na prowincji, poza Dubajem i Abu Zabi. Historii przekazywanych z pokolenia na pokolenie nadal można posłuchać na piaskach pustyni u Beduinów i w małych miasteczkach, w których gości wciąż wita się z otwartymi ramionami. Tam czas się zatrzymał, a tempo życia jest zdecydowanie spokojniejsze niż w Dubaju czy Abu Zabi. Jednak ten świat za kilkadziesiąt lat z pewnością odejdzie do przeszłości. To ostatni dzwonek, żeby poczuć klimat prawdziwych Emiratów i zanurzyć się w arabskiej kulturze.