W najnowszym, już 56., aż 240-stronicowym, numerze „All Inclusive”, w dziale „EuroPodróże” Beata Mazurek opisuje nam błogi relaks pod gościnnym niebem Austrii. Poniżej publikujemy początek jej ciekawego artykułu. Cały tekst o relaksie w Austrii można przeczytać na str. 86–99 naświeższego, zimowego wydania magazynu „All Inclusive”, które dostępne jest pod tym linkiem: https://www.all-inclusive.com.pl/najnowszy-numer/

Zapraszamy serdecznie do wciągającej lektury! Beata Mazurek pisze, że: „Austria to dobry kierunek zarówno na długie wyprawy, jak i krótkie, weekendowe wypady. Zachwyci nie tylko wielbicieli wędrówek górskich, fanów rajdów rowerowych, odkrywców średniowiecznych zamków i pałaców, bywalców muzeów, lecz także poszukiwaczy nowych smaków, eksplorujących kuchnie świata. Republika Austrii (Republik Österreich) to kraj niemieckojęzyczny, jednak z własną odmianą tego języka – Österreichisches Deutsch. Jest ona, moim zdaniem, przyjemniejsza dla ucha niż uczony na lektoratach i w szkołach Hochdeutschen (wysokoniemiecki). Czasem zwroty używane w Austrii, znaczenie i brzmienie niektórych słów, mogą zaskoczyć osoby znające niemiecki. Na powitanie nadal słyszy się tu Grüß Gott, ziemniaki to der Erdäpfel, a nie der Kartoffel, bułka w Austrii to die Semmel, a nie niemieckie das Brötchen. Spotkać tutaj można też znajome określenia, jak powidła, które nad Dunajem to der Powidl, a nie das Pflaumenmus, morele to po prostu die Marille, a nie jak w Niemczech die Aprikose. Bogactwo języka powiększają lokalne dialekty, będące dość powszechnie używane na co dzień. W języku i kuchni znajdziemy wiele zapożyczeń z krajów dzisiaj sąsiadujących z Austrią, a jeszcze mniej więcej 110 lat temu stanowiących z nią jeden organizm. Tysiącletnia historia „Królestwa na Wschodzie”, bo tak można tłumaczyć niemiecką nazwę Österreich, zaczyna się w drugiej połowie X w. Powstała wówczas Marchia Austriacka (Marchia Wschodnia), po niemiecku Östliche Mark, która dała początek współczesnej Austrii. Jej pierwszymi władcami byli Babenbergowie. Władali krajem prawie do połowy XIII stulecia i to z nimi wiąże się wiele barwnych rycerskich opowieści. Jeden z nich, Leopold V Babenberg (ok. 1157–1194), brał udział w III wyprawie krzyżowej (1189–1192) i to podczas jej trwania na murach Akki miała zrodzić się w lipcu 1191 r. flaga Austrii, należąca do najstarszych na świecie. Z Leopoldem V, zwanym der Tugendhafte, czyli „Cnotliwy”, wiąże się opowieść o angielskim władcy Ryszardzie I Lwie Serce (1157–1199). Panowie się nie lubili. Jak niosą opowieści, jeszcze podczas krucjaty doszło między nimi do starcia niegodnego obrazu rycerza. Król Ryszard, uważający się za numer jeden wyprawy, uznał księcia Austrii za niegodnego przebywania wraz innymi dowodzącymi na murach Akki. Było to okazanie lekceważenia i poniżenie dla Leopolda V. Po zakończeniu krucjaty Ryszard Lwie Serce wracał do Francji (ten władca Anglii w ciągu swoich dziesięcioletnich rządów spędził w tym kraju zaledwie sześć miesięcy i nawet nie znał angielskiego) przez ziemie należące do księcia Austrii. Można powiedzieć, że sam prosił się o kłopoty. Gdy w grudniu 1192 r. zatrzymał się na postój w karczmie pod Wiedniem, został aresztowany przez ludzi Babenberga. Ryszard został uwięziony najpierw w zamku wznoszącym się wysoko nad pięknym Dürnstein, miasteczkiem leżącym w malowniczej dolinie Wachau, a później przekazany cesarzowi Henrykowi VI Hohenstaufowi (1165–1197) i więziony w cesarskich zamkach. Wolność odzyskał dopiero w lutym 1194 r. Dzisiaj ze średniowiecznego zamku zostały tylko ruiny, za to widok, jaki się z nich rozpościera, jest wart wdrapania się stromą ścieżką. Aby zyskać wolność dla swojego króla, Anglia musiała zapłacić ogromny okup. Co prawda nie Leopoldowi V, a cesarzowi Henrykowi VI, jednak spora partia złota trafiła do Babenberga. Część tych pieniędzy przeznaczono na budowę Wiener Neustadt (Nowego Miasta Wiedeńskiego), miasta leżącego na południe od Wiednia. Zamków usytuowanych malowniczo na górskich szczytach i w zielonych dolinach w Austrii nie brakuje, a każdy skrywa jakieś tajemnice, fascynujące opowieści o rycerzach i rabusiach.”

I kończy swój tekst o Austrii w poniższy sposób: „Wiedeń warto odwiedzić o każdej porze roku, żeby poznać różne jego oblicza. Zima jest czasem jarmarków świątecznych, Glühwein (grzanego wina) oraz rozświetlonych dekoracjami ulic – moje ulubione to ogromne żyrandole na placu Graben. Wracając do targów adwentowych, w stolicy Austrii działa ich co roku kilkanaście. Każdy nieco inny. Największy jarmark otwiera się tradycyjnie pod Ratuszem (Wiener Rathaus). Poza stoiskami z ozdobami, smakołykami i gastronomią towarzyszy mu lodowisko. Wiedeń kocha ślizgawki, z których zimą korzysta się pełnymi garściami. Czas przedświąteczny ma nad Dunajem również swoją ciemniejszą stronę. Koniec listopada i początek grudnia to okres, w którym można zobaczyć w całej Austrii parady Krampusów. Są to potworne postacie z ogromnymi rogami, budzącymi grozę twarzami, ubrane w skóry i futra. W Austrii Krampus był diabłem, towarzyszem św. Mikołaja, który miał rózgę i przeprowadzał rozmowę z niegrzecznymi dziećmi. Od połowy XX w. postać ta przeobraża się w coraz potworniejsze osobniki, same lub stadnie grasujące po mieście. Dzisiaj to zabawa dla dorosłych. Zamiast rózgi do karcenia dzieci Krampus dzierży bat lub widły. Stanowi on nieodłączny element adwentu i dnia 6 grudnia, wspomnienia św. Mikołaja. Zdecydowanie bardziej lubię świąteczne słodkości, jak ciasteczka Vanillekipferl. Mają one kształt księżycowych rożków, są kruche, słodkie, o orzechowo-migdałowym smaku, posypuje się je cukrem pudrem. Z kolei przygotowywany nie tylko w okresie Bożego Narodzenia Wiener Kaiserschmarrn, czyli omlet cesarski, podarty na kawałki, puszysty, z rodzynkami moczonymi w rumie, podaje się posypany cukrem pudrem, z musem jabłkowym lub konfiturą. Słodkości z gór, serwowane też w austriackiej stolicy, to Salzburger Nockerl, salzburski suflet składający się z trzech części pieczonych na złoty kolor, o charakterystycznym kształcie przypominającym alpejskie szczyty, oraz pochodzący z Karyntii Reindling – rodzaj babki z dużą ilością bakalii. Najbardziej wiedeńskim ciastem jest Gugelhupf – marmurkowa babka z kominem, najpopularniejszy austriacki deser to Marillenknödel, czyli knedle z morelami. Austriacy, a zwłaszcza wiedeńczycy, przepadają za słodyczami. Czasem nie do końca wiadomo, czy podana potrawa to deser, czy danie główne. Do ciasta dobrze napić się kawy. W Wiedniu może to być Melange. To kawa mocna jak espresso, przedłużona odrobiną wody, z dodatkiem ciepłego mleka i kleksem spienionego. Małą czarną podaje się tu zawsze ze szklanką wody.”